Bazyliszek
Przekład: Piotr Kuś
Tytuł oryginału: Basilisk
Data wydania: 2022
Data premiery: 6 września 2022
ISBN: 978-83-67295-37-6
Format: 145/205
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 304
Kategoria: Fantastyka i groza
44.90 zł 31.43 zł
Graham Masterton w spowitym grozą Krakowie.
Mroczny horror, w którym mistrz gatunku mierzy się ze starą legendą.
Nathan Underhill jest kryptozoologiem, pracującym nad pozyskaniem materiału do badań nad komórkami macierzystymi, co ma pomóc w leczeniu chorób, wobec których medycyna była dotychczas bezradna. Niestety, jego aktualny projekt badawczy okazuje się porażką.
Wraz z żoną, Grace, dokonują wkrótce odkrycia, iż komuś udało się ożywić jedną z tajemniczych istot – bazyliszka. Tą osobą jest doktor Zauber, który jednak zamiast nauki, do osiągnięcia celów wykorzystuje alchemię i czarną magię.
Kiedy po starciu z bazyliszkiem Grace zapada w śpiączkę, a doktor Zauber znika bez śladu, Underhillowi przybywa na pomoc młoda dziennikarka. Razem udają się do Krakowa, gdzie podobno ukrywa się szalony doktor. Rozpoczyna się wyścig z czasem, a po piętach depcze im przerażająca bestia, która zdolna jest zabijać samym spojrzeniem.
Rozdział 1
– Słyszę jakieś hałasy – powiedziała pani Bellman drżącym głosem. – Zawsze między drugą a trzecią nad ranem, kiedy jest zupełnie ciemno.
Grace stała przy oknie, patrząc pod światło na zdjęcie rentgenowskie nogi pani Bellman. Niewiele to dawało. Od wczesnego rana padał rzęsisty deszcz i niebo było szarobure, zaciągnięte chmurami. Na parapecie stały dwie donice z bluszczem; rośliny wyciągały się ku sobie, niczym zdesperowani kochankowie, jakby pragnęły się spleść liśćmi i łodygami.
– Hałasy? – zapytała Grace. Właściwie nie słuchała pani Bellman. – Jakie hałasy?
– Brzmią tak, jakby ktoś ciągnął po korytarzu jakiś pakunek, tuż przed moimi drzwiami. Czasem słyszę też wrzaski, nie wiem jednak, skąd dochodzą. Może z góry, a może z głębi domu? Czasami z bliska, czasami z daleka.
– Jesteś pewna, że się nie przesłyszałaś? Może po prostu aparat słuchowy jest źle wyregulowany? Jeśli ustawi się go zbyt głoś-
no, mogą występować echa i trzaski.
Pani Bellman pokręciła głową tak zdecydowanie, że aż zatrzęsły się jej obwisłe policzki.
– Doskonale wiem, kiedy nawala aparat słuchowy, a kiedy naprawdę słyszę krzyk człowieka. Byłam kiedyś pielęgniarką.
– Naprawdę? W którym szpitalu?
– Och, nie ma pani o tym zielonego pojęcia. Zostałam wysłana do Europy z Korpusem Pielęgniarek Wojskowych, w tysiąc dziewięćset czterdziestym czwartym, zaledwie dwa i pół tygodnia po Dniu D. Na co ja się tam nie napatrzyłam…
– Mój Boże. To musiały być traumatyczne przeżycia.
– Traumatyczne? W czasie bitwy pod Bugle dostałam przydział do 76. Szpitala Ewakuacyjnego. Musiałam się opiekować mężczyznami, którzy mieli amputowane obie ręce. Żołnierzami rozjechanymi przez czołgi. Znam zatem różnicę pomiędzy trzaskiem aparatu słuchowego a ludzkim krzykiem, może mi pani wierzyć.
Grace schowała zdjęcie rentgenowskie z powrotem do koperty.
– Z tego, co widzę, kość udowa zrasta się bardzo dobrze. Za tydzień lub dwa staniesz z powrotem na nogi.
Pani Bellman przekrzywiła głowę na bok jak gdacząca młoda kura.
– Nie wierzy mi pani, co? Myśli pani, że wszystko zmyśliłam?
– Ależ absolutnie tak nie myślę. W nocy jednak wszystkie odgłosy brzmią inaczej niż w dzień, prawda? Prawdopodobnie słyszysz dozorcę, jak niesie pościel do pralni.
– Pościel nie krzyczy.
