William Wallace.
Waleczne serce Szkocji
Andrew Fisher
Przekład: Radosław Madejski
Tytuł oryginału: William Wallace
Data wydania: 2011
Data premiery: 28 marca 2011
ISBN: 978-83-7674-098-0
Format: 145 x 205
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 310
Kategoria: Historia
35.90 zł 25.13 zł
William Wallace to bez wątpienia jeden z największych bohaterów Szkocji. Pomimo braku odpowiedniego statusu społecznego, wykształcenia i przygotowania do roli przywódcy, odegrał kluczową rolę w trakcie Wojny o Niepodległość. Podczas gdy inni ustępowali lub kolaborowali, Wallace dawał pokaz wytrwałości i nieustępliwości, do samego końca broniąc tego, w co wierzył. Stał się symbolem walki o wolność oraz inspiracją dla pieśniarzy i poetów.
Po Strażniku Szkocji pozostało niewiele materiałów do badań, dlatego większość publikacji jemu poświęconych albo tylko przytacza historyczne fikcje, albo skromne fakty powleka legendą. Potomni zdawali się odwracać wzrok od wad Wallace’a, jak gdyby obawiali się prawdy. Tymczasem nie wszystkie oskarżenia o zbrodnie, które postawiono mu przed sądem królewskim w 1305 roku, były bezpodstawne…
Z książki Andrew Fishera wyłania się szczery, odmitologizowany portret Wallace’a i jego miejsca w historii Szkocji. Analiza niezwykle interesującego życia i zupełnie nowe ujęcie historii tamtych lat składają się na najbardziej autentyczną biografię Walecznego Serca, jaką kiedykolwiek napisano.
Inteligentna i błyskotliwa ocena wizerunku Wallace’a Mel Gibson,odtwórca roli Williama Wallace w filmie Braveheart
Świetnie nakreślony portret jednego z prawdziwych bohaterów Szkocji „Scottish Life”
Pierwsza tak rzetelna i dobrze udokumentowana biografia Wallace’a… żywa i wciągająca. „History Teaching Review”
Pierwsza biografia Williama Wallace’a wydana w języku polskim.
Bohater na każde czasy?
Jako jedyny spośród sobie współczesnych William Wallace przeszedł jako postać pozytywna do kolejnego tysiąclecia, a jego wizerunek pozostał niewzruszony, a nawet zmienił się na lepszy. Wyróżniają go cechy, które opierają się upływowi czasu i jeszcze dziś dostarczają inspiracji. W oczach niektórych zasługuje na kanonizację tak jak Joanna d’Arc.
Tak oto Wallace pozostawił daleko za sobą wielkie postacie związane z wojną w 1296 roku, zarówno te po szkockiej, jak i po angielskiej stronie. Na przykład Johna Balliola znamy jedynie jako nędznego nieudacznika, pozbawionego tytułu i odartego z godności. Podobnie John Comyn znalazł się prawie poza nawiasem naszej wiedzy. Stał się ofiarą przemocy Bruce’a i sprzyjającej mu propagandy, a gdy pod Bannockburn zginął jego syn walczący po stronie Anglików, a dwa lata później zmarł jego wnuk, położyło to kres aspiracjom rodu Comynów. Comynowi należy się więcej, ale jego reputacja zakończyła się wraz ze śmiercią w 1306 roku.
Znacznie wyżej ponad Balliola i Comyna wyrasta Edward I. Krzyżowiec, prawodawca, budowniczy i arbiter na arenie europejskiej polityki, rozgromił Walijczyków i uczyniłby to samo ze Szkotami, gdyby zdrowie nie odmówiło mu posłuszeństwa. Jednak do tego przerażonego i przerażającego monarchy zraża nas nie tylko sposób, w jaki potraktował Wallace’a. Poprzez swoje przywiązanie do kodeksu rycerskiego, romantyczne i brutalne zarazem, jest mocno zakorzeniony w odległej przeszłości. Robertowi Bruce’owi powiodło się nieco lepiej. Śmiałek, który przetrwał lata niedoli ciążącej na nim i jego rodzinie, zwycięzca spod Bannockburn obdarowany przez Johna Barboura imponującą biografią, Bruce ma zapewniony szacunek i sentyment, jednak tak samo, jak w jego własnych czasach, nie sposób oczyścić go z zarzutu o oportunizm. Pod tym względem pozostaje on człowiekiem z minionej epoki, ponieważ w przeciwieństwie do Wallace’a motywy jego działania są dla nas podejrzane, a jego lojalność wątpliwa. Nawet największy z królów Szkocji traci na porównaniu z Wallace’em.
Dzisiaj Wallace jest postrzegany jako człowiek wyjątkowy i niepowtarzalny. Warto jednak wziąć pod rozwagę, że taki Wallace, jakim widzimy go dziś, nie jest i nie może być Wallace’m z 1305 roku. Żaden z jego współczesnych nie przystałby całkowicie na naszą wersję biografii bohatera. Oczywiście można by się zgodzić co do pewnych jego cech, do których należą odwaga, konsekwencja i zdolności przywódcze. Dwa aspekty jego życia sprawiają jednak, że nie sposób pogodzić wizerunku Wallace’a z 1305 roku z dzisiejszym. Obydwa stawiają wysokie wymagania, ale ukazują Wallace’a widzianego oczyma współczesnych i nie można ich lekceważyć, jeżeli chcemy poznać go takim, jaki był. Musimy zatem dążyć do usunięcia patyny wieków.
Wallace zmarł w 1305 roku jako przegrany i zdrajca. Po Lanark ambicją jego życia stało się uwolnienie Szkocji od Anglików i uczynienie jej niepodległym krajem ze swym własnym monarchą. Nie osiągnął tego celu. Kiedy umierał, Edward I był władcą Szkocji i podczas zbliżających się obrad parlamentu w Westminster zamierzał wydać rozporządzenie, w myśl którego kraj ten miał utracić status królestwa i być nazywany tylko „krajem”. John Balliol, za którego Wallace walczył do końca swych dni, nie został przywrócony na tron, który dziewięć lat wcześniej utracił, prawdopodobnie ku swej uldze. Jego wyczekiwany powrót do Szkocji, który w 1302 roku wzbudził w Anglikach obawy, a w Szkotach nadziejei, i który nakłonił Bruce’a do przejścia na stronę Edwardaii, nigdy nie nastąpił. W 1305 roku Szkocja cofnęła się do stanu z 1296 roku, sprzed pierwszego odnotowanego wystąpienia Wallace’a przeciwko Anglikom. Była podbitym i okupowanym krajem, jej obywatele podlegali represjom, a sprawy publiczne znalazły się w rękach obcego monarchy. Gdy wiele lat po śmierci Wallace’a Szkocja w końcu odzyskała wolność i doczekała się własnego króla, było to dzieło człowieka, z którym łączyły go w najlepszym wypadku niejasne stosunki. Zbyt łatwo zapominamy, że gdyby Wallace przeżył Edwarda I i dożył czasów niepodległej Szkocji, byłby wtedy przeciwnikiem Bruce’a. Jako zwolennik Balliola, Wallace nie zmieniłby swojej orientacji.
