Czarownica
Data wydania: 2021
Data premiery: 26 stycznia 2021
ISBN: 978-83-66481-95-4
Format: 130X200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 264
Kategoria: Literatura współczesna
17.00 zł
Po nieudanym małżeństwie Michał porzuca swoje życie w wielkomiejskiej cywilizacji, przenosi się na wieś i zaczyna budować malowniczy dom.
Na swojej drodze spotyka tajemniczą, wyobcowaną kobietę. Choć mieszkańcy wioski nie pałają do niej sympatią, Michał postanawia się do niej zbliżyć. W jego życie wkrada się jeszcze jedna osoba: sześcioletnia, zamknięta w sobie dziewczynka.
Są książki, które się czyta, ale są książki, bardzo nieliczne, które nas wchłaniają, w które wchodzimy. Czarownica to właśnie taka powieść. Przenosimy się na wieś, do cudownej przyrody i niesamowitych zdarzeń. To osadzona we współczesnych realiach przepiękna baśń.
Grażyna Strumiłowska,
Książka zamiast kwiatka
Cała ta historia jest historią prawdziwą. Prawdziwe są miejsca i ludzie, nawet jeśli poszczególne postaci stanowią „zlepek” twarzy i osobowości różnych osób. Jeśli chodzi o wydarzenia, to fakty mieszają się tu z fikcją, chociaż granice obu tych rzeczywistości zacierają się i przenikają. Najprawdziwsze są zwierzęta i wszystko, co ich w tej opowieści dotyczy. Oraz uczucia, emocje i myśli, które są najważniejszym tematem tej książki – jej źródłem i inspiracją. Dziękuję za nie moim bliskim.
I. CZAROWNICE MAJĄ LEPIEJ
Była sobota, jechałem obejrzeć działkę. Nie żeby zaraz kupować, ale co mi szkodzi zobaczyć. Dobry pretekst, żeby spotkać się z przyjaciółmi mieszkającymi w tej samej miejscowości. Przy okazji będzie grill w ogrodzie. Pogoda piękna — w końcu to już maj. Przyda się odrobina odpoczynku. Ostatnio wszystko mnie męczyło: firma, miasto, klienci, starzy znajomi i różne panie (zwłaszcza te przesadnie zainteresowane moim stanem cywilnym). Coraz częściej, choć mgliście, myślałem o jakimś azylu za miastem. Ostatecznie mnóstwo ludzi wynosi się na wieś. Już dawno o tym marzyłem — a teraz co mi właściwie stoi na przeszkodzie? Mógłbym. Nic mnie nie trzyma. Jolka z Pawłem wyemigrowali z miasta dwa lata temu i twierdzą, że była to najszczęśliwsza decyzja w ich życiu. Teraz namawiają na kupno działki w tej samej miejscowości. Więc czemu nie pomarzyć raz jeszcze?…
Mam czterdziestkę na karku. Przekroczoną. Trochę kasy i nic poza tym. No, owszem — małą firmę komputerową, mieszkanie w centrum Gdyni i samochód. Nie mam: rodziny, nikogo bliskiego, psa, kota, poczucia spełnienia. Kiedyś miałem żonę. Niezbyt długo. Różnica charakterów. Ja zawsze lubiłem święty spokój, przyrodę, książki, kameralny jazz. Ona — imprezy, modne knajpy, modne towarzystwo, modne ciuchy i wszystko modne. W końcu zanudziłem ją prawie na śmierć i odeszła do bardziej modnego kolegi. Który zresztą posiadał o wiele więcej modnych pieniędzy.
Teraz już też ich co nieco posiadam. Może nie przesadnie dużo, ale wystarczająco, jak na moje potrzeby. Do tej pory nie bardzo wiedziałem, co z nimi robić. Nie miałem na co wydawać, a samo posiadanie nie bawiło mnie. No i stąd wziął się pomysł z działką, którą właśnie jechałem obejrzeć.
Miejscowość odnalazłem bez trudu. Niesamowite: tak blisko miasta, a inny świat! Boże, jak w górach… Lasy dookoła, wzgórza, powietrze… Trochę starych domów i sporo nowych. Wąziutka brukowana uliczka. Teraz trzeba trafić do Jolki i Pawła, cholera, chyba zapomniałem karteczki z planem i numerem posesji! I co teraz? Ech, znajdą się. Wioska nieduża, na pewno wszyscy się tutaj znają.
Zostawiłem samochód na skraju lasku i poszedłem kawałek w głąb wioski. Słychać było ptaki i owady. Gdzieś tam zaszczekał pies. Zapach bzu. Wszędzie bez. Pięknie… Minąłem maleńki domeczek, kurną chatkę prawie. Wyglądała na bardzo starą. W ogródku ktoś pracował. Pochylona postać, wokół której kręcił się radośnie mały czarny kotek. Usiłował złapać motyla. Kobieta (teraz widziałem ją lepiej) mówiła coś do kota półgłosem. Do furtki podbiegło duże psisko i obszczekało mnie donośnie, merdając jednocześnie puszystym ogonem. Kobieta z ogródka odwróciła się. Postanowiłem więc zapytać ją o drogę:
— Dzień dobry, przepraszam najmocniej, szukam znajomych…
Wyprostowała się, podeszła bliżej. A mnie po prostu zamurowało! Odruchowo spodziewałem się zwyczajnej wiejskiej baby. A tymczasem zobaczyłem zjawiskowo piękną dziewczynę. W tej biednej chałupce — ktoś taki?…
Kiedy jednak znalazła się tuż przy furtce, stwierdziłem, że to już niezupełnie dziewczyna — musiała być mniej więcej w moim wieku — i że określenie piękna też nie do końca odpowiada rzeczywistości. Piękna to jest na przykład Miss Polonia. Albo modelka na wybiegu. Ta kobieta była raczej… intrygująca. Dziwna twarz, niepowtarzalna uroda. Było w niej coś, co onieśmielało. Jakiś dystans. Ubrana w dżinsy i długą, czarną tunikę, miała rude włosy spięte z tyłu i ciemne okulary. Kot wciąż tańczył wokół jej nóg. Uspokoiła psa. Chłodno odpowiedziała:
— Nie sądzę, żebym mogła pomóc, ale o kogo chodzi?
