
Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach ludu polskiego
Henryk Biegeleisen
Data wydania: 2023
Data premiery: 16 maja 2023
ISBN: 978-83-67639-54-5
Format: 145x205
Oprawa: Twarda
Liczba stron: 468
Kategoria: Literatura popularnonaukowa
64.90 zł 45.43 zł
Jak nasi przodkowie pojmowali umieranie, śmierć i życie pozagrobowe
Z bolesnym osłupieniem spoglądamy na zwłoki drogich osób — trwogę zaś budzi w sercu pewność, że i nam naznaczony kres wędrówki ziemskiej. Wzdraga się bowiem na myśl tę najpotężniejszy z instynktów — żądza życia.
Henryk Biegeleisen, ceniony polski etnograf i historyk literatury polskiej, opisuje rodzime obrzędy dotyczące śmierci i pogrzebu, których korzenie niejednokrotnie sięgają czasów przedchrześcijańskich. Uwagę poświęca również duszy, która po opuszczeniu ciała trafia w zaświaty. Przybliża także sposób, w jaki zajmowano się zwłokami przed pochówkiem oraz opisuje rytuały grzebania zmarłych.
„Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach ludu polskiego” to fascynująca książka o tym, jak niegdyś postrzegano umieranie, jak wyglądał kult zmarłych, wreszcie jak wyobrażano sobie życie pozagrobowe i relacje zaświatów ze światem żywych. Wiara w umrzyki, groźne duchy i upiory towarzyszyła ludziom od zawsze, a w niektórych miejscach przetrwała do dziś.
Dzieło Biegeleisena nie tylko przybliży czytelnikowi znaczenie niektórych obrzędów, ale także ukaże ich sens, częstokroć dziś już niezrozumiały albo wręcz nieznany, i uświadomi, że jakkolwiek nie zmieniałaby się mentalność ludzi i postrzeganie różnych spraw – nawet „wysoki stopień kultury nie jest zdolny odjąć grozy tajemniczemu misterium śmierci”.
Ze wszystkich zjawisk życia, pojętego w najrozleglejszem tego słowa znaczeniu, uderzała wyobraźnię ludzką śmierć, przecinająca niemiłosiernie nici żywota. Wycisnęła ona na człowieku, na jego sposobie myślenia, niezatarte piętno. A pozostaje do dziś, podobnie jak przed lat tysiącami, zagadką. Chwila konania, dla człowieka pierwotnego tak niepojęta, groza całego aktu, oraz skutki, jakie dla otoczenia zmarłego pociąga, wytworzyły splot wierzeń, stanowiących jeden z najstarszych pokładów naszej mitologji. Z rozłożystego drzewa wierzeń ludowych pień jego, obrzęd pogrzebowy, może najmniej uległ niszczącemu wpływowi cywilizacji. Do głębi wzruszający majestat śmierci, pełen powagi i świętości, nie dopuszczał dowolnych zmian ani przystosowań do warunków czasu i miejsca. Dlatego to wyobrażenia z „pogańskiej” przeszłości przechowały się może najwierniej w zwyczajach odnoszących się do śmierci, pogrzebu i zagrobowego życia, bo te najgłębiej zapadały w duszę człowieka. Obrzędy pogrzebowe z czasów przyjęcia chrześcijaństwa (na Litwie pod koniec XIV wieku, na Żmudzi z początku XV) nie różnią się od obchodów z XIX wieku, o czem przekonywają opisy tych pogrzebów, przedzielonych od siebie półtysiącem lat. Niektóre dochowane wśród ludów na ziemiach Rzeczypospolitej Polskiej przesądy, odnoszące się do śmierci, z małemi zmianami przypominają wierzenia wczesnohistorycznej doby ludów romańskich i germańskich, nie zatraciły jeszcze niektórych cech indoeuropejskiego pochodzenia i stoją w pewnej mierze na poziomie wierzeń plemion barbarzyńskich. Zwłaszcza świat duchów, który rozwinął się z wiary o dalszem życiu po śmierci, nie stracił i dziś swej siły wśród najciemniejszych warstw, jakby na potwierdzenie prawa znanego w psychologji, że „wyobrażenia czem są starsze, tem trudniej je wykorzenić”. A nawet wśród tzw. inteligencji kiełkują nasiona wiary w duchy na widok zwłok w ciemnościach nocy albo na cmentarzu, a choćby w teatrze na przedstawieniu Hamleta.