Łatwo zapominamy również o tym, że Wallace umarł samotnie. Jego egzekucja była karą i widowiskiem dla mieszkańców Londynu oraz obecnych tam Szkotów, którzy przybyli na obrady parlamentu. Dla nich oraz dla sympatyzujących z Anglikami rodaków był on buntownikiem i zdrajcą. Potępili go tak samo jak podczas obrad parlamentu w St Andrews w marcu poprzedniego roku. Nie ma dowodów, które sugerowałyby, że w okresie poprzedzającym jego ujęcie i proces zmienili oni swe nastawienie do niego. Nie musimy oskarżać Bruce’a, Comyna i Lambertona o współudział w śmierci Wallace’a. Przyglądali się temu w wyraźną obojętnością właściwą kolaborantom. Jest to przykre i zabarwione emocjonalnie słowo, jednak nie da się go tutaj uniknąć. Wallace stał się dla nich kłopotliwy. Reprezentował starą, nieugiętą Szkocję, która stawiała opór. Edward zaoferował im nową Szkocję, opartą na kolaboracji, a oni przystali na jego propozycję. Bruce, Comyn i Lambertom, z których każdy podobnie jak Wallace pełnił funkcję Strażnika, zostali nominowani do objęcia ważnych stanowisk w rządzie, jaki Edward powołał w Szkocji. Nie byli oni jedynymi Szkotami, którym król Anglii zapewnił takie pozycje. Na próżno spekulować, co myśleli ci ludzie, czy szemrali przeciwko wyrokowi wydanemu na Wallace’a i czy planowali rebelię w przyszłości. Możemy jedynie oceniać ich według czynów. Współpracowali z Edwardem, realizując jego decyzje, jakie podejmował w związku ze Szkocją. Egzekucja Wallace’a, zarówno dla nich, jak i dla Edwarda, stanowiła symboliczne preludium.
Wallace poszedł zatem na śmierć samotnie. Nie doszło do rzezi jego zwolenników, jak miało to miejsce w następstwie rebelii Bruce’a rok później. Trudno, aby stało się inaczej. Na długo przed pojmaniem Wallace zdążył stać się anachronizmem w krajobrazie szkockiej polityki. Ten, który przez krótki, ale doniosły okres reprezentował wszystkich, pod koniec życia przemawiał tylko w imieniu tych pozbawionych głosu, bezsilnej większości niemającej wpływu na bieg wydarzeń. Już od dawna nie było dla niego miejsca w obradach szkockich przywódców. Jeszcze raz wzięły górę inne troski i inne ambicje odsuwając w cień te, którym dawał wyraz.
Kiedy dokładnie Wallace został zepchnięty poza margines przez szkockich przywódców, pozostaje kwestią do interpretacji. Był wraz z nimi, gdy toczyła się walka przeciwko Edwardowi, lecz prawdopodobnie, nawet będąc pasowanym na rycerza i obejmując urząd Strażnika, nigdy nie był jednym z nich. Czytamy o powiązaniach dwóch biskupów, Lambertona i Wisharta, z Wallace’em, jednak ta relacja nie wytrzymała próby czasu. Przede wszystkim Lamberton związał się z Bruce’em w 1304 rokuiii. William Douglas zwany „Śmiałkiem” towarzyszył Wallace’owi podczas najazdu na Scone w 1297 roku. Wkrótce jednak przymierze to przerwał powrót Douglasa do środowiska politycznego, w którym czuł się najwygodniej. Robert Bruce uczestniczył w rebelii w 1297 roku, w tym samym czasie, co Wallace, ale nie wspólnie z nim. Malcolm Wallace należał do frakcji Bruce’a podczas konfrontacji w Peebles w 1299 rokuiv, wskutek czego był przeciwnikiem Johna Comyna. Trudno orzec, jakie wnioski możemy wyciągnąć z tego sojuszu, bowiem relacje Malcolma z bratem nie były proste. Pewny siebie i agresywny sposób, w jaki sir David Graham zamierzał przejąć posiadłości Williama Wallace’a podczas wydarzeń w Peebles świadczy o tym, że autorytet naszego bohatera, tak istotny dla zjednoczenia Szkotów w sprawie Balliola, zdążył osłabnąć. Jako że w owym czasie Graham należał do obozu Comyna i faktycznie, jak była o tym mowav, miał na pieńku z Malcolmem, możemy domniemywać, że Wallace i Comyn nie działali już zgodnie na rzecz Balliola. Przyczyną tego ochłodzenia stosunków było prawdopodobnie wydarzenie, do którego doszło dwa lata wcześniej, gdy Wallace, będący zwycięzcą spod Stirling, występował jako faktyczny przywódca szkockiej opozycji. Zostało udowodnione, że jedną z przyczyn tego rozłamu była nominacja Lambertona na biskupa St Andrews, która pozbawiła Comyna władzy w owym biskupstwievi, A skoro tak, to Wallace nie mógł polegać ani na frakcji Bruce’a, ani Comyna, z których każda miała swój program, lecz obie były urażone niechętną do układów postawą Wallace’a.
Ogólnie przyjętym momentem, który zapoczątkował odłączenie szkockich przywódców od Wallace’a, jest jego porażka pod Falkirk. Nie możemy jednak z całą pewnością orzec, że Wallace zrzekł się urzędu Strażnika zmuszony do tego presją opinii magnatów. Równie, o ile nie bardziej prawdopodobne jest to, że sam postanowił zrezygnowaćvii. Jeżeli jego rezygnacja była posunięciem człowieka honoru, popełnił błąd. Na skutek takiej decyzji, która nie była konieczna, utracił czołową pozycję. Nigdy więcej nie było mu dane w pełni wykorzystać jego niezaprzeczalnych uzdolnień militarnych. Była to strata dla Szkocji. Wątpliwa staje się opinia jednej z angielskich kronik, według której po swym powrocie z kontynentu Wallace stał się „przywódcą i naczelnikiem” Szkotów oraz natchnieniem dla ich oporuviii. Świadczy jednak o sile jego reputacji w oczach Anglików jako jedynego Szkota, który zadał wrogowi wielką klęskę na polu bitwy. Wallace był w najlepszym wypadku jednym z kilku przywódców, jak podczas najazdu na Annandale w lipcu 1303 roku, a jego nazwiska brakuje wśród tych, którzy brali udział w słynnym starciu pod Roslin w lutym poprzedniego rokuix. Wallace stał się po prostu postacią marginalną.
W 1304 roku Edward ostatecznie zapanował nad problemem Szkocji. Opór Comyna zakończył się w lutym. Edward rozumiał motywy kierujące Comynem i tymi, którzy byli z nim związani. Relacja między nim a rodziną Comynów trwała od dawna i przynosiła obopólne korzyścix. Warunki kapitulacji narzucone przez Edwarda przynajmniej po części odzwierciedlały wartość, jaką miało dla niego to przymierze. Kary nałożone na Szkotów w 1304 roku nie umywają się do tych, jakie ponieśli walijscy rebelianci, a jeszcze bardziej do tego, co spotkało Wallace’a. Idea zawarta w warunkach postawionych w 1304 roku nie różniła się zbytnio od tej, która przyświecała jego ojcu Henrykowi III i jemu, wówczas następcy tronu księciu Edwardowi, po zakończeniu wojny baronów w 1265 roku. Wtedy to maksymalną karą nałożoną na wszystkich popleczników Simona de Montfort było wykupienie jego ziem po cenie siedmiokrotnie przekraczającej roczne zyski, jakie przynosiłyxi. W 1304 roku nawet tak zatwardziały oponent został zobowiązany do zapłacenia kary nie większej, jak trzykrotna wartość jego posiadłości. Ingram de Umfraville, kiedyś jeden ze Strażników, prawdopodobnie mniej czujny od Wisharta w odczytywaniu znaków czasu, na skutek opieszałości w podporządkowaniu się Edwardowi musiał zapłacić kwotę odpowiadającą pięciokrotnej wartości swoich ziemxii.
