Ucieczki Malwiny
Matylda Młocka
Data wydania: 2022
Data premiery: 31 maja 2021
ISBN: 978-83-66989-98-6
Format: 145x205
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 352
Kategoria: Literatura współczesna
22.00 zł
„Nie mogłam być kolejną nosicielką kukułczych jaj” – przeczytała w jednym z dzienników napisanych przez siostrę jej biologicznej matki. To zdanie nie dawało jej spokoju.
Malwina. Dziennikarka. Mieszkanka dużego miasta. Zwyczajna kobieta, której się wydaje, że jest nadzwyczajna. Ma męża, prestiżową pracę, dobry samochód, pieniądze, dwie przyjaciółki i dwie duże wady: nie chce mieć dzieci i pragnie być wolna. Chciałaby rozstać się z mężem, ale brak jej odwagi. Dlatego czuje się oszukana, gdy to on podejmuje decyzję, informując ją o zdradzie. Dla Malwiny zaczyna się nowy rozdział. Po prostu żyje. Aż do momentu, w którym pośrodku dużego sklepu spożywczego zadaje sobie pytanie: Czy mi kompletnie odbiło? I w tym samym sklepie znajduje odpowiedź: Odbiło mi.
A los zdecyduje, że jej życie zostanie zdeterminowane nie przez to, co ma, ale przez to, czego jej brak.
– Jeśli chcesz znaleźć męża, musisz chodzić w szpilkach!
– Nie uważasz, że jeśli facet będzie cię kochał tylko dlatego, że nosisz szpilki, to niepotrzebny ci taki?
– Ona nie chodziła, a jakoś męża znalazła.
– Gratuluję! Oby go przy sobie zatrzymała.
Malwina, Alicja, Łucja.
Dzwoniły do siebie. Pisały. Regularnie spotykały. Wyjeżdżały razem na wakacje. Mogły z czystym sumieniem powiedzieć, że się polubiły. Swego czasu nawet nazwały tę relację przyjaźnią. Najczęściej rozmawiały o mężczyznach i najczęściej się przy tym kłóciły. Były już po trzydziestce, ale miały też uczucie, że jeszcze sporo zostało im do czterdziestki. Stały na stanowisku, że kobieta jest jak wino. Mieszkały w dużym mieście, które – przynajmniej deklaratywnie –kochały. Stanowczo twierdziły, że nie wyobrażają sobie życia nigdzie indziej.
Tego wieczoru piły wino. Robiły tak raz w tygodniu. Pilnowały tego rytuału od lat. Chciały mieć ze sobą stały kontakt, nawet jeśli każde spotkanie miałoby się kończyć ostrą wymianą zdań, a potem cichymi dniami. Zresztą zarówno Malwina, jak i Łucja traktowały te dyskusje jako sportową rywalizację. Fajnie było wygrać, ale czasami można było z uśmiechem na ustach przegrać.
Alicja mogła oddać życie za swoje argumenty.
– Dobra. Ta rozmowa nie ma sensu. Idę do domu – zdenerwowała się. – Z Malwiną zawsze taka sama gadka. Ona myśli, że wszyscy faceci są tacy jak ten jej Piotrek. Kup sobie kolejne trampki i ciesz się, że jesteś fajna.
– A kupię sobie, kupię. Stać mnie! – odpowiedziała Malwina.
Ton, którym przemawiała przyjaciółka do reszty zdenerwował Alicję.
– Do widzenia. Żegnam – powiedziała i wyszła w miejską ciemność.
Nie zachwyciła się rozgwieżdżonym niebem, które tak rzadko można było zobaczyć nad Warszawą. Nigdy nie ignorowała takich widoków. Przywodziły jej bowiem na myśl miejsce, w którym się wychowała. Tym razem nie była jednak w stanie wrócić do krainy dzieciństwa, za bardzo była zajęta myśleniem o tym, czy posiadła wystarczającą wiedzę na temat relacji damsko-męskich. Nie chciała przyznać racji Malwinie. Nie mogła.
– Przecież każda kobieta wie, jacy oni są. Niech Malwina się w dupę pocałuje – syknęła pod nosem i humor jej się na chwilę poprawił.
