Chichot Temidy
praca zbiorowa
Data wydania: 2008
Data premiery: 18 marca 2008
ISBN: 978-83-6038-344-5
Format: 120x200
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 100
Kategoria: Humor
9.90 zł 6.93 zł
ZBIÓR ABSURDALNYCH PRZEPISÓW PRAWNYCH
Czy wiesz, że:
W Kambodży podczas zabawy noworocznej nie wolno używać pistoletów na wodę?
W Hartford, w Connecticut, USA, nie wolno przechodzić przez ulicę na rękach?
W Saratoga, na Florydzie, USA, obowiązuje zakaz śpiewania w stroju kąpielowym?
W Irlandii studentów Trinity College obowiązuje zakaz poruszania się na terenie szkoły bez miecza?
W Greene, w stanie Nowy Jork, USA, można nauczyć papugę mówić, ale nie szczekać?
Przyjemnej zabawy podczas czytania!
Miłość i widły − czyli „Cavaleria rusticana” na wsi wielkopolskiej
Poznań, sierpień 1928
Nie darmo góralska piosenka mówi: „Dajcie mi jom, dajcie mi jom. Albo zęby powybijom”.
Na wsi inaczej kochają niż w mieście. Na kamiennym chodniku zaprasowane spodnie i ażur-pończoszka poddają się niewolniczo nakazom społecznego porządku. Zresztą wybór jest taki wielki: nie ta, to tamta. Nie wysoki, to gruby. Zawsze można coś znaleźć i uczucia migają jak obrazki na taśmie filmowej. Czasem wprawdzie błysną złowrogo oczy: jedno tak, a drugie przez monokl, i zafurkocze laska, znęcając się nad melonikiem przeciwnika. Ale na każdym rogu jest policjant, a śmierć dość się nazezuje na człowieka oczyma reflektorów samochodowych, aby jej szukać w walce o wdzięki niewieście, pięknie otynkowane pudrem i różem.
Na wsi jest inaczej. Na wsi nie ma tramwajów, wrogo podzwaniających na dorożki, nie ma odpychających swym zimnem i sztywnością kamieni, nie ma gwaru i zwariowanego pędu za groszem wysysającego z duszy ludzkiej ostatnią kroplę uczucia. Tam się wszystko kocha i wszystko do kochania zachęca. Każdy kwiatek to przecież mały pokoik miłosny, każde drganie listka podmuchem wietrzyku, to jeden akord w wielkiej symfonii natury na cześć wszechogarniającej miłości. Toteż czerwone i spracowane łydki Kaś i Marysiek inne budzą uczucia w wiejskich amantach − silne i bujne, tak jak to życie na łonie natury.
„Ta! Albo mi sczeznąć przyjdzie niczym psu” – mówi sobie rozkochany parobczak, wodząc oczyma jak ten Burek za Kasieńką wdzięcznie się w biodrach kolebiącą. Gdy Antkowiak i Zawadzki rozgorzali miłością ku jednej dziewoi, zawiść chwyciła ich za czuby obmierzłą łapą, szepcząc do uszu złowrogą, a upojną pieśń nienawistnych serc: Zabij, Zabij.
Na zew szatana podatniejszy był Antkowiak. Chwycił widły krzepką dłonią i runął z nimi na przeciwnika wyrywając mu trzykrotnym uderzeniem w pierś życie i miłość dla Kasieńki. Struga gorącej czerwonej krwi jak te maki polne rozlała się w stodole, wołając o pomstę do nieba.
Druga Izba Karna Sadu Okręgowego w Poznaniu zasądziła Antkowiaka za zabójstwo w chwili afektu na rok więzienia.
Tak się zakończył drugi i ostatni akt „Cavaleria rusticana” w wykonaniu artystów ze wsi wielkopolskiej.
Tragiczna narzeczona
Paryż, styczeń 1927
Panna Gogo Pourcel, Paryżanka, trzy razy kochała serdecznie i nawet bliska już była zamążpójścia, ale za każdym razem − zabijała przypadkowo przyszłego męża.
Pierwszemu z nich podała zamiast proszku na ból głowy arszenik, przeznaczony na myszy. Narzeczony zmarł na jej rękach, a panna Gogo omal nie oszalała. Sześć miesięcy później narzeczonym panny Gogo został niejaki Leluc, który był wojskowym pirotechnikiem. W swoim domu posiadał mały arsenał różnych pocisków. Panna Pourcel odwiedziła narzeczonego i przy tej sposobności wybuchł jej w ręku nabój dynamitowy. Pan Leluc poniósł śmierć na miejscu, a panna Gogo, ciężko ranna, przeleżała trzy miesiące w szpitalu. Tragiczna kochanka popełniła po raz trzeci mimowolne zabójstwo. Będąc ze swym następnym narzeczonym, Leonem Masgon, na polowaniu, jej strzelba nagle wypaliła. Nabój śmiertelnie ugodził w pierś narzeczonego. Po tym kolejnym niefortunnym związku panna Gogo dostała obłędu.
