Kto by pomyślał
Monika Brenda
Data wydania: 2023
Data premiery: 16 maja 2023
ISBN: 978-83-67639-50-7
Format: 145/205
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 304
Kategoria: Literatura współczesna
47.90 zł 33.53 zł
Tęskniła do bycia zaopiekowaną. Rzadko zdarzały się jej chwile słabości, lecz czasem przychodził taki moment, że chciała poczuć się małą, bezbronną kobietką, którą ktoś się zajmie i zaopiekuje. Przez chwilę, przez pół dnia…
Karolina po czterech latach małżeństwa wreszcie rozwiodła się z przemocowym mężem. Pomimo że jej najbliższa przyjaciółka namawia ją do nawiązywania nowych kontaktów, ona nie ma ochoty spotykać się z mężczyznami. Jest szczęśliwa, żyje spokojnie, zmieniła pracę, więc znajduje czas na ukochane przejażdżki rowerowe wzdłuż plaży. Pewnego poranka wszystko się zmienia, gdy podczas jednej z nich taranuje ją rozpędzony mężczyzna i kobieta ląduje w szpitalu. Oburzona dzwoni na policję i ze zdziwieniem dowiaduje się, że sprawcą wypadku był… policjant. Karolina jeszcze nie wie, że właśnie rozpoczął się nowy rozdział jej życia.
Karolina dojechała rowerem do Brzeźna i przy dużym parkingu rowerowym skręciła w lewo, do Jelitkowa. Jak co wtorek wybierała się po świeże ryby, które sprzedawano w niepozornej szopie stojącej tuż przy plaży. Dzień był ciepły, choć to przecież listopad. Karolinę zawsze dziwiło narzekanie na polską jesień, na listopadową pluchę, błoto, deszcz i ogólną beznadzieję. Dla niej listopad był ostatnim pięknym miesiącem roku. Na drzewach jeszcze trochę liści, żółto-rdzawych, nawet zielonych, nadmorskie wydmy płonęły kolorami, niebo – choć lekko zasnute poranną mgłą – było niebieskie, a w powietrzu dało się jeszcze wyczuć jesienne ciepło. Wszędzie wokół kolory. Nie to co w grudniu, a już, nie daj Boże, w styczniu czy lutym. Wtedy to dopiero szarość nad szarościami. Natomiast listopad był jeszcze piękny, jeszcze pachniał, jeszcze trzymał fason i kolor.
Nabrała powietrza w płuca. Nie poczuła zimowej zgnilizny, tylko świeży zapach morza i wydm. Ścieżką rowerową przemykali nieliczni rowerzyści, po deptaku czasami przeszły staruszki z kijkami. Poza tym cisza i spokój. Żadnych turystów, wszystkie budki z goframi i lodami pozamykane.
Kto, no kto tak jak ja zaczyna dzień? – pomyślała. Kto o tej porze może się wybrać do Jelitkowa po świeże ryby? Pojechać rowerem do przystani w Sopocie? Do niedawna sama nie mogła, uwiązana w korporacyjnym kołowrotku. Ale ostatnio wszystko się zmieniło. Karolina nie była jeszcze do końca pewna, czy na lepsze, no ale zmiana – jak na jej dotychczasowe monotonne i przewidywalne w swym trakcie życie – była znacząca. Po pierwsze się rozwiodła. Pogoniła swoją pierwszą miłość, jeszcze z czasów studiów. Po drugie zmieniła pracę. Wydawnictwo tak jej dało w kość, że postanowiła poszukać czegoś innego. I znalazła. Za mniejsze pieniądze, ale za to w krótszym wymiarze czasu pracy. Miała po prostu ranki dla siebie. I to był prawdziwy komfort życia, przynajmniej dla niej.
Minęła właśnie ostatnie chałupy rybackie, już widać było tłumek amatorów świeżych ryb, gdy nagle kątem oka zobaczyła kogoś po prawej stronie. Chciała wyhamować, ale było za późno, ktoś z impetem wpadł na jej rower i przewrócił się razem z nią.
– Przepraszam… – rzucił tylko. Błyskawicznie wstał i zniknął w małej uliczce między domkami.
To były ułamki sekund. Karolina wrzasnęła, wściekła, ale z tego wszystkiego zdołała tylko zapamiętać, że napastnik był młody i niestety przystojny.
Z tłumku oczekujących na rybę podbiegło natychmiast dwóch starszych panów.
– Nic pani nie jest? No co za drań! – krzyknął zażywny pan i pomógł jej się pozbierać.
Drugi podniósł rower, a młoda kobieta, która także zaciekawiona podeszła, spytała:
– I co, dzwonimy na policję? Cała pani jest? Może na pogotowie zadzwonić?
Karolina stanęła na chwiejnych nogach. Właściwie poza kilkoma obtarciami i stłuczonym kolanem nic jej nie było. Ale się wystraszyła. Brutalny i zupełnie niespodziewany atak wytrącił ją z równowagi.
– Nic mi nie jest, naprawdę. – Próbowała uśmiechnąć się do młodej kobiety, ale nagle poczuła w uszach narastający szum, załopotało jej coś przed oczami i zemdlała.