Błędne siostry
Data wydania: 2017
Data premiery: 23 października 2017
ISBN: 978-83-7674-656-2
Format: 145x205
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 512
Kategoria:
39.90 zł 27.93 zł
Życie jest niczym podróż pociągiem. Należy liczyć się z objazdami, postojami, przesiadkami, a nawet z kraksami. Nie na wszystko mamy wpływ i dopóki tego nie zaakceptujemy, nie zaznamy wewnętrznego spokoju.
Karola to młoda Polka od wielu lat mieszkająca za granicą. Wydaje się wieść tam szczęśliwe, uporządkowane życie, jednak od dawna cierpi na silne bóle migrenowe, które są niezwykle uciążliwą dolegliwością. Lekarz zaleca kobiecie tymczasowy powrót do ojczyzny, gdyż być może znajomy klimat poprawi jej samopoczucie. Nieoczekiwanie koleżanka z pracy udostępnia jej swój domek w Karkonoszach, położony wśród urokliwych gór i lasów z dala od hałaśliwej cywilizacji. Kobieta przystaje na tę propozycję, bierze półroczny urlop i przyjeżdża na ustronne odludzie.
Lekki, subtelny styl oraz przepiękna polszczyzna kształtują książkę w sposób iście artystyczny. Poszczególne wątki umiejętnie wiążą się ze sobą, tworząc spójną całość, a delikatne napięcie towarzyszy nam od samego początku aż do finałowego zakończenia, działając pobudzająco na wyobraźnię. Wpleciona w fabułę legenda o błędnych siostrach roztacza swoistą mgiełkę mistycyzmu, potęgując nasze doznania.
Szczerze i serdecznie polecam.
Krystyna Meszka, autorka bloga: cyrysia.blogspot.com
Można na pozór iść, lecz dreptać tylko w miejscu, można jak skorpion ze strachu przed bólem zabić się własnym jadem. Jakkolwiek wydaje się to dziwne, czasem dopiero cofając się będziemy zdolni ruszyć do przodu. Być może odkryjemy nawet, że choć w cieniu prawdy kryją się lęki, przez jej światło na powrót wnika w nas nadzieja.
Pojawiając się po latach w ojczyźnie, byłam daleka od takich refleksji. To miał być dłuższy wypoczynek, na który zgodziłam się nie całkiem dobrowolnie. Przyświecał temu cel, który po czasie, wobec siły innych wydarzeń, okazał się drugorzędny. Nastawiłam się, że będę w znanym mi tylko z nazwy, karkonoskim uzdrowisku, a zamieszkałam na odludziu. W starym domu na górskiej polanie, odziedziczonym przez Reginę.
Moja jedyna rodaczka w firmie nakłaniała mnie:
– Przynajmniej go zobacz! Jeżeli uznasz, że to nie dla ciebie, znajdziesz sobie inną kwaterę, po sezonie nie ma problemu!
– No, nie wiem… W grę wchodziłoby nawet kilka miesięcy pobytu!
– To bez znaczenia, dom stoi pusty. I najpewniej aż do lata nikogo w nim nie będzie!
– Naprawdę mogłabym…? – Powoli przekonywałam się do jej pomysłu.
– Karola, nie krępuj się! Nawet lepiej, żeby ktoś tam pomieszkał i doglądał domu. Co prawda, stoi na uboczu, ale to uroczy zakątek! Oczywiście, możesz zabrać kogoś ze sobą…
– Tim odpada – weszłam jej w słowo. – Musi pracować, a zresztą nieraz dał mi do zrozumienia, że Polska go nie interesuje.
– To może jakaś koleżanka? – podsunęła.
Jej sugestia uświadomiła mi, że nie znam nikogo, z kim chciałabym tam pojechać. Konsekwencja życia, jakie prowadziłam od lat; nie brakowało znajomych, lecz nie było przyjaciół.
– Zastanowię się, daj mi, proszę, trochę czasu! – wykręciłam się, zarazem zapewniając Reginę, że doceniam jej propozycję.
