
Martwa Europa
Przekład: Maciej Płaza
Tytuł oryginału: Dead Europe
Data wydania: 2010
Data premiery: 1 marca 2010
ISBN: 978-83-7674-020-1
Format: 145x205
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 432
Kategoria: Literatura współczesna
34.90 zł 24.43 zł
Osobliwa, niepokojąca i bulwersująca powieść o rozczarowaniu Europą, autodestrukcji zachodniej cywilizacji i demonach, które skrywa europejska historia.
Isaac, młody australijski fotografik greckiego pochodzenia, wyrusza w podróż po Europie: Ateny,Wenecja, Praga, Berlin, Paryż, Amsterdam, Londyn. Zainspirowany opowieściami ojca wyobraża sobie Stary Świat jako kolebkę cywilizacji, wyrafinowaną i dostatnią krainę pełną skarbów kultury. Współczesna Europa okazuje się jednak światem zglobalizowanym i zunifikowanym; pod fasadą nowoczesności Isaac odkrywa kontynent naznaczony przez krwawe doświadczenia historii i wyrokiem koszmarnej przeszłości skazany na wieczną udrękę. Isaaca zaczyna prześladować demon, będący nie tyle pospolitym duchem rodem z horroru, ile metaforą klątwy Holocaustu, ciążącej – jak sugeruje autor – nad całą Europą. W oczach Isaaca płaszczyk konsumpcjonizmu i kulturowej unifikacji w zjednoczonej Europie okazuje się skrywać wszechobecną nędzę, wyzysk i zbrodnie oraz głęboko zakorzenione antagonizmy rasowe i narodowościowe.
Pierwszą rzeczą, jakiej się dowiedziałem na temat Żydów, było to, że podczas każdych świąt Bożego Narodzenia porywali chrześcijańskie dziecko, zamykali wrzeszczącego bobasa w beczce, a potem wbijali noże pomiędzy klepki i spuszczali z niego krew. O północy, gdy chrześcijanie świętowali narodziny Jezusa, Żydzi rozpoczynali w synagogach parodię ich obrzędów, przed wizerunkami swojego rogatego Boga pijąc krew złożonego w ofierze dziecka.
– Naprawdę tak było, mamo? – dopytywałem się. Mogłem wtedy mieć nie więcej niż pięć lat. Matka czytała nam ilustrowaną książkę o mitologii. Włosy miała wtedy długie i kruczoczarne; opadały jej kaskadami na ramiona i piersi. Kiedy tak leżeliśmy razem z siostrą, słuchając jej głosu, przebierałem w nich palcami. Mama czytała nam o starożytnych bogach, a ja koniecznie chciałem wiedzieć, co się z nimi stało po narodzinach Chrystusa.
– Wszyscy przepadli, pozostał tylko Bóg.
– A skąd się wziął Bóg?
– Na początku był Bogiem żydowskim – wyjaśniła – ale Żydzi nie chcieli uznać jego Syna za swojego Zbawiciela. Wybrali Szatana i zabili Chrystusa. Bóg nigdy im tego nie wybaczy.
– Naprawdę tak było, mamo? – spytałem jeszcze raz.
Matka niespodziewanie wybuchła śmiechem. Zorientowałem się, że wpuszcza nas w maliny.
– Opowiedział mi o tym mój ojciec, a on usłyszał to od swojej matki. Może to prawda, a może nie. Spytajcie waszego papę. On dobrze zna Żydów.
– O co chcecie spytać papę?
Wszyscy troje podnieśliśmy wzrok na ojca, który akurat wszedł do sypialni. W moich wspomnieniach z dzieciństwa ojciec zawsze jest olbrzymem, silnym, szczupłym i przystojnym, wznoszącym się nade mną jak wieża. Przed chwilą wyszedł spod prysznica, zapinał właśnie pasek od dżinsów. Skóra mu lśniła jak u bogów na rycinach w książce o mitologii.
Jednym tchem wyrecytowałem mu to, co usłyszeliśmy od mamy na temat Żydów. Ojciec zmarszczył brwi i zagadał do niej ostro po grecku. Twarz matki przygasła. Instynktownie wyciągnąłem rękę w jej stronę. Ojciec usiadł na łóżku i poklepał się po udzie, a ja przeczołgałem się przez matkę i wskoczyłem mu na kolana. Włosy miał mokre i pachnące olejkiem makowym.
– Co to jest?
Był to zwyczajowy test mojej znajomości greckiego i zależało mi na tym, żeby dobrze wypaść. Ojciec celował palcem w środek swojej twarzy.
– Nos – odpowiedziałem po grecku.
– A to?
– Usta.
– A to?
– Oczy.
– A to?
