Córka Fanny Hill
Janet Cherrie
Data wydania: 2017
Data premiery: 25 kwietnia 2017
ISBN: 978-83-7674-591-6
Format: 130x200
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 320
Kategoria:
34.90 zł 24.43 zł
Powieść inspirowana książką Pamiętniki Fanny Hill, opowiada o losach córki jednej z najsłynniejszych literackich kurtyzan.
Po przedwczesnej śmierci rodziców pięcioletnia Laura Hill trafia pod opiekę stryja swojego ojca. Ten zapewnia jej doskonałe wykształcenie, które uzupełnia niezwykłą urodę dziewczyny, umożliwiając jej, pomimo bardzo skromnego majątku, udany start w życie.
Pewnego dnia dorosła już Laura otrzymuje zaproszenie od swojego dalekiego kuzyna, który zaproponował, aby uczyła jego syna rachunków. W majątku krewniaka Laura zostaje wciągnięta w świat rządzący się własnymi prawami, pełen układów i miłosnych gier, gdzie pomaga kuzynowi w zdobyciu koncesji Kompanii Wschodnioindyjskiej na handel z Indiami. Cel ten osiąga bynajmniej nie rozmowami…
Muszę przyznać, że z pewnymi obawami wybiera¬łam się w tę podróż i minęło trochę czasu, zanim podjęłam decyzję. Doszłam jednak do wniosku, że po śmierci stryjecznego dziadka, którego dla wygody nazywałam stryjem, nic mnie tu nie trzy¬ma. Opiekowałam się nim, aż biedaczysko wydał ostatnie tchnienie, a potem jeszcze wiele dni go opłakiwałam, ale przecież trzeba żyć dalej. On by tego chciał. Bez wątpienia, gdybym wciąż się za¬martwiała, ofuknąłby mnie stamtąd, gdzie się znaj¬dował. A mogłam iść o zakład, że trafił do nieba, o ile takowe istnieje, jako że zawsze był człowie¬kiem życzliwym, prawie nigdy się nie unosił i nie słyszałam też, żeby bez powodu o kimś źle mówił. Nie chcąc się narażać na reprymendę nieboszczyka – a święcie wierzę, że z duszami, bez względu na to, gdzie się znajdują, można nawiązać kontakt – spa¬kowałam wszystkie swoje rzeczy – zajęły pięć ku¬frów, z czego tylko w dwóch były niezbędne stroje, pozostałe trzy zaś zawierały uczone księgi i róż¬norodne aparaty – i zostawiłam Liverpool, by ru¬szyć do majątku dalekiego kuzyna. Nie żal mi było Liverpoolu, choć miasto to miało swój urok. Do jego portu zawijały statki, które odwiedzały najdal¬sze zakątki świata. Nierzadko przywoziły różno¬rodne dziwy natury, a muszę przyznać, że bardzo interesowały mnie wszelakie nauki przyrodnicze, jak również alchemia i zjawiska nadprzyrodzone. Dzięki stryjowi odebrałam gruntowne matema¬tyczne wykształcenie, ale o tym zdążę jeszcze opo¬wiedzieć.
Kuzyn napisał do mnie nieoczekiwanie po la¬tach milczenia, co mnie trochę zaskoczyło i przy¬wołało wspomnienia z wczesnej młodości. George był ode mnie piętnaście lat starszy i pamiętam, jak z początku nie chciał się ze mną bawić, gdy mia¬łam trzy latka i przyjeżdżałam z mamą na wieś do jego rodziców. Później jednak zabierał mnie często na długie spacery i pokazywał las, okoliczne wzgó¬rza i wiejskie zagrody. Dzięki niemu poznawałam przyrodę i to on pierwszy pokazał mi gniazdo si¬korki, lisią norę czy borsuczą jamę. To z nim bra¬łam do rąk różne owady, co z początku nierzadko wymagało przezwyciężenia pewnych wewnętrz¬nych oporów. Zawsze chciałam usłyszeć pohuki¬wanie sowy, ale o tej porze mama kładła mnie już spać, poza tym po całym dniu wrażeń byłam taka śpiąca, że zasypiałam, gdy jeszcze żadna sowa na¬wet nie pomyślała o pobudce.
