Cień gejszy
Data wydania: 2014
Data premiery: 16 września 2014
ISBN: 978-83-7674-406-3
Format: 130x200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 252
Kategoria:
29.90 zł 20.93 zł
Charyzmatyczny, obdarzony nieprzeciętną intuicją dziennikarz w tajemniczym świecie japońskich zasad i przeznaczenia
Spokojne życie znanego gdańskiego dziennikarza – Emila Żądło – zostaje zakłócone: okazuje się, że ktoś podszywa się pod niego na licznych forach internetowych. Zostawiane komentarze dotyczą zagadkowych japońskich drzeworytów. Zaintrygowany sprawą Żądło rozpoczyna prywatne śledztwo.
Co łączy ludzi, którzy w tajemniczy sposób giną w Trójmieście?
Co kryje historia drzeworytów i jaki ma związek z morderstwami?
Dlaczego namiętna miłość pięknej gejszy i oficera niemieckiej marynarki zakończyła się ich tragiczna śmiercią?
Świetnie skrojona intryga kryminalna, pasjonująca lekcja historii, niepokojąco tajemniczy nastrój, niesamowicie sugestywne obrazy, od których trudno się oderwać, zagmatwane historie z przeszłości, połączone z obecnymi wydarzeniami.
Polecają: Anna Kutrzuba, Agnieszka Lingas-Łoniews
Gdańsk, współcześnie Zgasił lampę nad biurkiem. Zdjął okulary do czytania, zamrugał i przetarł oczy zmęczone od wielogodzinnego wysiłku. Następnie uśmiechnął się do siebie, sięgając od- ruchowo po filiżankę wystygłej już kawy. Odsunął piętrzący się na biurku stos dokumentów, katalogów, książek i starych gazet. Upił łyk zimnego napoju, skrzywił się, a potem otworzył szafkę w biurku, służącą mu za pod- ręczny barek. Wyjął stamtąd butelkę taniego bułgarskie- go koniaku oraz pękaty kieliszek. Przetarł go starannie chusteczką higieniczną i napełnił do połowy. Był podekscytowany, więc ręka odrobinę mu drżała, gdy unosił kieliszek do ust. Dobra robota. Należało mu się. Za sukces!… Uda się. Musi się udać. Nareszcie. Nareszcie będzie mógł porzucić gównianą pracę wykładowcy i zacząć podróżować, o czym marzył przez całe życie. I to podróżować bynajmniej nie samotnie… Zerknął mimowolnie na swoją schedę. Kto by pomyślał, że te stare szpargały mogą się jeszcze na coś przydać. I że taka sensacja uchowała się przez tyle lat!
Popijając koniak małymi łyczkami, raz jeszcze prze- myślał całą sprawę. Wszystko jest chyba dograne, zapięte na ostatni guzik. Kopia sporządzona, oryginał dobrze zabezpieczony. Zaśmiał się pod nosem. Nie ma to jak sprawdzona metoda… Wreszcie odstawił opróżniony kieliszek i postano- wił sięgnąć po telefon. Zawahał się tylko przez ułamek sekundy, po czym zdecydowanie wystukał zapisany na kartce numer. Nerwowo kręcąc się na krześle, czekał, aż w słuchawce odezwie się znajomy głos. – Dobry wieczór! – zaczął ożywionym głosem. – Tak… Tak, to znowu ja. Mam to dla pana. Tak. Dzisiaj? Zaraz? Za pół godzinki?… Dobrze… Pan podjedzie? Ach, nie osobiście… Oczywiście, rozumiem. Nie, nie. Ja zejdę na dół. Tak… Dogadamy się. Jasne… Z pewnością. A więc do usłyszenia! Zatarł ręce z satysfakcją. Nie da się oszukać. Wszystko będzie dobrze. Musi być… Nalał sobie kolejną lampkę koniaku. Dochodziła dziewiąta trzydzieści. Przez kolejne pół godziny sączył trunek, zerkając co pięć minut na zegarek. Na niczym innym nie umiał się teraz skupić. Ale trafiła mu się gratka! Nie do wiary… Za pięć dziesiąta. No, już czas! Zerwał się z krzesła, narzucił palto, wziął z biurka nie- wielki skoroszyt i schował do obszernej kieszeni płaszcza. Starannie zamknął za sobą mieszkanie. Z bijącym sercem zbiegł wąskimi schodami dwa piętra niżej, do bocznych drzwi wychodzących wprost na bramę kamienicy. Ledwo zdążył je otworzyć, gdy w mroku wąskiego przejścia ujrzał jakiś cień i ktoś stanowczym ruchem pchnął go z powrotem na próg klatki schodowej. – Spokojnie… – Z ciemności dobiegł go cichy, opanowany męski głos. – To dyskretna sprawa, a ja nie mam czasu. To przecież pan kolekcjoner, nie mylę się, prawda? – Tak, ale… – Ma pan to? Wziął się w garść. – Mam – odparł, starając się nadać głosowi pozory pewności siebie. – Chwileczkę… Wyjął z kieszeni skoroszyt. Rozbłysło niebieskawe światło miniaturowej kieszonkowej latarki. Mężczyzna wziął teczkę z jego ręki i szybko otworzył ją, wciąż przyświecając sobie latarką. Jego twarz pozostawała w cieniu, jednak w lekkiej poświacie kolekcjoner zauważył, że facet bez wątpienia jest młody, wysoki i muskularny. Z uwagą studiował teraz zawartość teczki. – To jest kopia! – zauważył mężczyzna ostrym tonem. Nagle oślepił go światłem latarki. Skierowane wprost w jego oczy, wydawało się niezwykle intensywne. – Tak – przyznał z nagłym uczuciem niepokoju. To wszystko rozgrywało się zupełnie inaczej, niż się spo- dziewał. – Oryginał oddam, kiedy dostanę całą kwotę do ręki… Mężczyzna złapał go nagle za poły płaszcza, obrócił i z całej siły przyparł do drzwi. Te, przymknięte tylko, otworzyły się pod naporem jego ciała. Gdyby facet go teraz puścił – upadłby jak długi na beton! – Gdzie go pan ma?! – W bezpiecznym miejscu… W domu… – W domu, mówisz…
Zauważył, że mężczyzna spogląda gdzieś ponad nim, w mrok bramy, i lekko, niemal niedostrzegalnie kiwa głową… Zaatakowany nie zauważył, jak za jego plecami pojawiły się, niczym spod ziemi, dwa kolejne cienie. Jeden z nich zatkał mu usta, zanurzając drugą dłoń w kieszeni jego palta i wyciągając z niej klucze do mieszkania. Usłyszał ich brzęk. Drugi zarzucił mu na szyję coś zimnego i ostrego… Ostatnie, co poczuł, to ucisk dławiący krtań i przenikliwy, rozdzierający ból. Trwał on tylko ułamki sekund – zanim na dobre ogarnęła go miłosierna ciemność… Nie czuł już, że mężczyźni, otworzywszy znajdujące się z boku sionki niskie drewniane drzwiczki, jednym kopnięciem zrzucają jego ciało po brudnych schodkach prowadzących do piwnicy…
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.