Kołysanka dla Łani
Data wydania: 2020
Data premiery: 23 czerwca 2020
ISBN: 978-83-66481-33-6
Format: 130x200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 272
Kategoria: Literatura współczesna
34.90 zł 24.43 zł
Druga woja światowa, Polska. Do leśnych partyzantów dołączają dwie siostry. Starsza brutalnie zgwałcona i pobita przez Sowietów umiera podczas porodu, zostawiając na świecie swoją małą córeczkę. Między młodszą z sióstr a partyzantem o pseudonimie Ryś rodzi się uczucie. Jednak zakochani nie będą mogli długo cieszyć się swoją obecnością. Ją wywożą na roboty do Niemiec, on trafia do obozu koncentracyjnego.
Współcześnie, Gdańsk. Alicja spotyka bezdomnego starszego mężczyznę, który stracił pamięć. Proponuje mu mieszkanie w swoim domku dla gości. Za wikt i opierunek mężczyzna opiekuje się jej ogrodem. Czy tę dwójkę coś łączy? Dlaczego Zygmuntowi niekiedy stają przed oczami obrazy lasu, jakiejś młodej dziewczyny i czemu wciąż powraca do niego zapach konwalii…?
Ewa Formella przenosi nas w świat wspomnień bohaterów. A my, czytając, mamy wrażenie, że słuchamy opowieści naszych babć i dziadków. Warto wsłuchać się w ich głosy. Polecam!
Anna Sakowicz, pisarkaO przeszłości, która potrafi się przedrzeć nawet przez największe odmęty utraconej pamięci. O miłości. O zapachu konwalii, którego nie jest w stanie wymazać nawet czas. Polecam!
Joanna Wolf, NIEnaczytanaFrapująca i wciągająca opowieść o mężczyźnie, który nie pamięta swojej przeszłości i kobiecie, która postanawia mu pomóc. A w tle wspomnienia z II wojny światowej, ludzkie dramaty i tragedie. Ta historia na długo pozostanie w Waszej pamięci. Serdecznie polecam!
Alek Rogoziński, pisarz
Kilka słów od autorki
Ta historia powstała na podstawie wspomnień. I tak jak w dwóch wcześniejszych książkach „Listach do Duszki” i „Muzyce dla Ilse”, które napisałam, bo bardzo mnie poruszyły te historie, nie wiem, ile w tej jest prawdy, a ile fantazji. Usłyszałam tę opowieść dość przypadkowo i przyznam szczerze, nie poznałam osobiście osób, o których tutaj piszę. Ale ich historie tak bardzo mną wstrząsnęły, że postanowiłam podzielić się nimi z moimi Czytelniczkami i Czytelnikami.
W swojej pracy często słucham wspomnień dotyczących wojny; moi podopieczni opowiadają mi swoje historie i historie swoich bliskich, często ze łzami w oczach. Ale zauważyłam, że częściej pamiętają te dobre chwile, tak jakby te złe wyparli z pamięci. Chociaż zdarza się, że jak bumerang wracają do nich i te smutne, złe, bolesne przeżycia.
W tej historii mamy tylko mały epizod dotyczący Niemców, ale, jak się wkrótce przekonacie, nie wszyscy byli źli, jak również nie wszyscy Polacy byli dobrzy. Pamiętajmy o tym, ale nie karmmy się nienawiścią.
PROLOG
Druga wojna światowa
Powoli zaczynał zapadać zmrok. Las otulały już mleczne mgły letniego wieczoru. Większość młodych mężczyzn albo leżała na trawie i wsłuchiwała się w spokojne dźwięki organków, albo dokańczała wieczorną toaletę. Warunki polowe nauczyły ich cierpliwości i chociaż wielu chłopców nie miało w domach luksusów, to kąpiel w rzece czy mycie się w hełmie wypełnionym wodą nie należały do najprzyjemniejszych. Już od tylu miesięcy się z tym borykali. Las stał się ich domem, a towarzysze z partyzantki rodziną. Tego wieczoru jak zwykle Witek Węglowski poszedł ze swoim młodszym bratem do wsi po jakieś zapasy jedzenia. Witek miał zaledwie piętnaście lat, kiedy do nich trafił po tym, jak jego chałupę nawiedzili żołnierze w obcych mundurach. Tylko łut szczęścia sprawił, że matka w porę wygnała go za stodołę, niezwykle szybko reagując na ujadanie ich psa. Matka była mądrą kobietą, odważną i sprawiedliwą, ale niestety nie przeżyła odwiedzin niezapowiedzianych gości. Gdyby nie stryj, chłopcy zapewne również nie cieszyliby się swobodą życia. To on ich przyprowadził do leśnych chłopaków i oddał im pod opiekę. Dowódca początkowo kategorycznie się wzbraniał, szczególnie na widok młodszego. Krzyczał, że nie jest niańką i nie ma czasu na zajmowanie się dziećmi, ale w końcu zmiękł. A kiedy na drugi dzień Franuś położył na jego płaszczu służącym za tymczasowe posłanie czapkę pełną grzybów i manierkę pełną dojrzałych jeżyn, serce dowódcy zmiękło. Od tego dnia nowym domem braci stał się las.
