Klub Wrednych Matek
Data wydania: 2013
Data premiery: 5 lutego 2013
ISBN: 978-83-7674-226-7
Format: 130x200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 276
Kategoria: Literatura dla kobiet
29.90 zł 20.93 zł
Nowy wymiar kobiecości
Życie czterech przyjaciółek – Beaty, Karoliny, Sylwii i Kasi – toczy się wokół dzieci: tych posiadanych, oczekiwanych i dopiero planowanych. Wydawałoby się, że pora się ostatecznie ustatkować. Ale przecież dawny „klub szalonych studentek” wcale nie ma zamiaru tak po prostu zawiesić działalności, a jego członkinie nie dadzą się dobrowolnie zapędzić do kuchni i i pieluszek.
W końcu każda matka jest przede wszystkim kobietą, a każda kobieta ma swoje potrzeby…
Klub Wrednych Matek? Chyba jednak nie tak wrednych.
To kilkadziesiąt fotografii, chwil, dialogów wyrwanych z życia młodych kobiet.
Niejedna tu znajdzie swój problem, a może tylko portret, bez komentarza?
Lajf is lajf – jak w piosence. Raz jest różowo, a raz czarno, a życie przed nami.
– Małgorzata Kalicińska, autorka „Domu nad rozlewiskiem”
To opowieść o przyjaźni i macierzyństwie, ale takim pozbawionym lukru, bez idealizowania. Każda z nas ma szansę znaleźć w portretach bohaterek kawałek siebie i poczuć, że bycie wredną to nie grzech, a wręcz przeciwnie.
– Katarzyna Bujakiewicz, aktorka
Szczęście to stan umysłu, wewnętrzny stan spokoju, który jest niezależny od okoliczności zewnętrznych. Dobrostan, który utrzymuje się niezależnie od tego, co się aktualnie dzieje w życiu, niezależnie od tego, co się ma albo czego się nie ma.
Wojciech Eichelberger
Rozdział I
Dzień matki
Sylwia czuła, że jest jej coraz trudniej zapanować nad własnym ciałem, które z minuty na minutę wciąż stawało się lżejsze. Nie miała pojęcia, która mogła być godzina.
Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak długo tak leżała. Jej myśli powoli oddalały się od ciała. Czas płynął jakby wolniej, a jej świadomość ulatywała coraz dalej i dalej.
„Nie zasypiaj! Nie zasypiaj! Nie możesz!” – strofowała siebie, ale nie miała siły dłużej walczyć z nasilającą się sennością, zwłaszcza że kusiła ją przyjemnym ciepłem i spokojem. Miała ochotę stracić kontrolę, przestać myśleć o życiu, o tym, co mogłaby zrobić, czego nie mogła, a co powinna.
Stała na granicy między jawą i snem. Nie oglądała się za siebie, ale stęskniona wypatrywała wytworów swojej wyobraźni, które uciekały przed nią, raz po raz zatrzymując się i wołając w jej kierunku: „chodź!”.Wiedziała, że jeśli nie otworzy teraz oczu, to nie będzie w stanie się cofnąć. Obok niej przeleciały dwie mewy. Nie widziała ich, ale usłyszała charakterystyczny krzyk. Szum morza zachęcał do kąpieli. Pod swoimi stopami czuła gorący piasek.
„Nie zasypiaj! Otwórz oczy!” – rozkazała sobie.
Ostatkiem sił próbowała otworzyć oczy. Nie mogła. Coś przygniatało jej powieki. Nawet gdyby mogła, nie podniosłaby ich. Skoncentrowała się na swoim ciele, które leżało nieruchomo, odrobinę ścierpnięte na twardej powierzchni.
Koło jej ucha przeleciała osa.
– Czy wszystko w porządku? – Usłyszała głos kobiety.
Chciała zaprzeczyć, ale coś na jej twarzy nie pozwalało ruszać ustami.
– Mhmm…– mruknęła.
Kobieta zaczęła się krzątać, chodząc obok Sylwii.
Otwierała i zamykała szuflady, przekładała szklane pojemniczki, a gdzieś z tyłu głowy Sylwia usłyszała szum niewielkiego strumienia wody cieknącej z kranu. Po chwili kobieta wyszła, nie zamykając za sobą drzwi.
– Halo? Tak, oczywiście. Szesnasta? Dobrze. Zapraszam.
Do Sylwii docierał stłumiony głos kobiety. Musiała się skoncentrować, by zrozumieć poszczególne słowa, a to sprawiło, że jej świadomość momentalnie wróciła do rzeczywistości. Odgłosy ptaków dochodziły do niej z lewej strony.
– Dobrze, już minęło pięćdziesiąt minut – kobieta odezwała się cicho. – Będę ściągała algi. Nagle zrobi się bardzo jasno.
Jednym sprawnym ruchem kobieta oswobodziła Sylwię.
– O, jak miło znowu móc ruszać twarzą – powiedziała Sylwia, napinając i rozluźniając czoło.
