Wśród spalonych osad
Data wydania: 2024
Data premiery: 30 lipca 2024
ISBN: 978-83-67867-84-9
Format: 130/200
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 256
Kategoria: Literatura współczesna
44.90 zł 31.43 zł
Wielka przygoda w czasach wczesnopiastowskich
Bniński gród, gdzie mieszkają młodzi Kaśka i Gniewosz oraz ojciec Jan zostaje ograbiony i spalony. Aby dokonać upragnionej zemsty, najpierw trzeba wyswobodzić się z lochów i niewoli
Czy bohaterom uda się uwolnić i odnaleźć pośród zgliszczy osad Wielkopolski?
Mroczna opowieść sprzed tysiąca lat o szaleństwie, zemście i nadziei, która zafascynuje młodego czytelnika.
Tomasz Kruczek – autor książek dla dzieci i młodzieży publikowanych w Polsce, USA, RPA i Brazylii. Bard, poeta, twórca piosenek i tekstów satyrycznych. Z wykształcenia i powołania pedagog mediów. Od lat zajmuje się nauczaniem alternatywnym. Pasjonat historii. Wieloletnia przygoda z rekonstrukcją historyczną w grupie ,,Jaźwiec” stała się inspiracją do powstania serii ,,Młodzi Wojowie”.
Wbiegli do wody. Jeńcy, wtajemniczeni w plan Kaśki i Bogny, nie stawiali oporu, też skoczyli do wody i zaczęli pomagać w ratowaniu wozów, byleby tylko odwrócić uwagę od dzieci. Tymczasem belka po belce tratwa rozpadała się, a wóz ze skarbem nieodwołalnie zsuwał się w otchłań. Nikt już nie zwracał uwagi na dzieci zostawione na brzegu. Skarb był zbyt cenny, by można go było stracić. Na to tylko czekali Ziemek i Kaśka. Dzieci po cichutku, krok za krokiem wycofywały się na brzeg polany, znikały w lesie i biegły na pagórek. Tam dopadły lisich nor i schowały się szybko. Kaśka i Ziemek zacierali ślady po każdym małym uciekinierze. Po dłuższej chwili miejsce wyglądało tak, jakby nikt tu nigdy nie przechodził.
— A my? — spytała Kaśka, która nagle zdała sobie sprawę z dziury w ich wspaniałym planie.
— A my na tamten dąb! — krzyknął Ziemek.
Młodzi wspięli się na gałęzie wielkiego dębu i schowali w dziupli. Czekali.
Nie minęło wiele czasu, a z oddali dobiegł ich rwetes pogoni. Grupa pachołków z psami biegła przez las, zaglądając pod każdy krzak. Nagle psy jakby oszalały. Rzuciły się do przodu, omal nie przewracając właścicieli.
— Są! — ryknął zbrojny biegnący na czele pogoni. — Nie wymkną się nam.
Wbiegli do wąwozu i stanęli zdumieni.
— Lisie nory — mruknął zawiedziony Josz. — Cała masa lisich nor! A ty myślałeś, Jaro, że już na nasze wyszło! Przecież to jasne, że psy zwariowały. Śmierdzi tu lisami, aż się niedobrze robi.
— A może by posprawdzać, czy dzieciaki tam nie wlazły?
— Aleś ty głupi! — Westchnął Josz. — Myślisz, że te dzieciaki miałyby tyle odwagi, żeby tam wejść? A zresztą zobacz! Nie ma śladów.
— No właśnie — wtrącił się jakiś młodszy pachołek. — Nie ma śladów, a wszystko pozamiatane jak miotełką.
— Bo wy się na lisach nie znacie — powiedział trzeci. — Ojciec mi opowiadał, że lisy to mądry lud! Same potrafią za sobą zacierać ślady!
— Bajki ci opowiadał!
— Najprawdziwszą prawdę mówił — obraził się łowca. — Jak nie chcesz wierzyć w mądrość mojego ojca, to zaraz możesz oberwać.
— Przestańcie! — krzyknął dowódca. — Tu nam dzieciaki pouciekały, a wy stoicie jak te kolumny w pałacu i się kłócicie. Idziemy dalej. Tam w stronę wielkiego dębu na końcu jaru. Coś mi się wydaje, że tam ich znajdziemy.
— Skąd wiesz?
— A gdzie się, ciołki, ukrywaliście, jak byliście mali? Hę?
Poszli w kierunku drzewa. Nagle psy znowu zaczęły być niespokojne. Kręciły się pod drzewem, powarkiwały.
— Widzicie? — Zaśmiał się łowca. — Ja zawsze potrafię wytropić zwierzynę. A czasem i dzieciak to zwierzyna.
— Złazić mi na ziemię, ale już! — krzyknął, składając ręce w trąbkę.
Odpowiedziała mu głucha cisza.
— Może tam nikogo nie ma? — szepnął ten, na którego wołano Jaro.
— Są! Są, tylko udają, trzeba ich stamtąd wykurzyć.
— Jak?
— Podpalimy drzewo!
Kaśka w dziupli zamarła z przerażenia.
— Oni nas tu spalą żywcem.
— Nie! Nie dadzą rady. Żeby podpalić taki dąb, trzeba by naprawdę dużo drewna. Jest mokro, a to żywe i twarde drewno. Najwyżej zrobią trochę dymu, licząc, że wystraszą dzieciaki.
I rzeczywiście, ognisko pod dębem z wielkim trudem zdołało osmalić kawałek pnia.
— Nic z tego nie będzie — mruknął Josz.
— Pewnie, jakby tam były dzieciaki, to już by się pokazały, bo by się ognia przestraszyły.
— Masz rację, ale psy! Psy coś czują! One się nie mylą. To trzeba sprawdzić.
— Ej ty, mądralo. — Wskazał na tego, którego wołali Jaro. — Wykaż się teraz, wleź na drzewo i sprawdź, czy kogoś tam nie ma.
— Co teraz? — spytała Kaśka. — Teraz to już na pewno nas odkryją.
— Mam jeszcze coś w zanadrzu. — Zaśmiał się Ziemek.
— No wyłaź, Iskra, mały łobuzie!
Mały oswojony żbik niechętnie opuścił torbę. Iskra była zła, że wyrwano ją ze słodkiej drzemki i syczała gniewnie.
— Co to, kot?
— Pół kot, a pół żbik — wyjaśnił chłopak szeptem. — Dziki żbik nie siedziałby w torbie tak spokojnie. Ale Iskra to mieszaniec.
Fragment rozdziału Jezioro
Spis treści
Wstęp • 5
Na polanie wśród bagien • 15
Straszne przebudzenie • 24
Leśna dzieciarnia • 36
W spalonym grodzie • 51
Co wydarzyło się na Ostrowie • 58
Jeńcy • 71
Jezioro • 81
Na wolność • 98
Zima • 111
Poznań • 120
Osada • 132
Tur • 139
Ojciec Jan • 153
Wyprawa • 173
Czas wolności • 182
Co wydarzyło się na bagnach • 211
Zapomniany • 227
Epilog • 233
Słowniczek wyrażeń dawnych i informacji ciekawych • 233