Podobnie jak jego ojciec, Edward sprawia wrażenie wspaniałomyślnego króla, skłonnego do ugody z pokonanymi. W przypadku takich, jak Fraser i Thomas Boys, którzy mu służyli, był nawet skłonny do wybaczenia, choć już nie do całkowitego zaufania xiii. Jednak to nie dzięki swej wspaniałomyślności, jaką okazał w 1304 roku, Edward został zapamiętany, ale przez to, w jaki sposób potraktował Wallace’a. Ściągnął tym na siebie potępienie, ale miało to swoją logikę, i to nie tylko w oczach Edwarda. Kiedy Edward nie ujął Wallace’a, wychodząc z propozycją pokoju, ten kontynuował opór wobec króla, który w oczach innych wykazywał się tolerancją w negocjacjach z Comynem. Sprawy potoczyły się dalej, zaś Wallace, jak zapewne wydawało się Szkotom, nie mógł, lub nie chciał, za nimi podążać. Rok 1304 przyniósł mu prawdopodobnie najlepszą, chociaż nikłą szansę pojednania z Edwardem, on jednak jej nie wykorzystał. Czy gdyby się poddał, zostałby potraktowany tak samo łagodnie, jak Fraser i Boys? Nie jest to wykluczone, gdyż Edward nie był całkowicie niezdolny do wielkich gestówxiv. Gdyby w 1304 roku Wallace wraz z Comynem przystąpił do powszechnej kapitulacji, mógłby przeżyć pomimo wszystkiego, w atmosferze prowadzącej do pojednania.
To jednak nie nastąpiło. Wallace miał inną wizję niż ci, którzy poddali się wraz z Comynem. Według nowoczesnej terminologii kwestię niepodległości Szkocji, Comyna, Bruce’a oraz im podobnych pojmował jako formę decentralizacji władzy. Właśnie to doprowadziło ich do współpracy z Edwardem w realizacji jego planów odnośnie do Szkocji, które przedstawił podczas obrad parlamentu w Westminster w obecności co najmniej niektórych z nich, miesiąc po straceniu Wallace’a. Mogli oni dojść do wniosku, że nie mieli innego wyboru. Niepodległość przestała stanowić realną perspektywę pod Falkirk, gdzie Wallace miał ostatnią w życiu szansę na jej osiągnięcie. Gdy perspektywa ta powróciła, nie stało się to za sprawą okoliczności śmierci Wallace, ale w następstwie zabójstwa Comyna dokonanego przez Bruce’a. Wallace, już w momencie swej śmierci należący do przeszłości, nie miał żadnego związku ze śmiercią Comyna.
Drugim aspektem kariery Wallace’a, na który powinniśmy zwrócić uwagę, i to jeszcze bardziej kontrowersyjnym niż niezdolność uwolnienia kraju spod obcego jarzma, jest oskarżenie o zdradę wniesione przeciwko niemu w Westminster. Fakt, że Wallace zaprzeczył temu konkretnemu punktowi aktu oskarżenia, jest jawnym i wiarygodnym dowodem jego heroizmu. Wallace nie wstydził się przyznać do innych przestępstw, jakie mu zarzucano. Potraktował je wręcz jako, wypowiedziane zresztą przez samych Anglików, potwierdzenie ciosów, jakie zadał im w krótkim, niespełna rocznym okresie. Dokonane w Lanark zabójstwo Heselriga, jakiekolwiek stały za nim motywy było faktem.Odpowiedzialny był również za inwazję na północne ziemie Anglii oraz dokonane w jej trakcie zniszczenia. Pod jego przewodnictwem zwoływano zgromadzenia, co też stanowi dowód oporu wobec Edwarda. Wallace nie mógł udawać, że nie doszło do zabójstw, grabieży oraz innych przestępstw, które stanowiły naturalne następstwa wojny.
Jednak jego reakcja na oskarżenie o zdradę było zupełnie innego rodzaju. Odparcie zarzutu miało osobisty charakter. Czy możemy być pewni, że nie była to również deklaracja polityczna, jakkolwiek krótka? Dla Edwarda sprawa była prosta – gdy Balliol podporządkował się mu w 1296 roku, objęło to automatycznie wszystkich jego poddanych. Nie miało znaczenia, że Wallace ani nie złożył mu hołdu, ani nie przysięgał wierności. Podobnie jak inni Szkoci, Wallace miał okazję, aby to uczynić, ale jej nie wykorzystał. W 1304 roku Szkoci po raz kolejny podporządkowali się Edwardowi, akceptując jego zwierzchność i przyjmując jego prawa. Co to oznaczało, stało się jasne miesiąc po straceniu Wallace’a, gdy podczas obrad parlamentu w Londynie Szkocja przestała być „królestwem” i została sprowadzona do rangi „kraju”. Czy Wallace był na tyle przenikliwy, że podczas swego ostatniego wystąpienia publicznego wykorzystał własny proces, aby przypomnieć swoim rodakom, gdzie leży ich powinność?
Jeżeli tak, jego słowa przeszły bez echa. Jak już była o tym mowa, jego śmierć nie wzbudziła żadnych protestów wśród szkockich przywódców, którzy przyjęli ją jako wstęp do nowych porządków zaprowadzanych przez Edwarda. Ani wieść o jego śmierci w Londynie, ani będący następstwem tej wieści makabryczny widok jego członków wystawianych publicznie w różnych miejscach Szkocji, nie wywołały zamieszek, a tym bardziej aktów przemocy przeciwko Anglikom. Nie odnotowano żadnych spontanicznych demonstracji ani powstań będących protestem przeciw straceniu Wallace’a. Tak wyraźna bierność jest intrygująca. Można by się spodziewać radości Anglików ze śmierci wroga, tymczasem znane nam źródła rozwodzą się nad szczegółami egzekucji i wyrażają powszechne uniesienie z powodu kary, jaka została wymierzona skazańcowi opisywanemu jako „bezwartościowy człowiek”. Co jednak ze Szkotami, narodem, w którym Wallace zaledwie osiem lat wcześniej rozbudził moc i któremu w najczarniejszych dniach przywrócił dumę? Bez konkretnych dowodów możemy jedynie poprzestawać na domysłach. Zimą z 1296 na 1297 rok, wkrótce po tym, jak Edward wyjechał ze Szkocji po upokorzeniu Balliola, na rozległych obszarach doszło do ataków skierowanych przeciw władzy Anglików. Rozprzestrzeniały się one z północy ku południowemu zachodowi. O ile z początku były nieskoordynowane, służyły wspólnemu celowi. Szkocja była pokonana, ale nie zastraszona. Wsparcie dla rebeliantów nadchodziło ze wszystkich warstw społecznych. Możemy przypuszczać, że w 1305 roku Szkocja była zarówno pokonana, jak i zastraszona, niezdolna do oporu, nawet w odwecie za Wallace’a straconego i, jak chcielibyśmy sądzić, opłakiwanego przywódcy. Jednak długa wojna zebrała swoje żniwo i panowało ogólne pragnienie powrotu do normalności, nawet za cenę angielskiej okupacji. Nie zanosiło się na to, że w 1305 roku nadejdzie drugi Wallace czy Moray kierowany taką samą potężną siłą, jaka ujawniła się w przeszłości.
