Dzieci żydowskie w klasztorach. Udział żeńskich zgromadzeń zakonnych w akcji ratowania dzieci żydowskich w Polsce w latach 1939-1945
Data wydania:
Data premiery:
ISBN:
Format:
Oprawa:
Liczba stron:
Kategoria:
34.90 zł 24.43 zł
Książka jest pierwszym i jak dotąd najpełniejszym opracowaniem humanitarnej działalności polskich zakonnic podczas hitlerowskiej okupacji. Spontanicznie dawały schronienie żydowskim dzieciom w klasztorach, a także prowadzonych przez siebie szkołach i ochronkach.
Jest to esencja doktoratu Ewy Kurek, która w swej pracy badawczej zajmuje się historią drugiej wojny światowej, w tym w znacznej części problematyką stosunków polsko-żydowskich. Pozycja opatrzona jest wstępem, który do jej amerykańskiego wydania napisał prof. Jan Karski.
Ewa Kurek dokonała wszechstronnych badań, a każde ważkie stwierdzenie poparte jest licznymi źródłami, w tym relacjami świadków i cytatami z dziennika Emanuela Ringelbluma. Autorka ujęła zagadnienia z kilku równoprawnych punktów widzenia, co daje Czytelnikowi możliwość zorientowania się w złożoności ówczesnego koszmaru i szansę zrozumienia różnych ludzkich postaw – tak Żydów, jak i Polaków – wobec Holokaustu.
Znaczną część wydawnictwa stanowi dodatek, zawierający relacje osób bezpośrednio zaangażowanych w ratowanie żydowskich dzieci: konspiratorów, księży, a przede wszystkim zakonnic i dzieci ukrywanych w klasztorach, w tym m.in.: Jona Altschuler, Franciszka Aronson, Lea Balint, siostra Anna Borkowska, siostra Tekla Budnowska, Jan Dobraczyński, rabin Izajasz Drucker, siostra Roberta Fiedorczuk, cichociemny Marian Gołębiowski, siostra Janina Górecka, siostra Ligoria Grenda, Michał Hefer, siostra Magdalena Kaczmarzyk, rabin Dawid Kahane, Maria Klain, Abba Kowner, ksiądz Michał Kot, siostra Czesława Kulpińska, Tamy Lavee, Luba Lis, siostra Nikodema Bytkowska, siostra Bogumiła Makowska, siostra Eliza Malczyk, siostra Ludwika Małkiewicz, siostra Maria Ena, ksiądz Michał Michniak, siostra Ewelina Niedałtowska, Max Noy, Róża Noy, siostra Janina Osmólska, Julian Ostrowski, Jadwiga Piotrowska, siostra Urszula Przystupa, siostra Kryspina Rajner, Irit Romano, siostra Maria Sawicka, siostra Bernarda Sochacka Bernarda, siostra Charitas Soczek, siostra Roberta Sutkowska, Zofia Szymańska, Zdzisław Umiński, siostra Janina Watychowicz.
(…)
W przededniu drugiej wojny światowej oraz w czasie jej trwania działały na terenie Polski 74 żeńskie zgromadzenia zakonne czynne i 11 zakonów kontemplacyjnych, które łącznie liczyły ponad 20.000 sióstr. 26 zgromadzeń działało w Polsce od XX i liczebność ich wahała się od kilkunastu do około setki sióstr, w sporadycznych wypadkach liczbę tę przekraczając. 5 liczebnie największych to siostry szarytki, służebniczki starowiejskie, franciszkanki Rodziny Maryi, służki i elżbietanki, skupiające w swych szeregach blisko jedną trzecią wszystkich polskich zakonnic.
Terytorialnie sieć domów zakonnych obejmowała cały obszar Drugiej Rzeczypospolitej, chociaż, podobnie jak w wypadku całej struktury kościelnej, zróżnicowanie w gęstości sieci było ogromne w poszczególnych diecezjach. Terenami stosunkowo najsłabiej obsadzonymi przez siostry były wschodnie ziemie Polski, ziemie byłego zaboru rosyjskiego. Największym w Polsce skupiskiem domów zakonnych — przed Poznańskiem — była archidiecezja krakowska.
Siostry tworzące wspólnoty żeńskich zgromadzeń zakonnych czynnych działających w przedwojennej Polsce pracowały wśród i dla społeczeństwa polskiego, zaspokajając jego ogromne potrzeby w zakresie opieki nad dziećmi w sierocińcach, żłobkach, przedszkolach, internatach oraz szkołach podstawowych i średnich, a także opieki nad ludźmi chorymi, biednymi, bezdomnymi i tymi z marginesu społecznego. Stanowiły one trzon niższego personelu medycznego w szpitalach w całej Polsce; uczyły religii i służyły pomocą w prowadzeniu wielu katolickich parafii. Działalność tę przerwał lub zmusił do prowadzenia jej w odmiennych warunkach wybuch drugiej wojny światowej.