Nasi włościanie, podobnie jak w ogóle ludy indoeuropejskie, wyobrażają sobie śmierć w postaci kobiety (na Puszczy Sandomierskiej odzianej w białe płachty) w powiecie rzeszowskim „w odziewadle, rańtuchu (Rein Tuch) około szyji zawitem”. W pojęciu wieśniaków z lubelskiego to „taka jasna, śliczna pani, bieleńka, w chwasty okręcona”. Kolor bowiem biały, a nie czarny był pierwotnie barwą śmierci i żałoby. W Krakowskiem nazywają ją Jagusią, nad Rabą Zośką, na Mazowszu Baśką itp. pod imieniem kobiet. Zwą ją też Prusaczką, widoczne to przezwisko, bo i djabeł jest Niemcem. Lud wielicki opowiada o Śmierci pełniącej czynności kumy i doradczyni człowieka. W wyobrażeniach ludu z Brzeżowki ukazuje się ona temu, kto ma umrzeć, w postaci kobiety chudej a smukłej. Nieraz bywa tak wysoka, że nie może się zmieścić pod niską strzechą chłopską, przeto staje za drzwiami lub przed oknem izby, w której leży umierający. O Śmierci, jako istocie posiadającej własności ludzkie, wspominają też pieśni jak np. Bodajżeś śmiercisko nogi połamała, Wzięłaś mi tacieka, jam osierociała. Dziewczę wiejskie nuci: Ja se swojej śmierci dam zagon pod kwacki (brukiew), Zebyk potem w grobie nie leżała w znacki (Łodygowice).
Uosobienie śmierci zachowało się w następujących zwrotach i przysłowiach: Śmierć i najprędszego dogoni; Śmierć wszędzie na człeka dybie; Śmierć otwiera, co kto zawiera (zamyka); Śmierć oczy, gębę zawiera, skrzynie i bez klucza otwiera. Na podstawie obrazów kościelnych przedstawiają ją sobie także w postaci kościotrupów z kosą w ręce albo na ramieniu, a kosą tą ucina człowiekowi głowę. Stare to, chude, kościste babsko, stąd jej nazwy Kosta, Kostka, Kostyra, Kostucha, Kostusia itp. W wyobrażeniu chłopa z Zabrzeży (w Nowotarskiem) – ma kosę i młotek, pierwszą ścina, a drugim zabija. W okolicy Bochni ma przy sobie piłę do rżnięcia desek na trumnę, łopatę do kopania grobu, grabie, któremi rozbija bryły ziemi. W Małopolsce „krąży ona koło domu, w którym leży chory i czeka na wezwanie, aby odebrać choremu życie za pomocą kosy, w którą jest ozbrojona”. Wielu z włościan „widziało taką niewiastę wychodzącą z domu, w którym człowiek przed chwilą umarł”. Pod wpływem literatury średniowiecznej romańskich i germańskich narodów i nasz Djalog Śmierci z Mistrzem, zachowany w rękopisie z XV w., przedstawia Śmierć w straszliwej postaci, niepozbawionej jednak ciała. W owym Djalogu Polikarp, „mędrzec wieliki, ujrzał Śmierć w jej postawie człowieka nagiego, przyrodzenia niewieściego. Obrazą wielmi skaradnego, loktuszą (Lacktuch, całun) przepasanego”, „chudą, bladą, z żółtem licem”; w przemowie do Mistrza powiada wyraźnie: „Pacz (patrz), mam ciało”. W podaniach śląskich Śmierć przybiera postać skurczonego staruszka, chodzi ona po domach i prosi o jałmużnę, a kto ją obdarzy, temu daje długie