Jeździec na wielorybie
Przekład: Janusz Ruszkowski
Tytuł oryginału: The Whale Rider
Data wydania: 2006
Data premiery: 19 września 2006
ISBN: 978-83-6038-304-9
Format: 145x205
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 160
Kategoria: Literatura współczesna
19.90 zł 13.93 zł
Ośmioletnia Kahu robi wszystko, co w jej mocy, żeby jej pradziadek okazał jej swą miłość i zainteresowanie. On jednak jest całkowicie skupiony na swych obowiązkach jako wodza plemienia Maorysów z Whangary — plemienia, które wywodzi swoje pochodzenie od legendarnego „jeźdźca na wielorybie”. W każdej generacji tytuł wodza dziedziczy jego męski potomek. Tym razem jednak zabrakło chłopca i jest tylko Kahu. To jej powinna przypaść godność wodza, ale jej pradziadek jest zaślepiony przez tradycję i nie godzi się, by tę rolę pełniła dziewczynka.. Kahu nie zamierza się poddać. W swojej walce ma niezwykłego sojusznika: samego jeźdźca na wielorybie, Paikeę, po którym odziedziczyła zdolność komunikowania się z wielorybami. Kiedy jej święty dar wyjdzie na jaw, Kahu zyska szansę odnowienia więzi łączących jej plemię z przodkami, zaskarbienia sobie miłości pradziadka oraz poprowadzenia swego ludu w nową, lepszą przyszłość. “Jeździec na wielorybie” to powieść o przywracaniu światu utraconej jedności: tego, co widzialne i niewidzialne, tego, co przyrodzone i nadprzyrodzone. Jej akcja dzieje się, według słów jednego z bohaterów, jednocześnie w „rzeczywistości” i „nierzeczywistości”, które jednak nie są swoimi przeciwstawieństwami, lecz dopełniającymi się połówkami świata. Te połówki znów zbliżają się do siebie, a połączyć je może tylko miłość, która nie cofa się przed największą ofiarą. Powieść Witi Ihimaery znakomicie wpisuje się w literacką tradycję tzw. realizmu magicznego. [O AUTORZE] Witi Ihimaera urodził się w Gisborne w Nowej Zelandii. Na początku swojej kariery pisarskiej, zarabiał na życie jako robotnik i listonosz. Jako uznany już pisarz został dyplomatą i wykładowcą uniwersyteckim. Jego pierwsza książka, zbiór opowiadań Pounamu, Pounamu, wydana w 1972 roku, została uhonorowana nagrodą Freda Buckled Prize dla debiutanta. With Tangi, pierwsza powieść, opublikowana w 1973 roku, została wyróżniona nagrodą Wattie Book of the Year Award. Tę samą nagrodę Witi Ihimaera otrzymał później jeszcze dwukrotnie: za powieść The Matriarch (1986) oraz za edycję serii literatury maoryskiej Te Ao Marama (1993). W 1994 roku powieść Bulibasha, King of the Gypsies została nagrodzona Montana Book of the Year Award. Witi Ihimaera jest też autorem librett operowych (Waituhi: The Life of the Village, Tanz Der Schwane, The Clio Legacy), dramatu Women Far Walking oraz opartego na własnej powieści scenariusza do filmu Whale Rider (Jeździec na wielorybie). Jeździec na wielorybie (1987), poruszający się z niezrównanym wdziękiem między mitologią a realizmem, między patosem i komizmem, to najbardziej znana powieść Ihimaery. Wydana w dwudziestu krajach całego świata, szybko stała się międzynarodowym bestsellerem. Filmowa wersja tej książki (2003) była więc z góry skazana na sukces. Zdobyła nagrody m.in. na festiwalach w Toronto, Rotterdamie, San Francisco, Seattle, Sao Paulo i Londynie, a odtwórczyni głównej roli otrzymała nominację do Oscara. W 2004 roku Witi Ihimaera został odznaczony prestiżowym nowozelandzkim Orderem Zasługi. Obecnie jest profesorem literatury angielskiej na uniwersytecie w Auckland.