Wymieniłem nazwisko przyjaciół — nic jej ono nie mówiło. Spróbowałem więc ich opisać. Zastanawiała się przez chwilę:
— Jeśli twierdzi pan, że dość niedawno sprowadzili się z miasta, to może być tamten dom, ten biały, w dole. Niezbyt dobrze znam sąsiadów. Proszę mi wybaczyć, do widzenia.
Wzięła kota na rękę i weszła do domu. Zniknęła. Koniec wizji.
Takie właśnie odniosłem wrażenie: wizja, sen. Coś nierzeczywistego. Jeszcze raz obejrzałem sobie chatkę. Mała, drewniana. Ale tym razem dostrzegłem zabawnie pomalowane okiennice i drzwi z kołatką w kształcie smoka. I werandę porośniętą czymś zielonym i kwitnącym. Wiklinowe krzesło. Dzwoneczki. Ogród — dość dziki, ale z klimatem. Niebieski rower. Kosiarka. W ogrodzie zielona ławeczka….
Pies wrócił i znów zaczął szczekać. Raczej stary pies. W typie wilczura. Wycofałem się do samochodu. Jeszcze mnie tu wezmą za jakiegoś złoczyńcę obserwującego cudze domy.
Choć tak kusiło, żeby jeszcze raz tam podejść, zadzwonić (przy furtce był dzwonek), żeby ona wyszła, żeby przekonać się, że ta kobieta naprawdę istnieje. Czarownica jakaś miejscowa, czy co?… Musiała mnie zaczarować, pomyślałem, przecież ona nawet nie była sympatyczna!
W szybie samochodu obejrzałem swoje własne odbicie. Zwykle podobam się kobietom, ale tej widać nie. Sobie się też nie spodobałem. Duży, misiowaty, zarośnięty, kędzierzawy. Ciemny blondyn, czyli szczyt przeciętności. No, opalony przynajmniej. Ruszyłem. Przejeżdżając obok chatki obejrzałem się, ale nikogo już tam nie było. Tylko kot siedział na parapecie. Inny. Wielki, szarobury.
Co tam!
Zaraz potem odnalazłem Jolę i Pawła. Rzeczywiście, to ten biały dom wskazany przez tajemniczą kobietę. Spędziliśmy razem miły dzień. Ich posesja była nowa, okazała, ładnie położona. Ogród zadbany, trawniki wystrzyżone, huśtawka, dwoje dzieci, dwa pekińczyki. Taras z kwiatkami w doniczkach. Wszystko prawdziwe, wesołe, zwyczajne. Realne. Sami gospodarze też: Jola — sympatyczna postawna blondyna, Paweł — miły gość w okularach, z bródką i nieodłączną fajką.
Tak tu przyjemnie…
Poszliśmy też oczywiście obejrzeć działkę. Na końcu wsi, na samym jej skraju. Świetna lokalizacja. Działka duża. Mógłbym hodować konie, pomyślałem. To też takie moje stare marzenie. Właściwie czemu by nie?… Może niekoniecznie zaraz te konie. Ale mały domek? Przynajmniej na lato?
Zaczynałem dojrzewać do tej decyzji.
Kiedy wieczorem piekliśmy kiełbaski, zagaiłem od niechcenia o tamtą drewnianą chałupkę. No, że niby ciekawy jestem, bo pytałem tam o drogę taką dziwną kobietę… niezbyt sympatyczną…
— Ach, tamten domek, na początku wsi? – Paweł załapał od razu. – No tak, tam mieszka jedna taka, rzeczywiście dziwna. Prawie jej nie znamy. Ona z nikim nie utrzymuje kontaktów. Tajemnicza twarz.
— Sama tam mieszka?
— Sama. Różne plotki chodzą, ale tak naprawdę to nikt nic o niej nie wie. Dziwne w takiej małej wiosce, prawda? Podobno z kotami chodzi na spacery. Ekscentryczka. A co ty, Michał, spodobała ci się? Nie radziłbym ci, chłopie — wygląda na… no wiesz… femme fatale. Może i niezła, ale ruda i blada. A takie są niebezpieczne!
— Co to znaczy niezła, Pawełku? — wtrąciła słodko Jola. — Moim zdaniem wcale nie jest ładna, tylko taka… zmanierowana. Szpanerka.
Paweł mrugnął do mnie i zmienił temat:
— Ale ty, chłopie, już wyglądasz jak wiejski człowiek! Opalony, ogorzały. Jesteś stworzony do tego miejsca!
— Wiesz, biegam od czasu do czasu. Poza tym szybko się opalam.
— No, kochany, to tu dopiero miałbyś gdzie biegać!
Może, może…