Jak wytresować smoka 3
Jak mówić po smoczemu
Cressida Cowell
Przekład: Agata Kowalczyk
Tytuł oryginału: How To Speak Dragonese
Data wydania: 2025
Data premiery: 12 sierpnia 2025
ISBN: 978-83-68364-87-3
Format: 130/200
Oprawa: Twarda
Liczba stron: 248
Kategoria: Literatura dla dzieci
49.90 zł 34.93 zł
Przedsprzedaż.
Kolejne porywające przygody bohaterów Jak wytresować smoka!
Czkawka wraz z przyjaciółmi przypadkiem lądują na pokładzie rzymskiego okrętu wojennego, a Śledzik zostaje pojmany w niewolę. Podczas ucieczki odkrywają spisek mający na celu kradzież wszystkich smoków z wyspy Berk! Na domiar złego, jego smok Szczerbatek zostaje porwany, a krwiożercze smoki żarłoki tylko czekają na zdobycz…
Halibut Straszliwa Czkawka Trzeci jeszcze raz musi wybawić przyjaciół z opresji i dowieść, że jest prawdziwym bohaterem.
Daj się porwać tej zabawnie strasznej przygodzie!
Oto historia, którą pokochali widzowie i czytelnicy na całym świecie!
Pewnego mglistego dnia, w zimnym, zimnym kraju dawno, dawno temu siedem niewielkich łodzi wikingów płynęło po Morzu Zwanym Balią Wotana. Mgła połknęła Poczciwy Kraj na północy i wyspę Głuplandię na zachodzie; prawdę mówiąc, połknęła tak dużo wszystkiego, że wydawało się, jakby łodzie były statkami powietrznymi i żeglowały drogą pośród zwałów chmur, wysoko, wysoko nad ziemią.
W pierwszej łodzi, o nazwie „Tłusty Knur”, siedział Pyskacz Gbur, dwumetrowy olbrzym w maciupkich, kusiutkich, kudłatych spodenkach; mięśnie jego nóg były tak potężne, że same miały własne mięśnie, a broda wyglądała jak jeż trafiony piorunem. Pyskacz był nauczycielem, prowadzącym Szkolenie Pirackie na Głuplandii, a ta morska wycieczka wśród mgły stanowiła część lekcji Abordażu Wrogich Statków:
W każdej z sześciu młodzieżowych łodzi płynących za „Tłustym Knurem” siedziało dwóch chłopaków: Byli to uczniowie Pyskacza, młodzi członkowie Plemienia Kudłatych Chuliganów.
– NO DOBRA, WY OBRZYDŁE, DZIEWCZYŃSKIE SMARKI! – wrzasnął Pyskacz tak głośno, że słychać go było na kilka kilometrów wokoło. – PRZEĆWICZYMY TERAZ ZDOBYWANIE WROGIEGO STATKU NA ŁATWYM CELU, JAKIM JEST ŁÓDŹ RYBACKA POCZCIWCÓW… CZY KTOŚ PAMIĘTA PIERWSZĄ ZASADĘ ZASADZKI?
– WZIĄĆ WROGA Z ZASKOCZENIA, PANIE PSORZE! – odwrzasnął Smark Świński Ryj, wysoki chłopak o nieprzyjemnym, pełnym wyższości wyrazie twarzy, z gigantycznymi nozdrzami i rzadkim wąsikiem.
– Bardzo dobrze, Smark – zamruczał Pyskacz i znowu zaczął wrzeszczeć na cały regulator: – W TAK GĘSTEJ MGLE STATEK OFIARA NIE MA SZANS ZAUWAŻYĆ, JAK NADPŁYWACIE!
