Pogodynek
Przekład: Radosław Madejski
Tytuł oryginału: The Weatherman
Data wydania: 2010
Data premiery: 12 lipca 2010
ISBN: 978-83-7674-060-7
Format: 145x205
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 468
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
34.90 zł 24.43 zł
Czytałem Pogodynka z rosnącym podnieceniem i zaangażowaniem, które niewiele książek obecnie jest w stanie u mnie wywołać. (…)To zdumiewająca historia, jedna z tych, które zostaną w mojej pamięci na długi czas.
STEPHEN KING
Upalne lato w Minnesocie. Pozorny spokój niszczy niespodziewane tornado. W tym samym czasie, w brutalny sposób zostaje zamordowana młoda kobieta. Kolejne gwałtowne burze, wyjątkowe mrozy i nieoczekiwane powodzie coraz częściej zaskakują mieszkańców stolicy stanu. Jednocześnie odnajdywane są ciała następnych ofiar psychopatycznego mordercy, a ludzie dopatrują się w pogodowych anomaliach związku ze śmiercią kobiet. Kiedy podejrzenie pada na telewizyjnego pogodynka, Dixona Bella, bliski przyjaciel postanawia oczyścić go z zarzutów. Zdaje sobie jednak sprawę, że jego nadprzyrodzony dar przewidywania pogody, może mieć coś wspólnego z serią krwawych morderstw.
“Pogodynek” to pierwsza powieść w serii bestsellerowych thrillerów współczesnych autorów. W przygotowaniu: “Złe rzeczy się zdarzają” Harry’ego Dolana oraz “Srebrny niedźwiedź” Dereka Haasa.
Zdawałoby się, że w piekielnym skwarze czerwcowego dnia nie ma miejsca na zimną krew. Temperatura przekraczała 36 stopni, a wilgotność względna powietrza sięgała 70 procent. Barometr niezmiennie pokazywał ciśnienie 1006 hPa. Leciutka bryza wiejąca znad zatoki była ledwie wyczuwalna, a niewielkie puszyste cumulusy nie dawały żadnej osłony przed popołudniowym słońcem. Panował straszliwy upał.
Z mrocznego cienia wyłoniło się monstrum w masce i stanęło w oślepiającym blasku. W taki dzień niewiele miejsc nagrzewało się tak bardzo, jak najwyższa platforma położonego w śródmieściu piętrowego parkingu. Lejący się z nieba żar rozpalał betonową nawierzchnię, a powietrze było tak gorące, że ledwie dawało się nim oddychać. Do kalendarzowego lata pozostał tydzień, ale spiekota już się zaczęła. Tajemnicza istota zaczęła ciężko dyszeć, po czym uniosła rękę, by zasłonić oczy przed jaskrawymi promieniami słońca. Z powodu upału na górnej platformie stał tylko jeden, zaparkowany w rogu samochód.
Wielopoziomowy parking Sky High znajdował się u podnóża najwyższego budynku w mieście. Strzeliste maszty umieszczone na dachu wieżowca zapewniały całej okolicy elektroniczną strawę programów telewizyjnych. Plątanina cieni tych gigantycznych anten pokrywała leżący poniżej dach parkingu. Potwór w masce wszedł w oplatającą rozpalony beton sieć i ukrył się w metalicznym półmroku.
Spojrzał w kierunku samochodu. Była to honda prelude o lśniącej czystością czerwonej karoserii. Przyjeżdżała nią młoda kobieta, która codziennie parkowała w tym samym miejscu, w narożniku, gdzie padał cień górującego nad platformą budynku. Tuż obok samochodu znajdowała się pokaźna stacja transformatorowa o ścianach w oliwkowozielonym kolorze. Na drzwiach stacji widniały jaskrawożółte naklejki, które ostrzegały przed niebezpieczeństwem porażenia prądem oraz informowały, że obiekt należy do spółki Northern States Power. Za tym właśnie transformatorem ukrył się tajemniczy osobnik. Ciężko dysząc, przylgnął do wysokiej otynkowanej ściany, przykucnął i czekał.
Było mu duszno pod maską. Wielka czarna mucha zabrzęczała, krążąc wokół skórzanego trójkąta naszytego w miejscu nosa. Odegnał ją machnięciem ręki. Skierował wzrok w stronę nieba na zachodzie. W powietrzu unosiły się maleńkie drobinki pyłu, które okrywały miasto kożuchem brudnej mgły. Mijały lata, a smog coraz bardziej dawał się we znaki. Temperatura wzrosła o jeden stopień, a wilgotność powietrza zwiększyła się o jeden procent. Była to najgorętsza część dnia. Miało tak zostać przez godzinę, a potem zacząć się z wolna ochładzać.
Z jakiegoś powodu młoda właścicielka hondy wychodziła z pracy wcześniej niż inni. Zawsze była sama. W ręku niosła aktówkę. Miała zadbaną, smukłą sylwetkę i ubierała się tak, jak przystało na kobietę biznesu, bez krzykliwych akcentów, skromnie i tradycyjnie. Z daleka wydawała się pospolita i bezbarwna. Miała krótkie brązowe włosy, które okalały pociągłą twarz. Było to wszystko, co napastnik wiedział na jej temat. Kobieta miała jednak pewien osobliwy nawyk. Zawsze otwierała najpierw drzwi po stronie pasażera i kładła aktówkę na przednim siedzeniu, jak gdyby to było dziecko, a dopiero potem okrążała samochód i zajmowała miejsce za kierownicą. Ten zabawny rytuał od razu przykuł jego uwagę.