Czy ta bierność, jaką przejawiali Szkoci w 1305 roku była czymś więcej, aniżeli oznaką złamanego ducha? Jeżeli tak, to czy podobnie, jak ich przywódcy zamieszani w zaprowadzanie nowych rządów w swoim kraju, a tym samym, w śmierć Wallace’a? Był on pierwszym Szkotem ukaranym za zdradę w myśl angielskiego prawa i w jego kraju musiało być wielu, którzy żywili gorącą nadzieję, że będzie on ostatni. Rok 1296 przyniósł ofiary, które były oczywistym następstwem wojny. Kapitulacja w 1304 roku zakończyła wojnę i teraz Edward poprzez śmierć Wallace’a pokazał Szkotom, jakiej kary mogą się spodziewać, stawiając mu opór. Była to zbawienna lekcja, tym bardziej skuteczna że pozbawiona precedensu w czasach wojny. Jednym aktem barbarzyństwa, według niego tak samo zasłużonym, jak spustoszenie Berwick, Edward skutecznie rozwiał iluzję Szkotów co do natury prawa, któremu od tej pory mieli podlegać. Gorsze miało dopiero nadejść w odpowiedzi na rebelię Bruce’a, która dla Edwarda była większą zdradą, niż ta popełniona przez Wallace’a, jednak egzekucja tego ostatniego w 1305 roku była więcej, niż wystarczającym przykładem. Z naszej perspektywy wolimy wierzyć, że śmierć Wallace’a ze wszystkimi towarzyszącymi jej okropnościami nie odniosła zamierzonego efektu. Nie w tym tkwiło sedno sprawy. Kiedy zostało zarządzone, by prawa Szkocji były egzekwowane w celu zapewnienia, że każdy element „przeciwny Bogu i rozumowi” zostanie usunięty, Szkoci nie mogli mieć żadnych wątpliwości, czego to dotyczy. Jak w przypadku Wallace’a Edward miał być zarówno oskarżycielem, jak i sędzią, a jego wola była prawem.
Również z perspektywy czasu zazwyczaj pomijamy jeszcze inną ewentualność – że sposób, w jaki Edward ukarał w Wallace’a mógł się w Szkocji spotkać z szeroką aprobatą, również wśród elit. Skazany przez parlament w St Andrews na banicję Wallace nie zrażał do siebie rodaków. Wręcz przeciwnie, w banicji było, i zapewne wciąż jest, coś romantycznego. Sprzeciwiający się Anglikom i politycznym układom bohater był również tym, co Szkoci mogli zaakceptować. Jednak zdrada była czymś zupełnie innym. Wallace, „Szkot urodzony w Szkocji”, był oczywiście sądzony, skazany i stracony zgodnie z prawem angielskim, jednak zarówno w Szkocji, jak i w Anglii prawo przejawiało odrazę do zdrady i zdrajców. Nie brakuje dowodów, które to obrazują. Robert I potraktował z najwyższą surowością tych, którzy w 1320 roku brali udział w spisku Soulesaxv. Robert Graham oraz inni zamachowcy, którzy zabili Jakuba I, skonali w straszliwych męczarniach, jak pisze pewien kronikarz: „w tym konkretnym przypadku potworność wymierzonej im kary przewyższyła nawet angielskie zwyczaje”xvi. Królewskie pochodzenie Waltera hrabiego Atholl nie uchroniło go przed podobnym losem, który spotkał go za to, że współdziałając z Grahamem dopuścił się królobójstwa i zdrady. Głębokie przekonanie Grahama, że zostanie zapamiętany ze względu na „wielkie dobro”, jakie uczynił dla Szkocji, nie znalazło potwierdzenia w faktach, za tak ohydną uchodziła popełniona przez niego zbrodniaxvii.
W efekcie zarówno szkockie, jak i angielskie prawo nie przewidywało żadnych ograniczeń co do kar, jakie można było wymierzyć zdrajcy w tej epoce szybkiej i srogiej zemsty. Powstałe w okresie panowania Edwarda I dzieło podsuwa typowy pogląd: „za obrazę majestatu doczesnego króla jest wymierzana kara tortur i śmierci, zgodnie z zarządzeniem i wolą króla”xviii. Nieuniknione były nadużycia. Zemsta dokonana przez Edwarda II na poplecznikach Thomasa z Lancaster wywołała oburzeniexix. Czyny Johna Tiptofta, hrabiego Worcester, który za panowania Edwarda IV był konstablem Anglii, przyniosły mu opinię okrutnikaxx. Procesy Jamesa Hamiltona z Finart i Janet Douglas, lady Glamis, nie cieszyły się dobrą sławą, a spalenie na stosie drugiej z oskarżonych wzbudziło grozęxxi. Takie reakcje społeczne nie były jednak niczym niezwykłym.
W Szkocji znane były zasady, na których opierały się różne kary wymierzane w Anglii za zdradę. Niektórzy spośród uczestników spisku Soulesa zostali skazani przez „Czarny Parlament” na wleczenie i powieszenie, co miało podkreślić, że są nie tylko zdrajcami, ale też zwykłymi przestępcami. Podobnie, jak Wallace przez Anglików, zostali określeni jako „bezwartościowi”. Natura śmierci Wallace’a nie pozostała niezauważona przez Szkotów. Pewien odkrywczy fragment autorstwa Bowera mówi nam, że „Edward zamierzał na zawsze zniszczyć sławę szlachetnego Williama, gdyż w oczach głupców jego życia zdawało się zakończyć wraz z tak niegodziwą śmiercią”. Zastosowanie przymiotnika „niegodziwa” jest tutaj pouczające. Słowo samo w sobie można różnie interpretować, ale kontekst, w jakim się pojawia, podpowiada nam, jak rozumiał je Bower. Pisząc półtora wieku po wydarzeniach, które relacjonuje, przechodzi prosto do znaczenia kary, aby przedstawić je takim, jak wyobrażał sobie Edward.
Czy Bower był odosobniony w swojej opinii? Tego nie wiemy. W innym miejscu jest przesadnie wylewny w swych pochwałach dla Wallace’a. Uciekając się do biblijnej aluzji nazywa go „drugim Matatiaszem”, żydowskim kapłanem, który kierował rewoltą przeciwko Syryjczykom w II wieku przed Chrystusem. Jako „młot na Anglików” Wallace jest „ramieniem pełnym potęgi” i „ucieczką w czasie utrapienia”. Jego czyny są „darem bożym”. W tym momencie zbliżamy się do Wallace’a postrzeganego z dzisiejszej perspektywy, naszego Wallace’a. U Bowera pojawiają się również inne wątki, które wykorzystaliśmy – perfidia Comyna na polu bitwy pod Falkirk, zawiść, z jaką Wallace spotkał się wśród części szkockiego społeczeństwa i, chyba najbardziej nęcący ze wszystkich, zbawienny wpływ Wallace’a na Bruce’a, który pod Falkirk walczył po przeciwnej stronie. „Niczym przebudzony z głębokiego snu”, jak informuje nas Bower, „od tej pory Bruce stawał się odważniejszy niż był”. Pomimo użycia słowa „niegodziwa” w odniesieniu do śmierci Wallace’a Bower zapewnia nas, że Edward błędnie ocenił wydźwięk egzekucji, bowiem „gwałtowna śmierć nie umniejsza zasług człowieka sprawiedliwego, który dobrze żył, jeżeli umiera on w ten sposób”xxii.