Niestety zaraz za nią z knajpy wyszły roześmiane Malwina z Łucją. Pożegnały się, rozmawiając o tym, że Alce jak zwykle przejdzie i wróci do gadania o facetach.
Nie widziały jej, bo stała za rogiem budynku. Ruszyła przed siebie. Nie chciała tego słuchać. Nie była w stanie przyznać, nawet przed sobą, że brakuje jej męskich spodni w szafie.
Malwina lubiła rozmawiać o podróżach, książkach, zakupach. Łucję cieszyły rozmowy na temat pracy, win i sportowych butów. Z kolei Ala najczęściej poruszała tematy damsko-męskie. Zabarwiała je zwykle psychologiczną, pseudonaukową gadką. Zrobiło jej się smutno, kiedy to sobie uświadomiła. Uciekła na przystanek ze łzami w oczach. Po raz kolejny powzięła mocne postanowienie, że więcej nie da się sprowokować.
Malwa cieszyła się jak dziecko w fabryce zabawek. Znowu sprowokowała przyjaciółkę. Lubiła te ich słowne przepychanki. Alicja wykładała psychologię na Uniwersytecie Warszawskim oraz kilku prywatnych uczelniach i wszystko traktowała poważnie. Analizowała zachowanie oraz mimikę twarzy wszystkich dookoła. Malwina z Łucją traktowały ją pobłażliwie. Bawił je poważny ton i psychologiczne podejście do spraw, które w ich mniemaniu miały znaczenie marginalne.
Alicja nie czuła się z tym dobrze. Miała wrażenie, że przyjaciółki nie traktują poważnie tego, co robi. Czasami dawała temu wyraz podczas rozmowy. Wierzyła w swoją psychologiczną ocenę. Przykro było jej, kiedy Malwa próbowała to kwestionować. Przyjaciółka była mocna w słowach. Nie szła z prądem. Kompromisy uznawała tylko w swoim małżeństwie.
– Alka, nie bądź śmieszna – wybuchła kiedyś Malwa na ulicy. Pani psycholog wyraziła swoją opinię na temat całkiem przystojnego mężczyzny przechodzącego obok nich. – Naprawdę uważasz, że on na ciebie patrzył tak jak patrzy się na matkę, która molestowała? BŁAGAM! Jak będziesz tak gadać, to ja nie będę musiała ćwiczyć mięśni brzucha… – Roześmiała się.
– Możesz się śmiać. Proszę bardzo, ale ja to widzę. Ja to wiem! Nie tylko jestem psychologiem, ale mam też kobiecą intuicję, której tobie brakuje – odpowiedziała Alicja.
– Co ma do tego intuicja? Ludzie latami chodzą do psychologów i nie da się z nich wydobyć traumatycznych przeżyć z dzieciństwa, a ty to widzisz po jednym przelotnym spojrzeniu?
– Popatrzyłam mu głęboko w oczy. Potrafię przejrzeć człowieka. – Alicja była mistrzem nieświadomego dolewania oliwy do ognia. Spłonęłaby w pożarze bez świadomości, że sama podsyciła płomień.
Malwa świetnie się bawiła. Nie robiła sobie nic z tego, że Alicja próbowała robić jej terapię DDA, że chciała jej pomóc odmrozić zamrożone w dzieciństwie uczucia i zachęcała ironiczną koleżankę do sięgnięcia po fachową pomoc.
– Mam ojca pijaka i co? Nic już tego nie zmieni – odpowiadała z rozbrajającą szczerością Malwa.
Pani psycholog nie rozumiała ani Malwiny, ani też siebie samej. Często zadawała sobie pytania dotyczące tej znajomości.
– Czy nie łatwiej byłoby mi przestawać z prostą dziewczyną, która ma zdrowy stosunek do płci męskiej i nie komplikuje świata? – powtarzała sobie rano przed lustrem. Było to jednak czcze gadanie. Nigdy by się publicznie nie przyznała, że nie zamieniłaby handryczenia się z Malwiną na słodkie rozmowy o miłości.