życie. Zjawia się też w postaci czarnych psów, gdy jest w domu konający (Kaliskie). Dzieciom leżącym na łożu śmiertelnem pokazuje się w okolicy Wieliczki najczęściej w postaci kota. W co tylko chce, w to się przemienić może. Widziano ją w postaci gęsi, białej wrony, księdza w komeżce i birecie, kameduły, Żyda, znajomej panny, doktora, światełka, słupa… nawet w postaci kamiennej figury Matki Boskiej. Śmierć mieszka na cmentarzu między grobami albo kryje się w trupiarni, widziano ją w dzwonnicy kościelnej, stamtąd wychodzić ma po ludzi (w Niepołomicach). Lud polski (znad Raby) utrzymuje, iż „Śmierć zjawiając się wieczorem, w przeddzień zgonu człowieka, w obejściu gospodarskiem, trzykrotnie puka w okno dotyczącego domu i po trzykroć wzywa chorego po imieniu, a wydając trzykrotny okrzyk: Pul, pul, pul! zadaje człowiekowi cios śmiertelny”. Wiadomość o zgonie daje Śmierć także innemi oznakami: przez urwanie wag u zegara, pęknięcie szyby lub garnka, rozłupanie stołu itp.
Lud polski w Działdowie wierzy, że śmierć przychodzi przez trzy wieczory z rzędu, by oznajmić o zgonie krewnego. Za każdym razem stuka do okna albo do drzwi. Umierający w Studziankach widzi ją już na kilka dni lub tygodni przedtem. Najczęściej „chodzi koło ścian chorego” i ten „widzi ją przy swojem łóżku”, a nawet „z nią rozmawia”. Stąpa „cicho jak wiatr”, a spotkawszy kogo, „strach mu daje”, aby „nie wiedział, dokąd ona zdąża”, poczem człek umierać musi. Wchodzi kominem lub dziurką od klucza, „płynie też powietrzem lub biegnie ziemią, ledwie jej dotykając, a towarzyszy jej wicher huczący ponuro” (Łącko). Wedle tradycji ludu radomskiego posyła ją Pan Bóg na ziemię, gdy przychodzi na którego z ludzi czas. Jest ona dla człowieka niewidzialną. Komu się pokaże, umrzeć musi. Tylko zwierzęta, posiadające bystrzejszy od człowieka wzrok i słuch, widzą Śmierć zbliżającą się do człowieka i oznajmiają jej przybycie wyciem (psy), rykiem (woły) lub rżeniem (konie).
Rusini przedstawiają sobie Śmierć w postaci starej baby z wielkiemi zębami, dzierżącej w wychudzonych dłoniach kosę (do ścinania głowy) i rydel (do kopania grobów), wyobrażają sobie Śmierć jako starą, chudą, zębatą („kłapczatą”) babę występującą nago z sierpem, grabiami i miotłą, któremi ścinała, grabiła i zmiatała ludzi z tego świata. Przyjście jej zapowiadają wróbel, siadający na oknie, trzaskające drzwi chaty, pękający obręcz, sen o upadaniu ściany itp. Lud na Rusi opowiada, iż dawnymi czasy, gdy panował pomór, Śmierć chodziła pod okna i wołała ludzi po imieniu, a kto nieświadomie odezwał się – umierał. Śmierć – powiada znachorka z Pokucia – to baba mająca wielką głowę, pysk i nos szeroki, oczy duże jak u bydlęcia, nóg nie ma, jeno tułów, którym chodzi w powietrzu, rąk i kosy nie ma, oczyma tnie, zmiata ludzi jak kosa, taki jad mają jej oczy.