Jeśli ta historia miała początek, to myślę, że była nim Kahu. W każdym razie to ona stanowiła jej zakończenie i to zapewne ona nas wszystkich uratowała. Zawsze wiedzieliśmy, że w końcu się pojawi takie dziecko, ale kiedy się urodziła Kahu… cóż, najwyraźniej nikt z nas nie potrafił tego dostrzec. Kiedy zadzwonił telefon, byłem z kumplami u moich dziadków. — Dziewczynka — burknął zawiedziony dziadek, Koro Apirana. — Nie będzie z niej żadnego pożytku. Przerwała męską linię. — Szurnął telefonem w stronę babci, Nanny Flowers, mówiąc: — Masz. To twoja wina. Twoja krew jest zbyt silna. — Naciągnął buty i ciężko tupiąc, wyszedł z domu. Dzwonił ich najstarszy wnuk, a mój brat, Porourangi, który mieszkał na Wyspie Południowej. Jego żona, Rehua, właśnie urodziła pierwsze dziecko, a jednocześnie pierwsze prawnuczę w naszej licznej rodzinie. — Jak się masz, kochanie — powiedziała Nanny Flowers do słuchawki. Babcia dawno przestała się przejmować humorami dziadka, chociaż co drugi dzień groziła mu rozwodem, i jestem przekonany, że jej nie sprawiało żadnej różnicy, czy dziecko jest chłopcem czy dziewczynką. Jej usta drżały z emocji, bo już od miesiąca czekała na wiadomość od Porourangiego. Poza tym zezowała, jak zawsze, kiedy rozpiera ją miłość. — Co? Co mówisz? Zaczęliśmy się śmiać i wołać jeden przez drugiego: — Ej, babciu! Musisz przyłożyć słuchawkę do ucha, żeby słyszeć! Nanny nie znosiła telefonów; słysząc głos dobywający się z małych otworków w słuchawce, była tak roztrzęsiona, że trzymała ją przed sobą w sztywno wyciągniętej ręce. Podszedłem i przyłożyłem ją do ucha babci. Chwilę potem po policzkach Nanny zaczęły spływać łzy. — Co takiego? Och, biedactwo. Och. Och. Och. Powiedz żonie, że pierwszy raz jest najgorszy. Potem jest łatwiej, bo już wiadomo, co i jak. Tak, kochanie. Powiem mu. Tak, nie martw się. Tak. Dobrze. My też cię kochamy. Odłożyła słuchawkę. — No, Rawiri — zwróciła się do mnie — masz śliczną bratanicę. Musi być śliczna, bo Porourangi powiedział, że jest podobna do mnie. — Staraliśmy się nie roześmiać, bo Nanny nie miała urody gwiazdy filmowej. Ona zaś nagle podparła się pod boki i z marsową miną wyszła na ganek. W oddali, na plaży, Koro Apirana spychał swoją łódkę na popołudniowe morze. Kiedy się rozzłościł, zawsze brał łódkę i wiosłował na środek oceanu, żeby tam się dąsać. — Ej, ty! — huknęła Nanny Flowers — Stary paka! — Tak nazywała Kora, gdy chciała mu wyznać swą miłość. — Ej! — Ale on udawał, że nie słyszy, że nazywa go starym draniem. Wskoczył do łodzi i wypłynął w morze. To wystarczyło. Teraz Nanny Flowers się wściekła. — Wydaje mu się, że ucieknie przede mną, co? — zaczęła gderać. — Otóż nie. Nie ucieknie. Ani ja, ani chłopcy dłużej już nie wytrzymaliśmy i zaczęliśmy śmiać się jak szaleni. Nanny ruszyła plażą, wykrzykując swoje czułości pod adresem Kora Apirana. „Wracaj mi tu, stary paka!”