To, że reputacja Wallace’a nie uległa zniszczeniu w 1305 roku, jest kolejnym wątkiem, który zasługuje na naszą uwagę. Bower nie tworzył w próżni. Jeżeli chciał, mógł czerpać z tradycji ustnej ostatnich stu pięćdziesięciu lat oraz towarzyszącego jej natchnienia. Jednak w przypadku Bowera w pierwszym rzędzie wciąż jesteśmy zainteresowani historiąxxiii. Wraz z Fordunem i Wyntounem, swoimi poprzednikami, stanowią przeciwwagę dla angielskich osądów na temat Wallace’a. Twórczość wszystkich trzech to odpowiedź na pisma Anglików. Najbliższa w czasie Wallace’owi jest Chronica Gentis Scotorum Forduna, datowana na lata siedemdziesiąte XIV wieku. Orygynale Cronykil of Scotland Wyntouna została ukończona pięćdziesiąt lat później. Dwadzieścia lat dzieli od niej dzieło Bowera, lecz wszystkie trzy są ze sobą mocno powiązane. Ich spojrzenie na historię było dosyć mocno podważane w ostatnich latachxxiv. Przedstawiany Wallace jawił się jako człowiek o nadzwyczajnej mocy, ale czyż nasz wiedza na jego temat nie prowadzi do podobnych wniosków? Nie musimy badać jego osiągnięć, aby się przekonać, że właśnie o to chodzi.
Mimo to jego osiągnięcia nie były wystarczające. Następne pokolenia, każde na swój sposób, szukały i odnajdywały w nim cos nowego. Była już o tym mowa wcześniej, że w 1305 roku Wallace był zarówno pokonanym, jak i zdrajcą. Wallace postrzegany z dzisiejszej perspektywy jest bardzo odległy od tego ponurego osądu. Kiedy zaczęła się transformacja, czy też rehabilitacja postaci Wallace’a? W jaki sposób bohater stał się superbohaterem? Chciałoby się wierzyć, że proces ten był szybki, niemal natychmiastowyxxv. Nie jest to oczywiste, gdy przyjrzymy się najwcześniejszym z zachowanych szkockich przekazów. Heroiczny patriota napawający natchnieniem z dzieł Forduna, Wyntouna i Bowera nosi w sobie podobieństwo do Wallace’a z lat 1297-1305. Z jakich źródeł korzystali ci autorzy? Fordun, jako pierwszy z trzech, odwoływał się do angielskich kronik. Wyntoun przyznaje się do korzystania z innych źródeł, które zaginęły. Mówi on: „o jego (Wallace’a) postępkach, męstwie i wielkich wyczynach słyszałem, że ich dokonał”. Możliwe, że Wyntoun miał do dyspozycji biografię Wallace’a napisaną przez Johna Blaira. Bower jako ostatni z trzech mógł korzystać z dzieła Forduna i miał możliwość ocenić wartość tradycji ustnej, która się tworzyła.
To właśnie stosunek do ustnej tradycji oraz towarzyszącej jej inwencji sprawia, że możemy wyróżnić Frasera, Wyntouna i Bowera spośród najsłynniejszych i najbardziej wpływowych biografów Wallace’a. Możemy dyskutować z ich interpretacją faktów, jakkolwiek silne miała ona znaczeniexxvi. W przypadku Ślepego Harry’ego nieuchronnie przechodzimy od interpretacji do kreatywności. Żadna inna biografia Wallace’a nie może się równać z niezawodnym urokiem dzieła Harry’ego – film Waleczne serce to jego relacja przeniesiona na ekran. Harry jest nam tak samo mało znany, jak Wallace i stanowi obiekt chyba równie wytężonych badańxxvii. Uwagę przyciągała nawet kwestia jego ślepoty. Współczesny mu John Major opowiada o nim w prosty sposób:
Był pewien Harry, ślepy od urodzenia, który w czasach mego dzieciństwa stworzył całą księgę na temat Williama Wallace’a. Opisał w niej, używając ojczystego języka, którym posługiwał się po mistrzowsku, czyny powszechnie przypisywane Wallace’owi, aczkolwiek ja tylko po części daję wiarę jego pismom. Recytując swoje dzieło w obecności wysokich rangą ludzi otrzymywał strawę i przyodziewek, na który godnie zasłużył.
Fragment ten, który wywiera wpływ na akademicką ocenę wiarygodności Harry’ego, jest interesujący nie tylko pod jednym względem. W kwestii ślepoty Harry’ego stanowiącej przedmiot poważnej dyskusjixxviii, Major stwierdza jednoznacznie, że urodził się on niewidomy. Większe znaczenie ma okres, w jakim według Majora Harry tworzył biografię Wallace’a. Major prawdopodobnie urodził się najwcześniej w 1467 roku, a najpóźniej w 1470. Stąd też nawiązanie do własnego dzieciństwa jako okresu, w którym Harry tworzył swoją biografię Wallace’a, stanowi potwierdzenie konkluzji McDiarmida dotyczącej daty powstania tego dziełaxxix. Jest to ważniejsze niż kwestia ślepoty Harry’ego. Niezależnie od tego, czy był on szkockim Homerem, jego działalność przypadała na czasy, w których odżyły antyangielskie sentymentyxxx. Wspomniana proangielska polityka Jakuba III budziła sprzeciw w Szkocji. Dla niektórych propozycja małżeństwa między synem Jakuba III, księciem Jakubem, a Cecylią, córką Edwarda IV, bez wątpienia przywołała wspomnienie podobnego ożenku między Małgorzatą Norweską a Edwardem z Carnarvon, w czasach, kiedy ważyła się przyszłość Szkocji.
Zapłata, jaką Harry otrzymał od Lorda Wielkiego Skarbnika, świadczy o tym, że był znany na dworze, jednak swoich patronów znalazł wśród ludzi nieprzyjaznych królowi. Dwaj z nich to sir James Liddale z Halkerston oraz sir William Wallace z Craigie. Byli to wpływowi ludzie, a za sprawą pierwszego z nich Harry uzyskał dostęp do jeszcze możniejszej postaci. Liddale był stolnikiem na dworze królewskiego brata Aleksandra Stuarta, księcia Albany. Relacje pomiędzy Jakubem a księciem Albany oraz ich starszym bratem Johnem, hrabią Mar, były trudnexxxi. Nieporozumienia znalazły swój publiczny wyraz w nastawieniu Aleksandra do polityki króla wobec Anglii. Okazało się jasne, że książę Albany miał pretensje do tronu. Uwięziony zbiegł i udał się do Francji, skąd w odpowiedniejszym czasie wrócił popierany przez Edwarda IV jako potencjalny Aleksander IV. Pojawiły się sugestie, że książę Albany, na pozór bardziej królewski od swego brata jako znakomity jeździec i człowiek obdarzony „wzbudzającym respekt obliczem”, wykorzystał dzieło Harry’ego do propagandy w swoich sporach z bratemxxxii. Jeden z autorytetów badających tę epokę wykazał, że opozycja przeciwko proangielskiej postawie Jakuba III wywodziła się niemal całkowicie z południa Szkocjixxxiii. Zarówno Wallace z Craigie, jak i Liddale byli rycerzami z południa. Wśród tamtejszej szlachty wiodącą rolę odgrywał książę Albany. Perspektywa zbliżenia z Anglią, do którego dążył Jakub, nie przemawiała do kogoś takiego, jak Archibald Douglas, hrabia Angus, znany pod przydomkiem „Bell-the-Cat”xxxiv. Nie był on jedynym, który czerpał korzyści z burzliwej sytuacji na granicy, co stanowiło zagrożenie dla planów Jakuba.