***
Łucja pracowała jako grafik, a nawet graficzka, w jednej z większych agencji reklamowych w Warszawie. Ciężko było jej to przyznać – zwłaszcza przed sobą – ale była gotowa na niewolniczą pracę. Nawet po godzinach. Uwłaczało to jej godności, ale łatwo przychodziło udawanie, że tak nie jest. Zagłuszała głos mówiący codziennie rano: „Jesteś niewolnikiem, jesteś sierściuchem, jesteś padawanem”. Zresztą nie miała innego wyjścia. Musiała udawać pogodzoną z losem, bo poza pracą niewiele w życiu miała. Wmawiała sobie, że bardzo lubi swoją pracę i ma powołanie do bycia grafikiem.
– Gówno prawda. Powołanie to może mieć lekarz, prawnik albo ksiądz – ucinała krótko Malwina, kiedy rozmawiały o inspirującej pracy nad plakatem reklamującym podpaski albo pieluchy.
O mężczyznach Łucja też miała niewiele do powiedzenia. Gustowała bowiem w płci piękniej. Wiedziała tylko, że są szowinistami i mają kobiecie niewiele do zaoferowania.
– Baby są wszystkie identyczne. Ciężko z nimi wytrzymać. Dlaczego ty się w ogóle z nimi umawiasz? – zastanawiała się Alicja podczas wspólnych spotkań z dziewczynami.
– A faceci tak bardzo się od siebie różnią!? – syknęła Malwina.
– Z tobą nie gadam teraz.
– Po prostu mi się podobają. Może w poprzednim wcieleniu byłam facetem i nie mogę o tym zapomnieć.
Żadna z nich nie pojawiała się regularnie w kościele. Na temat tej instytucji miały wyrobione negatywne zdanie. Jednak myślenie Alicji najbardziej było zakorzenione w kulturze chrześcijańskiej skręcającej w katolicyzm. Nie ukrywała tego.
– Twój ojciec wcześnie zostawił ciebie i mamę. Może to mieć wpływ na twoją orientację… – zaczęła analizę.
Jednak Malwina nie dała jej rozwinąć skrzydeł.
– Kobieto! Znowu zaczynasz pierdolić. Homoseksualizm to nie choroba.
– Kiedyś był za nią uznawany… – Malwa prychnęła z pogardą.
Alicja udała, że tego nie słyszy i dodała:
– Jest wiele społecznych uwarunkowań mogących decydować o wyborze orientacji. Często uważa się, że to czynniki, które mają negatywny wpływ na rozwój dziecka, a potem młodego człowieka.
– Alka, nie zaczynaj. Mówiłam ci już kiedyś, że ja tego tak nie odbieram. Nie czuję, że muszę się tłumaczyć z tego, że wolę się pieprzyć z kobietami. Po prostu taka jestem. Pociągają mnie pewne typy kobiet. Lubię patrzeć na cipki. Penisy mnie nie interesują. – Łucja mówiła o tym ze spokojem. Nie unosiła się. Nie krzyczała. Była zwolenniczką ciepłej wody w kranie.
W przeciwieństwie do Malwiny, która zawsze stawała w obronie wolności. Uważała, że to niczym nieograniczona swoboda powinna stać na szczycie piramidy potrzeb Maslowa.
– I to jest argument! Ty na przykład, Alusiu, wszędzie widzisz penisyyyyy… Wielkie i jędrne, które chcą cię zapłodnić i dać ci gromadkę dzieci. – Malwa śmiała się jak czarownica, która właśnie odkryła zaklęcie, dzięki któremu będzie mogła latać na miotle.
– Dżizas, Malwina. Ty popsujesz każdą poważną rozmowę. – Łucji najwyraźniej to nie przeszkadzało. Bawiła się świetnie.
Alusi zrzedła mina. Postanowiła nie kontynuować rozmowy o penisach oraz cipkach. Poległa. Jednak nie do końca, bo po raz kolejny utwierdziła się w przekonaniu, że Malwa potrzebuje pomocy psychologa, a może nawet psychiatry. Zamierzała to przeciwko niej wykorzystać. Obiecała sobie, że zrobi to w najmniej oczekiwanym przez przyjaciółkę momencie.