– Włosy.
– A to?
Stropiłem się. Zapomniałem, jak jest po grecku „podbródek”. Ojciec szeptem podpowiedział mi słówko, a ja powtórzyłem. Potem wykonał tnący ruch przy swoim gardle.
– A jeśli zrobię coś takiego, to co zobaczysz? Co popłynie?
Milczałem. Nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć.
– Krew – gorliwie wrzasnęła po grecku moja siostra.
– Zgadza się – powiedział ojciec, tym razem po angielsku. – Mam takie same oczy jak Żydzi, taki sam nos, takie same włosy i taki sam podbródek, może nawet płynie w nas kropla tej samej krwi. Wychowałem się wśród Żydów, uczyłem się wśród Żydów i przyjaźniłem się z Żydami.
Zmierzył matkę wzrokiem.
– Wasza matka to wieśniaczka. Boi się wszystkiego, czego nie zna. A o Żydach nie ma najmniejszego pojęcia.
Sophie i ja milczeliśmy. Wiedzieliśmy, że w ustach ojca „wieśniaczka” to jedna z najgorszych obelg. Kojarzyła się z ciemnymi, wylęknionymi twarzami, wiedźmowatymi babami i zniedołężniałymi, bezzębnymi dziadygami.
– Przepraszam.
Głos matki był cichy, pokorny.
Ojciec nie zwrócił na nią uwagi. Otworzył szufladę biurka, wyciągnął kilka banknotów i włożył je do portfela.
– Dokąd się wybierasz?
– Wychodzę.
– Kiedy wrócisz?
– Kiedy będę gotów.
Zrozumiałem, że ciągle jest zły. Ucałował mnie i siostrę, a potem nie patrząc na matkę wyszedł z domu.
Wziąłem do ręki książkę i zacząłem kartkować.
– Wystarczy – powiedziała matka zamykając książkę. – Jestem zmęczona.
Wydaje mi się, że poprosiłem ją wtedy, by przeczytała nam jeszcze kawałek. Matka wyładowała na mnie swoją wściekłość; wrzeszczała, żebyśmy dali jej spokój. Zleźliśmy z łóżka i czmychnęliśmy z pokoju, trzaskając drzwiami. Potem chyba włączyliśmy telewizor. Telewizor był nowy, a czarno-biały obraz ostry i wyraźny jak biel ojcowskich koszul i czerń butów, które ojciec czyścił pilnie każdego ranka. Oglądaliśmy telewizję, dopóki matka się nie uspokoiła, bo potem wyszła z sypialni, ucałowała mnie i siostrę w czoło i zaczęła nam przygotowywać śniadanie.
Następną wzmiankę o Żydach usłyszałem dopiero w wieku jedenastu lat, kiedy to ojciec zaczął snuć plany przeprowadzki do Grecji. Przez całe lato mówił tylko o Europie. Opowiadał nam o Paryżu i Berlinie, prawdziwych miastach, tłumaczył, w których dniem i nocą na ulicach roi się od ludzi. Opowiadał o swoich rodzinnych Salonikach, najpiękniejszym mieście w całej Grecji. Słowami malował obrazy przed moimi oczyma: widziałem zatłoczony, brudny port u stóp zrujnowanego zamku; wyobrażałem sobie wąskie zaułki, stłoczone staromiejskie domki, strome daszki straganów na starych żydowskich targach. Mówił, że zaprowadzi mnie pod Łuk Galeriusza, który liczy sobie prawie dwa tysiące lat. Wyobraź sobie, powtarzał, dwa tysiące lat. Czy ten kraj ma do zaproponowania coś równie starego? Nic, kurwa. Nic. Wracamy do prawdziwej historii. Grecja odzyskała wolność.
Wiedziałem, że matka nie podziela jego podniecenia perspektywą powrotu; nie zmieniał tego fakt, że Grecji wreszcie udało się pozbyć czarnych pułkowników. Matka spędziła w Australii większą część życia i teraz zaczęła się martwić: a to o pieniądze, a to o to, jak dzieci poradzą sobie z nauką języka. Ojciec odsuwał jej troski na bok. Kiedyś wyśmiał jej lęk przed lataniem.
– Nie ma się czego bać – powiedział z uśmiechem. – Samoloty są bezpieczniejsze od samochodów.
– Samoloty mnie przerażają.
– Wieśniaczka – żachnął się, ale tym razem z uśmiechem. Potem pocałował matkę w usta. – Przez całą drogę będę cię trzymał za rękę – obiecał. Ściszył głos do szeptu. – Jesteś taka piękna, że w Grecji nie będę mógł spuścić cię z oka. Tam są prawdziwi mężczyźni, będą mieli na ciebie ochotę.