Pamiętam, jak okoliczni chłopi kłaniali się nam i pozdrawiali George’a, gdy zabierał mnie na spa¬cer, a ja byłam wtedy taka dumna, że okazują nam tyle szacunku. Później kuzyn ożenił się z bardzo sympatyczną kobietą.
Z pewną nostalgią wspominam tamte lata, lecz nie ukrywam, że nurtowała mnie ciekawość, jak też ku¬zyn wygląda obecnie. Jako że ja w tym roku skończy¬łam lat dwadzieścia trzy, on powinien mieć trzydzie¬ści osiem. Po śmierci mojej mamy nie odwiedzaliśmy już majątku rodziców kuzyna i tylko sporadycznie do mych uszu docierały wieści z Farlow’s Mills.
Muszę wyjaśnić, że moja matka, sławetna Fran¬cis Hill, piękna kobieta i mecenaska nauki, przy¬woziła mnie do rodziny mego ojca na lato. Sama w stosunkowo młodym wieku dostała w spadku olbrzymi majątek po staruszku, którego wspomi¬nała z rozrzewnieniem, a dla którego była całym światem. Stała się jedną z najbogatszych kobiet w Londynie, a może nawet najbogatszą. Złośli¬we języki szeptały, że matka przed każdym chęt¬nie rozkładała nogi, lecz nie ma w tym ani krzty prawdy. Ona tylko przez całe życie szukała miłości i znalazła ją stosunkowo szybko, by wkrótce stra¬cić, a potem znów odzyskać. Tą miłością był mój ojciec – Charles. Czteroletnia rozłąka wcale nie za¬gasiła żaru uczucia, którym się darzyli. Gdy się po-nownie spotkali, płomień ich miłości rozgorzał na nowo, a ja byłam jego owocem. Kiedy przyszłam na świat, matka miała lat trzydzieści cztery, a ojciec, z tego, co słyszałam później, zdążył już przetracić część majątku. Reszta poszła na chybione inwesty¬cje i mecenat nad wszelakiej maści uczonymi. No¬siłam nazwisko matki, bo ono wówczas coś w Lon¬dynie znaczyło. Ale nie wybiegajmy w przyszłość. Jako dziecko plątałam się wśród dorosłych, którzy co wtorek przychodzili do nas na obiad i rozprawia¬li o rzeczach zupełnie mnie nieinteresujących. By¬wał u nas sam Isaac Newton, wtenczas od niedawna nadzorca mennicy. Przychodzili także Hooke, Halley i Locke, tak więc często miałam okazję przysłuchiwać się sporom, z których niewiele ro¬zumiałam, ale pamiętam, że zawsze bardzo mnie bawiło, gdy wujaszek Isaac zaperzał się na samą wzmiankę o panu Leibnizu albo gdy Hooke był odmiennego zdania niż on. Sir Isaaca nazywałam wujaszkiem, choć rzecz jasna nie było między nami żadnego pokrewieństwa. Wujaszkami była też reszta tych wielkich uczonych. Wielu ubiegało się o ten zaszczytny tytuł, jako że byłam maskotką owego towarzystwa najtęższych umysłów Anglii, a kto wie, czy i nie całego cywilizowanego świata, lecz nie każdemu go nadawałam. Najpóźniej chyba Newtona zaczęłam tak nazywać, gdyż zawsze był bardzo poważny i stronił od zabaw i żartów, ale zmiękłam, gdy kiedyś przyniósł mi skonstruowaną przez siebie mechaniczną zabawkę – karetę z koń¬mi, która po nakręceniu kluczykiem sunęła po podłodze, czemu towarzyszyło rzucanie głowami przez zaprzężone do niej rumaki. Zrobił to zapew¬ne za radą swojej siostrzenicy, a mojej ulubionej cioci – Catherine. W każdym razie od tamtej pory, gdy tylko sir Isaac przychodził do nas z wizytą, od razu sadowiłam mu się na kolanach, a on, bieda¬czysko, nie bardzo wiedział, co ma ze mną począć, albowiem nigdy nie miał do czynienia z dziećmi.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.