Mamo, tato, jestem w drodze!
Czyli dziewięć miesięcy pełnych przygód
Przekład: Aneta Kiedos
Tytuł oryginału: Baby Mail
Data wydania: 2009
Data premiery: 05 listopada 2009
ISBN: 978-83-7674-024-9
Format: 125x185
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 124
Kategoria: Poradniki
19.90 zł 13.93 zł
Dla wszystkich rodziców, tych obecnych i przyszłych…
Wspaniała opowieść o tym, jak poznawałem moich rodziców, czyli dziewięć miesięcy pełnych przygód.
Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, dlaczego dzieci potrzebują aż dziewięć miesięcy, zanim przyjdą na świat? Odpowiedź jest prosta: W brzuszku mamy dzieje się przecież tak wiele! Począwszy od zamieszkania w brzuszkowym domku, poprzez gimnastykę w szkole rodzenia, nieporadne próby fikania koziołków, a skończywszy na intensywnym smaku penne arrabiata – w brzuszku dziecko nie może narzekać na nudę. Zabawna, oryginalna i pouczająca książka dla wszystkich, którzy chcą dowiedzieć się więcej o życiu dziecka przed jego narodzinami.
Wstęp
Pewnie się zastanawiacie, co taka mała istota może mieć do powiedzenia? Bardzo dobrze was rozumiem, ale muszę stwierdzić — uprzedzając trochę wydarzenia, że te dziewięć miesięcy to najwspanialszy czas w moim życiu i w życiu moich kochanych rodziców. Ale ich poznacie później. Sytuacja opisywana w kolejnych rozdziałach będzie wydawać się wam znajoma, co jest całkowicie zamierzone. Być może chcecie teraz powiedzieć, że każda ciąża jest inna, tak jak inne jest każde dziecko. Zgadza się. Jednak istnieje bardzo dużo podobieństw, o czym dowiedziałem się dopiero później. Było to dla mnie coś niesamowitego — móc mieszkać w tak wspaniałym brzuszkowym domku. Okazał się on bardzo mądrze stworzonym przez naturę miejscem zamieszkania z pobytem czasowym, określonym na dziewięć miesięcy, co zostało docenione szczególnie przez moich kochanych rodziców. W tym czasie stały mi się bliskie nie tylko moje dwie babcie oraz dwaj dziadkowie, ale również inni ludzie, którzy troszczyli się o dobry stan mojego brzuszkowego domku. Wszystko jednak kiedyś się kończy, w co nie od razu mogłem uwierzyć, ale okazało się, że ten koniec był początkiem nowego wspaniałego etapu — czasu odkrywania świata!
Niewiarygodne!
To niewiarygodne, jak połączyliśmy się i stworzyliśmy mnie. Powiecie, że to niemożliwe? Przecież codziennie na całym świecie tysiące razy wygląda to tak samo.
Oczywiście nie zawsze JA z tego powstaję, ale początek jest zawsze identyczny. W moim przypadku zaczęło się od tego, że moja mamusia i mój tatuś — uprzedzam trochę fakty, ponieważ do tego czasu nie wiedzieli oni, że zostaną moimi rodzicami — szczególnie dobrze się czuli. Było im tak dobrze, że zaczęli się czule do siebie tulić i wkrótce potem przeżyłem swoją pierwszą przejażdżkę karuzelą. Mianowicie część mojego JA, ta pochodząca od tatusia, pędziła z prędkością Kubicy w kierunku części mojego JA pochodzącej od mamusi i… bęc! Wpadliśmy na siebie i zachwyciliśmy się sobą. A do tego to wspaniałe otoczenie: ciepłe, miękkie i niezwykle wygodne. Tu było tak milutko… Krótko po tej kraksie obiad stawał się dla mamy coraz ciężej strawny. Poczekaj, mamo, w tym przyjemnie mrocznym brzuszkowym domku będę jeszcze robił rzeczy, o których ci się nawet nie śniło. Ale ty jeszcze nie wiedziałaś, że ja jestem! Hi, hi!
Brzuszkowy domek…
To absolutny hit. Jak już zdążyłem sobie odpocząć od tych fikołków i obrotów z moim innym JA, mogłem się wreszcie przyjrzeć otoczeniu. Brzuszkowy domek nie ma prostych ścian i nie podlega obowiązującym przepisom architektonicznym. Co za szczęście, że teraz zacząłem się w błyskawicznym tempie powiększać, poszerzać i wydłużać: 2, 4, 16, 256, 65536, prawdziwe tango komórek (potem dowiedziałem się, że chodzi tu o wzrost ekspotencjalny, co za trafne określenie!). Jednak już nie interesowało mnie to tak bardzo. Teraz chciałem zadomowić się w moim brzuszkowym domku, urządzić go po swojemu. „Wszystko moje, moje, moje”, chciałem krzyknąć, gdyby na tym etapie podziału komórek był już gotowy „dział mowy”. Jednak nawet jako bezkształtna masa, którą wtedy byłem, już dawałem się mojej mamie we znaki. Rano musiała szybko biec do toalety i przebywała tam dość długo, a kiedy wyszła, to mój tata powiedział, że jest aż zielona na twarzy i zapytał, czy wszystko w porządku. Ale jak miało być, skoro ja już byłem! No, no, zielona mama, co miała znaczyć ta zieleń na twarzy… Ale co ja miałem zrobić, żeby im uświadomić, że jestem?
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.