Za to nas usłyszy, pomyślał Halibut Straszliwa Czkawka Trzeci, ponuro wpatrując się we mgłę, chyba że będziemy mieli szczęście i natrafimy na kompletnie głuchych Poczciwców…
Halibut Straszliwa Czkawka Trzeci, o dziwo, jest bohaterem tej opowieści. Mówię o dziwo, bo kiedy się patrzy na Czkawkę, zauważa się przede wszystkim to, jak bardzo jest zwyczajny. Niski, z lekko piegowatą, absolutnie przeciętną twarzą, taką, co to zawsze ginie w tłumie.
Jego smok Szczerbatek, który w tym momencie spał za pazuchą Czkawki, był tak samo pospolity jak jego pan. Szczerbatek miał jedyną naprawdę wyjątkową cechę – wyjątkowo małe rozmiary. Był przynajmniej o połowę mniejszy niż smoki innych chłopaków:
I, jak łatwo sobie wyobrazić, nie był to powód do chwały.
Krzyki Pyskacza obudziły małego smoka. Wystawił nos spod kamizelki Czkawki.
– C-c-co się dzieje? – zapytał zaspanym głosem po smoczemu.
– O, nic niezwykłego – odszepnął Czkawka, drapiąc Szczerbatka za różkami (smok to uwielbiał). – Pyskacz wrzeszczy, Smark się popisuje, a poza tym żeglujemy po morzu, w zimnej mgle, chociaż moglibyśmy siedzieć sobie przy ciepłym ognisku… Możesz spać dalej, jeśli chcesz.
Szczerbatek się roześmiał.
– Wy, w-w-wikingowie, jesteście walnięci jak walenie – powiedział. – O-o-obudź Szczerbatka, jak będzie pora na o-o-obiad… – Wcisnął się z powrotem w miłe, ciepłe miejsce obok lewej pachy Czkawki i zamknął oczy.
Czkawka dzielił łódź ze swoim przyjacielem Śledzikiem, który był jeszcze chudszy od niego i wyglądał jak astmatyczny, zezowaty pająk na cienkich nóżkach. Śledzik podniósł rękę.
– To bardzo dobrze, że oni nie widzą, jak nadpływamy, proszę pana – zauważył logicznie – ale w takim razie jak my zauważymy ich, by móc na nich napaść?
– To jak kaszka z mleczkiem, ty planktoni mózgu! – huknął Pyskacz, bardzo zadowolony z siebie. – Za łodziami rybackimi Poczciwców zawsze lecą, w nadziei na zdobycz, stada Pomniejszych Rybożerów Czarnogrzbietych. Wystarczy tylko podążać za hałasem, jaki robią, i macie swoją łódź. Potem już tylko wskakujecie na pokład, wrzeszcząc Chuligański Okrzyk Wojenny. Powtarzajcie za mną: JAAAAAAAAAH! – zawył Pyskacz Gbur.
– JAAAAAAAAAH! – zawyło w odpowiedzi dziesięciu chłopaków, wymachując po wariacku mieczami.
– Jaaaaaaah – powtórzyli bez wielkiego entuzjazmu Czkawka i Śledzik.
– Poczciwcy boją się nas, Chuliganów, jak ognia, jeden Wotan wie dlaczego… No dobra, panowie, macie ukraść im po hełmie, na dowód wykonania ćwiczenia, i zgłosić się do mnie. TO BĘDZIE JAK ODEBRAĆ JAGÓDKI NIEMOWLAKOWI! – zagrzmiał Pyskacz Gbur. – A, byłbym zapomniał, ja głupi… – Roześmiał się beztrosko. – Jedyne, o czym MUSICIE pamiętać, to żeby POD ŻADNYM POZOREM NIE OPUSZCZAĆ TEJ ZATOKI. To BARDZO WAŻNE, bo niedaleczko, na południe stąd, przepływa Letni Prąd, ciepły strumień wody, a wszyscy wiecie, co żyje w Letnim Prądzie…
– Żarłoki – powiedział Śledzik, głośno przełykając ślinę.
– Zgadza się, Śledziku! – zagrzmiał Pyskacz. – Wiem, że Czkawka, nasz ekspert od historii naturalnej, może nam powiedzieć coś o Żarłokach.