Lud czeski wierzy, iż biała niewiasta, zwana Smrtnicą, zjawia się za każdym razem, gdy kto ma umrzeć. W niektórych okolicach Czech Smrtna żena krąży przed oknami albo wchodzi do domu, w którym ktoś z rodziny ma wyzionąć ducha. Ukazuje się w bieli, jak Śmierci innych ludów, zapewne pod wpływem bielizny umierających osób, zazwyczaj staje ona pod oknem lub drzwiami domu, ale także w izbie, przy łożu chorego. Wyobrażają ją sobie również w postaci szkieletu dzierżącego kosę. Śmierć, w wyobrażeniu Słowaków, to wysoka, chuda kobieta, okryta białą chustą, występująca w baśniach ludowych jako „kuma Smrt”. Podobnie jak jej zwiastuny – nagle występujące choroby – pojmują Macedończycy i Bułgarzy Śmierć jako osobistego wroga i przedstawiają ją sobie w postaci kobiety zazwyczaj starej i brzydkiej. Może to zostaje w związku z okolicznością, że u ludów bałkańskich kobieta jest lekarzem, pielęgniarką, ona szyje śmiertelną koszulę i urządza stypę pogrzebową, ona wywodzi żale pośmiertne i przystraja grób. I Rumuni przedstawiają sobie Śmierć w postaci starej, brzydkiej baby, która puka do okna swej ofiary i woła ją trzykrotnie głosem słyszanym tylko przez umierającego. W Siedmiogrodzie wyobrażają ją sobie jako kościotrupa wyszczerzającego długie zęby, stąd nazwa jej „Długozębny”, albo w postaci kościstego dziada, zawiniętego w płachtę, który skinieniem na chorego zapowiada mu koniec żywota.
Sposób, w jaki Śmierć zabija, bywa u nas bardzo prosty. Daje człowiekowi policzek i ten pada martwy. Bywa też inny, ale równie prosty sposób pojmowania tej wielkiej tajemnicy. W Poznańskiem, Krakowskiem i Lubelskiem utrzymuje się następująca wróżba: „Kiedy chory zobaczy Śmierć przy łóżku w nogach, oznacza to nadzieję wyzdrowienia, lecz jeżeli przy głowie (lub przy boku), umierać musi wkrótce”. Włościanin nasz stara się więc chytrze wywinąć się z jej kościstych objęć. Oto Śmierć staje zazwyczaj w nogach chorego, a dopiero podczas konania przechodzi do głowy. Mający władzę widzenia Śmierci wykpiwali się od niej, kazawszy sobie zrobić łóżko na kole, które sprawiało, że Śmierć zawsze znajdowała się w nogach. Gdy włościanin w Krakowskiem nie może skonać, obracają łóżko i tu, gdzie nogi, dają głowę, „bo Śmierć jak stanie w nogach, to ją umierający widzi i przez to długo kona”, a Śmierć sama „nie może przejść do głowy, tylko tam musi stać, gdzie jej Pan Bóg każe”. Przez przesunięcie łóżka konający ma Śmierć u głowy i dlatego może rychło zakończyć. Jeżeli Śmierć – w wyobrażeniu Rusinów – stanie u wezgłowia chorego, ten musi umrzeć, jeżeli u nóg jego, może jeszcze wyzdrowieć. Dlatego celem oszukania śmierci stawiają na głowach chorego krzyż lub wodę święconą w tem przekonaniu, że „zajęciem miejsca zmuszą Śmierć do tego, iż stanie w nogach chorego”. I na Białorusi wróżą rychły zgon choremu, gdy „Śmierć usiędzie w głowach, przy łóżku chorego”, przeciwnie pacjent wyzdrowieje, kiedy „Śmierć usiędzie w nogach chorego”. Chorwat w Dalmacji utrzymuje, że Śmierć zjawia się u łoża chorego, który walczy z nią do ostatniego tchu, wszelako gdy ona stanie u głowy konającego, nie ma dlań ratunku, ale jeżeli u nóg, chory może wyzdrowieć. W całej Europie rozpowszechnione są podobne bajki o Śmierci, gdy stanie przy łożu w nogach, chory wyzdrowieje, jeżeli przy głowie, chory musi umrzeć. Żydzi w Królestwie utrzymują, że anioł śmierci staje u głowy chorego, gdy ten ma umrzeć, w razie przeciwnym staje u nóg chorego. „Ujrzenie postaci Śmierci w głowach lub nogach” było już wróżbą w starożytności, „czy chory z niebezpieczeństwa wyjdzie”, czy umrze, wspomina o tem Plinjusz w swej Historii naturalnej.
