Otulone ciemnością
Data wydania: 2019
Data premiery: 29 stycznia 2019
ISBN: 978-83-66217-03-4
Format: 145x205
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 432
Kategoria:
36.90 zł 25.83 zł
W TRÓJKĄCIE BESKIDZKIM
Mroczne powieści pełne zbrodni i tajemnic wywodzących się z ciemnej strony ludzkiej natury.
Komisarz Benita Herrera staje przed zadaniem wytropienia seryjnego mordercy, którego ofiarami są wyłącznie kobiety. Policjantka decyduje się poprosić o pomoc przyjaciela z Wisły, Konrada Procnera. Czy wspólnymi siłami uda im się schwytać szaleńca, zanim ten zakończy swoją „świętą misję”?
Benita odkrywa, że wszystkie ofiary łączy jedna rzecz – znajomość z Aleksandrem Podżorskim, dobrze znanym w kręgach cieszyńskiej i wiślańskiej policji. Choć były przestępca natychmiast trafia na celownik pani komisarz, wszystko wskazuje na to, że nie mógł on popełnić żadnego z morderstw. A może to tylko zauroczenie zaciemnia osąd Benity?
Wartka akcja, narastające napięcie i zagadka, która nie pozwoli Wam odetchnąć aż do ostatniej strony – oto, co czeka czytelnika biorącego do ręki powieść Hanny Greń. I tym razem autorka nas nie zawiedzie. Przygotujcie się na mocne wrażenia!
Anna Klejzerowicz, pisarka
Rok 1984
Dziewczynka płakała w ciemnościach. Drobnym ciałem wstrząsa¬ło rozpaczliwe łkanie, tłumione przyciskaną do twarzy poduszką. Żeby tatuś już wrócił, błagała w myślach, on mi pomoże, nie pozwoli jej znowu mnie bić! Dlaczego mama mi nie wierzy? Przecież nie zrobiłam nic złego. To oni!
Po południu jak co dzień wracała ze szkoły przez park, gdy nie¬spodziewanie zagrodzili jej drogę. Znała tych chłopców, wszyscy trzej byli starsi o kilka lat i wśród nauczycieli mieli opinię rozwy¬drzonych gówniarzy, u kolegów natomiast znajdowali uznanie dla swoich szalonych wybryków. Dziewczęta ich nie lubiły z powodu chamstwa i bezmyślnego okrucieństwa.
Spróbowała wyminąć tę trójkę, lecz nic to nie dało, bo natych¬miast znowu stanęli naprzeciw niej.
– Kogo my tu mamy? Czy to nie ta mała święta? Pomodlisz się za nas? – zapytał najwyższy z nich, o którym wiedziała, że ma na imię Patryk i jest ich prowodyrem.
– Pozwólcie mi przejść – pisnęła, usiłując przedostać się przez tę żywą zaporę.
– Spieszysz się do mamusi? – zarechotał drugi. – Klękacie przed świętym obrazem i modlicie się, żeby stary nie poszedł na kurwy? I tak pójdzie, nikt nie wytrzyma z taką żoną jak twoja matka. Założę się, że mu nigdy nie daje, bo to grzech.
– A może córunia daje? – Patryk otaksował wzrokiem dziecięcą sylwetkę, potem pogardliwie wykrzywił usta. – Gówniara, nawet cycków jeszcze nie ma. Włosy na cipce pewnie też jej nie urosły!
– Może sprawdzimy? – Trzeci z chłopaków zapalił się do swo¬jego pomysłu i szarpnął dziewczynkę za ramię, ciągnąc w stronę kępy krzaków.
– Zostaw mnie! Puszczaj! – Usiłowała wyrwać się z uścisku.
Pozostali chłopcy doskoczyli, chcąc pomóc koledze. Jeden po¬ciągnął ją za drugą rękę, drugi zasłaniał dłonią usta dziewczynki, by stłumić krzyk. Osłonięci krzakami zdarli z niej bieliznę, potem oglądali z uwagą.
– Łysa jak łeb mojego starego! – Patryk, zawiedziony, mocno się skrzywił. Chciał obejrzeć kobietę, a to był jeszcze dzieciak. – A może się goli? Moja siora goli sobie cipkę, widziałem na wła¬sne oczy. Rozłóżcie jej nogi, chcę to zobaczyć.
Posłusznie wykonali polecenie, przytrzymując ramiona i nogi miotającej się dziewczynki. Zacisnęła zęby na kneblującej ją dłoni, wgryzła się w nią, a gdy chłopak z wrzaskiem wyszarpnął rękę, krzyknęła rozpaczliwie.