Dla takich jak oni, Harry stworzył epickie dzieło, które od pierwszych wersów gwałtownie atakowało Anglikówxxxv. Major, jak była już o tym mowa, wyraża uznanie dla kunsztu Harry’ego, który „zbiera w jedną całość czyny powszechnie przypisywane” bohaterowi jego dzieła. Zaznacza jednak, że nie akceptuje w pełni jego wersji wydarzeń. Zdaniem Majora siła epiki Harry’ego nie jest efektem historycznej dokładności. W tym przypadku autor poświęca prawdę historyczną na rzecz efektu. Harry na przykład podaje sprzeczne informacje na temat daty urodzin Wallace’axxxvi. Według niego Wallace pokonał Edwarda I w bitwie, która rozegrała się w pobliżu Biggar latem 1297 roku. Zarówno rozmiar armii Edwarda, jak i liczba zabitych jest śmiesznie zawyżona. Jeżeli, jak zostało dowiedzione, Harry pomylił Biggar z późniejszą potyczką pod Roslinxxxvii, kwestią dyskusyjną staje się jego dokładność.
Musimy przyjąć, że miało to niewielkie znaczenie dla publiczności, przed którą Harry prezentował swoje dzieło. Pojawiło się już stwierdzeniexxxviii, że film Waleczne serce to przeniesiona na ekran biografia Wallace’a autorstwa Harry’ego. Spotykamy się tam z taką samą nieokiełznaną ksenofobią i z taką samą przemocą, a wyrafinowanej formy, w jakiej została przedstawiona, nie powstydziłby się Harry. Wallace w obu przypadkach to heros o niezwykłych przymiotach, niszczący wszystko na swej drodze, a ciosy, które zadaje Anglikom są równie zatrważające, jak te, których nie szczędzili niewiernym Rolad i rycerze Karola Wielkiego we wcześniejszym poemacie. Wątkiem wspólnym dla filmu i dzieła Harry’ego jest takżemiłość Wallace’a do Marion Braidfute. Autor scenariusza Randall Wallace z pewnością jest bliski poglądom Harry’ego, gdy stwierdza:
Historycy są zgodni co do zaledwie kilku faktów z życia Wallace’a, lecz żaden nie może zaprzeczyć, że jego życie miało epicki charakter. Zdarzało się, że próbowałem być uczciwym historykiem, ale w życiu nie chodzi tylko o równowagę. W życiu chodzi o pasję, a ta opowieść ją we mnie wzbudziła. Musiałem spojrzeć na nią oczyma poetyxxxix.
Wpływ Harry’ego na Randalla Wallace’a nie podlega dyskusji. Z czego jednak i od kogo Harry czerpał swe natchnienie? Nie jesteśmy w stanie określić, kiedy zaczęły krążyć w obiegu historie poświęcone Wallace’owixl. Ten „pierwszy” Wallace, przedstawiony przez angielskie i szkockie kroniki z XIV wieku, wciąż powinien być traktowany jako postać historycznaxli. Możliwe jest, że opowieści, w przeciwieństwie do faktów – z których najbardziej pewne były bitwy pod Sterling i pod Falkirk oraz jego egzekucja – zaczęły się pojawiać w okresie między śmiercią naszego bohatera a końcem wieku. Jeżeli tak, niektóre mogły ulec zniekształceniu zanim dotarły do Harry’ego, jak to bywa w przypadku przekazu ustnego. Z biegiem lat Wallace mógł „urosnąć” z człowieka o wielkich osiągnięciach, stając się człowiekiem zdolnym dokonać niemożliwego, co jest do przyjęcia tylko wtedy, gdy jesteśmy gotowi zignorować czas i dystans. Co ciekawe, w swoich odniesieniach do Harry’ego Major mówi o nich jako o „czynach powszechnie przypisywanych Wallace’owi”, nie czyniąc żadnych wzmianek co do ich pochodzenia.
Skąd Harry czerpał swoje natchnienie? Wielu jest skłonnych przyjąć, że był to John Blair, benedyktyński mnich pełniący funkcję osobistego kapelana Wallace’a. Spisaną przez niego po łacinie biografię bohatera Harry wymienia jako swoją inspirację. Blair, jak informuje nas Harry, był związany z Williamem Sinclairem, biskupem Dunkeld. O ile samo istnienie dzieła Blaira jest wątpliwe, Sinclair jest wybitną postacią historyczną. Odwaga, jaką wykazał się podczas odpierania angielskiej inwazji w 1317 roku, zjednała mu podziw Roberta I, który nazwał go „swoim biskupem”xlii. Gorliwy patriotyzm Sinclaira, który w owym czasie był stronnikiem Bruce’a, nakłonił jednego z pisarzy do stwierdzenia, że „stworzenie biografii Wallace’a powinno zostać powierzone biskupowi”xliii. Argument ten nie jest pozbawiony nieścisłości. John Blair miał być rzekomo przyjacielem Wallace od czasów dzieciństwa, jak również jego kapelanem. Mógł on aż nazbyt dobrze zdawać sobie sprawę z nieugiętego oddania Wallace’a dla sprawy Balliola. Powinniśmy zadać sobie pytanie, czy Sinclair zleciłby napisanie biografii komuś takiemu jak Blair, który od lat był tak blisko związany ze stronnictwem Balliola, podczas gdy sam biskup popierał Bruce’a. A Bruce w 1306 roku postąpił jak uzurpator. Nie jest też łatwo uwierzyć, że Sinclair, jak mówi nam Harry, wysłał do Rzymu książkę wysławiającą tego samego człowieka, który niewiele lat wcześniej przybył tam i wraz z innymi przekonywał do słuszności restauracji Balliola. Przejście Sinclaira do przeciwnego obozu, którego dowodem jest jego udział w koronacji Edwarda Balliola w Scone w 1332 rokuxliv, nastąpiło zbyt późno, aby mogło mieć związek z domniemanym powierzeniem Blairowi pracy nad biografią.
Dzieło Blaira, o ile kiedykolwiek istniało, zaginęło. Wraz z nim przepadła nadzieja na ustalenie, do jakiego stopnia Harry mógł inspirować się Blairem. Czy zaginiona biografia Wallace’a mogła być daleka od wiarygodności historycznej? Czy przebywanie przez wiele lat w bliskim otoczeniu Wallace’a pozwoliło Blairowi na stworzenie autentycznego portretu bohatera? Można by przypuszczać, że owa bliska relacja przyczyniła się do dokładności historycznej, której tak brakuje Harry’emu. Blair tworzył zresztą krótko po śmierci Wallace’a, kiedy pamięć o nim nie zdążyła się jeszcze wypaczyć. Jeżeli tak, co zatem wydarzyło się pomiędzy domniemaną biografią Blaira a czasem, w którym Harry zinterpretował jego wersję żywota Wallace’a? Oczywistym wyjaśnieniem jest rozwój tradycji ustnej, która w nieunikniony sposób wypełniła okres pomiędzy śmiercią Wallace’a a czasami Harry’ego.
