Arbuzowy sezon
Data wydania: 2007
Data premiery: 11 maja 2007
ISBN: 978-83-6038-319-3
Format: 120x220
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 240
Kategoria: Literatura dla kobiet
25.90 zł 18.13 zł
* Historii miłosnych pisanych z kobiecego punktu widzenia było już mnóstwo. Mnóstwo też było książek o mężczyznach silnych, bezwględnych, wykorzystujących partnerki, a potem porzucających je bezlitośnie. Ale przecież XXI wiek to wiek mężczyzn wrażliwych, delikatnych, nieśmiałych. Na jakie upokorzenia może zdecydować się taki mężczyzna, szukając bliskości, uczucia… i pracy? Jak bardzo może cierpieć? Arbuzowy sezon to niezwykła historia miłosna, opowiadana przez mężczyznę. Historia, która zaskakuje najbardziej wtedy, kiedy czytelnikowi wydaje się, że wie już wszystko. W tej powieści dobre kobiety rodzą się o wschodzie słońca, książki zamiast kurzem pachną kredkami świecowymi, a prawdziwych przyjaciół poznaje się po tym, że pędzą przez całe miasto w środku nocy z koronkowym stanikiem w bagażniku.
** Najważniejszym bohaterem tej książki jest Adam. Mężczyzna po trzydziestce, który szuka pracy, a znajduje miłość. Niestety, jego ukochana rudowłosa Adela upokarza go na każdym kroku, tak samo jak jego druga wielka miłość: drużyna piłkarska, która stacza się w dół ligowej tabeli. Ale są też w tej książce inni, nie mniej ważni bohaterowie. Kaszubski dom, który sam wybiera sobie mieszkańców. Pory pod beszamelem i risotto milanese, które zachwyciłyby każdą kobietę, a stygną co wieczór, nietknięte, na kuchennym blacie. Wenecja, w której nawet największa rozpacz ginie gdzieś w porannej mgle. Żółw, który ratuje tkanki miękkie swojego właściciela. A przede wszystkim perfumy, które raz pachną arbuzem a raz ogórkami. I niewidzialny wiatraczek, które w środku nocy zapowiada wielkie zmiany.
*** Co kobieta może wiedzieć o erekcji i piciu wódki prosto z butelki? – zapytał jeden z pierwszych czytelników książki na wiadomość, że napisała ją kobieta, z męskiego punktu widzenia. Jeśli jednak ta kobieta studiowała kryminologię i psychologię oraz redaguje od lat dział “psychologia i seks” w jednym z miesięczników, można uwierzyć, że wie na ten temat całkiem sporo. Czytelniczki wciąż pytają “Czy ci faceci są z innej planety?”, mężczyźni zaś deklarują “Nigdy nie zrozumiem kobiet”. A ona rozmawia z nimi, czyta kolejne listy do redakcji i widzi, że tak naprawdę różnic nie ma tak wiele.
– To prawda, nigdy nie się nie upiłam i nigdy nie walczyłam z uporczywą erekcją na spotkaniu z przyszłym szefem, ale kochałam na zabój, wyrastały mi skrzydła ze szczęścia, a potem umierałam z rozpaczy. A te uczucia przeżywa się tak samo, bez względu na płeć – mówi autorka. – No i uwielbiam Wenecję, Kaszuby i piłkę nożną, tak jak mój bohater.
W dodatku nie jest to wcale jej debiut w pisaniu z męskiego punktu widzenia. Powieść “Amor z ulicy Rozkosznej”, i jej dalszy ciąg (“Amor i porywacze duchów”) to historie, których narratorem jest 10-letni chłopiec. Zyskały one rzesze czytelników, nie tylko wśród małoletnich panów. “Amor z ulicy Rozkosznej” właśnie ukazał się w Rosji. Autorka zaś obiecuje, że w następnej książce narratorem w końcu będzie kobieta.