Równie powszechna i głębokiej starożytności jest właściwość Śmierci, że nie może ona przepłynąć bieżącej wody ani w jakikolwiek inny sposób przebyć rzeki. Prosi więc przechodzących (w Ropczycach), aby ją przeprowadzili na drugą stronę rzeki, albo prosi chłopa, aby ją wziął na wóz i przeprawił przez rzekę; z wdzięczności oszczędza ona tego, który ją w pożądane miejsce przeniesie. Innym razem (we Włoszowicach) „idącemu przez wieś parobkowi zastąpiła drogę, prosząc go, aby ją przeniósł przez strugę, która z przybrania wód wylała, a kiedy ją parobek przeniósł, podziękowawszy mu, poszła do domu jednego z gospodarzy obłożnie chorego, który tego samego dnia zmarł”. Wszakże zdarza się (w Tomaszowskiem), że Śmierć prosi przechodnia, by jej pomógł, a gdy ten ją przez wodę przeniesie, ona podąża za nim do chałupy i zabierze go. I u Rusinów Śmierć nie może przebyć rzeki. Chowając umarłego w okolicy Kijowa, baczą, aby go nie przenosić przez wodę, boby „sprowadził nieurodzaj, głód i inne klęski”. Żądanie Śmierci (niewiasty w bieli) przewiezienia przez rzekę na drugą stronę, w wierzeniach niemieckich i francuskich, przypomina podobne żądanie germańskiej Berty. I w wyobrażeniu ludów pierwotnych rzeka nie daje przejść przez siebie złym duchom. Święty żywioł wody wyrzucał z siebie w średniowieczu pławione na próbę czarownice, nie znosi bowiem siły nieczystej.
Śmierć w naszych i starożytnych podaniach występuje w charakterze dobrego ducha, który dopełnia swego obowiązku – u nas z Najwyższego zlecenia – w ostatecznej jeno konieczności. Dawniej gdy „przyszła do kogo, a ten ją bardzo prosił, ona widząc, że jest słuszny powód, dawała się ubłagać i odraczała swe przejście na czas”. Śmierć ma także uczucie ludzkie w Radomskiem, widząc niedolę chłopską, żal ją bierze, i radaby wyrok Boży odmienić albo przynajmniej odroczyć, ale Pan Bóg trzyma ją w ryzie i karze nieposłuszeństwo, jak w owej bajce Sienkiewicza, zapisanej z ust górala Sabały, w której Śmierci żal się zrobiło, gdy miała wziąć matkę dzieciom, i zlitowawszy się nad niemi, zostawiła ją przy życiu, za co jednak Pan Bóg Śmierć ukarał: za swą litość otrzymuje ona silny policzek ręką Bożą wymierzony „prask w pysk”. Dawnemi czasy można nawet było z nią się ugodzić, obecnie jest głucha i, nie zważając na płacz pozostałych, zabiera każdego ze świata. Ogłuszył ją Pan Bóg za karę, że się sprzeciwiła wyrokom Bożym, gdy miała zabrać matkę drobnej dziatwie, a rozczulona płaczem sierót wróciła z niczem (z Brzeżówki). Śmierć bowiem jest jeno posłańcem Bożym, który z woli potężnego władcy schodzi tam, gdzie ma zlecenia, i wyprowadza duszyczki z tego świata. „Gdy Śmierć podetnie ciało Rusina w Pokucia, przychodzą po duszę jego aniołowie: czujny (czuły) i głuchy, ten ostatni nazwany tak z powodu nieczułości na płacz duszy, którą na drugi świat zabiera. Gdy głuchy anioł wyjmie duszę z ciała, siedzi z nią w chacie, dopóki nie zamkną trumny. Wtedy dopiero wiedzie on z radością duszę na sąd”.
