
Między słowami
Data wydania: 2008
Data premiery: 13 listopada 2008
ISBN: 978-83-6038-374-2
Format: 120x200
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 348
Kategoria: Literatura dla kobiet
29.90 zł 20.93 zł
Drogi Czytelniku!
Jeśli nie mieszkasz w Warszawie, Łodzi, czy Krakowie i ubolewasz, że nie ma u Ciebie teatru, multikina, czy supermarketu i, że w ogóle n i c s i ę n i e d z i e j e, zważ czy aby nie dałeś zwieść się pozorom. W Białej Górze też niby nic się nie działo. Wystarczyło jednak zajrzeć pod dywan, aby zobaczyć, że wszelkich zdarzeń jest tu więcej, niż w kilku „wielkomiejskich” powieściach razem wziętych, ludzkie namiętności są takie same jak w Nowym Jorku, nadzieje nie mniejsze od tych w Londynie, czy Madrycie, a miłość bywa piękniejsza niż w Paryżu.
I tak, jak na całym świecie, marzenia spełniają się głównie po to, aby można było się z nich wyleczyć.
Ewa Sobczak, wschodząca gwiazda „babskiej literatury”, przyjeżdża do Białej Góry na zjazd absolwentów swojego liceum i, aby napisać drugą książkę. Szczególnie niecierpliwie (od piętnastu lat!) czeka tam na nią właściciel miejscowej księgarni – Piotr Skaziński.
Czeka też niezwykła niespodzianka, która z jednej strony każe inaczej spojrzeć na sukces wydawniczy Ewy, a z drugiej warunkuje wszelkie, przyszłe działania. Ich świadkiem jest „biała góra”, która mimo swojej niezbyt imponującej wysokości (142 metry nad poziom morza), rzuca na miasteczko wystarczająco długi cień, aby w nim pomieścić i śpiewającego komendanta policji i starą, zdziwaczałą zielarkę i poetę rymopsuja.
Swój cień na miasteczko rzucają także kochankowie z białogórskiej legendy, niedoszły patron jedynej tu szkoły średniej i funkcjonujące ponad podziałami Towarzystwo Przyjaciół Białej Góry.
Wywiad ze mną, zatytułowany “Zamienię krainę szczęścia na domek z ogródkiem” ukazał się na rozkładówce sobotnio-niedzielnego wydania „Głosu Porannego”. Na pierwszej natomiast stronie gazety była okładka mojej książki i zachęcający odsyłacz do środka numeru: Czy “Kraina szczęścia” trafi na listy bestsellerów? Czytaj na stronie 14-tej!
No, teraz powinno się ruszyć!
Ale się nie ruszyło. Ani w poniedziałek, ani we wtorek, ani w piątek. To, że nikt w tym kraju nie czyta książek wiedziałam już wcześniej, ale o tym, że ludzie nie czytają także gazet dowiedziałam się właśnie teraz.
Człowiek całe życie się uczy.
A może po prostu moja książka nie jest nic warta? Po jakiego grzyba w ogóle zabrałam się za pisanie? Nie lepiej było poprzestać na gdybaniu – gdyby mi się chciało, to bym pokazała. To pokaż! A to może nie. Znam całe zastępy takich potencjalnych literatów. O ja głupia, zadufana w sobie polonistka! Myślałam, że napisanie książki, to bułka z masłem. Że jak się zna teorie literatury, to wystarczy poskładać literki i na półkę. Nic bardziej mylnego! Nawet, jak się nam wydaje, że to, co napisaliśmy, jest niezłe. Może nawet i dobre. Co z tego, skoro nikt tego nie chce czytać?!
Skruszona, przybita i kompletnie rozczarowana przyrzekłam sobie, że już nigdy i że koniec z jakąkolwiek literaturą. Spakowałam komputer do kartonu a na wierzchu ustawiłam butelkę z denaturatem – niech mnie trupia czaszka strzeże przed zaglądaniem do tego głupiego pudła!
W swojej determinacji posunęłam się nawet do wizyty u “Collinsa”.
– Pięć dni od zakupu już wprawdzie minęło – powiedziała kierowniczka stoiska – ale tak się szczęśliwie składa, że jedna z naszych stałych klientek potrzebuje akurat pani rozmiaru. Chcieliśmy jej sprowadzić z centralnego magazynu, ale niestety już nie ma. To krótka seria. W Londynie ten model poszedł w trzy dni. I nie ma się co dziwić. Zresztą miała pani tę sukienkę na sobie, więc sama rozumie.
Rozumiem. Sama też zrozumiałam, że życie na tyle mnie już ukarało, że jeśli teraz oddam jeszcze sukienkę, to tak, jakbym sama sobie chciała dodatkowo dokopać. Nie mówiąc już o tym, że aż mnie skręcało na samą myśl, że jakaś wstrętna baba ma chodzić w mojej kiecce! I o tym, że w końcu jakaś rekompensata za straty moralne chyba mi się należy!
Wróciłam zatem do domu, powiesiłam sukienkę na zewnątrz szafy i przez trzy tygodnie utwierdzałam się w tym przekonaniu. Potem natomiast stał się cud.
Moje książki zaczęły znikać z półek.
Moje książki zaczęły znikać z półek.
(I niech ja skonam, niech ja skonam – zawsze dwa razy rzecz stwierdzona).

Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.