Rozsunęły się drzwi windy. Dokładnie o tej samej porze co zwykle. Kobieta była punktualna. Odgłos jej kroków niósł się echem w rozpalonym powietrzu. Przyczajony osobnik zaczął oddychać coraz szybciej. Spod maski dobiegał odrażający i straszliwy charkot. W żołądku poczuł tępy ucisk, serce ogarnął lodowaty chłód. Gwałtownie poderwał się na nogi.
Kobieta przeszła przez kratownicę cieni telewizyjnych anten i zbliżyła się do samochodu. Wsunęła kluczyk do zamka, pociągnęła za klamkę i delikatnie ułożyła teczkę na przednim siedzeniu. Następnie wyprostowała się i zatrzasnęła drzwi.
Z daleka atak mógłby wyglądać niemal komicznie. Głowa kobiety odskoczyła do tyłu tak gwałtownie, że jej nogi wystrzeliły w powietrze. Potem napastnik powlókł bezwładne ciało i wraz z nim znikł za dużą, oliwkowozieloną bryłą transformatora. Wszystko odbyło się bez najmniejszego hałasu. Ofiara nie stawiała żadnego oporu poza jednym wierzgnięciem nogą. Cała duma, jaką w sobie nosiła, cały zapał i energia, jakich potrzebuje kobieta, by zaistnieć w świecie mężczyzn, pozostały w aktówce leżącej na przednim siedzeniu samochodu. W ostatnich chwilach swego życia, ukryta pomiędzy ścianą i transformatorem, była tak bezbronna, jak szmaciane lalki, którymi bawiła się w dzieciństwie.
Jednak w ciągu najbliższych lat wierzgnięcie jej nogi miało wstrząsnąć posadami dumnego stanu. Ten jeden ruch miał rozbudzić atmosferę nienawiści w miejscu, gdzie nienawiść już popadła w niełaskę, miał pochłonąć miliony dolarów, które wydano na policyjne śledztwo i honoraria prawników, miał wreszcie zmienić prawo, które uznano kiedyś za nienaruszalne…
Nie, kobieta nie kopnęła napastnika. Kiedy ten oplótł szyję ofiary silnym ramieniem, obrócił jej ciałem z takim impetem, że dosięgnęła nogą ściany i odruchowo odepchnęła się od niej. Mężczyzna zatoczył się i uderzył plecami o transformator, z wnętrza którego dobiegał złowieszczo głośny, trzeszczący odgłos. Wyciągnął wolną rękę, by oprzeć się o zieloną blachę i na sekundę, a była to naprawdę tylko sekunda, rozluźnił uchwyt ramienia zaciśniętego na szyi kobiety, wystarczyło to jednak, by z jej gardła wydobył się krótki, przeszywający krzyk.
Była to jedyna próba obrony, na jaką mogła sobie pozwolić. Naraz rozległ się chrzęst kości i jej zaczerwieniona twarz oblała się purpurą. Z ust wydobyło się ostatnie tchnienie, ale wokół wciąż unosił się ciepły zapach kwiatowych perfum, który zdawał się zupełnie nie pasować do tej nagłej śmierci. Przyciskając zamaskowaną twarz do głowy ofiary, dyszący potwór poczuł niesamowitą pokusę, by szepnąć jej coś na ucho, jak gdyby potrzebował się wytłumaczyć. Ale było już za późno. Kobieta nie żyła, kimkolwiek była.
Morderca ukląkł nad ciałem i złożył ręce jak do modlitwy. Hałaśliwy transformator zamilkł i dały się słyszeć dobiegające z dołu odgłosy miasta. Autobus ruszający z przystanku. Zegar na wieży kościelnej wybijający godzinę. Biura w górującym nad parkingiem wieżowcu były odizolowane od świata zewnętrznego, toteż jedynym świadkiem morderstwa pozostawał satelita meteorologiczny unoszący się 35 tysięcy kilometrów nad ziemią.
Ukryta pod maską twarz odchyliła się w górę, ku zasnutemu mgiełką niebu, które przysłaniał gąszcz telewizyjnych anten. Przenikliwy wzrok przedarł się przez cztery warstwy atmosfery, by zatopić się w bajecznym błękicie. Poprzez wycięte w masce otwory na oczy wkradł się delikatny powiew, dzięki któremu tajemniczy osobnik był w stanie ocenić silę wiatru. Słoneczny żar, który rozlewał się po jego skórze, pozwalał mu określić temperaturę. Wilgotność powietrza była wręcz odurzająca. Ciśnienie atmosferyczne zaczęło spadać, jakkolwiek bardzo nieznacznie. Zabójca był dumny ze swojej wiedzy. Na odczytywanie zmian pogody pozwalał mu szczególny, zwierzęcy instynkt. Bacznie przyjrzał się ciągnącym po niebie cumulusom i wciągnął głęboki haust powietrza. Być może pozostał jeszcze jeden dzień, ale czuł, że nadciąga burza. Potężna burza.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.