Z naszych bajek i przesądów ludowych dostatecznie znane są naiwne, bo pierwotne sposoby oszukiwania Śmierci np. przez zagwożdżenie jej w drzewie. Podanie (szeroko rozpowszechnione w Polsce) niesie, iż chłop „zabił raz Śmierć kołkiem w spróchniałem drzewie, tak że się stamtąd wydostać nie mogła, a przez ten czas wychudła, tak że zostały tylko same kości”. Odtąd ludzie przez długi czas nie marli, bo Śmierć była uwięziona. Do bajki olkuskiej o uwięzieniu Śmierci w spróchniałym buku albo kujawskiej baśni o zamknięciu Śmierci w cudownej torbie mamy analogiczne baśnie na Ukrainie i Litwie. Hucuł zamknął Śmierć w trumnie i wrzucił ją do Dunaju. „Skutek był taki, że ludzie nie umierali sami, a starych musiano dobijać. Po pewnym czasie wezbrały wody i wyrzuciły na ląd trumnę, którą praczki wyłowiły, a otworzywszy trumnę, uwolniły Śmierć”. Odtąd zabiera ona mnóstwo ludzi. Śmierć zamknął Łotysz w tabakierze, przez 7 lat przesiedziała, a ludzie przez ten czas nie umierali i dopiero gdy ziemia skarżyć się zaczęła, że jej ciężko dźwigać tyle ludzi, Pan Bóg kazał Śmierć wypuścić. W całej Europie rozpowszechniona jest baśń o Śmierci, którą kowal zakuł albo chłop zagwoździł w drzewie, beczce itp., i przez czas dłuższy trzymał na uwięzi, tak że przez ten czas nie zachodziły wypadki śmierci. W kościele św. Wincentego, patrona zdrowia, w Neapolu widzieć można trumienki, ofiarowane przez matki podczas choroby dziecka, pierwotnie może w tej myśli, że tym sposobem oszukają anioła śmierci, który zadowoli się trumną, zostawi dziecko w spokoju. U Żydów polskich i węgierskich dają niebezpiecznie choremu inne imię w celu zmylenia anioła Śmierci, który miał polecenie zabrania na drugi świat chorego z tem pierwszem imieniem. Ludy mongolskie na Kaukazie, zarówno jak Dajakowie na Borneo, w razie choroby oszukują demona śmierci przez zmianę imienia. Birmani oszukują króla śmierci w ten sposób, że w razie choroby, dajmy na to dziecka, ubierają trzcinę bambusową jak dziecko, wkładają do otworu w kiju włosy i paznokcie dzieciny, i tak je ocalają. Podobne wyobrażenia znane już były Grekom w starożytności. Syzyf skrępował nogi i ręce Śmierci, która przestała kosić ludzi, dopóki Ares jej nie wyzwolił. Baśniowy wątek zabijania kołkiem w drzewie Śmierci, Biedy i innych istot antropomorfizowanych, rozpowszechniony jest wśród ludów obu półkul. W podobny sposób wiążą w worku, kominie itp. djabła, jędzę, febrę i różne choroby. Człowiek pierwotny wyobrażał sobie Śmierć jako istotę przychodzącą odebrać mu życie gwałtem, wbrew jego woli. Gdyby nie ten akt przemocy, człowiek żyłby wiecznie. Śmierć przecina raz na zawsze pasmo życia, najczęściej nagle, niespodzianie, wskutek nieszczęśliwych wypadków, np. utonięcia lub zabicia. Polacy, podobnie jak inni Słowianie, naturalnie na niższych stopniach rozwoju, pojmowaniem zgonu człowieka