
Cicha Pomoc dla nazistów. Tajna działalność byłych SS-manów i neonazistów
Przekład: Anna Władyka
Tytuł oryginału: Stille Hilfe für braune Kameraden.Das geheime Netzwerk der Alt- und Neonazis. Ein Inside-Report
Data wydania: 2015
Data premiery: 14 lipca 2015
ISBN: 978-83-7674-464-3
Format: 145x205
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 312
Kategoria:
34.90 zł 24.43 zł
Organizacja weteranów SS Stille Hilfe ‒ Cicha Pomoc dla Jeńców Wojennych i Internowanych ‒ działa bez przeszkód od 50 lat. Jej najbardziej znanym członkiem jest Gudrun Burwitz, córka Heinricha Himmlera.
Przez ponad cztery dekady nazistowskie stowarzyszenie funkcjonowało pod życzliwą opieką państwa, występując jako organizacja pożytku publicznego. Oficjalnie opiekowało się hitlerowskimi zbrodniarzami wojennymi, służąc im wsparciem prawnym i finansowym, a często także pomocą ze strony prominentnych polityków.
Jednak równocześnie Cicha Pomoc pracuje nad rozwojem międzynarodowej sieci brunatnej braci. Czuwa nad odpowiednim wychowaniem kolejnych pokoleń i przekazaniem im zaplecza finansowego. Dla neonazistów drugiej i trzeciej generacji, dawni brunatni towarzysze są nie tylko wzorcem ideowym, ale także pełnymi entuzjazmu, pomocnymi doradcami.
Raport Olivera Schröma i Andrei Röpke ukazuje od wewnątrz funkcjonowanie środowisk nazistowskich. Opisuje jak mordercy pokroju Aloisa Brunnera czy Klausa Barbie zdołali zaangażować się w grę wywiadów i ruch neonazistowski. Przedstawia przypadki Ericha Priebkego, „księgowego śmierci” z Rzymu, oraz Antona Mallotha, brutalnego nadzorcy z Theresienstadt, jako dowód na opieszałość niemieckiego wymiaru sprawiedliwości. Zakreśla podłoże społeczne, na którym wyrosły dzisiejsze ruchy ekstremistyczne.
Autorzy przyjrzeli się bardzo uważnie siatce stowarzyszenia. Ich wielce pouczający wgląd w mroki środowisk neonazistowskich ukazuje, jak wciąż odżywa brunatna ideologia, przekazywana z pokolenia na pokolenie.
‒ „Stern”
Spotkanie weteranów i adeptów narodowego socjalizmu w Austrii na Wzgórzu Ulryka – Audiencja u córki Himmlera – Przekazanie wyrazów sympatii przez Jörga Haidera towarzyszom z Waffen-SS.
– Gdzie był pan na wojnie? W jakiej jednostce pan służył? – pyta surowo.
– 5. Dywizja Pancerna SS Wiking – dziarsko odpowiada Vagner Kristensen.
– Ochotnik z Legionu Duńskiego SS?
– Tak jest!
Kobieta o siwych włosach upiętych w koczek zachowuje kamienną twarz. Do jej bluzki przypięta jest wielka srebrna broszka, na której widnieją cztery końskie głowy na planie koła. Całość układa się w swastykę. Vagner Kristensen prostuje się. Jego uwadze nie umknął fakt, iż ma ona te same zimne, niebieskie oczy jak jej ojciec. Siedząca przed nim kobieta to nikt inny, tylko Gudrun Burwitz, córka dawnego Reichsführera-SS, Heinricha Himmlera.
Burwitz jest jedynym dzieckiem Himmlera z małżeństwa z osiem lat od niego starszą Margą. Jego marzenie o utęsknionym męskim potomku była w stanie spełnić dopiero jego sekretarka i kochanka, która urodziła mu syna imieniem Helge. Jednak oczkiem w głowie Himmlera pozostała Gudrun. Kiedy Himmler wracał do domu w miejscowości Gmund nad Jeziorem Tegernsee, z brutalnego Führera SS, który miał na sumieniu miliony istnień ludzkich, przemieniał się w opiekuńczego i czułego ojca. Brał „laleczkę”, jak zwykł czule nazywać Gudrun, na kolana i tulił ją, bawił się jej długimi jasnymi warkoczami i opowiadał piękne historie. A „laleczka” uwielbiała swojego „tatulka”. Pod tym względem do dzisiaj się nic nie zmieniło, mimo iż jej ojciec zapisał się w historii jako jeden z najokrutniejszych masowych zbrodniarzy. Himmler był prawą ręką Hitlera, najwyższym zwierzchnikiem wszystkich obozów koncentracyjnych i obozów zagłady, gdzie członkowie podległych mu oddziałów Schutzstaffel (SS) prowadzili ludzi do gazu. Jednak tych okropieństw Himmler oszczędzał swojej córce. W sferze prywatnej przekraczały one jedynie próg jego gabinetu w domu jego ukochanej sekretarki, która i tak już była wtajemniczona w te sprawy. Stały tam krzesła i stoły złożone z części ludzkich ciał. Oparcia krzeseł wykonane były z kości miednicznych, nogi krzeseł i stołów – z pozostałości stóp ludzkich, abażur lampy – z wygarbowanej ludzkiej skóry.
