
Detektyw Żurek
Data wydania: 2007
Data premiery: 18 marca 2007
ISBN: 978-83-6038-329-2
Format: 120x200
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 107
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
19.90 zł 13.93 zł
Detektyw Żurek to pastisz kryminału, pełen czarnego humoru. Zaskakujące zbiegi okoliczności, człowiek- widmo, prawdziwy fałszerz, porwana kidnaperka… Chmielewska bis? A skąd! To Rowicki! * Euzebiusz Żurek bezrobotny autor mrocznych opowiadań, w wyniku zbiegu różnych zdarzeń postanawia zostać prywatnym detektywem. Wszystko zaczyna się jak jeszcze jedna kryminalna, hollywoodzka historia, ale to fałszywy trop. Żurek jest anty-detektywem, ojcem samotnie wychowującym dwójkę dzieci o słowiańskich imionach i takich temperamentach. Do tego dochodzi pojawiająca się w dziwnych okolicznościach kotka Beatrycze oraz żółw Gall. Na horyzoncie jest też nowe uczucie – piękna rudowłosa policjantka Olga…
*
Euzebiusz nienawidził swojego wydawcy. Bez wzajemności. Rozumpolski dzwonił po kilka razy dziennie i zadawał te same kretyńskie pytania. – Jak tam? Napisałeś coś? – Nieodłączną częścią tych telefonów była prośba, żeby Euzebiusz koniecznie coś nowego przeczytał. Kiedy zaczynał, Rozumpolski przerywał mu krzycząc – Doskonałe, o to właśnie mi chodziło, tak trzymaj.
Raz w miesiącu Euzebiusz musiał się stawić osobiście. Przed tym przykrym obowiązkiem dostawał depresji, szedł w miejsce odosobnione, latem był to park, zimą galeria „Sztampa”, do której pies z kulawą nogą nie zachodził. Leczył się sposobem nieznanym ludzkości, objadał się cukierkami eukaliptusowymi. Po trzeciej paczce melancholia wywołana gębą Rozumpolskiego na jakiś czas mijała.
*
Tego dnia Rozumpolski zapowiedział, że ma dla niego propozycję. To nie mogło oznaczać niczego dobrego. Wydawnictwo „Zielony kruk” mieściło się w zagraconej kawalerce Alberta Rozumpolskiego. Książki były w niej niemal wszystkim – meblami, łóżkiem, stołem, na nich stał zakurzony, zepsuty radziecki telewizor – „Junost”. Oprócz książek wydanych, obrazu estetycznej klęski dopełniały propozycje wydawnicze. Wydruki formatu A4 wiązane czym popadło – sznurkiem konopnym, wstążką, żyłką, drutem. Bruliony w kratkę zapisane aptekarskim maczkiem, dziecięce zeszyciki, na które szalony rodzic przelał swój twórczy ból.
Rozumpolski przed laty odkrył pewnego pisarza. Wydał mu w stu egzemplarzach powieść, którą przeczytał ktoś ważny. Ktoś ważny wspomniał o książce w telewizji. Lawina ruszyła. Rozumpolski w ciągu miesiąca stał się bogaty. Od tego czasu minęło dziesięć lat. Fortuna Rozumpolskiego kurczyła się w zastraszającym tempie. Kolejne, wydawane książki, zamiast bestsellerów okazywały się gniotami. Euzebiusz Żurek dobiegający trzydziestki autor mrocznych opowiadań miał to zmienić. Rozumpolski jak twierdził, wierzył w niego bardziej niż w siebie.
-Napijesz się? – zaproponował na wejście.
Euzebiusz przedzierał się przez pootwierane książki, mrucząc pod nosem – To safanduła.
-Co tam mówisz?
-Że się napiję.
-Świetnie. Siadaj Ebi chłopcze. Mam dla ciebie niespodziankę.
-Obiecałeś mi coś o ostatnim razem.
Od samego początku, mimo dużej różnicy wieku byli na ty. Albert był na ty z samym diabłem.
-A co Ebi chłopaczku?
-Właśnie to.
Euzebiusz sięgnął po szklankę z sokiem grejpfrutowym i przechylił do dna.