. Oczywiście, nie wrócił, a wtedy babcia dopadła m o j e j łodzi i zanim zdążyłem zaprotestować, uruchomiła silnik i puściła się w pogoń za dziadkiem. Wydzierali się na siebie przez całe popołudnie. Koro Apirana pływał z jednego krańca zatoki na drugi, ale Nanny bez trudu go dopędzała, żeby dalej ciosać mu kołki na głowie. Trzeba oddać babci, że wiedziała, co robi, wybierając łódź z silnikiem. W końcu stary Koro po prostu się poddał. Nie miał zresztą innego wyjścia, bo Nanny przywiązała jego łódkę do swojej i nie pytając o zdanie, poholowała z powrotem do brzegu. Kahu urodziła się osiem lat temu, ale pamiętam tamten dzień, jakby to było wczoraj, w szczególności awanturę między Korem Apiraną i Nanny Flowers. Kłopot polegał na tym, że Koro Apirana, trzymając się tradycyjnych poglądów Maorysów na przywództwo oraz prawo, nie mógł się pogodzić z narodzinami Kahu. U Maorysów przywództwo było dziedziczne i zwyczajowo insygnia wodzowskie przechodziły z pierworodnego syna na pierworodnego syna. Z wyjątkiem sytuacji, kiedy pierworodne dziecko było dziewczynką. — Na nic mi się nie przyda — zrzędził Koro. — Na nic. Nie chcę jej widzieć. A Porourangi niech sobie następnym razem sprawi syna. Odtąd gdy tylko Nanny Flowers poruszała ten temat, Koro Apirana zaciskał wargi, krzyżował ręce na piersiach, odwracał się i patrzył w sufit. Tamtego dnia byłem z nimi w kuchni. Nanny zagniatała ciasto chlebowe i ponieważ Koro udawał, że jej nie słyszy, zwracała się do mnie. — Myśli, że wszystko wie — mruczała, pokazując głową na dziadka. Bach!, walnęła pięścią w ciasto. — Stary paka. Myśli, że wie, co to znaczy być wodzem. — Chlast!, rzuciła ciasto na stół. — A sam nie jest żadnym wodzem. To ja jestem wodzem, pamiętaj — rzuciła, patrząc najpierw na mnie, a potem przez ramię na Kora Apiranę. — Plask!, wbiła palce w bryłę ciasta. — Te mea te mea — burknął dziadek. — A jakże, a jakże. — Nie kpij ze m n i e — żachnęła się babcia. — Aj!, rozpłaszczyła ciasto przedramieniem. Spojrzała na mnie posępnie. — On w i e, że mam rację. W i e, że w moich żyłach płynie krew Muriwai, a o n a była największym wodzem mojego plemienia. I kropka — Ratunku!, jęczało ciasto, a Nanny okładała je pięściami, dźgała, rozciągała i miętosiła. — Powinnam była posłuchać mamy, kiedy ostrzegała, żebym nie wychodziła za tego starego paka — nakręcała się babcia, kończąc przemowę tradycyjną groźbą. Kątem oka zauważyłem, że Koro Apirana mówi coś pod nosem. — Ale t y m razem — ciągnęła Nanny Flowers, ugniatając ciasto obiema rękami — n a p r a w d ę się rozwiodę! Koro Apirana uniósł brwi z powątpiewaniem. — A jakże — rzucił. — Te mea… I wtedy Nanny dodała z ogniem w oczach: — A potem zamieszkam z Waarim zza wzgórza! „Oho… chyba pora się ewakuować”, pomyślałem, bo wiedziałem, że Koro Apirana jest od dawna piekielnie zazdrosny o Waariego, pierwszego narzeczonego Nanny Flowers. Zrobiło się gorąco, zanim jeszcze dotarłem do drzwi. Ty tchórzu!, syknęło ciasto, kiedy wymykałem się na zewnątrz.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.