W gruncie rzeczy, chyba już wtedy podjęłam decyzję – czułam nietypowy dla siebie dreszczyk podniecenia. Niemniej rozbudzone emocje potem jeszcze nieraz zmieniały koloryt. Podniecona wizją samotnej wyprawy przygasałam na myśl, że trzeba będzie powiedzieć o niej Timowi. Wyrozumiałość nie była jego silną stroną.
To spowodowało, że wyjechałam z wyrzutami sumienia oraz z naiwnym przeświadczeniem, że przemieszczam się tylko geograficznie. Tymczasem przyszło mi się zmierzyć z powrotem innego rodzaju, którego wcale nie pragnęłam. Przewrotny los rzucił mnie w miejsce nieodpowiednie ku temu, wręcz niebezpieczne. Do domu na polanie. A jednak właśnie tam, ścierając się z duchami przeszłości – własnymi i obcymi – odzyskałam klarowność widzenia. Z wysoka widać więcej.
* * *
Panorama z okien domu na stoku rozciągała się po daleki horyzont. Przy idealnej pogodzie można było dostrzec zabudowania po drugiej stronie doliny. Natomiast pobliskie pagórki nierzadko zasnuwała mgła, pełznąca po łąkach, sponad których wybijały się wapniaki przy szlaku. Skałki te zwano Błędnymi Siostrami.
Czasem biel otulała całą polanę, wnikała nawet między drzewa lasu. Mgła pojawiała się tu często i także z tego powodu miejsce budziło grozę. Okoliczni mieszkańcy uważali je za siedlisko niezwykłych zjawisk.
Zła sława przylgnęła do polany tak dawno, że nikt nie umiał powiedzieć, co i kiedy stało się tego powodem. W starych przekazach można było doszukać się wzmianek o widzianych tam zjawach, tajemniczych znakach na trawie lub śniegu, nietypowym zachowaniu zwierząt. Z lat, gdy obszar był dostępny jedynie dla wojska, przeniknęła informacja o wzmożonej radioaktywności terenu i anomaliach magnetycznych. Bywało, że turyści przybyli do schroniska pod szczytem narzekali na zawroty głowy, jakich doświadczali, idąc przez polanę. Inne skargi dotyczyły nagłej awarii sprzętu elektronicznego, zwłaszcza aparatów fotograficznych. Tutejsi ludzie, jeśli nie musieli, nie chodzili tamtędy. Stosownie do generacji określenia dotyczące polany oscylowały pomiędzy przekleństwem a negatywną energią, i na dowód przytaczano przypadki zdarzających się tutaj nieszczęść. Naturalnie, sceptycy na wszystko mieli wyjaśnienie i wyśmiewali pogłoski o miejscu, rzekomo obłożonym klątwą. Dziwnym jednak trafem, gdy na nowo znakowano okoliczne szlaki górskie, drodze przez polanę dostał się kolor czarny.
Tym bardziej zastanawiało, że ktoś się tutaj osiedlił. Stary dom przetrwał pomimo pożarów, zawieruch wojennych i zmieniających się właścicieli. Zbudowany na odludziu, jak przystało na samotnika, nieufnie wystawiał się na pokaz i skrywał swoje sekrety za obstawą drzew. Z lotu ptaka sprawiał wrażenie gniazda porzuconego na polanie. Turyści najczęściej nie mieli pojęcia o jego istnieniu. Przemierzali polanę zamaszystym łukiem, prawie nigdy nie zbaczając ze szlaku. Dom wybijał się ponad rosnące wokół świerki jedynie dachem, który mniej bystrym oczom zlewał się z ciemną ścianą lasu. Czasami tylko dym z komina zdradzał obecność życia w tym miejscu, a po zmroku, światła w oknach.
