Najlepszy przyjaciel.
Człowiek i pies – bohaterstwo podczas drugiej wojny światowej
Robert Weintraub
Data wydania: marzec 2017
Data premiery: 7 marca 2017
ISBN: 978-83-7674-576-3
Format: 160x230
Oprawa: Twarda z obwolutą
Liczba stron: 440
Kategoria:
49.90 zł 34.93 zł
Najlepszy przyjaciel to historia technika Królewskich Brytyjskich Sił Powietrznych, Franka Willamsa, i Judy, czystej krwi pointerki. Ich drogi zetknęły się w obozie jenieckim w rejonie Pacyfiku. Bardzo szybko stali się nierozłącznymi przyjaciółmi.
Gdy więźniowie byli źle traktowani, Judy interweniowała szczekaniem. Bardzo mocno przeżywała bombardowania i wszelakie okrucieństwa wojny, stając się wzorem bohaterstwa dla ludzi, którzy widzieli w jej woli przetrwania nadzieję na własne ocalenie.
Judy w czasie drugiej wojny światowej była jedynym psem, oficjalnie uznanym za jeńca wojennego (POW). Gdy odeszła w 1950 roku, została pochowana w swej kurtce Brytyjskich Królewskich Sił Powietrznych. Williams pozostał jej wierny do końca swego życia – nigdy nie miał innego psa. Ich historia – a zwłaszcza nierozerwalna więź, nawet w najgorszych sytuacjach – stanowi jedną z wielu nieodkrytych dziejów z czasów drugiej wojny światowej.
Dwoje nierozłącznych przyjaciół, każdy pragnący ratować swoje i przyjaciela życie w świecie przypominającym piekło.
26 czerwca 1944 roku. Przyjaciele byli jeńcami wojennymi, od początku roku 1942 przetrzymywanymi przez Japończyków na odległej, niemal zapomnianej wyspie Sumatra. Teraz wciśnięto ich na statek SS Van Waerwijck, używany przez Japończyków do transportu jeńców z jednego obozu do drugiego. Są oni przetrzymywani wiele stóp poniżej powierzchni Morza Południowochińskiego. Stłoczeni ludzie rozpaczliwie próbują oddychać cuchnącym powietrzem. Temperatura w tym miejscu sięga 40°C. Para naszych przyjaciół wywalczyła sobie miejsce na półce w pobliżu bulaja, gdzie znaleźli cień ulgi i nieco świeższego powietrza. Lecz ten wlokący się rejs wzdłuż wybrzeży Sumatry sprawiał, że musieli się dusić w piekielnym upale.
Oboje byli bardzo wychudzeni, przez całą dwuletnią niewolę cierpieli chroniczne niedożywienie. Ich racje żywnościowe były tak małe, że zjadali szczury i węże, aby utrzymać się przy życiu. Cierpieli chłostę i ciągle grożono im śmiercią. Posyłano ich do ciężkiej, często ponad siły, pracy. Musieli znosić warunki, które u nawet najsilniejszych psychicznie jeńców powodowały uczucie porzucenia, osamotnienia, depresji i apatii.
Nie byli traktowani jakoś wyjątkowo źle przez Japończyków; na całym teatrze działań wojennych na Pacyfiku alianccy jeńcy doświadczali podobnych tortur. W tych dwojgu przyjaciołach było jednak coś wyjątkowego.
Jeden z nich był psem.
***
Miała na imię Judy i wiele już przeżyła, zanim trafiła na ten „piekielny statek”. Judy była czystej krwi angielskim pointerem o pięknej brązowej maści upstrzonej białymi punkcikami – wspaniały przykład sportowej, szlachetnej rasy. Judy jednak, inaczej niż większość pointerów, od pierwszych dni wolała stale znajdować się w wirze akcji, a nie tylko odgrywać rolę statystki.
Urodziła się w schronisku dla psów w brytyjskiej dzielnicy Szanghaju w 1936 roku. Następne pięć lat spędziła jako czule pielęgnowana maskotka załogi patrolującej rzekę Jangcy kanonierki Królewskiej Marynarki Wojennej. W 1939 roku, gdy brytyjska Admiralicja rozpoczęła przygotowania do wojny na Pacyfiku, okręt Judy przebazowano do Singapuru.
Niedługo potem, w lecie 1941 roku, do Miasta Lwów przybył Frank Williams, który właśnie skończył dwadzieścia dwa lata i służył jako starszy szeregowy w Królewskich Siłach Powietrznych. Po wielu przygodach, wypadkach wojennych i katastrofach, człowiek i pies ostatecznie spotkali się w obozie dla jeńców wojennych i… stali się nierozłącznymi przyjaciółmi. Frank nawet ryzykował życie, aby zapewnić Judy oficjalny status jeńca wojennego.