– O! Prowianty idą! – zawołał Henio Mokrzycki, widząc braci powoli zbliżających się do polany. – Widać nie tylko prowianty niesą, cuś mi się wydaje, że potańcówkę dzisiaj będziem mieli – zarechotał, ale na widok miny dowódcy natychmiast zamilkł.
Witek i Franek szli w stronę polany, prowadząc ze sobą dwie dziewczyny ze wsi. Nastolatki nie mogły mieć więcej niż po piętnaście lat. Jedna z nich mimo letniego upału szła owinięta w coś, co przypominało prześcieradło. Im były bliżej, tym wyraźniejsze stawały się na jej okryciu czerwone plamy krwi. Ledwo dotarli do obozowiska, dziewczyna osunęła się na ziemię zemdlona. Zosia i Aniela, sanitariuszki, które zostały z partyzantami po ostatniej akcji w miasteczku, natychmiast podbiegły do dziewczynki.
– Na bok, ciekawscy! No, już! Won! – krzyknęła Zofia, odpędzając kilku młodych mężczyzn. Chciała odwinąć tymczasowe odzienie rannej, ale wolała zrobić to bez obecności ciekawskich męskich oczu. – Anielka, weź przegoń tych gapiów! – Ułożyła głowę dziewczyny na prowizorycznej poduszce z jesionki i powoli zaczęła odwijać materiał. Głośny świst powietrza, jaki wydobył się z ust Zosi, zaniepokoił dowódcę.
– Co jest? – Bronek podszedł do dziewcząt i zerknął Anieli przez ramię. Widok wstrząsnął nawet tak wielkim i silnym chłopem jak on. Młode ciało w dziewięćdziesięciu procentach pokryte było siniakami i krwawymi plamami. – Witek, Franek! Do mnie! – zawołał dowódca i oddalił się w stronę swojego miejsca na terenie obozu. Chłopcy popatrzyli na siebie i kiwnęli głowami.
Druga z przyprowadzonych dziewcząt usiadła pod brzózką i starała się być niewidoczna dla ciekawskich oczu leśnych chłopców. Była zmęczona i obolała, a do tego głodna jak wilk.
– Masz. – Zobaczyła wyciągniętą w swoją stronę dłoń z wojskową menażką, z której parowało coś, co na sam widok powodowało ślinotok. Powoli odebrała naczynie i palcami zaczęła wyjadać ciepłą kaszę pachnącą grzybami. Nie widziała twarzy człowieka, który podzielił się z nią zawartością swojej menażki, ale też nie chciała jej widzieć. Bała się, chociaż Witek i Franuś zapewniali, że tutaj nikt ich nie skrzywdzi, że między tymi ludźmi nic im nie grozi.
– Co to ma być? – usłyszała podenerwowany głos jednego z żołnierzy. – Witek, czy wyście powariowali? Sami ledwo ciągniemy, a wy mi tu jeszcze przyprowadzacie jakieś…
– Ale, panie komendancie, nie mogliśmy ich tam zostawić. One by… one by…
– No, dobrze już, nie mazać mi się, żołnierzu. – Bronek, widząc coraz bardziej szkliste oczy młodszego z braci, poklepał Franka po plecach i się uśmiechnął. – Kim są te wasze… koleżanki.
– Żadne koleżanki. – Witek poczuł w sobie odwagę i postanowił wziąć na siebie odpowiedzialność za to, co zrobili. – Danusia i Jadzia to nasze cioteczne siostry. Po śmierci matki same gospodarzą i, trza przyznać, nieźle sobie radzą.
– A ich ojciec? – Bronek popatrzył na siedzącą pod drzewem nastolatkę, a następnie podążył wzrokiem w stronę sanitariuszek i drugiej dziewczyny.