Opowiadano o domu osobliwe historie, nierzadko ubarwione lub nawet całkiem zmyślone, przy czym zawsze z jednoznaczną puentą: lepiej trzymać się od niego z dala. Potwierdzonym faktem była tragiczna śmierć ostatnich nabywców domu, jak też ich poprzednika. Ci pierwsi zginęli, co prawda, w kraksie samochodowej, lecz upierano się, że ciąży nad tym jakieś fatum. Wcześniejszy właściciel tylko krótko nacieszył się domem, gdyż podczas naprawy dachu spadł tak pechowo, że skręcił kark. Wypadki zdarzyły się także innym bywalcom domu. Zaczynali tu chorować, łamali kończyny bądź czuli nieuzasadniony niepokój.
Kto wie, czy nie było to wynikiem wpływu polany, ponieważ i na niej dochodziło do dziwnych przypadków. Na przykład zdarzyło się kiedyś, że myśliwi nieumyślnie kogoś postrzelili, byli też jacyś zamarznięci turyści. Ludzie błądzili tam często we mgle i śnieżycy, gdy nie wiedzieć czemu schodzili z szerokiego traktu. Nawet leśniczy, znający polanę doskonale, kiedyś kompletnie stracił tam orientację i zasłabł.
Dom zbudowano pod koniec XIX wieku. Dwukrotnie się palił. Pierwszy pożar nie wyrządził dużych szkód. W połowie lat trzydziestych dom palił się po raz drugi i wówczas spłonął prawie doszczętnie. Ruiną zajęto się dopiero po drugiej wojnie światowej, odbudowując budynek dla stacjonującego w tej strefie wojska. U progu lat sześćdziesiątych teren udostępniono cywilom i dom przeszedł pod pieczę władz lokalnych. Nie znajdując zastosowania dla ustronnej posiadłości z trudnym dojazdem, zapominano o niej i stopniowo podupadała. Wreszcie wystawiono ją na sprzedaż.
Właściciele zmieniali się co kilka lat, każdy przybywał z pomysłami, po czym szybko je zarzucał. Dopiero ostatni nabywcy doprowadzili dom do porządku, a nawet go rozbudowali. Starsi państwo Witomscy, rodzice mojej znajomej, chcieli osiąść w nim na stałe, do tego jednak nie doszło. Ich spadkobiercy bywali w nim rzadko, toteż dom przeważnie był niezamieszkały. Niekiedy wabił amatorów cudzego mienia, lecz odkąd jeden z nich poważnie tam się zranił, o mało się nie wykrwawiając, już nawet i oni omijali polanę.
Kto i dlaczego postawił tutaj dom pozostało tajemnicą. W owych latach były to tereny niemieckie, co uwidaczniało się w architekturze powstałych wtedy budowli. Domostwo nie miało jednolitego stylu. Tak z zewnątrz, jak i w środku znalazłoby się ślady wielokrotnych przeróbek z użyciem takich materiałów, jakie akurat były dostępne. Stało na solidnej, kamiennej podbudówce, najstarszej i jedynej nienaruszonej części, obejmującej najniższy poziom. Do budowy wyższego piętra użyto belek z ciemnego drewna, przy czym konstrukcja balkonu musiała powstać w innym okresie, gdyż była z drewna zabejcowanego na ciepły brąz. Najnowszy wydawał się dach z dobudowanym pod nim drugim piętrem. Budynek na zboczu, z perspektywy polany miał trzy poziomy, natomiast gdy patrzyło się na niego z przeciwnej strony, mogło się zdawać, iż kondygnacje są tylko dwie.
Za ogrodem przy domu rosły drzewa, przeważnie choiny, tworząc mały zagajnik. Posiadłość otaczało ogrodzenie ze starej, metalowej siatki, lecz od frontu dostawiono nowy, drewniany płot z furtką. Dochodziła do niej wąska droga z wyróżniającymi się pasami bitej ziemi na szerokość kół samochodu, używana chyba nieczęsto, gdyż pośrodku porastały ją trawa i chwasty. Zaniedbany ogród i obejście wskazywało, iż od dawna nikt tutaj nie przebywał. Dowodziła tego także poluzowana okiennica w oknie na piętrze, która przy wietrze uderzała o ścianę.