Perfumy Adeli
Podniosłem rękę i dotknąłem nią twarzy. Ręka pachniała tobą. Niezwykłą mieszanką zapachów. Był tam zapach oliwki dla niemowląt, której z niewiadomych przyczyn uparcie używasz zamiast kremu. Zapach szamponu z pokrzywy (na opakowaniu napisano, że nic nie zapobiega plątaniu się włosów równie skutecznie jak on, ale burza twoich rudych loczków najwyraźniej o tym nie wie i dlatego daje się poplątać każdemu podmuchowi wiatru). Zapach herbaty malinowej, bez której nie możesz usnąć. No i zapach arbuza. Przede wszystkim on. Arbuz zawsze dominował w tej mieszance aromatów. W końcu twoje perfumy pachną właśnie arbuzem. Kiedy wyjechałaś na staż do Paryża, najbardziej tęskniłem za tym zapachem. Szukałem tych perfum w luksusowych sklepach i w osiedlowych drogeriach. Wszędzie słyszałem to samo: „Nie ma na świecie perfum, w których dominującą nutą byłby arbuz. Niech pan się dowie, jak się nazywają”, radziły ekspedientki. Ha, gdyby to było takie proste! Gdybyś nie uparła się, że nie powinienem tego wiedzieć! Gdybyś nie zamazała ich nazwy czarnym markerem i nie nakleiła karteczki z napisem Perfumy Adeli! Sama zrobiłaś tę karteczkę, kiedy nie patrzyłem. To było twoje drobne, kanciaste, lekko pochylone pismo.
– Nie chcę pachnieć dla ciebie Armanim, Diorem, Guerlainem – śmiałaś się, odrzucając do tyłu niesforne, poplątane wiatrem włosy. – Chcę pachnieć sobą. Dla ciebie to po prostu Perfumy Adeli, rozumiesz?
Rozumiałem… ale trudno mi było się z tym pogodzić.
Kiedy wróciłaś z tego stażu, ukradkiem zabrałem koreczek od tej prostokątnej butelki i poszedłem z nim do największej perfumerii w mieście. Myślałem, że dzięki koreczkowi sprzedawczyni zorientuje się, czego szukam.
Sprzedawczyni zrobiła wielkie oczy.
– To nie jest zakrętka od perfum. To najtańszy plastik, pewnie od jakiegoś płynu do naczyń. Niech pan sprawdzi na tamtej półce, po prawej.
Sprawdziłem. To nie był płyn do naczyń, lecz odżywka do włosów. Ty nigdy nie używałaś odżywki. Wierzysz tylko w szampon pokrzywowy w wielkiej, brązowej butelce z korkową zatyczką. Do dziś nie wiem, skąd wzięłaś tę zakrętkę i dlaczego wymieniłaś na nią oryginalny koreczek od perfum. Zapytałem o to kiedyś, ale odpowiedziałaś z uśmiechem:
– Mówiłam ci już. To Perfumy Adeli. Chcę, żeby tak zostało.
Więc zostało… tak jak chciałaś.
Twoja przyjaciółka, Iza, też uważała, że to, co robisz, jest absurdalne. Zamówiła u znajomego plastyka specjalną butelkę z wygrawerowanym napisem Perfumy Adeli. Chciała, żebyś zrozumiała, że to śmieszne. Ale ty byłaś zachwycona, prawie się popłakałaś ze wzruszenia. Od tej pory zawsze przelewałaś perfumy do „najwspanialszego prezentu, jaki dostałaś w życiu”. I natychmiast wyrzucałaś oryginalne opakowanie, wywoziłaś do śmietnika na drugi koniec miasta, żebym go przypadkiem nie zapamiętał.
Nie zapamiętałem. Niestety. A dziś oddałbym wszystko, żeby przez pięć sekund poczuć ten zapach. Twój zapach. Zapach Adeli.
Podniosłem rękę do twarzy. Pachniała tobą. Oliwką, szamponem pokrzywowym, herbatą, perfumami, które podobno nie istnieją.
Ten zapach też nie mógł istnieć. Nie było cię w tym domu od ponad pół roku. Nawet twoja szara bluzka – jedyna, której przez nieuwagę nie zabrałaś – przesiąkła już bez reszty dymem z mojej fajki i rybną wonią karmy dla żółwia. W tym domu nic już nie pachniało tobą, od tak dawna. Nic oprócz mojej ręki.
Uszczypnąłem się z całej siły. Siniak został na dwa tygodnie. I jeszcze raz, mocniej, tuż obok. To nie był sen. Moja dłoń naprawdę pachniała tobą. Mocniej niż kiedykolwiek, kiedy tu mieszkałaś.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.