Na ścieżkach złudzeń
Data wydania: 2017
Data premiery: 21 listopada 2017
ISBN: 978-83-7674-663-0
Format: 130x200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 288
Kategoria:
34.90 zł 24.43 zł
Prawdziwe życie często skrywa się za fasadami pozorów.
Trawa po drugiej stronie płotu zawsze wydaje się bardziej zielona. W życiu karmimy się złudzeniami, tak jak bohaterowie najnowszej powieści Joanny Sykat. Jak będzie wyglądało ich zderzenie z rzeczywistością? Czy Aldona i Wiola wyjdą z niego cało? Przeczytajcie koniecznie. Ta książka zostaje w głowie i w sercu.
Magdalena Majcher, pisarka
Aldona ma kochającego męża, który zrobiłby dla niej wszystko, i kilkuletniego syna Michałka. Wydaje się kobietą spełnioną, zwłaszcza na tle nowej podwładnej – zaniedbanej, przytłoczonej obowiązkami żony i matki. Do czasu. Świat bohaterów, którym dawno temu los przydzielił role, nagle zaczyna się kruszyć. Na idealnych wizerunkach żon, matek, mężów i ojców pojawiają się rysy i pęknięcia. Czy uda się ocalić ich rodziny? Czy katastrofa oduczy Aldonę oceniania innych z perspektywy własnej urody i bogactwa?
Najpierw zauważyła płaszcz w jodełkę. Potem łaty na rękawach, wystrzępione na dole dżinsy i czarne adidasy, które mogły należeć zarówno do kobiety, jak i mężczyzny. Rozpuszczone ciemne włosy też niewiele mówiły o płci. Bardziej może o… niezbyt rzetelnym traktowaniu spraw higieny.
Aldona ze swojego metra osiemdziesięciu w obcasach wychylała się to w lewo, to w prawo, próbując dojrzeć twarz osoby, która, nie wiedzieć czemu, tak bardzo ją interesowała. Bo, w sumie, co mogło być ciekawego w niedoczesanym stworzeniu, którego czubek głowy znajdował się sporo pod linią wzroku przeciętnie wysokiego człowieka?
Aldona mogłaby sobie przecież popatrzeć na coś bardziej interesującego. Na przykład na tę fajnie ubraną brunetkę po prawej stronie. Kobieta miała na sobie ciemnozielony, dopasowany do figury płaszczyk, za który Aldona mogłaby zabić.
– Mam jej zabrać? – zaszeptał z boku Sebastian.
Uśmiechnęła się pod nosem. Mąż potrafił odczytać jej myśli, gusta i upodobania na tyle, że czasem sam wybierał dla niej ubrania. Na przykład ostatnio. Szli pasażem galerii. Aldona rozglądała się po sklepach, szukając czegoś wystrzałowego na zbliżające się wesele w rodzinie. Kręciła nosem na podstawiane jej przez sprzedawczynie sukienki. Skrzywiła się też na widok koronkowej szmatki, którą wskazał Sebastian.
– Trochę jak wyżęta ścierka. Nie podoba mi się – skrytykowała niciane wzorki.
– To co? Odwiesić? – Mężczyzna zadyndał wieszakiem na palcu.
Wyciągnęła rękę.
– Daj. Zmierzę. Na wszelki wypadek.
Materiał lekko dopasował się do jej figury i zatrzymał odrobinę przed kolanem. Halka nie pozwalała już dojrzeć skóry od połowy uda do obojczyków. Aldona obróciła się w koło. Sukienka pofrunęła za nią, nie mając w sobie nic z taftowej, lakierowanej sztywności. No i była przyjemna w dotyku.
– Rozpuścisz włosy, buty mogą być te. – Sebastian wetknął głowę do przymierzalni i otaksował ją wzrokiem.
– Baleriny?!
– No a co? Popatrz! Nawet mają podobny odcień. Do kościoła założysz kozaki, a potem zmienisz.
Aldona wystawiła nogę przed siebie. Fakt. Buty zgadzały się kolorem z pajęczyną sukienki i były podobne nawet w splotach nitek. Postała jeszcze chwilę przed lustrem, doceniła kontrastujące z jej włosami bordo i zdecydowała się kupić ciuszek. Na weselu wyróżniała się wśród innych kobiet właśnie naturalnym wdziękiem. Sebastian miał jednak dobre oko i gust. Ona sama przeszłaby obok tej sukienki z dziesięć razy i nie zwróciła na nią uwagi.
– To co? – Sebastian zaszeptał ponownie. – Zabrać jej?
– Cii! – Ukłuła go palcem wskazującym w złożone dłonie, bo już jakaś kobieta posłała im karcące spojrzenie w stylu: „Dziecko stoi grzecznie, a dorośli nie potrafią”. Rzeczywiście, Michałek stał pomiędzy nimi, przytulony do uda Aldony. Czubkiem buta obrysowywał romb posadzki któryś już raz i wydawał się tą czynnością bardzo zajęty.
Aldona też była zajęta. Słowa księdza przelatywały jej przez uszy, natomiast oczy pełne były jodełkowego wzoru, który dziwacznie wyglądał na mężczyźnie. Bo to jednak był mężczyzna. Kto mógłby chcieć tak nieatrakcyjnego faceta – zastanowiła się, jak najbardziej świadomie porównując go ze swoim mężem. Ktoś jednak musiał go chcieć. I to zapewne jakaś blondynka, bo mężczyzna trzymał za ręce dwóch jasnowłosych chłopaczków, starszych może o kilka lat od Michałka. Ludzie potrafią być bardzo beztroscy. Narobią dzieci, a potem okrywają ich bidę ubraniami z lumpeksu. Popatrzyła z mieszaniną współczucia i niechęci na wytarte kurteczki i obite czubki butów, które przeszły już zapewne przez niejedne dziecięce stopy.
Pełna zadowolenia z siebie, uścisnęła rękę męża i przytuliła się do jego ramienia. Przymknęła oczy. Ale nawet wtedy nie potrafiła przestać myśleć o mężczyźnie, od którego chwilowo uciekł jej wzrok.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.