Frank okazał się gorliwym i zaangażowanym uczuciowo opiekunem tej dzielnej i sprytnej suczki o szlachetnym rodowodzie. Jego opieka mogła jednak pomóc przeżyć w codziennym życiu obozu japońskiego tylko do pewnego stopnia – do czasu, gdy jeńców spędzono i stłoczono w ładowni Van Waerwijcka
***
Minęło południe. Upał i wilgotność powietrza w ładowni, czyli w miejscu przetrzymywania jeńców, wprawiły stłoczonych ludzi w otępienie. Z ponad tysiąca stłoczonych jak sardynki ciał lały się potoki potu. Gdy statek przebijał się przez morskie fale, pokłady zalewała woda. Jeżeli ta odrobina świeżego powietrza, która docierała przez szpary bulaja, nie owiewała jej pyska, pokryte sierścią ciało Judy nagrzewało się szybciej od ciała ludzkiego.
W statek uderzyły torpedy. Wystrzelił je niestety brytyjski okręt podwodny, którego dowódca nie miał pojęcia, jaki ładunek przewoził ten statek – że byli to alianccy jeńcy wojenni. W tym przypadko¬wym ataku okrętu sojuszniczego zginęły dziesiątki ludzi, a później dołączyłyby do nich jeszcze setki, jeżeli jeńcy nie znaleźliby drogi wyjścia przez płomienie w poskręcanych i pogiętych szczątkach ładowni.
Frank ze swojej półki przy bulaju wyraźnie widział chaos, który zmroził go do szpiku kości. Cały ładunek zgromadzony na pokładzie runął do ładowni na jeńców, wielu zabijając lub raniąc, tworząc przeszkody nie do przebycia, ograniczając szanse szybkiej ucieczki. Dla człowieka opiekującego się psem o wadze około pięćdziesięciu funtów ucieczka stała się bez mała niemożliwa.
Tak więc Frank zwrócił się do Judy, doceniając to, że się nie spło¬szyła, nie uciekła i siedziała spokojnie w tym przerażającym chaosie. Frank podniósł ją, uściskał po raz ostatni i do połowy wypchnął przez bulaj. Pointer obejrzał się na niego z wyrazem niepewności, a zarazem smutku – w przebłysku intuicyjnego wspomnienia podobnych chwil. Być może pamiętał inne, podobnie tragiczne mo¬menty, gdy oboje znajdowali się w tarapatach.
– Płyń! – krzyknął Frank do Judy i wypchnął ją do końca.
Ocean pokrywały plamy ropy i fragmenty tonącego statku. Powietrze wypełniały krzyki i jęki. W ciągu kilku sekund Judy, ratując życie, odpłynęła od statku i jego szczątków.
A jej najlepszy przyjaciel nadal tkwił uwięziony w tonącym Van Waerwijcku.
Judy koziołkowała w powietrzu, a fale były coraz bliżej.
Kamil Modrzyk –
“Najlepszy przyjaciel. Człowiek i pies – bohaterstwo podczas drugiej wojny światowej” Roberta Weintrauba, wydana przez Wydawnictwo Replika to książka nietypowa moim zdaniem. Historię II wojny światowej opowiada nie tylko z perspektywy człowieka, ale przede wszystkim ze strony psa (suczki gwoli ścisłości), mieszańca pointera i “bóg wie czego jeszcze” imieniem Judy (pierwotnie Shodi). Oprócz jednak przyjaźni zwierzęcia z jednym z głównych bohaterów – Frankiem Williamsem, Weintraub w swojej książce opisuje także dosyć obszernie wojnę w Azji z punktu widzenia imperium brytyjskiego – a więc zabezpieczanie interesów w Chinach (i nieznane incydenty, takie jak zatopienie kanonierki USS Panay przez Japończyków w 1937 r.), dramatyczną obronę Singapuru i równie heroiczną co operację “Dynamo” ewakuację twierdzy (która przypominała bardziej ewakuację Stalingradu z “Wroga u Bram” niż “przepuszczanie kobiet i dzieci przodem”), a także tragiczny los wziętych do japońskiej niewoli żołnierzy brytyjskich, kanadyjskich, nowozelandzkich, australijskich, hinduskich i, przede wszystkim – tragedię cywilów, dla których Japończycy nie przewidzieli miejsca w Strefie Wspólnego Dobrobytu… Autor w sposób dosyć ciekawy przedstawia przedwojenne Chiny – głównie Hong Kong i Szanghaj, wraz z powszechnym chaosem panującym w kraju, gangami panoszącymi się na rzece Jangcy i tlącą się wojną domową między nacjonalistami Czang Kaj Szeka i komunistami Mao Tse Tunga.
Jakie w takim razie ma wady? Cóż, liznąłem trochę tematu pracy tłumacza (oceńcie i skrytykujcie – “Panther vs T-34”) i wiem jak trudno balansować na granicy między kalką językową a dotrzymaniem wierności oryginałowi, ale pan Zaus troszkę miejscami popłynął (np. odmieniając imię Horatio Nelsona). Czasami po prostu widać, że książka była tłumaczona. Tylko i aż tyle.
Abstrahując od tego potknięcia, trafiła mi się jedna z najlepszych i najbardziej wzruszających książek jakie miałem przyjemność przeczytać w ostatnich latach. Warto i tyle 🙂
9/10 🙂 !