Śmierć banderowcom
Krwawa rozprawa z OUN-UPA
Data wydania: 2021
Data premiery: 12 października 2021
ISBN: 978-83-66790-99-5
Format: 160x230
Oprawa: Twarda z obwolutą
Liczba stron: 440
Kategoria: Historia
54.90 zł 38.43 zł
Ukraińskie podziemie OUN-UPA przestało istnieć w 1954 roku, kiedy ostatni przywódca został wydany przez swoich w ręce KGB. Od tej pory resztki struktur były szybko rozpracowywane i likwidowane.
Sowietom nie udało się jednak w pełni wytępić ruchu, który obecnie na Ukrainie już otwarcie przeżywa swój renesans. Budzi to przerażenie wielu Polaków, których przodkowie zostali bestialsko pomordowani na Kresach przez banderowców.
Wielu badaczy zajmujących się od lat heroizacją ukraińskiego nacjonalizmu, nie chce jasno ocenić postawy arcybiskupa Szeptyckiego wobec UPA. Metropolita, który wielokrotnie piętnował zbrodnie, u kresu życia potępił winnych im banderowców. Uznał ich za nieszczęście dla Ukraińców i chciał dogadać się z Sowietami. Jednak działalność UPA, liczącej na wybuch III wojny światowej, znacząco to utrudniała.
Cerkwi przyszło zapłacić za dwuznaczną postawę wobec ukraińskiego nacjonalizmu i nadziei pokładanych w ekspansji Adolfa Hitlera na wschód. Część duchownych przeszła na prawosławie, a część do podziemia, stając się, de facto, banderowską przybudówką. Sowieckie służby bezpieczeństwa, wiedząc o wsparciu udzielanym OUN-UPA przez Cerkiew, potraktowały ją jako poplecznika ukraińskiego nacjonalizmu – cel do bezwzględnego zniszczenia.
Autor szczegółowo opisuje proces, podczas którego Sowieci próbowali zdusić opór masowymi represjami. Paradoksalnie, jednocześnie wymierzali sprawiedliwość zbrodniarzom, których ręce splamiła polska krew na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Sowieckie organy odegrały więc mimo woli rolę mścicieli za rzezie na ludności polskiej.
Kiedy wojna stopniowo dogasała, OUN usiłowała przypominać światu o swoim istnieniu, jednak wcześniejszy terror sprawił, że straciła społeczne poparcie. Jej członkowie nie mogli liczyć na jakąkolwiek pomoc ze strony chłopów, a nawet zaczęli się bać ich donosów.
Książka odsłania kulisy działania OUN-UPA na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych oraz ich rywalizację z sowieckimi organami bezpieczeństwa. Oparta została na obszernej literaturze polskiej, rosyjskiej i ukraińskiej, w której ważną rolę odgrywają dokumenty NKWD, MGB i KGB.
Z wielką przyjemnością pragniemy poinformować, że książka Marka A. Koprowskiego Śmierć banderowcom. Krwawa rozprawa OUN-UPA. zwyciężyła w konkursie „Historii zebranej”, otrzymując głosami internautów tytuł najlepszej książki historycznej 2021 r. w kategorii: W rolach głównych.
„Historia zebrana. Konkurs i plebiscyt na najlepszą książkę historyczną” to unikalna inicjatywa na polskim rynku wydawniczym organizowana od 2009 roku. Od 2011 przedsięwzięcie realizowane jest wspólnie przez redakcje portalu historycznego Histmag.org oraz serwisu Granice.pl – wszystko o literaturze. Celem konkursu i plebiscytu jest wybór najlepszych publikacji historycznych wydanych w języku polskim w poszczególnych latach. Konkurs „Historia zebrana” przeprowadzany jest w dwóch półrocznych edycjach, a spośród laureatów poszczególnych edycji wybierane są najlepsze tytuły roku. Wyboru dokonują internauci w powszechnym głosowaniu oraz specjalne jury składające się z redaktorów obydwu serwisów, publicystów historycznych, naukowców i doświadczonych recenzentów książek.