Nawet wtedy, kiedy wszystko wyszło na jaw, uwielbienie córki dla ojca nie uległo zmianie. Sam Heinrich Himmler byłby zapewne wielce dumny ze swojej „laleczki”, gdyby wiedział, z jakim zaangażowaniem troszczy się ona o tych, którzy dla niego mordowali innych. Gudrun Burwitz jest niejako głównym filarem stowarzyszenia zarejestrowanego pod nazwą „Cicha Pomoc dla Jeńców Wojennych i Internowanych”. Za tym poruszającym hasłem kryje się organizacja spiskowa byłych narodowych socjalistów i członków Waffen-SS, którzy zgodnie z mottem SS „Wierność jest naszym honorem” , po zakończeniu wojny pomagali poszukiwanym siepaczom z SS w ucieczce za granicę. W latach późniejszych cele organizacji uległy zmianie. Oficjalnie stowarzyszenie zajmuje się pomocą uwięzionym nazistowskim zbrodniarzom wojennym, zapewnia im dofinansowanie i opłaca prawników. Pod przykrywką statusu organizacji dobroczynnej, stowarzyszenie to zbiera fundusze dla brunatnego ruchu i kształci młodych adeptów narodowego socjalizmu, pozostając niezauważonym przez opinię publiczną i działając bez przeszkód ze strony urzędów ochrony konstytucji.
Chociaż Gudrun Burwitz jest tylko jego zwyczajnym członkiem, w rzeczywistości uważa się ją za niepisaną przewodniczącą stowarzyszenia z racji jej pochodzenia i statusu. Podczas spotkań nazistów i neonazistów, jak na przykład podczas corocznego spotkania weteranów SS w austriackiej miejscowości Krumpendorf nad jeziorem Wörthersee koło Klagenfurtu oddaje się jej należny szacunek. Z początkiem października tysiące uczestników pielgrzymują na karyntyjskie Wzgórze Ulryka, uświęcone miejsce z czasów celtyckich, by tam uczcić pamięć swoich towarzyszy. Na spotkanie to, które ze względu na szerzone tam skrajnie prawicowe poglądy jest w Austrii od dawna uznawane za kontrowersyjne, przybywają zarówno starzy jak i młodzi naziści z całej Europy. Obok części oficjalnej na Wzgórzu Ulryka, wieczorami w wynajętych hostelach i hotelach odbywają się właściwe spotkania: wieczory dla towarzyszy oraz tajne debaty polityczne. Wówczas, za zamkniętymi drzwiami i w kameralnej atmosferze spotykają się członkowie sieci skrajnych prawicowców europejskich; to tam podnosi się ramiona w geście „Heil Hitler”, a wszystko to przy kuflu piwa i przy dźwiękach instrumentów dętych.
I tutaj gwiazdą brunatnej sceny jest Gudrun Burwitz, córka Himmlera. Oddaje się jej cześć godną księżniczki. Salon jej pokoju hotelowego przypomina istny dwór królewski. Jedynie starannie wybrani towarzysze zostają dopuszczeni przed jej oblicze, o co osobiście troszczył się w 1995 roku były Obersturmführer, Sören Kam. Już jako dwudziestolatek ów Duńczyk zgłosił się jako ochotnik do Waffen-SS, by następnie walczyć za Niemcy Hitlera na froncie wschodnim. W gloryfikującej go książce pod tytułem „Dywizja Pancerna SS Wiking” wystawiono mu prawdziwy pomnik. Tam stawia się tego barczystego blondyna o wzroście 190 cm noszącego numer SS 456059 za wzór: „Mężczyźni pod wodzą Obersturmführera Sörena Kama przeczesują teren. Tam, gdzie zjawiali się jego Norwedzy, Duńczycy i Finowie, nie było znać ani śladu Sowietów”. Ale nawet po powrocie do ojczyzny Kam nie przestał mordować. W roku 1943 zastrzelił w Kopenhadze nielubianego dziennikarza, co sprawiło, że w roku 1945 trafił do czołówki listy poszukiwanych zbrodniarzy w Danii. Wkrótce potem Kam wyjechał do Niemiec, gdzie przez wiele lat mieszkał pod fałszywym nazwiskiem. Udało mu się nawet uzyskać niemieckie obywatelstwo, które od tamtej pory chroniło go przed ekstradycją do Danii. Podczas spotkania na Wzgórzu Ulryka w roku 1995 Kam nosił dumnie na piersi swój Krzyż Rycerski. Krytycznie mierzył wzrokiem młodszych i starszych towarzyszy nim zdecydował, kto zostanie dopuszczony do audiencji u córki Himmlera. Vagner Kristensen, który również służył jako ochotnik w Dywizji SS Wiking, dostał się do kręgu wybranych bez trudu, w końcu także po zakończeniu wojny okazał się wiernym towarzyszem. Duńczyk ten pomagał w owym czasie w przewozie przez Danię do Szwecji zakonspirowanych siepaczy SS oraz poszukiwanych zbrodniarzy wojennych, skąd mogli się oni udać statkiem do Ameryki Południowej. Kristensen pracował jako ogrodnik w pobliżu granicy niemiecko-duńskiej. Kiedy jeden z klientów poprosił go o sztukę falenopsis, od razu wiedział, że ma do czynienia z jednym z towarzyszy. Nazwa tego gatunku orchidei była ich tajnym hasłem. W ten sposób Kristensen poznał na przykład w 1946 roku Johanna von Leersa, głównego ideologa ministerstwa propagandy III Rzeszy, odpowiedzialnego za „kwestie rasowe”, któremu również pomógł w ucieczce. Później mieli się ponownie spotkać w lokalu „Löwenbräu” w Kairze, gdzie Leers w 1959 roku już jako Amin ben Omar organizował w Egipcie powstanie przeciw Izraelowi.
