Grunwald 1410. O krok od klęski
Data wydania: 2015
Data premiery: 17 marca 2015
ISBN: 978-83-7674-435-3
Format: 145x205
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 216
Kategoria: Historia
29.90 zł 20.93 zł
Bitwa pod Grunwaldem to symbol i mit.
Niekiedy jednak to, co dziś uznaje się za oficjalną wersję wydarzeń na grunwaldzkim polu, budzi wątpliwości.
W swym znakomitym, zwartym opracowaniu Witold Mikołajczak nie podważa symbolu. Polemizuje jednak z mitem i stereotypami. Przedstawia i zaciekle broni nieco innej wizji boju toczonego przez wojska polsko-litewskie z siłami Zakonu Krzyżackiego. Opisuje tło i przygotowania do bitwy. W oparciu o topografię terenu oraz zajmowane w nim pozycje wojsk proponuje nowe spojrzenie na przebieg samego starcia. Analizuje istniejące dawne przekazy i osnute na nich teorie. Sam rysuje obraz, który jego zdaniem nie był tak jednoznaczny, jak chcieli tego kronikopisarze, których uproszczony przekaz niekoniecznie przystawał do złożonej wojennej rzeczywistości Średniowiecza. Ilustruje to wszystko przejrzystymi mapami, na których ukazuje pozycje i ruchy wojsk.
Mikołajczak mówi wprost: szala bitwy przez długi czas wahała się na obie strony, a wojska dowodzone przez króla Władysława Jagiełłę znajdowały się nawet o krok od klęski…
Do katastrofy armii krzyżackiej na polach Grunwaldu doszło w sytuacji taktycznej, która teoretycznie nie powinna mieć miejsca. Każdy wódz trzyma część swoich wojsk w odwodzie, by w razie konieczności wesprzeć nimi wojska walczące na pierwszej linii frontu i nie dopuścić do ich pobicia. Tymczasem w omawianej bitwie główne siły krzyżackie walczące w Dolinie Wielkiego Strumienia zostały pobite, zanim do walki wkroczył odwód wielkiego mistrza, co było zasadniczą przyczyną klęski wojsk krzyżackich. Gdy rozmawiałem na ten temat z prof. Tomaszem Jurkiem, uczony stwierdził, że opieram się na warstwie literackiej źródła. Zobaczmy zatem, jak ona wygląda.
Opisując końcowy etap manewru wielkiego mistrza, Długosz pisze: „Zwróciwszy się potem, ruszyło na prawo, kędy stała wielka chorągiew królewska, już po zadanej klęsce nieprzyjaciołom, wraz z innymi chorągwiami”. Zacytowany fragment jednoznacznie mówi, że w momencie, gdy wielki mistrz wyprowadził swój odwodowy hufiec na wprost polskiego prawego skrzydła, główne siły krzyżackie zostały już pobite. Nie oznacza to jednak, że definitywnie utraciły gotowość bojową. Zasadnicze pytanie brzmi: w jakiej fazie wykonywania manewru oskrzydlającego przez hufiec wielkiego mistrza doszło do klęski wojsk krzyżackich walczących w dolinie Wielkiego Strumienia?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, należało zwrócić uwagę na specyficzne właściwości taktyczne pola grunwaldzkiego. Odmalowując przebieg bitwy, historycy piszą tak, jakby pole bitwy było płaskie jak stół. O szczególnej roli wzgórza pomnikowego, za którym Jungingen ukrył swój odwód i które pozwoliło mu skrycie obejść polskie prawe skrzydło i zagrozić samemu Jagielle, żaden z historyków jakoś nie wspomniał. Co prawda starano się ustalić, gdzie rósł mały lasek, z którego według Kroniki konfliktu wyłonił się odwód wielkiego mistrza, lecz nikomu nie przyszło do głowy, że jest nim niewielki zagajnik pokrywający wschodni grzbiet wzgórza. Oczywiście sama analiza taktyczna pola bitwy nie wystarczy, by dokładnie przedstawić przebieg tego niezwykle dramatycznego momentu bitwy grunwaldzkiej. Trzeba również wyeliminować wszystkie błędy z relacji Długosza, zarówno merytoryczne, jak i metodyczne, gdyż to nasz kronikarz opisał najdokładniej ten fragment bitwy. Profesorowie Nadolski i Ekdahl, obrażając się na Długosza i oświadczając, że dla nich głównym, bo bardziej wiarygodnym źródłem jest Kronika konfliktu, sami niejako przyznali się do swojej bezradności wobec tekstu Dłu-gosza.