Warunki życia i działania polskich zakonnic nie odbiegały od sytuacji, w jakiej od 1 września 1939 roku znalazł się Kościół i społeczeństwo polskie. W najtrudniejszej sytuacji znalazły się siostry pracujące na ziemiach polskich wcielonych do Rzeszy, gdzie Niemcy zmusili je, poza nielicznymi wyjątkami, do zdjęcia stroju zakonnego, wysiedlili do Generalnej Guberni lub pozamykali w obozach pracy, ich domy zakonne zaś przejęła administracja i organizacje niemieckie.8 Niewielka garstka sióstr pracowała, zwykle jako osoby świeckie, w szpitalach. Nielicznym, w konspiracji, udało się utrzymać nawet wspólnotę zakonną i prowadzić zakazaną działalność, na przykład tajne nauczanie i katechizację. Praktycznie jednak o swobodnej stosunkowo działalności zakonnic mówić można jedynie na terenie Generalnej Guberni oraz — od roku 1941 — na wschodnich ziemiach Polski, chociaż na tych ostatnich, w miarę nasilających się ukraińskich rzezi, była ona redukowana do większych miast.
Prowadzenie różnorodnych form opieki nad dziećmi w przedwojennej Polsce stanowiło w poważnym stopniu pole działalności sióstr zakonnych. Wojna i nieszczęścia, jakie z sobą przyniosła, w sposób szczególny dotykały właśnie dzieci — wszystkich mieszkających na polskich ziemiach. Każdy tydzień wojny to kolejne sieroty, dzieci pozostające bez opieki z powodu aresztowań rodziców, dzieci zagubione, bezdomne i żyjące w nędzy. Dlatego polskie zakonnice starały się, gdzie tylko było to możliwe, rozszerzać prowadzoną przed wojną działalność, zwiększając liczbę dzieci w poszczególnych domach oraz tworząc nowe placówki opiekuńcze. Wyrzucane przez Niemców z ziem wcielonych do Rzeszy, pozbawione domów i zakonnego majątku, w wysiedleńczych transportach lub nielegalnie przedostawały się do Generalnej Guberni i z pomocą mecenasów lub na własną rękę zakładały sierocińce, żłobki, kuchnie wydające tanie lub darmowe posiłki. Także zgromadzenia prowadzące przed wojną działalność na wschodzie Polski, po likwidacji lub czasowej utracie domów w czasach okupacji sowieckiej, od połowy 1941 roku organizowały się od nowa. Wracały na dawne placówki, zbierały rozgrabioną pościel, materace i łóżeczka i spieszyły z pomocą najbardziej potrzebującym dzieciom. Podobnie postępowały siostry w Generalnej Guberni. Ponieważ wobec ogromu wojennych potrzeb liczba przedwojennych placówek opiekuńczo-wychowawczych okazała się niewystarczająca, zwłaszcza że części z nich Niemcy uniemożliwili działalność, siostry wyszukiwały nowe lokale, zajmowały je i w spartańskich najczęściej warunkach organizowały nowe domy dla dzieci.
Zagrożone przez wojnę były wszystkie dzieci mieszkające w granicach Polski. Dlatego w domach zakonnych obok dzieci polskich schronienie znajdowały także dzieci ukraińskie, cygańskie, żydowskie, a pod koniec okupacji także dzieci wrogów, dzieci niemieckie. Oczywiście, tymi najbardziej zagrożonymi były dzieci żydowskie. Postawa polskich zakonnic wobec prześladowań i mordów popełnianych na Żydach była od pierwszych dni okupacji jednoznaczna. Może najprościej wyraża ją zachowanie siostry Alicji Kotowskiej, zmartwychwstanki. W listopadzie 1939 roku wyjechał z Wejherowa do Piaśnicy transport trzystu więźniów skazanych na śmierć, wśród nich grupa żydowskich dzieci oraz siostra Alicja, którą jako ostatnią wyprowadzili Niemcy z gmachu na dziedziniec. Według relacji naocznego świadka, siostra Alicja podeszła do dzieci żydowskich, wzięła je za ręce i pierwsza weszła z nimi do samochodu, aby towarzyszyć im w ich ostatniej drodze.9 Siostra Alicja nie była w stanie uratować życia tamtym dzieciom, tak jak nie była w stanie uratować własnego życia. Ofiarowała im jednak miłosierny gest wyciągniętej ręki. Gest, który w stosunku do innych dzieci żydowskich powtórzyło wiele innych sióstr z klasztorów okupowanej Polski — gest, który dla tych innych prawie zawsze oznaczał życie.