***
Malwina była dziennikarką. Pracowała w dużym polskim dzienniku. Zazwyczaj zajmowała się tematyką „zdrowie, uroda i sport”. Zdarzało jej się pisać reportaże. Popełniła też kilka tekstów śledczych, w których naświetliła nieprawidłowości w instytucjach państwowych m.in. w Lasach Państwowych oraz w jednym Ośrodku Pomocy Społecznej. Po tych tekstach jej nazwisko przestało być anonimowe, zwłaszcza w światku polityczno-dziennikarskim. Miała też swoich wiernych czytelników, którzy zasypywali ją e-mailami z informacjami na temat innych rzekomych afer. Niektóre z tych wieści weryfikowała. Czasami się sprawdzały i miała kolejny temat. Częściej jednak były próbą zwrócenia na siebie uwagi.
Malwina miała faceta, który po trzech latach znajomości został jej mężem. W małżeństwie podobno układało jej się świetnie. Tak przynajmniej sądziła Alicja, która w Piotrku widziała idealnego kandydata na głowę rodziny. Malwina miała na ten temat inne zdanie. Zaciskała jednak zęby w nieszczerym uśmiechu i mówiła, że Piotrek jest w porządku, a małżeństwo to wspaniała instytucja. Wybrała go nie dlatego, że był przystojny, mądry, zabawny i miał dobry zawód, ale dlatego, że nie podobał się jej matce.
Relacje Malwiny z mamą pozostawiały wiele do życzenia. Grażyna była toksyczną żoną alkoholika. Henryk zostawił ją po kilku latach trudnego i nieudanego związku. Malwina była ich pierwszym dzieckiem. Był jeszcze młodszy, Bartek, ale z nim nigdy nie potrafiła rozmawiać. Dlatego wszystkie uczucia, jakie zdołała z siebie wykrzesać, a nie było ich wiele, przelała na Malwinę. Próbowała kierować życiem swojego starszego dziecka.
W efekcie Malwa robiła wszystko odwrotnie, niż oczekiwała tego mama.
– Ten twój Piotrek to nudziarz. Może i ma pieniądze, ale ja z kimś takim bym nie wytrzymała. Twój ojciec miał więcej fantazji – mówiła Grażyna.
– Ojciec miał tyle fantazji, że swoje dzieci woził po pijaku samochodem, a ciebie zdradzał na prawo i lewo – odpowiadała Malwina.
– Nie mów tak. Nie zawsze taki był. W pewnym momencie mu się pogorszyło, ale był dobrym ojcem. Potrafił się z wami bawić i…
– Zwłaszcza wtedy, kiedy graliśmy w piłkę. Pamiętam do dziś. Stłukłam wazon za dziesięć złotych. Ojciec stwierdził, że jestem idiotką i nie odzywał się do mnie przez tydzień.
– Malwina! Ty nie wyrzekaj na ojca. Twój Piotrek też nie będzie dobrym ojcem.
– Nie chcę mieć dzieci, a więc nie ma problemu.
Takie rozmowy podczas pobytu u matki były normalne. Malwina rzadko odwiedzała Grażynę. I zawsze tego żałowała. Dowiadywała się bowiem w trakcie niedzielnego obiadu, że życie, które prowadzi w stolicy, nie ma większego sensu. Z drugiej zaś strony matka tłumaczyła, jak dobrze ją razem z ojcem wychowali. Po takim wykładzie Malwa czuła, że żony alkoholików i dorosłe dzieci alkoholików, to najszczęśliwsi ludzie na ziemi. Żałowała, że jej mąż nie pije.
Może matka by go wtedy zaakceptowała? – myślała, wciskając pedał gazu na Autostradzie Wolności. Pragnęła odgonić od siebie myśli, dlatego pozwalała swojemu BMW, które wzięła w leasing, pokazać wszystkie możliwości. Pędziła i zostawiała w tyle wlokące się ople, fiaty i toyoty.
– Kurwa! Po co oni wybrali autostradę? Ślimaczyć można się jednopasmówkami. Czy osiemdziesiąt na godzinę, to szczyt możliwości tych silników? Pada, no kurwa, pada i co z tego!? W Polsce to raczej normalna pogoda. Jeśli ktoś nie potrafi jeździć w deszczu, niech spierdala do Hiszpanii. Więcej, kurwa, nie jadę do tej pizdy! – powiedziała na głos i się rozpłakała, jednocześnie dodając gazu.