Śmierć arcybiskupa z pewnością zmartwiła podpułkownika Karina oraz czekistów, którzy wierzyli, że przy jego pomocy uda się wyciągnąć UPA z lasów i zakończyć rozlew krwi na Ukrainie Zachodniej. Tymczasem banderowcy mordowali Polaków, Rosjan i miejscowych Ukraińców, którzy opowiadali się za nową władzą. Gdy Chruszczow po pogrzebie Szeptyckiego przyjechał do Lwowa, wezwał na naradę partyjny aktyw z rejonowych i wiejskich komitetów i waląc pięścią w stół, instruował: „Tu, w lwowskim obwodzie i innych sąsiednich, banderowskie kadry są stare i doświadczone. Wy ich nie przekonacie. Ich trzeba aresztować i sądzić”.
Jak miały wyglądać te sądy i jakie wydawać wyroki, można wywnioskować z listu Chruszczowa do Stalina z listopada 1944 r. Proponował, by schwytanych banderowców „skazywały na śmierć” trybunały NKWD, czyli osławione „trójki”, i żeby skazanych nie rozstrzeliwano, ale wieszano natychmiast po wydaniu wyroku. Jak pisze biograf Chruszczowa William Taubman: „Lokalnych funkcjonariuszy pobudzał do działania zjadliwym humorem i wołaniem o krew. Szydził z jednego z nich, twierdząc, że włosy jeżą mu się ze strachu, chociaż jest łysy. Narzekał, że większości wcale nie zależy na spacyfikowaniu buntowników, ponieważ potrzebują kogoś, na kogo będą zwalać swoje niepowodzenia”.
Sytuacja była poważna. Sam Chruszczow, oczekujący odwagi u towarzyszy, też się bał banderowców. Gdy zimą 1944 r. przyjechał do Równego, by omówić sytuację na zapleczu frontu w związku z działalnością UPA, bał się zostać na nocleg. Dowódcy zapewniali go, że sytuacja jest opanowana i nic mu nie grozi, ale im nie zaufał. Kilka dni wcześniej w banderowskiej zasadzce został śmiertelnie ranny dowódca 1 Ukraińskiego Frontu, młody generał Nikołaj Fedorowicz Watutin, gdy ze sztabu 13 Armii przemieszczał się do sztabu 60 Armii. Obława na sprawców zamachu jeszcze się nie zakończyła, kiedy pod kulami banderowców znalazł się kolejny konwój, w którym jechali dowódca 38 Armii Kiriłł Siemionowicz Moskalenko i członek rady wojennej generał Alieksiej Alieksiejewicz Jepiszew. Tym razem eskorta była jednak liczniejsza i nie dała się zaskoczyć. Atak banderowców został odparty. Chruszczow nie chciał ryzykować, opuścił z eskortą Równe, i pojechał w stronę frontu. Najpierw zatrzymał się na tyłach, w bazie zaopatrzeniowej. Zauważył tam „[…] podejrzanie dużą liczbę wałęsających się ludzi. Przeszło mi przez myśl, ilu z nich to przebrani banderowcy, wyjadający nam żywność, ogrzewający się przy naszych ogniskach i szpiegujący nas. Ostrzegano mnie, że w tej okolicy roi się od banderowców”. Chruszczow nie odważył się na pozostanie w bazie i udał się prosto na front, uważając, że tam będzie bezpieczniejszy.
Władze sowieckie zgromadziły na Wołyniu spore siły – dziesięć brygad wojsk wewnętrznych i cztery pułki pograniczników – ale i tak nie radziły sobie w walce z UPA. Sowieccy dowódcy, mszcząc się na Berii, meldowali bezpośrednio Stalinowi, że nie mają zapewnionej ochrony tyłów. Beria skierował na Wołyń, czyli do obwodu rówieńskiego i wołyńskiego, dwie dywizje, cztery brygady i czołgowy batalion wojsk NKWD. Sił tych było jednak wciąż za mało, zwłaszcza gdy została wyzwolona od Niemców Małopolska Wschodnia. Dla uzupełnienia wojsk Sowieci utworzyli tzw. istriebitielne bataliony, demonizowane obecnie przez ukraińskich historyków. Służyli w nich także Polacy, gdyż w stosunku do ludności polskiej jednostki te odgrywały rolę legalnych oddziałów samoobrony. Z kolei Ukraińcy czuli się usprawiedliwieni, mordując ich za współpracę z NKWD.
Fragment rozdziału III • Wieszać, rozstrzeliwać, deportować!