Krucha miłość
Nina Bylicka-Karczewska
Data wydania: 2022
Data premiery: 4 października 2022
ISBN: 978-83-67295-51-2
Format: 145/205
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 336
Kategoria: Literatura współczesna
24.00 zł
W walce o prawdę i miłość
Przypadkowe spotkanie Anki i Piotra po piętnastu latach było dla nich przełomem. Ona widziała w Piotrze szansę na ułożenie relacji z synem, on, walcząc o własne szczęście, musiał dokonać trudnych wyborów.
Trzy lata później, podczas gdy ich syn, Robert, rozdarty między biologicznymi rodzicami a tymi, którzy go adoptowali i wychowali, szuka własnej tożsamości, Anka i Piotr zmagają się z konsekwencjami własnych decyzji oraz próbują stworzyć patchworkową rodzinę.
W tym celu muszą zmierzyć się z wątpliwościami, przeszłością, wyleczyć niezabliźnione rany i rozwiązać problemy narosłe zarówno w ich rodzinach, jak i między nimi. W międzyczasie oboje będą musieli stawić czoło oskarżeniom, jakie padają pod adresem ich syna.
Co naprawdę ukrywa Robert?
Czy Anka i Piotr potrafią zbudować szczęśliwą rodzinę, borykając się tym razem z własnymi błędami wychowawczymi?
Anka: trzy lata wcześniej
Piętnastoletni Robert kopał patykiem dziurę w piasku. Robił to metodycznie, najpierw uderzał szybkimi ruchami, a potem dłońmi wygrzebywał piach i wygładzał krawędzie otworu w ziemi. Klara stała na rozłożonym kocu w odległości metra od chłopaka. Dokładnie na środku materiału, z równo ustawionymi stopami obok siebie i rękoma spuszczonymi wzdłuż ciała. Co jakiś czas kiwała się na boki i dreptała, bardziej aby rozruszać mięśnie, niż wykonać konkretny ruch. Początkowo Robert prosił ją: „Chodź, pomóż, no chodź”, ale kręciła głową, więc w końcu machnął ręką w rezygnacji i pracował sam.
Kaszubskiej plaży przy jeziorze daleko było do Lazurowego Wybrzeża. Domek, który mieli do dyspozycji, leżał na wzgórzu, od wody dzieliły ich tylko strome schody. Natomiast piasek na plaży przypominał wysypkę budowlaną. Dla Klary plaża oznaczała zupełnie inne miejsce niż to, do którego przyprowadziła ją Anka. Kilkanaście minut wcześniej Anka stoczyła z Klarą dyskusję dotyczącą chodzenia po piasku. Dziewczynka odmówiła zdjęcia butów i nic nie było w stanie jej do tego nakłonić: ani budowanie zamku, ani tym bardziej moczenie nóg w wodzie. Na szczęście dziewczynka, zachęcona odwagą Roberta, poszła za nim w brudną przestrzeń przyciągnięta wyłącznie jego zainteresowaniem i towarzystwem. Anka rozłożyła jej koc, a potem pomogła zdjąć buty, a Klara w skarpetkach weszła na bezpieczny cypel.
Tego dnia próbowała patrzeć na nią inaczej niż pedagog w przedszkolu, wyjść poza ankietę diagnostyczną, ale nie potrafiła zapomnieć o natręctwach dziecka. Dziewczynka nie była szczególnie przyjazna w stosunku do nikogo, nastawiona z rezerwą i lękiem do całego świata, nauczona grzeczności i posłuszeństwa, sprawiała wrażenie nie dziecka, a laleczki postawionej na nie swoim miejscu. W połączeniu z Robertem tworzyli dziwaczne duo. Anka pierwszy raz obserwowała chłopaka w innych okolicznościach. Nie przypuszczała, że on w ogóle umie się bawić. Oboje byli tak różni, jak Dawid i Goliat, jak Kopciuszek i Merida Waleczna, jak ona i Piotr.
Zazdrościła im więzi, choć jeszcze jej nie rozumiała. Co takiego sprawiło, że tych dwoje odmieńców zbliżyło się do siebie, że potrafią spędzać razem czas? Robert zaskoczył ją otwartością w stosunku do Klary. Anka była przekonana, że chłopiec jest niereformowalnym przypadkiem zamknięcia w sobie. Patrząc na nich, odnosiła wrażenie, że przeniesiono ją do innego wymiaru. Nie przypuszczała, że Robert może lubić dzieci i to takie, do których trudno żywić sympatię. Przypomniała sobie, że sama w obcym kraju podjęła decyzję o opiece nad dziećmi, chociaż Roberta zostawiła w Polsce. Wybrała też kierunek studiów związany z rozwojem dzieci. Dziś wiedziała, że to wszystko po to, aby zagłuszyć wyrzuty sumienia. Może w nim było coś podobnego, co powodowało, że przy małym człowieku się otwierał. A może na siłę szukała podobieństwa chłopaka do siebie.