-Że przestaniesz mówić do mnie Ebi chłopaczku, Ebi dziecko, Ebi chłopcze. Mam prawie trzydzieści lat, żonę i dwójkę dzieci.
-No widzisz, już zaczynasz mówić rozsądniej. Pomyśl o nich. Kiedy ostatnio zarobiłeś jakieś pieniądze?
-A propos. Jak sprzedają się opowiadania?
-Nie zmieniaj tematu.
-Ja tylko pytam. Coś tam mi się obiło o uszy, że się sprzedają.
-Skąd ty możesz wiedzieć takie rzeczy. Trochę się sprzedają, a trochę nie.
-Nie rozumiem.
-Kurteczka, takie czasy. Pieniądz krąży po świecie. Ja wstawiam do hurtowni w komis, hurtownia do księgarni. Tam faktura z przedłużonym terminem płatności. Kochany, ty się nie bój, Rozumpolski jeszcze nikogo nie oszukał. Jak tylko coś mi spłynie to ci dam. No nie mam teraz. Zresztą do cholery, żona na ciebie pracuje, co ja mam powiedzieć?
-Mogłeś się ożenić.
-Skończmy ten głupi temat i wracajmy do sedna. Dzisiaj są takie czasy, że nie wystarczy napisać dobrą książkę.
-Czekaj, dokończę. Dzisiaj trzeba jeszcze tą książkę umieć sprzedać.
Rozumpolski podrapał się po łysej czaszce i zaczął rozglądać się za fajką.
-Brawo, czytasz w moich myślach, gdzie ja posiałem?
-Nie czytam. Powtarzasz mi to za każdym razem.
W końcu Rozumpolski znalazł zgubę i zaczął poszukiwania tytoniu.
-Powtarzam, bo to prawda. Myślisz, że ci wielcy klasycy pisali dobre książki. Guzik prawda. Po prostu się wypromowali.
-Kogo masz na myśli?
-Weźmy takiego wieszcza. Mickiewicz pisał rymem tak częstochowskim, że aż uszy więdną, a Sienkiewicz to dłużyzna na dłużyźnie, że nie wspomnę o Prouście.
-Widocznie mieli dobrych speców od promocji.
-Widocznie.
-Nie zapominasz przypadkiem, że to ty jako wydawca powinieneś troszczyć się o sprzedaż. Czy ty masz w ogóle pojęcie o marketingu?
-Proszę cię, nie tym tonem. Wiesz, że traktuję cię jak syna.
-Albert nie rozczulaj się. Tytoń leży w umywalce.
-Skąd wiesz?
-Zawsze tam kładziesz.
-Dasz mi wreszcie coś powiedzieć? Ja nocami nie śpię, myśląc jakby cię kurteczka wypromować.
-No i…
-Myślę.
-To za mało Albert. Musisz zacząć coś robić.
-Chodzi o to, że ty mi w tym nie pomagasz.
-Ja?
-Tak ty.
-Przecież piszę.
-Nie chodzi o pisanie.
-A o co?
-O to co robisz?
-A co ja robię?
-No właśnie. Nic. Twórca zawsze miał w sobie coś. Tu Rozumpolski zaczął rzucać historycznymi przykładami. Broniewski, Gałczyński – alkoholicy. Wyspiański – chory wenerycznie, Touluse Lautrec – kaleka, Klaus Kinsky – seksoholik, Wolter – homoseksualista, Norwid – nędzarz, Mickiewicz – uzależniony od sekty, Vincent van Gogh – paranoja. A ty, chłopcze? Pisarz dzisiaj musi zaistnieć obok książki. Musi być o nim głośno. Musi mieć nazwisko. Być kimś. Bywać. A ty. Siedzisz w domu i piszesz.
-Mam bywać?
-Nie tylko. Kurteczka nie wiem. Potrzebny jest skandal. Rozwiedź się, pobij sąsiada, Wymyśl coś! Jedz surowe koty.
-Koty?
-Nie upraszczaj. Chcę tylko, żebyś był jakiś.
Albert nabił fajkę i puszczając błękitny obłok zaczął z jeszcze większą werwą.
-Pomysł się liczy. Produkt, rozumiesz?
-To co mam zrobić?
-Mam dla ciebie coś nietuzinkowego.
-Tak?
-Zaczniesz udawać wariata.

Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.