
Wieszczba
Piast Zdobywca, tom 2
Krzysztof Jagiełło
Data wydania: 2025
Data premiery: 20 maja 2025
ISBN: 978-83-68135-32-9
Format: 145x205
Oprawa: Twarda
Liczba stron: 448
Kategoria: Fantastyka i groza
69.90 zł 48.93 zł
Oto Piast żądny chwały – zwycięzca najeźdźców, wódz plemiennej armii. Wie, że droga do upragnionego celu przed nim jeszcze długa, a wróg wkrótce znów się przebudzi.
Zwycięstwo nad zastępem Biezuna przynosi Polanom chwilową ulgę, nikt jednak nie łudzi się, iż jest ono ostateczne. Bohaterowie opromienieni sławą tryumfu podejmują desperacką próbę poprawy sytuacji Gdecza i całego plemienia przed kolejnym czekającym je starciem.
Ku swemu zaskoczeniu odkrywają jednak, że przeciwnik może uderzyć z każdej strony. Przyjdzie im bowiem podjąć walkę nie tylko z wrogiem zewnętrznym, ale również z tym znacznie gorszym – wewnętrznym. Będzie ona toczyć się w cieniu niepokojącej, dręczącej Samboję przepowiedni. Choć nie jest ona jasna i nie wiadomo dokładnie, co się wydarzy, czekają ich ciężkie chwile i próba, jakiej jeszcze nie zaznali.
„Wieszczba” to kolejny krok w głąb świata dawnych Słowian niestroniących od polityki i magii, walki i miłości, wielkich słów i mrocznych czynów.
– Czy nic się nie da zrobić? – zasyczał Piast.
– Skąd mam wiedzieć? – odpowiedział mu spokojnie Czabor.
– Myślałem, że znasz się na ziołach! – zagrzmiał mój przyjaciel.
– Dobrze myślałeś. – Wysoki wołchw wzruszył ramionami.
– Czemu zatem nie pomagają? – wściekał się młodzieniec.
– Nasze życie jest zaledwie chwilową igraszką bogów – wyjaśnił guślarz i wrócił do ubijania łodyg maku w grubym kamiennym moździerzu.
Przyjaciel rzucił mi pochmurne spojrzenie i śpiesznym krokiem opuścił chatę. Zostałem w niej sam wraz z górującym nade mną Czaborem oraz skatowanym ciałem leżącym na pryczy. W swoim krótkim życiu widziałem już wiele juchy, ale po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, ile jej przenosi każdy człowiek. Ciało Budziwuja, siennik, na którym leżał, a także całe łóżko oraz podłoga w jego okolicy wysmarowane były ciemnoczerwonymi, zastygłymi plamami. Patrzenie na powyrywane paznokcie, połamane palce oraz kończyny powodowało niemal fizyczny ból.
– Niedużo mu już zostało – rzekł cicho wołchw.
– Czemu po prostu nie powie? – Westchnąłem.
– Najwyraźniej dba o życie swych synów bardziej niż o swoje – odparł guślarz. – Przemocą go nie przekonacie.
– Teraz już nikt go nie przekona. – Zacisnąłem zęby. – Zabierze swą wiedzę do Nawii.
– Nie musi tak być. – Czabor pokręcił głową.
– Jak to? – zdziwiłem się. – Przecież mówiłeś, że umiera.
– Owszem – przytaknął.
– Jak zatem mógłby nam udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi?
– Gdy serce ludzkie wybija ostatnie uderzenia, zasłona między światem śmiertelników a królestwem Wołosa jest bardzo cienka – wyjaśnił wołchw. – Tchnienie i jaźń są wtedy zagubione i desperacko szukają wyjścia.
Poczułem, jakbym w środku lata wszedł do chłodnej ziemianki. Słowa guślarza zmroziły mnie tak, że zdrętwiał mi cały język i nie byłem w stanie udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi.
Czabor jak gdyby nigdy nic powrócił do głuchego uderzania tłuczkiem o ścianki kamiennej misy ze zwierzęcą ciekawością w oczach.