W ciągu kilkunastu godzin Anka zaczęła inaczej patrzeć na Roberta. Zrozumiała, że próbowała go wyjąć z szuflady, w której sama go zamknęła. Kiedy tylko otoczenie przybierało inną barwę, dostawało świeżego powiewu, on niespodziewanie świetnie radził sobie w innych okolicznościach. Wyobrażała sobie, kim by mógłby być, gdyby wychowywali go razem z Piotrkiem. Gdyby miał prawdziwą siostrę lub brata, gdyby miał inne możliwości, szanse, gdyby naprawdę go kochała… Prawie udławiła się swoimi refleksjami.
Przywołała do porządku własne myśli, odgoniła wątpliwości. Czuła, że z tym letnim dniem przychodziło ogólne ciepło. Spinające ją obawy i lęki topniały, traciły siłę. Zastępowała je nadzieja. Żałowała, że w tym upajającym momencie nie ma koło niej Piotra, że wspólnie nie delektują się sekundami szczęścia, nawet jeśli szczęście było chwilowe i pozorne. A może szczególnie wtedy. Piotr napisał dwie godziny temu, że wraca, co oznaczało jeszcze trochę czekania.
Zastanawiała się, co dokładnie zatrzymało go w Warszawie. Przypomniała sobie minę Piotrka, kiedy zobaczył grupę krwi Klary w książeczce zdrowia. Nie sądziła, że Magda mogłaby mieć dziecko z kimś innym, to była kobieta o sztywnym kręgosłupie moralnym. To niewiarygodne. Anka cały czas przypuszczała, że to nieporozumienie, błąd na papierze. Piotrek widocznie miał przymus, aby to wyjaśnić, chociaż im dłużej to analizowała, tym bardziej czuła, że coś jej umyka. Zastanawiała się, czy Magda jest lepszą kobietą od niej i dochodziła do wniosku, że pod wieloma względami tak. Ale mimo że była podobna do Piotrka, między tamtymi dwojgiem nie istniały żadne ciepłe emocje ani przyciąganie. Nie rozumiała dlaczego, ale wiedziała, że te niewypowiedziane, nienazwane kwestie często w życiu mają większe znaczenie.
Spojrzała w stronę dzieci i zobaczyła, że Robert podał Klarze rękę, próbując ją nakłonić, aby weszła do wydrążonej przez niego dziury. Dziewczynka opierała się i usilnie próbowała pozostać w kręgu, który wydeptała na kocyku. Wtedy Robert nagle położył się u jej stóp i krzyknął: „Paniusiu, wsiadaj na motor!”. Klara z wypiekami na twarzy usiadła na jego zgiętych kolanach i chwyciła go za wystawione do góry kciuki. Robert naśladował dźwięk motoru, a Klara radośnie podskakiwała. Po chwili ją zrzucił i zaczął łaskotać, a ona piszczała, błagając, aby przestał. Na jej naturalnie bladych policzkach zakwitły rumieńce.
Z jakiegoś powodu Ance ta scena wydała się bardzo intymna. Rozglądała się bezwiednie, jakby ktoś miał podglądać ich w dwuznacznej sytuacji. A także ją, obserwującą to zdarzenie. I chociaż daleka była od pruderyjnych myśli, nie potrafiła ukryć rozdrażnienia, że to, co robią, jest nieprzyzwoite. Może dlatego, że łaskotanie Piotra zawsze prowadziło ich do seksu, ich dotykanie nigdy nie było niewinne. Ale to w końcu dzieci, koiła własne myśli. Dzieci.
Robert z Klarą sturlali się z koca, a dziewczynka poderwała się w panice i otrzepała ubranie z piachu. Potem stanęła na rozstawionych nogach z rozczapierzonymi palcami i miną pełną odrazy. Robert śmiał się w głos. Anka też prychnęła z rozbawieniem, bo widok Klary, którą najwyraźniej brzydził piasek, był komiczny.
– Muszę się umyć i przebrać i chcę kompot i mam piach w butach – wyliczyła dziewczynka na jednym wydechu.
– Wszystko załatwione. Oprócz kompotu – odpowiedziała Anka.
– Ale u mnie w domu jest zawsze kompot do obiadu, a dzisiaj nie piłam, a chcę pić.
– Rozumiem. Ale jesteśmy teraz w domku wczasowym i nie mamy kompotu. Zrobię ci coś innego do picia.