* * *
W czasie drugiej wojny światowej decyzja przyjęcia żydowskiego dziecka pod dach swego domu nie była łatwa dla żadnego Polaka — dla polskich zakonnic była ona podwójnie ciężka. W grę wchodziło bowiem narażanie wszystkich mieszkańców klasztoru, sióstr i wychowywanych tam dzieci, stanowiących najczęściej dość liczną gromadkę.
Zarówno przed wojną, jak i w czasie jej trwania każde z żeńskich zgromadzeń zakonnych w Polsce żyło swym własnym życiem. Miało swoje władze generalne — w Rzymie, w Polsce lub gdzieś jeszcze — swoje cele i duchowość, swoje habity lub stroje świeckie, rządziło się wreszcie swymi własnymi, odrębnymi konstytucjami. Nie istniała władza nadrzędna, która w skali kraju mogłaby koordynować działalność zgromadzeń, programować konkretne akcje czy kształtować wspólne postawy. Każde ze zgromadzeń dysponowało różnymi możliwościami materialnymi i personalnymi, podobnie jak różny był geograficzny zasięg jego działalności i różne okupacyjne losy. Dlatego ratowanie żydowskich dzieci, podobnie jak cała okupacyjna działalność sióstr, było wynikiem decyzji podjętych przez władze poszczególnych zgromadzeń, częściej wynikiem decyzji podejmowanych przez siostry przełożone poszczególnych domów lub też po prostu indywidualną decyzją sióstr.
W pojedynczych zgromadzeniach akcja ratowania dzieci żydowskich kierowana była odgórnie przez władze generalne. Tak było u franciszkanek Rodziny Maryi, gdzie ratowaniem Żydów i żydowskich dzieci kierowały matka generalna Ludwika Lisówna i matka prowincjonalna Matylda Getter. Tak było u urszulanek szarych, których dom przy ulicy Wiślanej w Warszawie, siedziba matki generalnej Pii Leśniewskiej, pełnił między innymi rolę ośrodka pomocy żydowskim dzieciom. O przyjmowaniu dzieci żydowskich do domów urszulanek szarych i franciszkanek Rodziny Maryi zadecydowała postawa przełożonych i chociaż nie ma dowodów, aby uczestnictwo w akcji egzekwowane było w formie poleceń, siostry zajmowały stanowisko podobne do swych władz. Była to sytuacja najbardziej korzystna zarówno dla sióstr, jak i dla ratowanych dzieci, zwalniała bowiem przełożone poszczególnych domów czy konkretne siostry od podejmowania indywidualnych decyzji, natomiast dodawała pewności siebie i najzwyklejszej odwagi w wypełnianiu tak trudnego w owych czasach zadania. Przed dziećmi żydowskimi zaś otwierała klasztorne furty o każdej porze dnia i nocy.
Jeśli pozwalały na to okupacyjne warunki z jednej strony, a demokratyczne tradycje zgromadzenia z drugiej, decyzję o podjęciu akcji ratowania Żydów i żydowskich dzieci podejmowały siostry wspólnie. Tak właśnie podjęły decyzję niepokalanki szymanowskie w Warszawie w końcu 1942 roku. Było to możliwe tylko dlatego, że większość domów niepokalańskich znalazła się w Generalnej Guberni i przez cały okres okupacji udało się utrzymać między nimi łączność, a siostra Wanda Garczyńska, przełożona warszawskiego domu, uważała, iż każda z zakonnic musi wiedzieć i wyrazić zgodę na prowadzoną działalność — wyrazić zgodę na swą ewentualną śmierć. Postanowienie zapadło na prowadzonej przez siostrę Wandę Garczyńską konferencji, którą po latach tak oto wspomina młodziutka podówczas zakonnica, siostra Maria Ena: Konferencję zaczęła od czytania fragmentu Ewangelii św. Jana 15, 13–17. Tłumaczyła, że nie chce narażać domu, sióstr, zgromadzenia. Wie, co może nas czekać. O siebie nie stoi. Ona wie: „Abyście się miłowali, jak Ja was umiłowałem”. A jak? Tak, że życie dał.
Spuściłam głowę. Nie śmiałam patrzeć na inne siostry. My mamy zdecydować. Jeśli jedno słowo powiemy, jeśli otwarcie, szczerze przyznamy się do lęku o własną skórę, o własne życie, o życie tylu sióstr, zgromadzenia… Czy to roztropnie ryzykować dla kilkunastu Żydówek? Od nas zależy, czy mają odejść.
Cisza.
Nikt nie drgnie. Żadnego westchnienia. Jesteśmy gotowe. Dzieci żydowskich nie oddamy. Raczej zginiemy. Wszystkie. Cisza przejmująca — nie patrzymy na siebie. Siostra siedzi z przymkniętymi oczami. Ręce złożone na Ewangelii, pewno się modli.
Wstajemy. Nawet nie modlimy się wspólnie jak zwykle. Idziemy do kaplicy. Jest nam lekko, radośnie, choć bardzo poważnie. Jesteśmy gotowe.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.