– Jak to? – wyszeptałem po dłuższej chwili.
– Jak co? – zdziwił się wołchw.
– Jak zamierzasz rozmawiać z duszami umierającego Budziwuja?
– Nie zamierzam – odparł, a ja odetchnąłem z wyraźną ulgą.
– Czemu zatem w ogóle o tym wspominałeś? – spytałem.
– Bo ty mógłbyś.
Serce ponownie mocniej mi zabiło, a brzuch ścisnęła niewidzialna dłoń.
– Ja nie jestem wołchwem – wychrypiałem, pokonując nagłą suchość gardła.
– A ja nie jestem ptakiem – odpowiedział guślarz.
– Nie rozumiem?
– Wuleg już dawno zauważył, że rzadko cokolwiek rozumiesz. – Czabor ze smutkiem pokręcił głową.
– Czemu nie jesteś ptakiem? – zapytałem.
– Nie mam skrzydeł, dzioba oraz wszystkich innych cech ptaka – wyjaśnił znużonym tonem wołchw. – Mam za to ręce, nogi, głowę i pozostałe przymioty człowieka.
– To rozumiem. Co ma ptak do Budziwuja?
– Nic. – Guślarz wzruszył ramionami.
– Czemu zatem o nim wspomniałeś?
– A czemu ty wspomniałeś o byciu wołchwem?
– Bo to wy zajmujecie się czarami, wróżbami i dotknięci jesteście przez Wołosa – wyjaśniłem.
– Dlatego właśnie przyrządzam maść – odparł Czabor, pokazując mi trzymane w rękach naczynie.
– Czemu zatem chcesz, bym to ja rozmawiał z jeńcem?
– Bo z tobą będzie się czuł bezpiecznie – odpowiedział. – Kiedy Piast i jego towarzysze bili go oraz zastraszali, ty dawałeś mu nadzieję.
Twarz zalała mi fala gorąca. Do suchego jak wiór gardła napłynęła żółć o tak ohydnym smaku, że wszystkie mięśnie twarzy gwałtownie stężały.
– Cóż miałbym zrobić? – spytałem cicho.
– Położyć się blisko Budziwuja i zaczerpnąć przygotowanego przeze mnie naparu z tego samego rogu.
– Co będzie tworzyło dekokt? – indagowałem.
– Zioła – odparł wołchw. – Oraz grzyby.
– Jak w każdym twoim naparze.
– Zgadza się.
– Nie powiesz mi zatem?
– Nie. – Pokręcił głową.
– Czemu?
– Śmiertelnicy nie powinni wszystkiego wiedzieć – odpowiedział Czabor, marszcząc krzaczaste brwi.
– Powiedz przynajmniej, jak zadziała ten napar. – Nie ustępowałem.
– Początkowo doda Budziwujowi sił. Zapewne odzyska przytomność i będzie mógł rozmawiać. Jednak bogów nie sposób oszukać. Wołos szybko upomni się o swoje, a dogorywające dusze zaczną umykać z ciała.
– A z mojego nie zaczną? – przeraziłem się.
– Ty jesteś młody i silny – odrzekł wołchw. – Powinieneś przeżyć.
– Powinienem? – jęknąłem. – Chcesz mnie zabić?!
– Tylko doprowadzić na skraj śmierci – wyjaśnił spokojnie guślarz.
– I co wtedy? – dopytywałem.
– Wtedy jaźń Budziwuja będzie zbyt oszołomiona, by odróżnić prawdę od ułudy. Być może, jeśli zadasz mu odpowiednie pytanie, uzyskasz odpowiedź.
– Chcesz, żebym wepchnął się pomiędzy Wołosa przywołującego jaźń tego nieszczęśnika a jego samego i wykorzystał tę chwilę, by wypytać go o zamierzenia Izbygniewa?
– Ja nic nie chcę. – Guślarz wzruszył ramionami. – Pytanie brzmi, czego chcesz ty.
Fragment rozdziału 12