Zanim zdążyli ponownie zasłonić jej usta, napadła na nich roz¬szalała Furia. Wrzeszcząc i na oślep wymierzając ciosy, wydarła im rozszlochane dziecko.
– Zboczeńcy! Pójdę do szkoły i do księdza! Powiem, co chcie¬liście zrobić!
Napastnicy nie czekali dłużej. Dorosła kobieta to nie dziesię¬cioletnia dziewczynka, którą mogliby bezkarnie sterroryzować. Rzucili się do ucieczki, a każdemu z nich kołatała w głowie ta sama myśl: Może mnie nie rozpoznała?
Nie próbowała ich gonić, pogroziła tylko pięścią i pociągnęła córkę w stronę wyjścia z parku. Nie była to jednak czuła matka, zatroskana krzywdą dziewczynki. Przez całą drogę do domu grzmiała o ogniu piekielnym czekającym na jawnogrzesznice, a gdy tylko przekroczyły próg, sięgnęła po pas.
– Wypędzę z ciebie pociąg do zła – syczała, zadając bolesne razy. – Nie pozwolę, żebyś plamiła dobre imię rodziny i puszczała się jak ostatnia zdzira! A teraz klękaj i proś Boga o wybaczenie!
Nieskładne tłumaczenia dziecka zbyła pogardliwym prychnięciem.
– Jak suka nie da, to pies nie weźmie. Marsz do swojego pokoju. Gdy ojciec wróci, zdecyduje, jak cię ukarać.
Dziewczynka nie próbowała już nic wyjaśniać i tylko zaci¬snęła usta, by nie wydobył się z nich krzyk bólu. Każdy krok był torturą, lecz najsłabszy nawet jęk mógł sprowokować matkę do dalszego bicia. Nauczono ją, że należy z godnością przyjmować karę za grzechy.
Dopiero w swoim pokoiku na poddaszu pozwoliła sobie na płacz, już nie z bólu, a z żalu za dawnym życiem. Kiedyś mama nie była taka. Zawsze pogodna, śmiała się i tańczyła, przytulała ją i nazywała swoim skarbem. Potem poznała mężczyznę, którego pokochała. Wyszła za mąż, a dziewczynka wreszcie miała swojego tatusia, tak jak inne dzieci.
Mama bardzo chciała urodzić mu syna, lecz mijały miesiące, potem lata, a ona nie zachodziła w ciążę. Wtedy zaczęła się modlić, coraz więcej i więcej, aż modlitwa opanowała wszystkie jej myśli. Próbowała przebłagać Boga za grzech nieczystości, uważała bo¬wiem, iż brak małżeńskiego dziecka jest karą zesłaną przez Stwórcę za urodzenie bękarta. Na początku tatuś próbował z nią rozmawiać, potem już tylko wzdychał i coraz później wracał do domu…
Wrócił! Dziewczynka drgnęła, słysząc jego głos. Potem usły¬szała mamę. Nie potrafiła rozróżnić słów, lecz była pewna, że rozmawiają o niej. On za chwilę przyjdzie i wszystko już będzie dobrze, tatuś pomoże! Jej czarnooki i czarnowłosy tatuś, taki przy¬stojny i wesoły. Wszystkie koleżanki go lubiły, niektóre nawet podkochiwały się w nim. Akurat to wydawało się jej śmieszne.
– Leżysz tu w ciemnościach, dziecinko? – Drgnęła, zaskoczona. Po¬grążona w myślach nie zauważyła, kiedy wszedł. – Dlaczego płaczesz?
– Mama mnie zbiła.
Zamknął drzwi i podszedł do łóżka. Zapalił lampkę nocną i uważnie zlustrował swą przybraną córkę.
– No tak – mruknął. – Najwyższy czas. Nie jesteś jeszcze ko¬bietą, ale dzieciakiem już długo nie będziesz. I robisz się naprawdę śliczna, jeszcze trochę, a zechcą cię mieć. Nic z tego, nie pozwolę, żeby ktoś mnie ubiegł. Ty jesteś moja, coś mi się należy za te lata spędzone z wariatką.
Nie rozumiała jego słów, nie odważyła się jednak tego wyznać, z przerażeniem zauważając, że patrzy na nią tak jak chłopcy w par¬ku. Nie powiedział nic więcej. Wyszedł. A ona zaczęła się bać.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.