***
Malwina, Alicja i Łucja dogadywały się od kilku lat. Bywało deszczowo i burzowo, czasami zdarzał się nawet grad, ale pasowało im to. Różniło je wiele rzeczy, ale jeszcze więcej łączyło. Po pierwsze wszystkie miały silne przekonanie, że zarabiają za mało. Jedynie Malwina miała trochę więcej szczęścia. Poznała dobrze zapowiadającego się faceta, wzięła ślub i miała z nim całkiem sporo pieniędzy. W tym też były zgodne. Uważały, że mając drugą pracującą połówkę, łatwiej jest wiązać koniec z końcem.
Kolejną sprawą, na temat której mówiły jednym głosem, był fakt, że w Polsce każdy zarabiał za mało. Zwłaszcza kobiety. Dodatkowo, ich zdaniem, za obowiązujący przyjęto system promujący mężczyzn, którzy robią niewiele więcej niż oglądanie telewizji i popijanie browarów.
Taki stan rzeczy nie odpowiadał nawet Alicji. A akurat ona miała dużo wyrozumiałości dla płci przeciwnej. Marzyła o domu, rodzinie i dzieciach. Mogła facetom wiele wybaczyć. Z drugiej strony praca była jej życiem i nie potrafiłaby porzucić jej na zawsze. Dlatego kiedy słyszała od koleżanek w poradni psychologicznej, gdzie pracowała przez kilka godzin w tygodniu, opowieści o Halinie, która wraca do pracy, a z dzieckiem zostaje Stasiek, jej facet, i lamenty, jak on sobie poradzi z tymi pieluchami i skąd będzie wiedział w co dzieciaka ubrać – dostawała mdłości. Z każdym tego typu zdaniem coraz bardziej rozumiała Malwinę. Przyjaciółka zawsze powtarzała:
– Przepraszam, czy ja sama sobie to dziecko zrobiłam!?
Oficjalnie zdarzało jej się oburzać na te słowa. Prawda była jednak inna. Uważała, że Malwa miała sporo racji w tym, co czasami głupio, bezczelnie i po chamsku mówiła. Alicja nie była tego w stanie publicznie przyznać. Sprzeczki z Malwą musiały pozostać sprzeczkami. Ot tak, dla zasady.
To był ten dzień, kiedy udało im się umówić przy wieczornej kawie. Ostatecznie obyły się bez czarnego napoju i zamówiły wino. Podczas otwierania drugiej butelki wjechał – razem z deską serów – temat mężczyzn. Alicja po raz kolejny zaczęła się zastanawiać, jak powinna się ubierać, żeby wreszcie znaleźć męża. Oczywiście takiego, który wjedzie na białym koniu i będzie gotowy do robienia dzieci od zaraz.
– Kobieto, ty chodzisz na tych obcasach, codziennie się malujesz, włosy farbujesz, zawsze taka idealna i chuj – powiedziała Malwina.
– Faceci lubią zadbane panie. Twój Piotrek jest wyjątkowy, że chce cię taką w trampkach i wiecznie przeklinającą. Kloaka zamiast ust!
– Zapomniałaś dodać, że Malwa nie chce mieć dzieci – stwierdziła podkręcona winem Łucja.
– No właśnie! Jak to możliwe, że ona znalazła takiego idealnego faceta? – denerwowała się, Alicja.
– A może on właśnie nie jest taki idealny – stwierdziła Malwina z wyraźnie wyczuwalnym smutkiem w głosie.
Łucję zastanowił ten ton. Nie zdążyła się jednak odezwać, bo Alka wypaliła:
– Odpierdolcie się od Piotrka. Przecież to świetny facet!
Malwinę zatkało. Łucja również nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Nie skomentowała, ponieważ przy ich stoliku pojawił się kelner.
– Przepraszam, że przeszkadzam yyy… Ale zbliża się dwudziesta trzecia i powoli będziemy zamykać.
– Ja pierdole! Kto w tym mieście zamyka lokal o dwudziestej trzeciej? No nie wierzę – oburzała się Malwa, gdy wychodziły z lokalu, który znajdował się w jednej z piwnic na Krakowskim Przedmieściu. Dziewczyny nie podchwyciły, ale nie dawała za wygraną. – Czy im w ogóle taki interes się opłaca?
Temat zamykanej zbyt wcześnie knajpy szybko jednak umarł. Alicja o to zadbała. Skutecznie.