zbliżają się do wyobrażeń ludów pierwotnych. Śmierć w ich wyobrażeniu nie jest procesem biologicznym, ale bywa dziełem wrogiego człowiekowi działania nieczystej siły, złego ducha. Śmierć można za pomocą czarów nasłać na nienawistną osobę, powodując jej zgon, albo też Śmierć wypędzić ze wsi czy też uprosić ją, by nie wstępowała do chaty i tym sposobem człowieka ocalić. Konanie wyobraża sobie lud nasz jako walkę ze Śmiercią, chory pasuje się z Kostusią, boryka się z nią do ostatniego tchu. Agonię, w której chory zsinieje, nazywają Morowicą. W Jóźwowie (powiat lubelski) powiadają o niej: „Morowica przychodzi, nie wiadomo skąd – ściska na wnątrzu – i człowiek umiera, nie ma na nią lekarstwa, jeżeli jest śmiertelną. Jeżeli ktoś zsinieje po śmierci, to Morowica go zadusiła”. Ma ona ze sobą dwie obrączki metalowe, które wbija kolejno w głowę. „Gdy pierwsza dosięgnie ust, człowiek traci mowę, drugą wciska tak głęboko, że głowa się rozstępuje” (Radomskie).
Ponieważ zgon człowieka, wedle wyobrażeń naszego ludu, nie jest spowodowany prawem natury, lecz jest wrogiem działaniem złego ducha, przeto wynika z tego wyobrażenia wiara w środki przeciwdziałania tej nieczystej sile. Od śmierci bronią różne czary i talizmany, a wiara w nie, od XV wieku zaświadczona w naszej literaturze botanicznej, nie wygasła jeszcze wśród niższych warstw ludu polskiego. Ot np. parę ziarnek pieprzu z gorczycą zgryzionych na czczo chroni od śmierci (Ogród zdrowia 1542), Lanka czy lanuszka (konwalja) ma cudowną własność wskrzeszania konających. Lud ruski (w powiecie nadwórniańskim), zgodnie z wiarą ludów pierwotnych, nie pojmuje śmierci jako aktu przyrodniczego, lecz mieni ją dziełem czarownic(-ków), znachorów, przypisuje ją „podwianiu” (złego ducha) lub przestąpieniu, mają też na myśli przeznaczenie, mawiając „tak mu było napisano” (przeznaczone) albo „przyszedł na niego czas”. Śmierć przypisywano od wieków siłom nadzmysłowym, demonom, czarom i tym podobnym czynnikom. Starożytni Grecy przypisywali przyczynę chorób i śmierci różnym demonom, tak np. od strzał Apolla padają Achajowie na zarazę. W ogóle Śmierć u Indoeuropejczyków nie jest zjawiskiem naturalnem, prawem przyrodniczem, przypisują ją złym duchom, czarom lub wpływom sił nieczystych. Dzicy w Australji środkowej nie znają śmierci naturalnej, kto z nich wskutek choroby umiera, ulega czarom wroga. Mieszkańcy Madagaskaru przypisują choroby, a w następstwie śmierć czarom czarnoksiężników, zemście złych duchów lub jakiemuś przestępstwu wobec „didun-grazana”, tzn. zwyczajów rodzinnych. W rzeczywistości dla Malgachów żadna śmierć nie jest naturalną, jedyny wyjątek stanowią wypadki śmierci w bardzo podeszłym wieku. Indjanie brazylijscy uważają śmierć za sprawę złych duchów, z czego wynika wiara w dalszy ciąg życia po śmierci, które sobie na sposób doczesnego życia wyobrażają.
