autor

Agnieszka Kacprzyk

Pewnego dnia spadłam z Księżyca. Z zadziwienia zrobiłam wielkie oczy i tak mi zostało do dziś.
Gdyby ktoś robił studium przypadku najgorszych kobiecych cech - serdecznie do siebie zapraszam. Karuzela nastrojów i huśtawka emocji. Jak mówią o mnie niektórzy: pluszowa piła tarczowa, wiatr w żagle i wiatr w oczy. Inni zaś twierdzą: Agnieszka jest jak jej 18-metrowe mieszkanie, nikt by nie przypuszczał, że aż tak wiele zmieści się w środku. Nie wiem, o co im chodzi. Może o to, że w mojej chatce mieszka zarówno uroczy diabeł – kukła wyniesiona z archiwum teatru, jak i jesienna anielica o twarzy famme fatale. I o dziwo, świetnie się dogadują. Jest tu również Pippi Langsrumpf. Jej zawadiacka twarz co rano spogląda na mnie ze zdjęcia, które wisi tuż nad łóżkiem. Pippi to kwintesencja sztuki bycia sobą.
Jako typowa Księżycczanka (jakże lepiej brzmiałoby: Księżniczka!) wędruję po tej planecie, przyglądam się ludziom i szukam miejsca dla siebie. Pracowałam w restauracji, szkole, urzędzie, teatrze, wydawnictwie, galerii i agencji reklamowej. Ale nie potrafię osiąść w jednym miejscu. Moje włóczęgostwo nieustannie pcha mnie dalej i dalej. Nie piszę dla przyjemności. Piszę, bo kłębią się we mnie obrazy, które muszę przekuć w słowa. W przeciwnym razie pozostaną nieznośnymi demonami.
Lubię czeskie kino, wierzę we wróżki i siłę wyobraźni, jadam – za szybko, czytam – za mało, mówię – niechlujnie, palę – oj palę, często się śmieję, ale znacznie częściej się złoszczę.
Za szkody wynikające ze znajomości ze mną – nie odpowiadam.