Może to jednak nie być jedyna odpowiedź. Harry mógł korzystać z innego źródła inspiracji, a była nim szeroka rzesza odbiorców, dla której pisał i wygłaszał swoje dzieła, podróżując po południu Szkocji. Wśród nich byli co znaczniejsi, a zwłaszcza ludzie sprzeciwiający się polityce Jakuba III. Jak zaznacza Major, zarabiał on na życie wśród tych „z najwyższej klasy”. Nie mówimy tutaj o prostym ludzie postrzeganym zazwyczaj jako skarbnica tradycji ustnej. Oczywiście nie ulega wątpliwości, że podróżując po południowych rejonach kraju miał on kontakt z takimi ludźmi i bez wątpienia chłonął ich opowieści. Aby jednak zarobić na życie, jak każdy pisarz, musiał Harry znać swój rynek. Stanowiła go klasa rządząca, ci „wielcy i możni, którzy kształtują opinię publiczną”, jak ujęlibyśmy to dzisiaj. Przywykliśmy do przekonania, że twórczość Harry’ego miała walory edukacyjne i wzbogacała wiedzę jego słuchaczy. Czy byłoby błędem postrzegać jego rolę jako odwróconą? Zgodnie z takim scenariuszem Harry tworzyłby bardziej na zamówienie, aniżeli z własnego przekonania, wyposażony w materiały i ukierunkowany przez ludzi „z najwyższej klasy”. Biografia Wallace’a autorstwa Blaira, jeżeli w ogóle istniała, powstała dostatecznie krótko po śmierci bohatera, by nosić w sobie brzemię prawdy historycznej. Tymczasem czasy Wallace’a to już bardziej odległa przeszłość. Dlatego był on wolny od obciążeń narzuconych Blairowi, ale za to nie był wolny od życzeń swojej publiczności. Czy Harry’ego przekonano do zignorowania przekazu Blaira i przekupiono, by stworzył życiorys Wallace’a odbiegający znacznie od rzeczywistości?
Bez trudu można śledzić, jak zanika zgodny z prawdą historyczną wizerunek Wallace’a. Postrzeganie jego postaci w XIV i XV wieku dzieli się na trzy poziomy. Pierwszy z nich odnajdujemy w angielskich przekazach. Według nich Anglicy triumfują nad Szkotami, a Wallace’a, nikczemnika i barbarzyńcę, spotyka taki koniec, na jaki sobie zasłużył. Drugi, to riposta Szkotów. Po ciężkich trudach Szkoci mieli swojego króla, choć nie był to Balliol, na co liczył Wallace, ale Bruce, a po nim Stuart. Naturalną koleją rzeczy sposób postrzegania osoby Wallace’a uległ zmianie. Przypisywano mu heroiczne cechy oraz imponującą powierzchowność. Bower kreuje go na monumentalną postać, podobnie jak Harry. W dziełach poprzedzających przekaz Harry’ego jest on również przedstawiany jako ofiara arystokracji. Wizerunek ten jest kwestią interpretacji, aczkolwiek spotkał się z ogólną akceptacją, jak choćby ze strony Majoraxlv.
Obecnie najbardziej jesteśmy oswojeni z trzecim poziomem postrzegania Wallace’a, jego „trzecim życiem”, jak byśmy mogli to określić. Znamy je dzięki Harry’emu i z pełnym przekonaniem możemy stwierdzić, że jego popularność ma swój początek w 1995 roku i jest zasługą filmu Waleczne serce. Gdyby nie ów film, dzieło Harry’ego mogłoby popaść w zapomnienie, tak samo, jak na przykład Kronika z Lanercost czy przekaz Bowera. Podobnie jak tamte źródła, Harry mógłby pozostać wyłącznie przedmiotem badań akademickich. Od takiego losu został jednak wybawiony przez Hollywood i nie jest to pierwszy taki przypadek, gdy poeta unika w ten sposób całkowitej anonimowości. Na początku XVIII wieku jego język stał się barierą uniemożliwiającą zrozumienie tekstu. W 1728 roku William Hamilton z Gilbertfield podjął się zadania przetłumaczenia i okrojenia jego dzieła. Jeden z nowoczesnych autorów wyraża zastrzeżenia, co do prób modernizacji dzieła, jednak nie podważa siły jego oddziaływaniaxlvi. Pod względem popularności w szkockich domach wersja Hamiltona ustępuje tylko Biblii.
Najsilniejszy wpływ wywarła ona na Roberta Burnsa. O tym, co czuł, dowiadujemy się z jego listów. W 1786 roku napisał, że pierwszymi książkami, jakie przeczytał, były biografie Hannibala i Williama Wallace’axlvii. Rok później pisał o tym, jak „historia Wallace’a tchnęła w jego krew afekt do Szkocji, który będzie w niej kipiał, dopóki strumień życia krążący w jego żyłach nie ustanie na wieki”xlviii. Nazywał siebie pielgrzymem wędrującym w poszukiwaniu Wallace’a. „Zbadałem każdą jamę i dolinę, gdzie, jak przypuszczałem, mógł się ukrywać mój bohaterski Rodak. Moje serce rozpalało pragnienie, by móc o nim stworzyć pieśń dorównującą jego zasługom”. Angielski rówieśnik Burnsa, William Wordsworth, również poświęcił uwagę Wallace’owi. Na wzmiankę o nim natrafiamy w Księdze I autobiograficznego poematu Wordswortha „Preludium” wydanego w 1799 roku. Podobnie jak Burns, Wordsworth zareagował z entuzjazmem na ideały rewolucji francuskiej i tak samo jak on znalazł natchnienie w postaci Wallace’a. Pisze o tym, „jak w czasach tyranii pewien człowiek wielkiego serca cierpiał w milczeniu za Prawdę”, po czym tak mówi o naszym bohaterze:
Jakże on walczył za Szkocję.
Jego imię, niczym dziki kwiat,
Rozkwita dziś w całym jego ukochanym kraju.
Jego czyny, niczym rodzina cieni,
Wiodą nas poprzez urwiste skały i brzegi rzeki.