– Wiem, Doris. Ale krzyczą starsze panie, kiedy przyśni im się coś złego albo kiedy cierpią z powodu bólu. Ta wilgotna pogoda ma fatalny wpływ na pacjentów z zapaleniem stawów.
Poprawiła poduszki pod głową pani Bellman i wygładziła kołdrę. Była lekarką, nie należało to więc do jej obowiązków, ale przez ułamek sekundy widziała w wyobraźni panią Bellman jako młodą kobietę i dzielną pielęgniarkę, którą zapewne była w 1945 roku, kiedy jej włosy były jasne i bujne, nie siwe i zmierzwione jak teraz, a jej piękne niebieskie oczy lśniły intensywnym
blaskiem.
Pewnego dnia, pomyślała Grace, też będę stara i niezdarna i będę opowiadała takie brednie. Mam tylko nadzieję, że młode kobiety, pod których opieką się wtedy znajdę, zobaczą mnie taką, jaka jestem naprawdę.
– Ten doktor Zauber – odezwała się pani Bellman konfidencjonalnym szeptem. – Nie ufam mu, od pierwszego dnia, kiedy go zobaczyłam. Moim zdaniem on się porozumiewa z szatanem.
– Doris! Nie opowiadaj takich rzeczy, proszę cię! Wszyscy tu bardzo szanujemy doktora Zaubera.
– Ha! Szatana też wszyscy szanują.
– Takie wywrotowe opinie powinnaś zachować dla siebie.
Pani Bellman mocniej otuliła się szerokim, szarym szalem. W jej okularach odbiło się ponure światło zza okna, przez co wyglądała przez chwilę jak niewidoma. Jej wysuszone dłonie podobne były do szponów.
Na ścianie za nią wisiało lustro w ramie ozdobionej morskimi muszelkami, a wokół niego fotografie członków jej rodziny – synów, córek i wnuków.
– Ładne zdjęcia – powiedziała Grace.
– Tak – przyznała pani Bellman. – Szkoda, że bardzo rzadko ich widuję. Widzi pani tego malucha w czerwono-żółtym śpioszku? To Tyler, najmłodszy syn mojej córki Sarah. Ostatni raz przynieśli go do mnie, kiedy miał dwa lata. A teraz jest już w czwartej klasie, uwierzyłaby pani?
– Przykro mi.
– Och, nie musi pani być przykro. W miarę jak człowiek się starzeje, młodsi o nim zapominają. Jestem do tego przyzwyczajona. To jest tak, jakby się umarło za życia. Czasami myślę, że jedyną istotą, której na mnie zależy, jest Harpo, a on nawet nie jest człowiekiem.
Grace popatrzyła w kąt pokoju, gdzie na stoliku stała kopulasta klatka z wikliny. W środku na żerdzi siedziała puszysta biała papuga kakadu, bujając się i cicho świergocząc z głębi gardła. Grace delikatnie postukała w pręty i powiedziała:
– Cześć, Harpo. Powiedz coś do mnie. Powiedz: „Dzień dobry, Grace”.
Ptak jednak nadal szczebiotał, nie zwracając na nią uwagi.
– No, Harpo. – Grace nie rezygnowała. – Może byś chociaż zagwizdał.
Pani Bellman odchrząknęła.
– Kakadu Goffina tylko sporadycznie dają się nauczyć ludzkiej mowy. Harpo, odkąd go dostałam, nie wymówił ani słowa. A chciałabym, żeby powiedział: „Ten klops smakuje jak dupa starego człowieka”.
– Doris!
– Przepraszam. Ale kucharzom się wydaje, że skoro człowiek jest stary, to kompletnie stracił zmysł smaku. – Pani Bellman pochyliła się do przodu i wyszeptała: – Jeśli chce pani wiedzieć, to oni właśnie to ciągną nocami w workach po korytarzu. Podają jakiemuś staremu dziadowi zbyt dużą dawkę ksylokainy, a potem ciągną trupa do kuchni i robią z niego mielone klopsy.
– Masz naprawdę makabryczną wyobraźnię – powiedziała Grace. – Zażywasz tabletki uspokajające, które przepisałam? Powinny ci pomóc. Przyjadę tu znowu za dwa tygodnie i wtedy pomyślimy o zdjęciu gipsu.
– Jeśli jeszcze tutaj będę. Jeśli ten doktor Zauber nie zabierze się także do mnie i nie wywlecze mnie stąd w worku.
– Doris.
Pani Bellman machnęła ręką.
– Wiem, wiem. Moje podejrzenia powinnam zostawić dla siebie. Mam siedzieć cicho, dożywać moich dni, oglądając telewizję, i czekać, aż szatan zapuka do drzwi.
