Mamo, tato, będzie się działo! Czyli dzikie harce przedszkolaka
Przekład: Aneta Kiedos
Tytuł oryginału: Mami, Papi, jetzt geht’s los!
Data wydania: 2010
Data premiery: 15 marca 2010
ISBN: 978-83-7674-026-3
Format: 125x185
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 127
Kategoria: Poradniki
19.90 zł 13.93 zł
Ciepła, zabawna, a jednocześnie bardzo pouczająca książeczka, polecana wszystkim, którzy chcieliby lepiej zrozumieć pełnego szalonych pomysłów przedszkolaka.
Rola przedszkolaka to bardzo poważna sprawa. Zwłaszcza, gdy dookoła dzieje się tak wiele i jest tyle zadziwiających rzeczy do odkrycia. A kiedy niespodziewanie w domu pojawia się młodsza siostra, możecie być pewni, że rodzice nie będą mieli łatwego życia…
Czy wiedzieliście o tym, że plastikowa betoniarka jest idealną kryjówką na budyń, a w szafie mamusi mieści się Biuro Świętego Mikołaja? Albo o tym, że po samodzielnym obcięciu włosów można upodobnić się do mieszkańca Ulicy Sezamkowej?
Imię
Ta mała jest całkiem zabawna. Gdy leży w łóżeczku, trzeba bardzo ostrożnie poruszać się po pokoju. Muszę bardzo uważać, żeby jej nie zbudzić. Nie mogę o nic uderzyć, ani nawet przykryć jej buzi. Czasami robi się ona nagle czerwona, a zaraz potem coś śmierdzi. Szczerze mówiąc, to w tym momencie zawsze kończę zabawę – jestem bardzo wrażliwy, bo w końcu kosztowało mnie to wiele pracy, zanim zrozumiałem, kiedy trzeba pójść do toalety. Mała pewnie kiedyś to zrozumie i wspólnie pewnie wiele nam się uda!
Ale w tej chwili zrealizowanie tego celu to bardzo odległa przyszłość, bo toniemy z mamusią w stercie pieluch (które bardzo lubię, szczególnie te grube miękkie pakunki, bo można się nimi fajnie bawić). Tatuś musi znosić tę górę pieluch na dół. A nie jest to takie lekkie, bo ważą one chyba trzy razy więcej niż suche pieluchy. A przy tym trzeba zatykać nos, co nie jest takie proste.
Ale jest jeszcze inny problem: Moja siostrzyczka nie ma jeszcze imienia. Ja osobiście nazwałbym ją kupaczką, bączką, odbijaczką. Każde z nich pasowałoby do niej idealnie i każdy by je rozumiał. Ale nie, cała rodzina jest zdania, że powinna nazywać się ona Anna Maria. I chcą ją ochrzcić, a przy okazji również mnie. Mam wrażenie, że znowu podjęto jakieś decyzje za moimi plecami, a z tego małego czegoś w moim brzuszku robi się już spora kulka.
Rytm
Od kiedy w przedszkolu powstała grupa rytmiki, jestem zagorzałym doboszem. Można prawie wszystkim uderzać o prawie wszystko i wszystko jest dobrze. Twarde przedmioty uderzane twardymi przedmiotami dają głośne dźwięki, miękkie przedmioty o miękkie nie wydają prawie żadnych dźwięków. Uderzenie twardymi przedmiotami o miękkie powoduje krzyk. Odkryłem tę zasadę, gdy uderzyłem moją siostrę drewnianym krokodylem, ale bardzo lekko, tak tylko w głowę. Rozwyła się jak syrena, i to bez jakiegokolwiek rytmu. Oczywiście nakrzyczano na mnie, chociaż ja byłem cicho. Nie rozumiem tych dorosłych – człowiek chce zastosować w praktyce to, czego właśnie się nauczył, a tu problem. Wyjaśnię wam to od początku. W przedszkolu śpiewaliśmy ostatnio Kto zabrał orzecha kokosowego przy akompaniamencie różnych instrumentów. Ale musieliśmy na nich grać w odpowiednich momentach. Każdy z nas był innym zwierzątkiem, ja byłem oczywiście krokodylem, który w odpowiednim momencie miał uderzyć pałeczką o orzecha kokosowego. Niestety, za każdym razem robiłem to w nieodpowiednim momencie i ciocia Zuzia powiedziała, że powinienem jeszcze poćwiczyć. Więc tak zrobiłem. Nie wiedziałem tylko, że głowa mojej siostry nie jest taka głucha, jak orzech kokosowy oraz że krokodyle nie nadają się do gry na bębnach.
Kup mi to!
Uwielbiam chipsy, żelki, lemoniadę, pizzę i czekoladę. Nie lubię zielonych rzeczy z liśćmi, chleba razowego, wafli ryżowych i żadnych zup, a już na pewno tych z kolorowymi ścinkami. O tym wszystkim mówię mamusi zawsze, gdy jesteśmy w sklepie, ale ona mnie nie słucha. Jak mam dobry dzień, to pozwalam jej kupić parę plasterków szynki. Ale jak mam zły dzień, to nie wykazuję żadnego zainteresowania wędliną i wtedy w sklepie uwieszam się jej na płaszczu. Gdy spotkamy batonika i nie zatrzymamy się, trenuję bieg w miejscu, mocno przy tym marudząc. Ostatnio też tak zrobiłem. Uczepiłem się mocno lodówki sklepowej i na chybił trafił wyjąłem z niej loda. Zwykle mamusia rozpoczyna ze mną wtedy dyskutować i wyjaśnia mi szkodliwość mojego czynu. Ale tym razem tak nie było. Po prostu poszła dalej. Do kasy. Przeszła przez kasę, potem do wyjścia, a z wyjścia na zewnątrz. Tak szybko to jeszcze nigdy nie zaliczyliśmy marketu. Pod sklepem mamusia czekała na mnie z wysoko uniesionymi brwiami. Spodziewałem się długiej przemowy, a ona ograniczyła się tym razem do „to było ostatni raz”. Mamusia tym razem nie zachowała się tak, jak zwykle. Po prostu sobie poszła. Byłem w wielkim szoku i przez resztę dnia byłem bardzo milutki. Nawet zjadłem zupę z kolorowymi ścinkami.
Jak to rodzice potrafią człowieka zaskoczyć…
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.