– Oczywiście, proszę pana – odparł Czkawka, zachwycony, że zadano mu pytanie na jego ulubiony temat.
Wyjął z kieszeni mały, wyświechtany notes, z tytulem Jak mówić po smoczemu wypisanym na okładce wielkimi, niekształtnymi literami. Książeczka ta zawierała notatki Czkawki na temat języka smoczego oraz opisy różnych gatunków smoków i ich zwyczajów.
– No więc – powiedział, nie bez kłopotu odczytując własne pismo – Żarłoki to smoki, które z wyglądu bardzo przypominają rekiny żarłacze. Dorosłe osobniki mogą dorastać do sześciu metrów długości, mają przynajmniej pięć rzędów zębów…
– STRESZCZAJ SIĘ, CHŁOPCZE! – wrzasnął Pyskacz.
– Są niezwykle drapieżne i nie tylko wywracają statki, ale mogą też wdrapać się na pokład i zaatakować… Na lądzie potrafią z łatwością prześcignąć człowieka… sugerowałbym, psze pana, że jeśli istnieje choćby najmniejsze prawdopodobieństwo natknięcia się na Żarłoki, powinniśmy natychmiast opuścić tę okolicę.
– Na Thora, chłopcze – Pyskacz Gbur wyszczerzył się w uśmiechu – z takim podejściem można by w ogóle nie wychodzić z domu. Szkolę was na piratów, nie na mięczaków.
– A jeśli się zgubimy, panie psorze? – zapytał pokornie Śledzik.
– Zgubicie? – parsknął Pyskacz. – ZGUBICIE! Wikingowie nigdy się nie GUBIĄ!
– Jak słowo daję, panie psorze – rzucił zjadliwie Świński Ryj. – Nie rozumiem, dlaczego pan nie wyrzucił jeszcze całkiem z plemienia Czkawki Łamagi i jego śledzionogiego kumpla. Przynoszą hańbę nam wszystkim.
Czkawka i Śledzik zrobili żałosne miny.
– No bo niech pan spojrzy na ich łódź – ciągnął szyderczo Smark. – Jesteśmy WIKINGAMI, najwspanialszymi budowniczymi statków, jakich znał Starożytny Świat. A taka krypa zwyczajnie nas ośmiesza.
– Myślisz, że jesteś taki cwany, Smark – odgryzł się Czkawka z determinacją – ale ta łódź potrafi płynąć o wiele szybciej, niż ci się zdaje. Wygląd to jeszcze nie wszystko…
Niestety, Smark miał trochę racji.
„Dzielny Głuptak” był bardziej pływającym wypadkiem niż statkiem.
Czkawka i Śledzik zbudowali go na lekcjach Szkutnictwa, a obaj byli beznadziejnymi cieślami. Ciągle coś szwankowało z projektem i stateczek, zamiast długi i wąski, jak przystało na łódź wikingów, wyszedł gruby i prawie okrągły. Maszt miał za długi i przekrzywiony na lewo, więc przy silnym wietrze pływał w kółko.
A na dodatek przeciekał.
Co pół godziny Śledzik albo Czkawka musieli wybierać z dna łodzi morską wodę za pomocą hełmu Czkawki (hełm Śledzika też przeciekał).
Pyskacz Gbur spojrzał na „Dzielnego Głuptaka”.
– Hm – mruknął zamyślony. – Może i masz rację, Smark. Ale TERAZ – ciągnął żywo – na dźwięk mojego rogu rozpocznie się ćwiczenie.
Uniósł do ust krętą trąbkę.
– Oooch, na skaczące meduzy – jęknął Śledzik – NIE CIERPIĘ Pirackiego Szkolenia! Zgubimy się… zatoniemy… zostaniemy powoli pożarci przez Żarłoki…
– T-R-R-R-U-T-U-U-T! – zaskrzeczała trąbka.