Nie miała wyjścia i zaproponowała powrót do domu, aby pomóc Klarze w zmianie ubrania. Asystowała jej przy myciu, a potem na jej prośbę wyszła, pozwalając małej na samodzielne ubranie. Piotr nie spakował jej nic wygodnego, co nadawałoby się na wakacje. W plecaku dziewczynki znalazła wyłącznie sukienki z kołnierzykami i tiulowymi falbanami, jakby wyjechała na pokaz małych miss. Klara na szczęście wiedziała, co wybrać i nie rozważała braku adekwatności jej ubrań do sytuacji.
– Fajnie się z nią bawisz. – Anka zagadnęła Roberta, kiedy zostawiła Klarę samą.
Kiwnął głową bez słowa. Znowu zablokował odbiór świata, a przede wszystkim jej.
– Co sądzisz o Piotrze? – spytała.
– Nie wiem, przecież prawie go nie znam. A w ogóle co to za pomysł, żeby mówić do kogoś Piotr a nie Piotrek, przecież do ciebie mówimy Anka, a nie Anna. Nie kumam.
– Wiem, po prostu w jego domu zawsze tak mówiono. Jego ojciec jest bardzo zasadniczy w tych sprawach, nie akceptuje żadnych zdrobnień. I mnie też to weszło w krew. Ale coraz częściej myślę o nim jak o Piotrku, a nie Piotrze.
Słuchał jej wyjaśnień bez komentarza i nie wiedziała, na ile to wszystko rozumiał, ale czuła wdzięczność, że zadaje pytania i cokolwiek go interesuje albo wzbudza wątpliwości.
– Przepraszam, że tak cię zabraliśmy, to pomysł Piotrka, nieco ryzykowny, jednak przypuszczam, że dobrze nam zrobi. Gdy patrzę na ciebie i Klarę, to naprawdę zaczynam wierzyć, że to wszystko się poukłada.
Westchnął raz i drugi.
– Jesteś głupia.
Zamurowało ją. Przełknęła ślinę, połykając ripostę. Odwróciła się do niego plecami.
– Nie wiem, co twoim zdaniem się poukłada, co to dla ciebie oznacza? – kontynuował. – Jeden miły dzień niczego nie zmienia. Nadal jesteś dla mnie prawie obca, ten Piotrek tym bardziej. Dla niej – wskazał ręką do góry, gdzie przebywała Klara – tak samo jesteś obcą babą, ja obcym chłopakiem, z którymi zostawił ją ojciec. Świeci słońce, jest ciepło, ale to nie znaczy, że życie jest miłe, dla mnie wszystko jest totalnie pojebane.
– Masz rację. To nie jest tak, że tego nie widzę, po prostu dostrzegam pewien potencjał czegoś dobrego w tym całym syfie. Cieszę się, że tu jesteś, po prostu poznaję cię. Potrzebuję więcej czasu, i ty pewnie też. Małymi krokami może gdzieś dojdziemy.
– Czy ja jestem ci do czegoś potrzebny? Nie możesz iść tam, gdzie chcesz, beze mnie?
– Nie. Gdyby nie ty, w ogóle by mnie tu nie było i pewnie nie próbowałabym zaczynać od nowa z Piotrem. Piotrkiem.
– Czyli jestem twoim wyrzutem sumienia. Tylko tyle. Normalnie miałabyś mnie w dupie. Pamiętam, jak zareagowałaś, kiedy mama powiedziała, że ja jestem twoim synem. Nawet na mnie nie spojrzałaś, wyszłaś.
– Tak, to prawda. Byłam w szoku. Ale nie chodziło o ciebie. To znaczy jeśli myślisz, że czuję zawód, że to ty jesteś moim synem, to się mylisz. Zawiodłam się, bo zrozumiałam, że najbliżsi mnie okłamywali. Pisałam listy do Marka, rozmawialiśmy, mówiłam mu, że tęsknię za swoim synem i że żałuję tego, co zrobiłam. Przez ten cały czas i on i moja matka milczeli, nikt mi nie powiedział prawdy. To najbardziej mnie zabolało.
– Coś o tym wiem. Mnie też okłamywano.
– Wiem i mogę sobie tylko wyobrazić twój żal i to, co czujesz. To nie tak powinno być, nie w ten sposób powinieneś poznać prawdę. Mimo to nie cofniemy czasu. Kocham brata, jest dla mnie jedną z najbliższych osób. I mimo wszystko cieszę się, że to oni cię wzięli pod opiekę, a nie ktoś obcy. Wiem, że tego nie przyznasz, ale Marek i Bożena potrzebują pomocy i ja im jej udzielę. Wesprę ich. Ale zamieszkaj ze mną, będziesz blisko, będziesz mógł ich odwiedzać, kiedy chcesz. Obiecuję, żadnych ośrodków i terapii.
Kuła żelazo, póki gorące, pierwszy raz nawiązała z Robertem coś na wzór dialogu.