Weź to serce
Data wydania: 2023
Data premiery: 7 lutego 2023
ISBN: 978-83-67639-15-6
Format: 145/205
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 336
Kategoria: Literatura współczesna
47.90 zł 33.53 zł
Przypadkowi ludzie. Przypadkowe spotkania. Przypadkowe historie.
Historia dwóch małżeństw, których losy krzyżują się, gdy jeden z mężczyzn zapada na ciężką niewydolność serca i jedynym ratunkiem dla niego jest przeszczep, a drugi, wychodząc z pracy, ulega wypadkowi.
Matka, która nie może wybaczyć córce przeszłości. Lekarka, dla której choroba pacjenta staje się źródłem obsesji oraz ślepy na wszystko biznesmen, bez pamięci oddany pracy.
Emocjonalna opowieść o próbach radzenia sobie z nieuniknionym i o umiejętności godzenia się z najbardziej niewygodnymi faktami. Ktoś musi umrzeć, by ktoś mógł żyć – ta prosta konstatacja brzmi bezwzględnie, ale czasami okazuje się być jedyną drogą, by uratować ludzkie życie.
Świat Jurka kręcił się wokół liczb, a świat jego nowo poślubionej żony wokół Jurka. Małżeństwo wyglądało na zgrane. Imponował jej ten tęgi umysł, a oddanie się ekonomii postrzegała jako furtę bezpieczeństwa – przynajmniej nie będzie się oglądał za spódniczkami, a przy okazji mogła być pewna, że biedy przy nim nie zazna. Miał nosa do zarabiania pieniędzy.
Wkrótce jednak fascynacja Aśki oszczędnością męża minęła. Pieniądze, które przynosił, starczały na wiele, ale co z tego, jak w zasadzie wszystkie lądowały w bankach na lokatach, procentowały w obligacjach. Jerzy nie należał do szczodrych ludzi, którzy mieli lekką rękę do wydawania, o czym Aśka miała się przekonać na własnej skórze.
Zamieszkali w starym domu po jej rodzicach. Spłacili siostrę Aśki, żeby nie było rodzinnych niesnasek, bo nade wszystko cenili sobie spokój. Nie był to może pałac jak ten serialowych Carringtownów, ale – choć ona czasem marzyła o czymś więcej – było im dobrze i na głowę nie padało. Aśka dbała, by było schludnie i czysto. Sama któregoś razu skaperowała ekipę, która poszpachlowała, przykręciła regipsy, położyła modne tapety w geometryczne wzory, wyrzezała otwory w ścianach, by połączyć kuchnię z jadalnią, bo Aśce podobały się otwarte przestrzenie. Wszystko odbywało się bez udziału Jerzego, całkiem oderwanego od spraw domowych. Nie przeszkadzał mu ani remontowy harmider, ani przemarsze ekip, ani osiadający wszędzie pył, który nie oszczędził nawet jego szczoteczki do zębów.
Firma! Tylko ona się liczyła. Aśka czasem w żartach, choć coraz częściej z przekąsem mówiła:
– I tak miałam wiele szczęścia w życiu, że Jurek znalazł czas, by od staropanieństwa mnie uwolnić i potem jeszcze dzieci mi zrobić. I to tylko dlatego, że przez pierwsze lata po ślubie pracował w urzędzie i wracał do domu jak każdy szanujący się urzędnik po piętnastej, więc pozostałą część dnia łaskawie poświęcał żonie. Nie wiem jednak, czy złapany ad hoc potrafiłby wymienić imiona swojego potomstwa, że o datach urodzin nie wspomnę.
Zżymał się Jerzy na to gadanie Aśki, bo przecież dla siebie tego nie robił. Jakby nie wiedziała, że to wszystko poświęca dla nich. Kto może sobie pozwolić na tyle co ona? Grosza nie liczy, po pożyczki nie chodzi. On nawet nie miał pojęcia, ile ona wydaje na dom, ciuchy, na jakieś kursy, kółka i języki Martyny i Jacka. Nie pozwalał tylko na głupoty trwonić pieniędzy, bo co jak co, ale pieniądz trzeba szanować.
„Znaleźli się w korcu maku”, powiadała matka Jurka, kiedy patrzyła na małżeństwo syna, które wydawało się pozbawione kolorytu. Nudne, spokojne i zwyczajne. Dla niej jednak taka postawa syna była godna pochwały, gwarantowała bezpieczeństwo i stabilność. Nie to co ojciec Jurka – tu na chwilę, tam na chwilę i nigdy nie wiadomo, na czym człowiek stoi. Nic dziwnego, że drugi syn poszedł w jego ślady.
Wprawdzie niekiedy Aśce brakowało w małżeństwie pewnej finezji czy szaleństwa, zwłaszcza kiedy obejrzała jakiś płomienny romans w stylu Casablanki albo któryś raz z rzędu przeczytała Wichrowe wzgórza, ale szybko potrafiła się otrząsnąć po tych fantasmagoriach i wracała do rzeczywistości, która koniec końców była całkiem przyzwoita. Wolała to niż huśtawki emocjonalne, jakie fundowali sobie znajomi albo chociażby jej rodzice, którzy po kilkudziesięciu latach wojen podjazdowych, otwartych bitew i innej szarpaniny poumierali jedno za drugim. Ale żeby nie było tak łatwo, okazało się, że wzajemne anse, złośliwe psioczenie, nieustanne konfliktowanie miało miejsce jeszcze po przeniesieniu się na niebiańskie łąki i przysporzyło kłopotów Aśce oraz jej siostrze. Jedno bowiem zażyczyło sobie leżeć w osobnej kwaterze, a drugie wręcz przeciwnie – jasno i dobitnie oświadczyło, że spoczną w jednym grobie, bo po pierwsze, lepiej dla tych, co będą musieli groby porządkować, a po drugie – wygodniej i taniej. Jakby tego było mało, żadne nie wyraziło zgody na kremację, więc córki zdecydowały się pochować matkę na ojcu, zgodnie z kolejnością śmierci, przypieczętowując tym samym wspólne niebycie rodziców po wieczne czasy.
Mniejsza zresztą o antenatów Aśki, jej małżeństwo nieźle rokowało mimo niegroźnych zgrzytów. Zresztą od czasu, kiedy zajęła się własnym biznesem i postanowiła założyć działalność, jej życie w ogóle nabrało kolorów. Nie była to może paleta krzycząca różnorodnością barw, raczej subtelne pastele, ale zawsze to lepsze niż szarość.