Omawiając pierwszy fragment relacji prof. Nadolskiego, zwróciłem uwagę na wynikający z jego założeń brak logiki w postępowaniu Jungingena, który zamiast wzmocnić swój pierwszy rzut, miał go rzekomo jeszcze osłabić, dołączając do swego odwodu kilka chorągwi. Historyk ten zasadniczo jest w zgodzie ze źródłami, gdyż rzeczywiście według Długosza i autora Kroniki konfliktu część pobitych już chorągwi dołączyła do odwodu wielkiego mistrza. Jednakże żadne źródło nie określa precyzyjnie, kiedy to nastąpiło. Pewne jest tylko to, że część pobitych chorągwi dołączyła do odwodu podczas wykonywania manewru oskrzydlającego.
Oceniając położenie Krzyżaków w tej fazie bitwy, historyk określił je jako coraz bardziej beznadziejne. Jednakże gdy dokonamy kalkulacji sił obu wrogich wojsk na głównym placu boju, to okaże się, że sytuacja armii krzyżackiej nie była wcale taka zła. Jeżeli chodzi o armię królewską, to poza głównym placem boju znalazła się prawie cała armia księcia Witolda, łącznie z kilkoma chorągwiami polskimi, które od początku bitwy wspierały Litwinów. Do tego trzeba doliczyć kilka chorągwi polskich, skierowanych na tyły, aby oczyścić je z Krzyżaków. Jak z tego wynika, król dysponował jeszcze około 40 chorągwiami, z czego około 25 chorągwi walczyło na pierwszej linii. Dawało to niewielką przewagę Polakom, którzy powoli spychali wojska krzyżackie w kierunku ich obozu. Pozostałe chorągwie polskie stały w odwodzie na lewym skrzydle pod Łodwigowem. Jedynie chorągiew rycerzy nadwornych ubezpieczała prawe skrzydło od strony Stębarka. Posuwała się ona za prawym skrzydłem, chroniąc je przed uderzeniem od tyłu i ze skrzydła przed powracającymi z pościgu za Litwinami grupami rycerzy krzyżackich. Z kolei wielki mistrz miał w odwodzie 16 świeżych, nieużytych w walce chorągwi. Król i jego otoczenie o istnieniu tego hufca dowiedzieli się, dopiero gdy sforsował on mały lasek, o czym jednoznacznie wspomina Zbigniew Oleśnicki, autor Kroniki konfliktu.
Jak już wspomniałem, mały lasek to niewielki zagajnik, porastający do dziś wschodni stok wzgórza pomnikowego. Każe to postawić hipotezę, że wzgórze stanowiło oś manewru oskrzydlającego i że znalazło się poza pasem natarcia polskich chorągwi (oczywiście po ucieczce wojsk księcia Witolda). Na pierwszej linii bojowej Jungingen posiadał również około 25 chorągwi. Liczę, że około 10 chorągwi krzyżackich zostało osaczonych i zniszczonych na polskich tyłach. Jednakże kilka chorągwi zakonnych zostało zupełnie rozbitych w wyniku polskiego kontrataku, kiedy król po ucieczce wojsk Witolda wzmocnił natarcie swojego prawego skrzydła, kierując na pierwszą linię co najmniej pięć lub sześć odwodowych chorągwi. Już sam fakt posiadania w tej fazie bitwy nietkniętego odwodu wskazuje, że Jungingen nadal w pełni kontrolował sytuację i sienkiewiczowską wizję, iż w momencie rozpoczęcia manewru oskrzydlającego sytuacja Krzyżaków była już beznadziejna, można włożyć między bajki. Nie zmienia to jednak zasadniczo faktu, że już podczas wykonywania manewru oskrzydlającego doszło do klęski głównych sił krzyżackich. W ostatnich latach prof. Sven Ekdahl znalazł w kronice autorstwa burgundzkiego szlachcica Enguerranda de Monstrelet potwierdzenie informacji zawartej w relacji Długosza, mówiącej o kapitulacji krzyżackiej chorągwi św. Jerzego na polu bitwy. Mieli do niej doprowadzić rzekomo rycerze węgierscy. Piszę „rzekomo”, ponieważ rycerzy węgierskich pod Grunwaldem było tylu, co kot napłakał. Natomiast chorągwią tą dowodził Krzysztof Gersdorf, rycerz nadworny króla Węgier Zygmunta Luksemburczyka, i dlatego prawdopodobnie autor kroniki przypisał ten czyn rycerzom węgierskim. Jak wiadomo, chcąc powstrzymać polskie kontruderzenie na swoim lewym skrzydle, Jungingen musiał skierować tam ostatnie rezerwy spod Łodwigowa, osłabiając swoje prawe skrzydło.