– Widziałyście, jak on na mnie patrzył? Piękny był – powiedziała.
Stwierdzenie to wprawiło pozostałe dziewczyny w konsternację. Na początku nie wiedziały, o kogo chodzi, ale gdy wreszcie zaskoczyły, Malwina nie wytrzymała.
– Ja pierdole, Alka! Na ciebie to się, kurwa, każdy patrzy. Każdy cię podrywa. I kilka razy w miesiącu poznajesz swojego przyszłego męża, a jakoś dziwnym trafem od lat jesteś sama.
– Teraz to przesadziłaś. Nie piję z tobą więcej. – Alicja wydawała się autentycznie urażona.
Niewiele myśląc, podbiegła do taksówki, z której właśnie wysiadała kobieta w średnim wieku. Wyglądało na to, że kierowca nie miał żadnego kursu w kolejce. Koleżanki zobaczyły trzaskające drzwi samochodu, a potem światła stopu. Malwa nie wierzyła jednak, że Alicja naprawdę się obrazi. Nieraz mówiła bardziej okrutne rzeczy i nadal się przyjaźniły.
Alicja kazała się zawieźć do wynajętego na Saskiej Kępie mieszkania. Łucja nocnym autobusem pojechała do siebie na Ochotę, z kolei Malwina wyruszyła Uberem, z całkiem przystojnym ukraińskim kierowcą, do kupionego niedawno na kredyt sporego mieszkania na Wilanowie. Miała nadzieję, że Piotrek jeszcze nie śpi. Po kłótni z Alicją nabrała ochoty na seks. Zdziwiło ją to. Jej mąż wyznaczył bowiem takie standardy, że do zbliżeń dochodziło raz na dwa miesiące, a czasami nawet rzadziej. Przyzwyczaiła się już do życia bez seksu. Kiepskiego seksu. Nie miała pojęcia, dlaczego tak bardzo ją dzisiaj wzięło. Może to przez wino? – pomyślała, bo od kilku lat tylko wino było w stanie przekonać ją do aktywności seksualnej. Patrzyła na Piotrka. Wiedziała, że to jest TEN dzień i od razu proponowała kieliszek wina. Sobie polewała co najmniej trzy.
Cholera! Co się ze mną dzieje? Kiedyś imprezy, chłopaki i ogólnie takie takie, a teraz dwie butelki wina, żebym w ogóle mogła myśleć o seksie. Chuj. Może to ta Warszawa? A może praca? A może ja w ogóle nie potrzebuję seksu? Wmawiam sobie, że muszę, a jestem aseksualna, jak ta laska, z którą kiedyś wywiad robiłam. Baba powiedziała, że zwyczajnie nie odczuwa pożądania. Seks to tylko strata czasu… – myślała Malwina, patrząc na spowitą w mroku stolicę.
Na szczęście kierowca się nie próbował jej zagadywać. Najpewniej nie potrafił mówić po polsku.
Wysiadła na Wilanowie. Kiedy szukali mieszkania, ta dzielnica wydawała się najlepsza. Czysta, nowe bloki, młodzi ludzie. Teraz czuła pustkę rozglądając się dookoła. Brakowało tu… sama nie wiedziała, czego dokładnie. Nie czuła się tu jak u siebie. Zawsze, kiedy wracała z pracy, miała wrażenie, że jest tu przelotem. Ani mąż, ani kredyt nie zmniejszały poczucia tymczasowości.
Weszła do domu. W kuchni świeciło się światło. Zajrzała do sypialni. Piotrek spał i jak zwykle chrapał. Na stole w kuchni zostawił kartkę z informacją, że jutro musi bardzo wcześnie wstać do pracy i żeby go nie budziła. Niestety. Tym razem seks nie był przewidziany w planie dnia Piotrka.
Ja jebie. Na chwilę przestaję być aseksualna, wydaję kasę na wino, a ten musi rano wstać do pracy – pomyślała. Miała ochotę stłuc jedną ze szklanek z Ikei, ale nie chciała go budzić, a potem przepraszać i słuchać, że nic się nie stało.