– Algi plastyczne bardzo dobrze ściągają pory i dają przyjemne uczucie chłodzenia.
– Po raz pierwszy miałam je położone także na powiekach.
Dziwne uczucie.
– Dlatego zawsze pytam klientki, czy nie mają nic przeciwko temu – wytłumaczyła kosmetyczka.
– Oj, można się zrelaksować przez prawie godzinę nicnierobienia. Zdaje mi się, że zasnęłam. I jeszcze ta muzyka…
– Odgłosy natury. Szum morza, mewy, to najlepszy relaks.
– Właśnie. Rewelacja. – Sylwia spojrzała na zegar wiszący nad drzwiami. Wiedziała, że za dwie godziny powinna być już w kawiarni. – Dziękuję bardzo. Pora wrócić z wyimaginowanych wakacji nad morzem do wyścigu z czasem.
– Proszę bardzo! – Kobieta uśmiechnęła się ciepło.
Sylwia wstała z leżanki i skierowała się do wyjścia.
– Proszę zobaczyć, buzia jest teraz gładka i odprężona.
– Kosmetyczka wskazała na duże, ozdobne lustro, wiszące przy recepcji.
– Rzeczywiście – Sylwia przytaknęła zadowolona i pogładziła twarz dłonią. – Jakieś trzy lata mniej.
Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Dwie godziny temu, gdy fale ultradźwiękowe walczyły z każdą napotkaną na jej twarzy kropelką wilgoci, a mikroskopijne pęcherzyki gazu rozbijały martwe komórki rogowej warstwy naskórka, zastanawiała się, czy taki zabieg przyniesie oczekiwany efekt. Nie bardzo rozumiała, jak traktowanie twarzy prądem ma oczyścić ją z nadmiaru serum, wągrów i bakterii. Teraz cieszyła się, bo jej poświęcenie nie poszło na marne, a efekty zabiegu na pewno nie pozostaną tego dnia niezauważone.
Zrelaksowana wyszła z salonu kosmetycznego i sięgnęła do torebki, by wyjąć z niej komórkę. Spojrzała na wyświetlacz. Przed wizytą u kosmetyczki wyłączyła całkowicie głos. Pięć nieodebranych połączeń. Wszystkie od Karoliny. Podobnie jak SMS: Cholera. Zmiana planów.
Beata trafiła do szpitala. Polna. II piętro. Pokój 208.
Spotkajmy się tam za godzinę.
***
Beata weszła do pokoju, zdjęła szlafrok i położyła się na łóżku. Zamknęła oczy, chciała się wyciszyć i pomyśleć o tym, co dzieje się teraz w jej organizmie, ale w jej głowie tętniły głosy przyjaciółek. „Miło, że przyszły do szpitala” – pomyślała.
Złapała komórkę i wybrała numer męża. Po kilku wyjątkowo denerwująco długich sygnałach, usłyszała jego głos.
– Cześć, kochanie.
– Cześć.
– Co porabiasz? – spytał.
– Leżę i myślę o tobie.
– To tak jak ja. O tobie i o nim.
– O nim? – zdziwiła się.
– O naszym synu.
–Aaa, jeszcze nie przywykłam do tej myśli. Nadal jest dla mnie taka nierealna.
– Ale to się dzieje, kochanie.
–Wiem, staram się sobie to uświadomić. Chcę też zaprotestować!
– Zaprotestować? – powtórzył, zawieszając głos.
– Tak. Nie o nim, tylko o niej. To będzie dziewczynka.
Zobaczysz. Mała, słodka dziewczyneczka.
– Dobrze. Nie protestuj i nie denerwuj się.
– Nie denerwuję się – sprostowała. – Żartuję. Jestem w dobrym humorze. Były u mnie dziewczyny z naszej paczki.
– Myślałem, że odwołałaś spotkanie.
– Odwołałam, ale jak usłyszały, że jestem w szpitalu, to przyjechały. Wszystkie.
– No widzisz…– Michał nie wiedział, co powiedzieć.
–Widzę. Będę kończyć. Śpij spokojnie… tatusiu.
– Ty też, mamusiu.
Beata schowała telefon do szuflady w metalowej szafce i nie mogła przestać się uśmiechać. Przez chwilę popatrzyła w okno, ale czuła, że jest zbyt podekscytowana, żeby usnąć.
– Przepraszam, że moje przyjaciółki wprowadziły tutaj taki zamęt – powiedziała w stronę sąsiadki.
Nie miała czasu się jej przyjrzeć. Na łóżku obok leżała kobieta koło trzydziestki, w zaawansowanej ciąży. Miała spracowane ręce, poprzeczne zmarszczki na czole i długie włosy w mysim kolorze, schludnie splecione w warkocz.
– Nie ma za co! – Uśmiechnęła się kobieta.
– Jest, jest. Nie chciałyśmy ci przeszkadzać. Mam na imię Beata, a ty? – dodała po chwili zastanowienia. – Nie przedstawiłam się wcześniej, przepraszam. Gdy tu przyszłam, byłam w szoku.