Czytaninka –
Życie pisze nam różne scenariusze. Kochamy swoją ojczyznę, a jednak czasem tragiczne wydarzenia zmuszają nas do jej opuszczenia. Tak było w przypadku naszej głównej bohaterki Karoli. Wyjechała, układała sobie życie za granicą, a jednak bóle migrenowe sprowadziły ją z powrotem do swojej ojczyzny. Co prawda na wypoczynek, ale nigdy nie wiadomo jak potoczą się losy.
Akcja rozgrywa się w górach, dokładnie w Karkonoszach. Autorka nie stawia w swojej książce na szczególny nacisk opisu tego miejsca, pozwala, by wyobraźnia czytelnika sama stworzyła sobie ten obraz. Choć osobiście za górami nie przepadam, to ta książka wcale mnie do nich nie zniechęciła bardziej. Wręcz przeciwnie, tajemnice, zagadki, które Renata L.Górska wplotła w swoją powieść, zaciekawiły mnie na tyle, że sama niejednokrotnie próbowałam rozwikłać co jest przyczyną czego.
Język autorki jest niezwykle piękny i barwny, może nie zawsze prosty, jednak od powieści nie mogłam się oderwać. Czyta się na jednym wdechu. Postacie przedstawione są dobrze wykreowane, z całą pewnością mamy wzgląd w ich psychikę. Postacią, która mnie ciekawiła, a jednocześnie drażniła był Armin. Ta jego tajemniczość czasem wręcz doprowadzała mnie do szału, jednak im dalej brnęłam w powieść, tym bardziej rozumiałam tę jego skrytość. Polubiłam go. Karola, to postać niezwykle sympatyczna, jednak nigdy nie odpuszczająca i walcząca o swoje. Kiedy ta dwójka znalazła się pod jednym dachem, całkiem nie wiedząc o tym wcześniej, zaczęła toczyć się pomiędzy nimi niejaka “bitwa”. “Bitwa”, która nie raz doprowadzała mnie do ataku śmiechu.
Książka zawiera w sobie ogrom sekretów, tajemnic, zagadek, ale przede wszystkim wiele mądrości życiowych. Nie jest to książka, w której będziemy śledzić tylko losy dwójki bohaterów i ich miłości, to książka, która pokaże nam, co tak naprawdę jest najważniejsze w życiu. Duży nacisk mamy tutaj na relacje rodzinne, które jak wiadomo, nie zawsze układają się pomyślnie. Bywa, że przekreślamy jakiegoś członka rodziny, gdyż kiedyś tam, dawno temu zalazł nam za skórę, a my wciąż to pamiętamy. Wykreowaliśmy sobie obraz tej osoby, niekoniecznie dopuszczając prawdę do umysłu. Rodziny się nie wybiera. Nie zawsze musimy się ze wszystkimi świetnie dogadywać. A jednak, jak ważna dla nas jest rodzina, często uświadamiamy sobie w obliczu czyhającej tragedii. Musimy nauczyć się akceptować sobie takich jakimi jesteśmy, dostrzegać problemy, tam gdzie wydaje nam się, że ich nie ma. Wyciągnąć pomocną dłoń, gdy zajdzie taka potrzeba, ale przede wszystkim nauczyć się wybaczać. Rozmowa jest niezwykle ważnym czynnikiem, bez niej pozostaje wiele niedopowiedzeń.
Niewątpliwie muszę pochwalić okładkę, która po prostu jest cudowna. Od razu przyciąga wzrok, ale zawiera w sobie również jakąś tajemnicę. Nie bez powodu są na niej sarny, które w książce również odegrają swoją rolę.
Błędne siostry to niesamowita historia, w której odkrywamy samych siebie, mierzymy się z przeszłością, wieloma tajemnicami oraz uczymy się wzajemnej tolerancji. Ale głównie to historia, dzięki której inaczej spojrzymy na nasze życie. Polecam.