Wanna narzędziem śmierci
Praga, luty 1938
Niezwykły wypadek wydarzył się w Czechosłowacji. Pewien posługacz wysłany został przez swego chlebodawcę do odległego o kilka kilometrów miasteczka, skąd miał przynieść blaszaną wannę. Długa wędrówka wywołała u niego silne pragnienie, które po przybyciu do miasteczka tak intensywnie gasił, że w drodze powrotnej zataczał się z jednej strony drogi na drugą, przy czym wanna, którą niósł na plecach, utrudniała mu jeszcze utrzymanie i tak chwiejnej równowagi. W pewnej chwili pijany posługacz wywrócił się i upadł tak nieszczęśliwie, że wanna przykryła go. Ponieważ panował silny mróz, a szosa była mało uczęszczana, wiec dopiero nad ranem przejeżdżająca tam furmanka znalazła posługacza zamarzniętego w niezwykłej „trumnie”.
Norweski podróżnik ukamienowany przez czerwonoskórych barbarzyńców
Amozoc de Mota (Meksyk), kwiecień 1930
Straszną śmiercią zginał w Meksyku norweski badacz i podróżnik Kuhlman, który został ukamienowany przez Indian w Amozoc de Mota w stanie Puebla.
Kuhlman, przybywszy do miejscowości, wylegitymował się przed naczelnikiem listami polecającymi od prezydenta republiki i ministra spraw wewnętrznych.
Nie wiadomo w jaki sposób, Indianie w dokumentach tych wyczytali, że Kuhlman przybywa, aby pozabijać ich dzieci i wyprodukować z nich lekki olejek, który miał być użyty przez pewnego lotnika podczas lotu do Ameryki Południowej. Podburzony tłum czerwonoskórych wyprowadził Kuhlmana na plac, ukamienował go, a ciało wrzucił do głębokiej studni.
Władze meksykańskie wszczęły energiczne śledztwo i aresztowały 8 głównych przywódców morderstwa, którzy mieli być doraźnie rozstrzelani.
Śmierć zakpiła z „Króla śmierci”
Nowy Jork, grudzień 1930
Od kilku lat całą Amerykę zdumiewał swymi karkołomnymi sztukami akrobatycznymi słynny „Król śmierci”, Roman McKinley.
Liczne tłumy podziwiały jego wyczyny w rodzaju skoku z lecącego samolotu do pędzącego pod nim samochodu. Sztuki tego rodzaju były dla „Króla śmierci” fraszką.
Ostatnio wystąpił on pod Nowym Jorkiem z nową, mrożąca krew w żyłach sztuką. Wobec 40-tysięcznego rozentuzjazmowanego tłumu stanął na szczudłach na stojącym pod gazem samolocie. Po chwili samolot ten wzniósł się w powietrze, a McKinley na wysokości kilkuset metrów począł przechadzać się na szczudłach po skrzydle samolotu.
Nerwy widzów nie mogły wytrzymać tego widoku. Rozległy się okrzyki: Lądować!
W tej chwili samolot wykonał salto mortale. Widzowie skamienieli. Na szczęście obeszło się bez wypadku. Po dokonaniu niebezpiecznego wyczynu McKinley udał się do domu, gdzie położył się na otomanie. W momencie, gdy przewracał się na drugi bok, spadł z otomany i uszkodziwszy sobie kręgosłup, zmarł w kilka godzin później. Tak zakpiła śmierć z „Króla śmierci”.
Tragedia miłosna 90-letniej staruszki.
Lipsk, styczeń 1927
W przytułku dla starców w Lipsku rozegrała się dziwaczna tragedia. Zamieszkała tam 90-letnia staruszka zakochała się w 83-letnim sąsiedzie z przyległego pokoiku.
Młodszy wiekiem przedmiot westchnień i miłości był niejednokrotnie namawiany przez współlokatorów do złożenia wizyty zakochanej w nim kobiecie, widocznie jednak uważał, że różnica lat jest zbyt wielka i nie zgodził się na tę propozycję. Nieszczęśliwa staruszka, zamknąwszy się na klucz w swoim pokoju, zażyła strychniny. Przewieziona do szpitala zmarła.
Samobójstwo na widok lekarza
Paryż, marzec 1927
Nieprawdopodobnym wprost wydaje się fakt, żeby w XX wieku mogli istnieć ludzie, którzy wolą raczej śmierć dobrowolną niż pomoc lekarską. A jednak zdarzył się taki fakt we Francji w 1927 roku.