– Ja jestem Klaudia. Usłyszałam przypadkiem, że miałaś powód do zmartwień. Ale już jest OK?
– Tak. Jestem w ciąży. W końcu. A ty? Który to miesiąc?
– Jestem na podtrzymaniu. Dziecko już pcha się na świat. Jutro zaczniemy dziewiąty miesiąc.
– Oooo, super, niedługo będziesz trzymać maluszka na rękach.
– I wrócę do domu. To moje trzecie dziecko. Mąż ledwo daje radę sam z dwójką.
– Trzeci poród? To pewnie nie masz już tremy?
– Nie. – Roześmiała się Klaudia, ukazując Beacie szarawe zęby.
– Ja najbardziej boję się porodu.
– Nie ma czego. Chwila bólu i tyle. Gorzej jest potem. Wszystko cię boli, a dziecko drze się wniebogłosy, to chce pić, to jeść albo się nudzi… Zresztą, co ja ci będę opowiadać, sama niedługo się przekonasz.
– Przestań. Poród to masakra. Potem przytulasz małego aniołeczka, który rekompensuje ci wszystkie niedogodności.
– Beata nie chciała słuchać marudzenia sąsiadki.
– Małego aniołka, ha, ha, ha. – Klaudia spojrzała na Beatę.
Beata odetchnęła głęboko, zrobiła zniesmaczoną minę i odwróciła się do sąsiadki tyłem. Postanowiła nie kontynuować dyskusji, która zbaczała na niewłaściwą drogę, żeby nie denerwować ani siebie, ani dziecka. „Życie jest okropnie niesprawiedliwe” – pomyślała. – „Człowiek stara się o dziecko miesiącami, Bóg daje małe życie rodzinie, która ma już inne dzieci, a kolejna istotka jest dla nich problemem. Okropne.”
Rozumiała, że posiadanie większej liczby dzieci, powoduje konieczność podziału uwagi i czasu na dwoje, troje, czy czworo małych istot oraz konieczność nieprzejmowania się głupotami. Była jednocześnie pewna, że gdyby jej, dany był podział uwagi, poradziłaby sobie śpiewająco.
– Musicie znać się od dawna? – łagodnie dopytywała sąsiadka.
– Tak, poznałyśmy się na studiach. – Beata przestała myśleć o macierzyństwie i momentalnie się rozchmurzyła.
– Niesamowita historia. Poznałyśmy się właściwie przez przypadek. Najpierw Sylwia poznała Kasię. W sklepie. Jakoś tak się od razu polubiły, że poszły razem na zakupy.
Klaudia patrzyła na nią z zainteresowaniem. Beata wyjęła z szafy paczkę paluszków. Otworzyła ją, nie przerywając opowieści i poczęstowała sąsiadkę.
– Po wspólnych zakupach, kilku kawach i plotkach na uczelni, umówiły się na imprezę. To był czwartek. Kasia akurat wtedy mieszkała w akademiku. Ja przyjaźniłam się z Sylwią. Przyjaźniłam się, to może za duże słowo. Kumplowałyśmy się. Akurat w tamten czwartek pokłóciłam się z chłopakiem. Poszłam do Sylwii instynktownie. Wiedziałam, że mnie wysłucha.
– I co, wysłuchała? – spytała Klaudia, mając buzię pełną paluszków.
– Tak. Wysłuchała, przytuliła i powiedziała, że faceci to dupki. Zrobiła mi makijaż, pożyczyła bluzkę i poszłyśmy po Kaśkę. Jako że przeze mnie Sylwia nie mogła pojawić się przed imprezownią w wyznaczonym czasie, zadzwoniła do Kasi i powiedziała, że wpadniemy po nią do jej akademika. Przyszłyśmy, a tam Kaśka z Karolą obalały butelkę wina.
– Oooo, mojemu synowi bardzo podoba się twoja opowieść.
– Klaudia uśmiechnęła się i pogładziła się po brzuchu.
Obie odruchowo spojrzały na brzuch, który zaczął żyć własnym życiem. Wypukłości przemieszczały się z prawej, na lewą stronę, jak i z lewej, na prawą.
– Auu! – Klaudia krzyknęła, gdy mała nóżka z całej siły uderzyła ją w bok. – Chyba zaczął tańczyć.
Beata siedziała i jak zaczarowana przyglądała się tym dziwnym harcom. Przypomniały się jej różne sceny, które widziała w filmach science fiction, kiedy z falującego brzucha kobiety wychodził “obcy” – przybysz z kosmosu. Kiedyś, w takich chwilach, kuliła się przerażona.
Dziś obserwowała taniec obcego z niewielką dozą zazdrości. Mały zarodek rozwijający się w jej brzuchu zmienił jej sposób patrzenia na świat. Wiedziała, że za kilka miesięcy to w jej brzuchu odbywać się będą takie same tańce… Nie mogła się ich doczekać.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.