W XIX wieku Wallace nadal przykuwał uwagę i wzbudzał emocję wielu ludzi. Nie spodziewalibyśmy się, aby sir Walter Scott pozostał wobec niego obojętny. Ani też nie był. Człowiek, który spędził lata swego dzieciństwa chłonąc ustne przekazy na południowym wschodzie Szkocji, gdzie Wallace nękał Anglików wypadami z wielkiego lasu Selkirk, uznał jego postać za godną uwagil. Sława Wallace’a nie ograniczała się do jego ojczyzny. Podziwiał go węgierski rewolucjonista Lajosz Koszut, którego niepodległościowe dążenia zostały stłumione przez rosyjską interwencję. Podziw ów podzielali Giuseppe Garibaldi i Giuseppe Mazzini, czołowi bojownicy na rzecz zjednoczenia Włoch. Ich zachwyt nie znał granic, jeżeli wierzyć Mazziniemu. Nazwał on Wallace’a „jednym z wielkich proroków wolności narodów” i nawoływał ludzi, aby „poważali go, czcili jego pamięć i nauczali swe dzieci o nim i o jego czynach”li. W czasach, gdy w całej Szkocji stawiano Wallace’owi pomniki, Koszut, Garibaldi i Mazzini, którzy rozumieli jego umiłowanie dla niepodległości ojczyzny, pisali listy z poparciem dla inicjatywy wzniesienia pod Stirling Narodowego Monumentu Wallace’a. Ani sam projekt, ani jego ostateczna realizacja nie spotkały się w Szkocji z powszechnym uznaniem, lecz po wielu dyskusjach i sporach monument został oficjalnie otwarty 11 września 1869 roku w rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Warenne’em i Cressinghamem. Zarówno jego rozmiar, jak i lokalizacja na Abbey Craig, odpowiadają postrzeganiu wizerunku Wallace’a. Samo Abbey Craig jest miejscem, z którego nasz bohater wraz z Andrew Murrayem przyglądał się, jak Anglicy przegrupowują się przed bitwą. Prawdopodobnie tutaj uzmysłowił sobie, że możliwe jest zwycięstwo nad dotychczas niepokonanym wrogiem. Tutaj też możemy sobie wyobrazić, jak Wallace’a, który będąc żołnierzem zawsze miał wyczucie chwili, powstrzymuje rwące się do walki oddziały w oczekiwaniu na stosowny moment do ataku. Tutaj widzimy Wallace’a jako postać historyczną. Rozmiar monumentu jest ogromny, co chyba jest nieuniknione w przypadku kogoś, kto przez stulecia był przedstawiany jako gigant. Szkockie źródła są owładnięte tym aspektem jego postaci. W tym względzie Bower i Major zgadzają się z Harrym. Pierwszy z nich stwierdza, że Wallace był „wysokim mężczyzną o sylwetce olbrzyma, długim tułowiu, szeroki w biodrach, o silnych ramionach i nogach”. Według Harry’ego Wallace mierzył sobie ponad dwa metry wzrostu. Żadnego z tych źródeł nie musimy lekceważyć; cesarz Karol Wielki też rzekomo był wysoki na ponad dwa metry. Mamy dowody na to, że największy wróg Wallace’a, Edward I, miał 188 centymetrów wzrostulii. Gdyby jednak, jak zdążyliśmy się przyzwyczaić, Wallace był potężnej postury, czy aby te same źródła nie uchwyciłyby się tego jako szansy, by go ośmieszyć? Wallace jest zresztą opisywany w szkockich przekazach nie tylko jako wysoki, ale też obdarzony wyjątkowo mocnymi kończynami. Można by na tej podstawie dowodzić, że tak ukazywany bohater cierpiał na gigantyzm czy nawet akromegalię. Gdyby tak było, Anglicy z pewnością przedstawialiby go jako wybryk natury. Tymczasem oni woleli podśmiewać się z innych przymiotów Wallace’a.
Można zatem powiedzieć, że Narodowy Monument Wallace’a ucieleśnia różnice w postrzeganiu sylwetki Wallace’a. Z jednej strony Abbey Craig to miejsce, gdzie stajemy twarzą w twarz z bohaterem historycznym. Z drugiej strony wielkość jego pomnika odzwierciedla powracające pragnienie doszukiwania się w nim kogoś więcej niż człowieka; kogoś więcej niż heroicznego patrioty, którym był. Tego nigdy nie było dosyć, jeśli chodzi o jego czyny, jakkolwiek były wielkie i dowodziły niezrównanych umiejętności oraz wzniosłego ducha. Kolejne pokolenia starały się wznieść jego wizerunek ponad ograniczenia historii, a w niektórych wypadkach zrobić z niego użytek.
Ostatnio mogliśmy się o tym przekonać na przykładzie filmu Waleczne serce oraz kampanii mającej na celu jego kanonizację. Trudno orzec, która z tych rzeczy jest bardziej ośmieszająca czy niszcząca dla „prawdziwego Wallace’a” – sformułowanie to samo w sobie jest bardzo modne. Sukces filmu, z jego kiczowatymi charakterami i nieskomplikowanym, jednowymiarowym Wallace’em, więcej mówi nam o samej publiczności, niż o naturze naszego bohatera i jego roli. Dla reżysera i scenarzysty filmu głównym zagadnieniem nie była wolność, ale jej nadużywanie. Zaprezentowany przez nich Wallace był szlachetnym barbarzyńcą, typem bohatera spotykanego u Jamesa Fennimore’a Coopera. Nieścisłości w scenariuszu można było się spodziewać, gdyż Hollywood już w przeszłości swobodnie traktowało historię, czego przykładem jest Maria Stuart czy książę Karol Edward. Nasza wiedza na temat Wallace’a, chociaż oparta wyłącznie na dostępnych nam faktach, jest więcej niż wystarczająca, aby zapewnić materiał do stworzenia filmu, ze wszystkimi elementami, jakich wymaga Hollywood. Okazja do sportretowania Wallace’a takim, jaki był, a jednocześnie opowiedzenia publiczności o jego dziejach bez ozdobników, została odrzucona.
Koncepcja wyniesienia Wallace’a na ołtarze narzuca nowy jego wizerunek – świętego. Ludzie stojący za tą propozycją nie potrafią odróżnić męczeństwa od świętości. Wallace zmarł śmiercią męczeńską, ale nie oddał życia za wiarę. Jak przypomina Graham Greene, konieczny jest cud, aby kandydatura została przyjęta. Na szczęście Kościół rzymskokatolicki jest rygorystyczny w swoich wymaganiach dotyczących kandydata na świętego. Szkocja ma już swoich świętych po obydwu stronach religijnego podziału, którzy ponieśli śmierć za swoją religię. Wallace nie był ani Patrickiem Hamiltonem, ani Johnem Oglivie. W odróżnieniu od nich umarł nie za swoją wiarę, ale w swojej wierze. Możemy uznać, że religia była dla niego ulgą w rozpaczliwych, samotnych ostatnich godzinach konania, ale to nie ona przywiodła go na szafot.
Nie mamy żadnej podobizny Williama Wallace’a. Istnieje natomiast wiele jego wizerunków, które działają na jego niekorzyść. Jest on bohaterem na każde czasy, wciąż odkrywanym na nowo. Jednak w sensie dosłownym nie dysponujemy żadną jego podobizną. Można go znaleźć na Abbey Craig spoglądającego w dół na Anglików, których dążenie do porozumienia odrzucił, wypowiadając pamiętne słowa. Można go spotkać w Westminster Hall, gdzie z równą mocą odrzucił skierowany przeciwko niemu zarzut o zdradę. Wiodący autorytet w dziedzinie badań na tą epoką poświadczył, że tragedia Wallace’a leży na przeciwległym biegunie punktu kulminacyjnego, którym stała się jego działalnośćliii. Jednak tragedii Wallace’a należy upatrywać w niezdolności kolejnych pokoleń do uświadomienia sobie, że istota człowieka tkwi w jego słowach i czynach. W przypadku Wallace’a słowa świadczyły o człowieku, zaś czyny stały się gwarancją jego nieśmiertelności. Prawdziwy Wallace to Wallace widziany jako postać historyczna.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.