– No właśnie. Ich ojciec całe życie pił i bił, ale to w naszej wsi normalne, bo w niejednej chałupie tak się działo. Odkąd jednak zaczęli stacjonować ruskie, stryjek bardzo się z tymi bandziorami zakolegował. Podobno, żeby mu chałupy nie spalili, to bimber im nosił. Nawet podobno w karty z nimi grał i…
– Do rzeczy, Witek! Nie interesuje mnie, co chłopi robią z obcymi żołnierzami.
– No i podobno którejś nocy przegrał Danusię i Jadzię w karty i jeszcze tej samej nocy przyszły bandyty. Jadźka była akurat w piwniczce pod podłogą, bo się strasznie bała ojca, jak wracał pijany. On się wyżywał na nich jak na…
– Witek! – Dowódca zacisnął zęby i popatrzył na chłopaka z niecierpliwością.
– No przecie mówię! – Witek się obruszył, ale klepnięty przez brata w ramię szybko spokorniał. – No i Danuśka usłyszała rumor na podwórku. Zobaczyła, że te bandyty idą w stronę chałupy, to szybko zatrzasnęła klapę i przesunęła na nią stół. Chciała uciec przez okno w ojcowskiej izbie, ale nie zdążyła. Jadźka się tak bała, że początkowo niczego nie słyszała. Uszy zatkała rękami. Była pewna, że to ojciec się awanturuje po pijaku. Przesiedziała tam całą noc. Dopiero na drugi dzień usłyszała, że ktoś ją woła po imieniu, ale nie mogła wyjść z ty piwniczki, bo na drzwiach stał stół. Zaczęła więc stukać kawałkiem drewna, aż usłyszała najpierw jakieś szuranie, potem klapa się otwarła, a nad nią zobaczyła starą Zimkowską, to znaczy sąsiadkę. Kiedy Jadzia wyszła z piwniczki, izba była w takim stanie, jakby jaka wichura przez nią przeszła. Wszędzie porozwalane gary i jakieś szmaty, a na podłodze ciemne plamy, jakby krwi. W pierwszej chwili pomyślała, że to ojciec przyprowadził kogo ze sobą i chłopy się pobili, ale kiedy zerknęła w stronę drugiej izby i zobaczyła siedzącą na łóżku Danuśkę owiniętą w powłokę od pierzyny, z której jeszcze gdzieniegdzie wystawały pióra, to zrozumiała, co się stało. Twarz siostry była opuchnięta, jedno oko tak granatowe, że go prawie nie było widać.
– A jak wy się o tym dowiedzieliście? – Bronek nie krył szoku, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje we wsiach, w okolicach których stacjonują rosyjscy żołnierze.
– Przyszlim do wsi od strony rzeki, tak jak zawsze. – Młodszy z braci postanowił dalszą część opowieści wziąć na siebie. – Z jednej chałupy zawołała nas staruszka, co mieszkała sama od początku wojny, i powiedziała, że nasze cioteczne siostry są w niebezpieczeństwie i dobrze by było, żeby my je zabrali do lasu, bo tu to one… No wie, dowódca, jak je ruskie znajdo, to po nich. Podobno stryjek gdzieś się ulotnił i od tamtej nocy nikt go nie widział. Albo zapił się na śmierć, albo go te bandyty wykończyły.
Bronek pokiwał głową i popatrzył na chłopców z mieszaniną dumy i niepokoju.
– Dobrze zrobiliście, ale one nie mogą z nami zostać. Wiecie o tym?
– Dlaczego? Przecież mogą być sanitariuszkami jak Sarna i Mrówka, każda para rąk się nam przyda. – Witek błagalnym wzrokiem wpatrywał się w zaciętą twarz swojego dowódcy. – Będą gotowały, prały, cerowały. Komendancie, one nie mogą wrócić do wsi.
– No dobra, póki co zajmijcie się nimi, a ja pomyślę. A teraz… Odmaszerować!
Twarze braci się rozjaśniły.
– A! Witek! – Dowódca złapał chłopca za rękę i przytrzymał. – A ile one właściwie mają lat?
– Ta, co siedzi pod drzewem, to Jadźka, ona ma tyle co Franuś, a Danuśka… – Chłopak ze smutkiem popatrzył w stronę leżącej pod kocem kuzynki. – Danuśka skończyła osiemnaście.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.