Ich tydzień zawsze planował mąż. Ona czuła się przy nim niezorganizowana, roztrzepana i niepewna. Nie mówiła o tym nikomu. Wszyscy znali ją jako petardę, która wybucha przy każdym nowym projekcie. Miała plan na każdą ewentualność i nie bała się, a nawet jeśli czasami czuła strach, to potrafiła się z nim zmierzyć. Za to w domu była życiową kaleką.
– Słońce moje, ty jesteś taka roztrzepana, to jest takie słodkie. Beze mnie nie wiesz, jak się nazywasz – mówił do niej, kiedy planowała następny dzień i panikowała, że źle poumawiała spotkania.
Czasami próbowała opowiadać przyjaciółkom o tym, jak czuje się w małżeństwie. Niestety. Nie miały dla niej zrozumienia.
– Piotrek świetnie się zapowiada. Ty się go trzymaj. Nie opowiadaj mu za dużo o swoich problemach. I naucz się lepiej gotować, bo co ty mu podasz? Zupę krem z dyni? – słyszała od Alicji.
Próbowała zaprzeczać. Śmiała się z przyjaciółki, jednak często odtwarzała ich rozmowy podczas zakupów w Lidlu. Najgorzej było, kiedy pakowała do koszyka tofu. Miała wyrzuty sumienia, że to nie wołowina. Ostatecznie do kasy docierała z ciecierzycą, tofu, jarmużem, wieprzowiną na schabowe, wędliną oraz kiełbasą śląską. Czuła, że Ala może mieć rację. Piotrek naprawdę świetnie się zapowiadał jako prawnik. Trzeba mu było zrobić rosół z ekologicznej kury, żeby miał siłę pieniądze do domu przynosić. Tak też robiła.
Lubiła gotować, traktowała to zajęcie jako coś więcej niż przykry obowiązek. Czuła się jak artystka, która miała prawo mieszać smaki w impresjonistycznym stylu. Piotrek zawsze pytał o przepis. Kiedy nie potrafiła podać źródła ani nawet wymienić listy składników, kiwał głową i powtarzał:
– Ale nie, no… naprawdę smaczne. Takie ciekawe połączenie.
Piotr nie miał matki. Umarła, kiedy skończył trzy lata. Nie chciał o tym rozmawiać, a Malwa bała się pytać. Z ojcem miał poprawne relacje. Teść był ciepłym człowiekiem z fantazją. Malwina lubiła go z wzajemnością. Kochał podróże, kino, jazz i dobre wino. Piotrek uważał, że jego ojciec jest zbyt wyluzowany i nie potrafi wziąć życia w swoje ręce. Nie kłócili się. Po prostu nie gadali, a kiedy musieli, to kończyło się na rozmowach pełnych szorstkiej uprzejmości.
– O co chodzi z tobą i twoim ojcem? To fajny człowiek, a ty tak dziwnie go traktujesz – pytała czasem Malwa.
Próbowała wiele razy dowiedzieć się czegoś więcej o rodzinnych sprawach Piotrka. Ten jednak konsekwentnie nie dopuszczał jej do siebie. Na początku była smutna. Zastanawiała się, co zrobiła źle. Potem była zła. Po pewnym czasie zaczęła mieć to w dupie.
– No jak dziwnie? Normalnie przecież.
– Przecież wiesz, o co mi chodzi.
– Nie wiem, Malwina. Ty się na przykład zawsze awanturujesz ze swoją matką. Nie pytam cię, o co chodzi. Po prostu przyjmuję, że tak jest.
– No właśnie szkoda, że mnie nie pytasz. Czasami chciałabym porozmawiać.
– Rozmawiać, rozmawiać… A nie możemy po prostu żyć?
– No, tak najlepiej – kwitowała pod nosem.
Piotrek zawsze był grzeczny, uprzejmy, nie lubił się sprzeczać. Chociaż bywał też podstępną pizdą. Tak określała go czasami Malwa w rozmowach z przyjaciółkami. Chodziło o zawodowe zagrywki. Jej dziennikarska intuicja podpowiadała, że gdyby przejrzeć skrzynkę odbiorczą w służbowym laptopie męża, miałaby sporo materiału. Mogłaby napisać serię artykułów o nadużyciach w kilku dużych podmiotach zarówno komercyjnych, jak i państwowych.
Korciło. Obiecała sobie jednak, że nigdy tego nie wykorzysta. Nie chciała być suką.