Takie historie Kristensen opowiadał podczas spotkania towarzyszy w sali królewskiej w Krumpendorfie w pobliżu Wzgórza Ulryka. Tam niegdysiejsi członkowie Waffen-SS mogli szczycić się swoimi dokonaniami. W ich opowieściach łamały się kości i tryskała krew Rosjanina umierającego na śniegu pod Stalingradem. Szczególnie podczas owego spotkania wyróżniał się Peter Timm, który służył jako oficer SS w okrytym złą sławą oddziale Dirlewangera. Siedemdziesięciotrzylatek dumnie pokazywał wszem i wobec swój pierścień z czaszką oraz złotą odznakę za walkę wręcz .
– Dla nich musiałem przez osiemdziesiąt pięć dni stać oko w oko z wrogiem – grzmiał swoim tubalnym głosem. Timm nie szczędził szczegółów opowieści. Szczególnie poruszony jego historią wydawał się dwudziestopięcioletni Frank Jensen z Danii, który rozentuzjazmowany co rusz zadawał pytania.
– Ja nie miałbym nic przeciwko, gdyby znowu się zaczęło. – zadeklarował głośno. Z dumą wyłożył na stół pozwolenie na broń, zachwalając swój karabin Mauser 98k. Vagner Kristensen był tak poruszony słowami młodego rodaka, że w trakcie wieczoru pozwolił mu odczytać na głos słowa pozdrowienia duńskich oddziałów Waffen-SS.
Podczas wieczoru głos zabrał jeszcze zupełnie inny gość: Jörg Haider, szef austriackiej FPÖ .
– Dla austriackiego polityka nie jest hańbą pokazywać się na Wzgórzu Ulryka w otoczeniu uczestników spotkania – przemawiał Haider, usiłując się przypodobać swoim „drogim przyjaciołom” na sali. Naziści i neonaziści nagrodzili to pochlebstwo gromkimi brawami. Haider, najwyraźniej zachęcony tą reakcją, dodał, że w imię dyscypliny i porządku sam by się udał na front. W przeciwnym razie „niedługo będziemy żyć w świecie chaosu”. Haider nie zapomina też o ciepłych słowach pod adresem SS-manów z całej Europy, którzy zazwyczaj nie mogą liczyć na wyrazy uznania w swojej ojczyźnie: „Za to w końcu walczyliście i ryzykowaliście własnym życiem”. Zagrzewany gromkimi okrzykami „brawo” płynącymi z sali, brunatny towarzysz z Alp dodał na zakończenie: „Nasze pieniądze przeznacza się na terrorystów, na stroniący od pracy motłoch, a nie mamy pieniędzy na porządnych ludzi z charakterem, którzy nawet w obliczu największej zawieruchy historii do dziś pozostali wierni swoim przekonaniom”. Okrzykom zachwytu nie było końca.
Po wysłuchaniu przemówienia Henri Moreau, belgijski SS-man (z Dywizji Wallonien), miał w oczach łzy. Tak jak inni, on też chętnie by poklepał „ich Jörga” po plecach. Lecz stracił obie ręce podczas walk w sierpniu 1944 roku pod estońskim Dorpatem. Tego wieczoru jednak, będąc w kręgu starych i młodych towarzyszy, czuł się szczęśliwy. Założywszy swoje czarne protezy na ramiona żony, tańczył błogo w rytm białego walca . Młodzi naziści tańczyli raczej niechętnie, zamiast tego opowiadali sobie rasistowskie żarty, jak na przykład: „Niedługo będzie lepiej! Produkują teraz Opla Azylanta – z rurą wydechową skierowaną do wnętrza”. Cały stół wybuchnął śmiechem.

Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.