Chorągwie krzyżackie walczyły tu przez kilka godzin, nieluzowane przez rezerwowe jednostki. Biorąc pod uwagę fakt, że Krzysztof Gersdorf kapitulował przed polskim rycerzem Przedpełkiem Kopydłowskim herbu Dryja, prawdopodobnie Wielkopolaninem, można wyciągnąć wniosek, że chorągiew, pod którą miał walczyć kwiat rycerstwa europejskiego, biła się pod Łodwigowem. Ponieważ była to duża chorągiew, której liczebność historycy obliczają na blisko tysiąc ludzi, jej kapitulacja z pewnością wstrząsnęła krzyżackim prawym skrzydłem. Pytanie zasadnicze brzmi, kiedy dokładnie to nastąpiło i czy wielki mistrz to zauważył?
Uważamy, że gdyby Jungingen zauważył kapitulację chorągwi św. Jerzego, zmieniłby swój plan taktyczny. Miał jeszcze wystarczające siły, by podeprzeć prawe skrzydło pod Łodwigowem i pozbawić swobody manewru walczące na pierwszej linii polskie chorągwie. Dlatego uprawniony jest wniosek, że wykonując manewr oskrzydlający, wielki mistrz nie wiedział o kapitulacji tej chorągwi i konsekwencjach tego zdarzenia. Najpierw poszły w rozsypkę walczące w pobliżu chorągwie krzyżackie, a następnie do ucieczki rzuciły się pozostałe. Większość tych chorągwi zakonnych została odrzucona pod sam tabor, o czym informuje Kronika konfliktu. Powinny jednak podczas odwrotu napotkać odwód wielkiego mistrza i otrzymać odpowiednie wsparcie. Potwierdza to pogląd, że załamanie wojsk krzyżackich nastąpiło gwałtownie, w momencie, gdy odwodowy hufiec wykonywał już manewr oskrzydlający i w dolinie za wzgórzem pomnikowym już go nie było. Dlatego wielki mistrz o katastrofie w tym momencie jeszcze nic nie wiedział. Objeżdżając wzgórze pomnikowe, nie miał możliwości obserwowania, co dzieje się na prawo od niego. Również jego pole widzenia na wprost było ograniczone przez mały lasek. Dopiero po sforsowaniu tej przeszkody i wyjściu na drogę Stębark–Łodwigowo, skręcając w prawo, mógł częściowo zorientować się w położeniu swoich wojsk. Zamiast wyjść na wprost polskiego prawego skrzydła, napotkał na swojej drodze chorągiew rycerzy nadwornych, która ubezpieczała to skrzydło i jako jedyna nie opuściła jeszcze Doliny Wielkiego Strumienia. Dlatego w odróżnieniu od pozostałych chorągwi polskich nie miała problemu z rozpoznaniem przeciwnika. Ponieważ jest faktem, że w tym samym czasie co chorągiew nadworna zagrożony atakiem był również król i jego świta, musimy w tym miejscu omówić dwa możliwe warianty wykonania manewru oskrzydlającego przez wielkiego mistrza.
Wariant pierwszy zakłada, że po przecięciu drogi Stębark–Łodwigowo wielki mistrz rozwinął swój odwód linearnie, czyli owe 16 chorągwi stanęło do natarcia jedna obok drugiej, tworząc front o długości około 500–600 metrów. Tłumaczyłoby to, dlaczego w tym samym czasie zagrożony został zarówno sam Jagiełło (przez skrajną lewoskrzydłową chorągiew), jak i chorągiew nadworna. Jednakże koncepcja ta nie wyjaśnia innych wątpliwości. Po pierwsze, dlaczego król wysłał Oleśnickiego po chorągiew nadworną, skoro ta była również zagrożona krzyżackim atakiem. Po drugie, Krzyżacy nacierając na tak szerokim froncie, uderzyliby nie na polskie prawe skrzydło, lecz na tyły. Optymistycznie zakładając, część chorągwi pierwszego rzutu obróciłaby się o 180 stopni i uderzyła sprawnie na prawe skrzydło Krzyżaków, a odwodowe chorągwie spod Łodwigowa zaatakowałyby od frontu lewe skrzydło. Można widzieć osaczenie tych chorągwi w kotle na wschód o drogi Stębark–Łodwigowo. Zwłaszcza jeżeli dodamy ulubioną historyjkę polskich uczonych, że oto w tym czasie wracają Litwini i pomagają zamknąć ten kocioł. Pozostałe chorągwie krzyżackie, już raz pobite, zamkniemy w drugim kotle w dolinie na południe od wzgórza pomnikowego. I oto powraca koncepcja prof. S. M. Kuczyńskiego, przedstawiona w jego sztandarowym dziele Wielka wojna z Zakonem 1409–1411. Mamy tylko jeden zasadniczy problem: źródła wyraźnie mówią, iż część pobitych chorągwi krzyżackich dołączyła do odwodu Jungingena.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.