– Do zobaczenia, Doris. Uważaj na siebie, słyszysz?
Kiedy szła korytarzem w kierunku recepcji, niespodziewanie otworzyły się drzwi gabinetu lekarskiego i stanął przed nią doktor Zauber.
– Doktor Underhill! – powitał ją. Mówił z niemieckim akcentem, którego nie potrafił się pozbyć. – Co za miła niespodzianka.
– Jechałam do Chestnut Hill, pomyślałam więc, że wpadnę i zobaczę, jak się miewa Doris Bellman.
– No i?
– Noga doskonale się goi. Starsza pani ma mocny organizm, prawda?
Doktor Zauber posłał Grace krzywy uśmiech.
– Cóż, przykro mi to mówić, ale nie jest najłatwiejszą spośród naszych rezydentek. Ale, owszem, z powodu byle pęknięcia kości biodrowej nie zejdzie z tego świata.
Doktor Zauber był niskim mężczyzną o nieproporcjonalnie dużej głowie. Miał zakrzywiony nos, który nadawał mu drapieżny wygląd, a jego oczy były tak bladozielone, że wydawały się w ogóle pozbawione wszelkiego koloru. Lśniące siwe włosy, które miał starannie zaczesane do tyłu, opadały na wierzch kołnierzyka. Ubrany był jak zwykle – w czarną marynarkę i szarą kamizelkę oraz spodnie w szaro-czarne prążki. Kiedy Nathan spotkał go po raz pierwszy, powiedział, że wygląda raczej na pracownika kostnicy niż dyrektora domu starców. Denver z kolei mówił, że Zauber wygląda jak jeden z trojaczków Jacka Nicholsona (drugim jego zdaniem była dyrektorka jego szkoły, West Airy High School).
– Czy Doris nadal przyjmuje diazepam? – zapytała Grace, gdy ruszyli korytarzem obok siebie.
– Dlaczego pani pyta?
– Wydaje mi się trochę niespokojna.
– Naprawdę? Na jakim tle?
– Twierdzi, że w środku nocy słyszy jakieś hałasy. Krzyki i szurania, jakby ktoś przed jej pokojem ciągnął po podłodze jakiś ciężki pakunek.
– Naprawdę? Może to lekarstwa sprawiają, że ma przywidzenia. Porozmawiam na ten temat z siostrą Bennett.
– Bardzo o to proszę. Widzi pan, Doris jest tutaj bardzo samotna, bardziej niż inni mieszkańcy tego domu.
– Pewnie ma pani rację. Zobaczę, może uda mi się sprowadzić do niej kogoś w odwiedziny.
Doszli do recepcji i doktor Zauber położył dłoń na ramieniu Grace.
– Cóż, Grace – powiedział. – Muszę panią pożegnać. Mam kolejną naradę w sprawie budżetu. Będziemy decydować, czy nas w ogóle stać na karmienie naszych rezydentów. Kiedy się znowu zobaczymy?
– Nie wcześniej niż za jakieś dwa tygodnie. Staram się namówić męża na trochę wolnego.
– Och, rzeczywiście! Pani mąż jest pogromcą lwów, prawda?
– Zoologiem, panie doktorze.
– Co za fascynujący zawód! Zawsze uważałem, że zwierzęta są o wiele bardziej interesujące niż ludzie. Gdyby potrafiły mówić, zdradziłyby nam mnóstwo sekretów!
– Nathan twierdzi, że prawdopodobnie mówiłyby tylko o jedzeniu i seksie. Jednak głównie o jedzeniu.
– Och, nie! Zwierzęta są o wiele bliższe Bogu niż my. No i też bliższe szatanowi.
Gdybyś wiedział, co o tobie mówi Doris Bellman, pomyślała Grace. Ale tylko się uśmiechnęła i powiedziała:
– Zatem do zobaczenia za jakieś dwa tygodnie, doktorze.
– Będę czekał z niecierpliwością.
Grace wyszła z budynku i niemal biegiem przecięła parking. Krople deszczu rozbijały się o asfalt, a drzewa, targane przez wiatr, dziko, jakby w panice, wymachiwały gałęziami. Naciągnęła na głowę kaptur purpurowego płaszcza przeciwdeszczowego.
Kiedy odwróciła głowę, zobaczyła, że ktoś patrzy na nią z okna na parterze. Była to kobieta o bladej, wymizerowanej twarzy. Grace odruchowo jej pomachała, kobieta jednak nie zareagowała. Może jej po prostu nie widziała, a może zwyczajnie już jej nie interesowali inni ludzie.