Zarumieniłem się.
– Przestań, tato.
Ojciec puścił do mnie oko, a matka zaśmiała się i wyśliznęła z jego objęć.
– A jeżeli nas ktoś porwie?
Tamtego lata w wiadomościach bez przerwy pokazywano umundurowanych Arabów, którzy wzięli jakichś zakładników i żądali okupu. Zamaskowane twarze, w których widać było tylko stalowo lśniące, czarne oczy, wydawały mi się przerażające i pociągające zarazem.
– Porywaczy nie ma się co obawiać – uspokajał ojciec. – Pamiętajcie: jeżeli ktoś porwie nasz samolot, ani słowa po angielsku. Mówcie tylko po grecku. Wtedy nic nam się nie stanie, od razu nas wypuszczą. Oni wiedzą, że Grecy to ich przyjaciele. Ich towarzysze.
– Po co oni porywają samoloty? – spytałem. – Czego chcą?
– Kurwa, czego oni was uczą w szkole? – zirytował się. Potem złagodniał. – Chcą odzyskać swoją ziemię. Walczą o odzyskanie swojej ziemi. Żydzi ukradli ich ziemię.
Krew i ziemia. Na razie to było wszystko, czego udało mi się dowiedzieć o Żydach. Żydzi to krew i ziemia.
Wraz z nadejściem jesieni cała ta gadanina o Europie ucichła i wkrótce zdałem sobie sprawę, że nigdzie nie pojedziemy. Może dlatego, że tata po raz kolejny został bez pracy. Nie mogę sobie tego dokładnie przypomnieć, zresztą nie ma to wielkiego znaczenia. Podniecała mnie perspektywa podróży, ale nie chciałem się rozstawać z domem i przyjaciółmi. Rodzice zabrali nas na biwak do prehistorycznych lasów w Grampianach; wspinając się na dzikie, urwiste szczyty sterczące z pustynnego krajobrazu do reszty zapomniałem o Europie, o jej zatłoczonych, nigdy nie zasypiających miastach.
Ojciec zmarł, zanim zdążyłem po raz pierwszy zobaczyć Europę. Wyprawiliśmy mu świecki pogrzeb; zawsze powtarzał, że nie chce być pochowany jako chrześcijanin. Matka błagała mnie i Sophie, żebyśmy się zgodzili na religijny, prawosławny pogrzeb, ale obstawaliśmy przy swoim. Przypomniało mi się wówczas, jak to pewnego ranka, kiedy byłem jeszcze małym chłopcem, mniej więcej w tym samym czasie, gdy usłyszałem od matki te haniebne wymysły o Żydach, rodzice urządzili sobie okropną awanturę; cały dom aż trząsł się od krzyków. Razem z Sophie zajrzeliśmy do kuchni. Ojciec zamiast roboczych ciuchów miał na sobie koszulę i krawat, a matka najlepszą sukienkę. Tata był pijany w sztok: chwiał się i bełkotał, ledwie trzymał się na nogach. Przerażeni, przytuliliśmy się mocno do siebie. Przysłuchiwaliśmy się kłótni. Ktoś zmarł. Ten ktoś, kto właśnie zmarł, nie chciał mieć chrześcijańskiego pogrzebu, nie chciał mieć do czynienia z księżmi. Ojciec upierał się, że nie może się sprzeniewierzyć ostatniej woli swojego przyjaciela. Groził, że zrobi burdę na pogrzebie, że zelży rodzinę, popa, wszystkich. Matka nie chciała, żeby narobił jej wstydu przed całą parafią. Miej szacunek, mężu, szlochała, okaż szacunek. Ojciec też płakał. -To jebani hipokryci, krzyczał; wszyscy co do jednego. Może i tak, odpowiedziała matka, ale twój przyjaciel już nie żyje, trzeba myśleć o żywych. Postawiła na swoim. Tata opadł bezwładnie na kuchenne krzesło, a mama zaprowadziła nas do szkoły. Nie mogłem jednak zapomnieć o tamtej wściekłości ojca, o oskarżycielskiej sile jego głosu, gdy krzyczał o hipokrytach.
Sophie i ja nie daliśmy się odwieść od zamiaru pochowania ojca zgodnie z jego wolą. Proszę, błagała matka, zróbcie to dla mnie. Co wam to przeszkadza? Wasz ojciec nie żyje. Klęczała przed nami, tłukła pięściami w podłogę, rwała włosy z głowy. Zauważyłem, że Sophie się waha. Przypomniałem jej, że matka to wieśniaczka.
– Jego dusza nigdy nam nie wybaczy.
Postawiliśmy na swoim. Ojca pochowano w niepoświęconej ziemi.

Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.