Rodzina pana Vuillerme, 79-letniego starca z Lougehemmois od dłuższego czasu była zaniepokojona stanem jego zdrowia i usilnie namawiała go, by zasięgnął porady lekarskiej. Wszelkie najgorętsze prośby spotkały się ze stanowczym sprzeciwem chorego starca. Kiedyś bowiem za młodych swoich lat był w szpitalu i jak ognia bał się od tej pory lekarzy i myśli powrotu do szpitala. Ponieważ zdrowie jego pogarszało się, rodzina wezwała lekarza. Ale skoro tylko doktor wszedł do pokoju chorego, ten wyciągnął z pod poduszki rewolwer i celnym wystrzałem roztrzaskał sobie czaszkę. Śmierć nastąpiła natychmiast. Zgon stwierdził lekarz, który był mimowolnym sprawcą tej katastrofy.
Kino przyczyną samobójstwa. Ciekawy pamiętnik samobójczyni
Wiedeń, kwiecień 1930
W Wiedniu odebrała sobie życie wystrzałem w skroń 16-letnia Ludwika Schrenzel, jedyna córka ubogiego urzędnika pocztowego. Pozostawiła po sobie pamiętnik, pozwalający wglądnąć w wykolejoną duszę dziewczęcia i zrozumieć, co mogło młodą i rwącą się do życia panienkę skłonić do tak straszliwego kroku.
Oto własne słowa samobójczyni:
„Wiem, kochani rodzice, że sprawię wam ból okropny. Muszę jednak to uczynić, życie straciło dla mnie wszelką wartość… Byliście zawsze z tego niezadowoleni, że chodziłam często do kina. Mieliście zupełną słuszność. Kino właśnie wkłada mi do ręki broń samobójczą. Kino rozsunęło przede mną świetność egzystencji niezależnej od kłopotów finansowych. Dalekie kraje, auta, eleganckie hotele, cudowne suknie. Nigdy tego nie osiągnę, jestem bowiem niemal brzydka. Nie mogę dalej wegetować… Dlatego odchodzę”.
W ten sposób snuje młoda dziewczyna nić swoich zwierzeń, świadczących o niesłychanym zaniku zmysłu etycznego i zatruciu duszy ohydnym sybarytyzmem…
Samobójstwo w klatce z lwami.
Rio de Janeiro (Brazylia), październik 1928
W Rio de Janeiro pewien młody człowiek pozbawił się życia w sposób niezwykły i wstrząsający nerwami.
Przyszedł on do ogrodu zoologicznego w godzinach popołudniowych, kiedy ten był przepełniony ludźmi, i dostał się do klatki z młodymi lwami.
Wkrótce zwiedzający zoo tłumnie otoczyli klatkę w przypuszczeniu, że to pogromca, i za chwilę odbędzie się tresura dzikich bestii. Zdziwione niezwykłą wizytą zwierzęta nie reagowały zupełnie na zaczepki pseudo-poskromiciela, który wszedł do ich klatki z gołymi rękami. Publiczność głośnymi oklaskami wyrażała uznanie nieustraszonemu młodzieńcowi, nie przypuszczając ani na chwilę, że przed jej oczyma rozgrywa się pierwszy akt wstrząsającej tragedii. Dopiero przybycie zaalarmowanych dozorców wywiodło ją z błędu. Oświadczyli oni przerażonym widzom, że młodzieniec ten nie jest poskromicielem, a z pewnością jest to wariat, który w każdej chwili może być rozszarpany przez lwy. Bestie, pomimo drażnienia ich przez młodzieńca, zachowywały się w dalszym ciągu spokojnie. Tymczasem dozorcy i nadbiegły dyrektor ogrodu zoologicznego zaczęli prosić nieznajomego, żeby wyszedł z klatki. Gdy to nie pomogło, usiłowali, uzbrojeni w kije, przemocą usunąć młodzieńca z klatki. Ten jednak wyjął rewolwer i zmusił dozorców do wyjścia. Następnie, zwracając się do przestraszonej publiczności, oświadczył, że miał zamiar pozbawić się życia w sposób niezwykły, a mianowicie być rozszarpany przez lwy. Wobec tego jednak, że zwierzęta zachowują się spokojnie, zatem musi w zwykły banalny sposób odebrać sobie życie. Po tych słowach strzelił sobie w głowę. Na odgłos strzału i na widok krwi zwierzęta rzuciły się na zwłoki i poszarpały je. Jak ustalono, tym niezwykłym samobójcą był 18-letni młodzieniec, któremu rodzice nie pozwolili zostać aktorem filmowym.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.