Był sobie koń
Praca zbiorowa
Przekład: Tomasz Nowak, Gustaw Daniłowski
Data wydania: 2024
Data premiery: 26 marca 2024
ISBN: 978-83-67867-82-5
Format: 130/200
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 304
Kategoria: Literatura współczesna
44.90 zł 31.43 zł
Pędzące po stepach, walczące u boku żołnierzy, przynoszące swym jeźdźcom chwałę, a niekiedy ocalenie. Oto poruszające, niekiedy dramatyczne opowieści o najpiękniejszym zwierzęciu, stawiającym czoło najrozmaitszym przeciwnościom.
Niniejszy zbiór obejmuje historie z wielu gatunków, rozgrywające się w różnych czasach i okolicznościach – przygodowe, obyczajowe, wojenne, western. Jest tu rozpędzona gonitwą opowieść o niezłomnym mustangu, którego żaden kowboj nie mógł okiełznać. Ciepła powiastka o burym kucyku, który ocalił swojego pana przed wyśmianiem i głodem, a ostatecznie zapewnił mu przyszłość w dobrobycie i szacunku. Porywający wycinek wojny secesyjnej, a nawet relacja z meczu w polo z perspektywy… wierzchowca!
Oto historie autorów zafascynowanych pięknem zwierzęcia pozostającego od wieków wiernym towarzyszem człowieka nawet w najtrudniejszych momentach.
Autorzy: Lew Tołstoj, Eugeniusz Małaczewski, Rudyard Kipling, Mieczysław Rościszewski, W. H. H. Murray, George Bird Grinnell, Ernest Thomson Seton
Antelope Springs leży pośrodku wielkiej równiny. Kiedy woda stoi wysoko, rozlewa się w jeziorko otoczone pasem turzycy. Kiedy opada nisko, pojawia się rozległa płaszczyzna czarnego błota, miejscami lśniącą bielą alkaliów, a pośrodku tryska źródło. Nie ma dopływów ani odpływów i dostarcza naprawdę dobrej wody. To jedyny wodopój w promieniu wielu mil.
Ta równina czy też preria, jak nazywano by ją na północy, stanowiła ulubione żerowisko czarnego ogiera, ale była też pastwiskiem wielu stad koni hodowlanych i bydła. Najbardziej zainteresowane nim było przedsiębiorstwo L+F. Foster, kierownik i współwłaściciel, był człowiekiem obrotnym. Uważał, że opłaca się zajmować hodowlą lepszej klasy bydła i koni. Jedno z jego przedsięwzięć stanowiło dziesięć klaczy półkrwi – wysokich, smukłych stworzeń o oczach łani. Sprawiały one, że niskie konie do wypasu wyglądały przy nich jak żałosne chudziny z jakiegoś wyrodnego, zupełnie innego gatunku. Jedną z nich trzymano w stajni jako dostępną na co dzień, ale pozostała dziewiątka, po odstawieniu źrebiąt zdołała uciec i pobiec na pastwiska.
Koń ma znakomity instynkt wyczuwania drogi do najlepszego pożywienia. Dlatego dziewięć klaczy powędrowało oczywiście na prerię wokół Antelope Springs, dwadzieścia mil na południe. A kiedy później tego lata Foster wyruszył, żeby je schwytać, odnalazł faktycznie całą dziewiątkę, ale wraz z nimi strzegącego i nastawionego do nich zdecydowanie bardziej niż koleżeńsko czarnego jak węgiel ogiera, który skakał i okrążał stado z dużą wprawą. Kruczoczarna sierść pozostawała w jaskrawym kontraście ze złotawą skórą jego haremu.
Klacze były łagodne i łatwo byłoby je odstawić do domu, gdyby nie jedna nowa i zaskakująca rzecz. Kary ogier bardzo się podniecił. I wyglądało na to, że im także udzieliła się jego gwałtowność, a bieganie w tę i we w tę pchało całą grupę pełnym galopem, gdzie tylko zechciał. Wyprzedzały ich z łatwością, więc koniki do wypasu wraz ze swoimi jeźdźcami zostawały daleko w tyle.
Było to irytujące, dlatego obaj mężczyźni w końcu wyciągnęli broń i zaczęli wypatrywać okazji, by powalić „przeklętego ogiera”. Ale nie było po temu okazji, gdyż na dziewięć do jednego istniała szansa, że ustrzelą jedną z klaczy. Długi dzień spędzony na podchodach nie przyniósł żadnych zmian. Biegacz, bo to był on, utrzymał rodzinę razem i zniknął wśród południowych, piaszczystych wzgórz. Hodowcy bydła na znużonych kucach ruszyli do domu z marną pociechą – w związku z porażką ślubowali zemstę.
Jedną z najbardziej irytujących kwestii stanowiło to, że jedno czy dwa podobne doświadczenia z pewnością uczynią klacze tak samo dzikimi jak mustang. A zdawało się, że nie ma sposobu, by je przed tym uchronić.
Naukowcy spierają się co do siły oddziaływania urody i męstwa w przyciąganiu podziwu samic wśród niższych zwierząt. Niezależnie jednak od tego, czy jest to podziw, czy też sama waleczność, pewnym jest, że dzikie zwierzę o niezwykłych darach szybko zdobywa wiele adoratorek z haremów swoich rywali. Tak też wielki czarny koń z atramentową grzywą i ogonem oraz lśniącymi zielenią ślepiami, przemierzał cały region i dołączał z kolejnych grup następne adoratorki, aż w jego gromadzie znalazło się przynajmniej dwadzieścia klaczy. Większość z nich stanowiły proste konie do wypasu, które obrały swobodę wędrówek, ale było tam również tych dziewięć wielkich klaczy, które same w sobie stanowiły imponującą grupę. Wedle wszelkich doniesień gromada ta była zawsze strzeżona i otaczana opieką tak mocno i zaborczo, że klacz, która już się w niej znalazła, stawała się dla człowieka zwierzęciem straconym. Wkrótce ranczerzy zrozumieli, że mają na swych terenach mustanga, który wyrządza im więcej szkód niż wszystkie inne przyczyny razem wzięte.