Nie tylko ludy pierwotne poczytują umieranie za dzieło złych duchów, pojęcia te przebijają jeszcze u narodów kulturalnych w uosobieniu śmierci jako demona np. Tanatos u Greków, a u nas niewiasta w bieli pod wpływem ewangelji (Objawienia Jana) z kosą w ręku. W pojmowaniu śmierci występuje u ludu polskiego – podobnie jak u innych Słowian – wiara w przeznaczenie. „Kto ma umrzeć, temu żaden ratunek nie pomoże” (Jaksice). Przeżytki fatalizmu pierwotnych ludów przebijają w wierze naszych włościan, powszechnej w nizinach społecznych Europy, że „każdemu naznaczono, ile ma żyć”, o której godzinie ma umrzeć, dlatego „od śmierci nikt nie ucieczy” (w Żabnie krasnostawskiem). Człowiek od urodzenia ma przeznaczony czas, a nawet rodzaj śmierci. Po myśli przysłowia: Śmierć i żona od Boga przeznaczona uważają wszelki ratunek za zbędny. Wychodząc z wiary w przeznaczenie, powiadają, że „co Pan Bóg przeznaczył, to człowieka nie minie”, jeżeli więc chory ma umrzeć, to na nic nie przyda się wszelka pomoc ludzka. „Śmierć swoją – powiadają Tarnowianie – ma każdy człowiek, ona z nim chodzi ciągle. Jeżeli Śmierć szuka sobie okazji do człowieka, to się jej biedak nie wymknie, choćby nie wiedzieć jakich lekarzy i leków przeciw niej użył”. Śmierć – podobnie jak przeznaczenie – ma w wyobrażeniu naszego ludu i społeczeństw pierwotnych charakter mistyczny. Nastanie czy zjawienie się jej oznajmiają sny albo nadzwyczajne zdarzenia w życiu domowem, osobliwsze zachowanie się otoczenia itp. A zapowiedzi te otrzymuje chory i zdrowy lub ich otoczenie – bezpośrednio lub pośrednio przez środowisko. Przez całe pasmo żywota snują się te niezliczone oznaki śmierci, a dostarczają ich zwykłe i świąteczne dnie, domowe i polne zajęcia, pogoda i słota itp.
Śmierć zapowiadają nie tylko osoby „przeczuciami”, ale także zwierzęta, żywa i martwa natura – „świat duchów” napomnieniem i groźbą daje znać o „bliskości zewsząd czyhającego wroga”. W takim stanie duszy „wszystko, co gdziekolwiek wydarzy się niezwykłego, daje do myślenia”. Aby więc uniknąć niebezpieczeństwa albo nie wywoływać „wilka z lasu”, przestrzegają różnych środków ostrożności. Takie wyobrażenia o przeczuciach, wróżbach i forpocztach śmierci mają nie tylko Słowianie (tak Małopolanie jak Wielkopolanie, Mazurzy, Ślązacy-Czesi, Morawianie, Słowacy, Bułgarzy, Serbowie, Ukraińcy, Rosjanie), ale także szczepy germańskie (Anglja, Skandynawia, Fryzja, Westfalja, Brandenburgia, Styrja, Tyrol, Szwabja) i romańskie (Bretanja, Rumunja), Szwajcarzy, Siedmiogrodzianie, Węgrzy, Estończycy, Finowie i inni. Paralele do owych zapowiedzi śmierci na ziemiach polskich odnaleźć można we wszystkich częściach świata, a zgodność ta zwyczajów głęboko zakorzenionych w duszy ludzkiej uczy nas, iż ogólnoludzkie węzły są równie silne jak cechy narodowe, i że życiem ludzkiem kierują prawa, obowiązujące wszystkich, a tak niezachwianie jak prawa w naturze.
Nieuniknioną chwilę w życiu przepowiadają różne zdarzenia, na pozór drobne i niemające żadnego ze śmiercią związku, odniesione jednak do źródła wierzeń, nabierają głębszego znaczenia i tłumaczą tajemniczy związek oderwanych szczegółów z całym na świat umarłych poglądem. Oto przykład. W chacie, w której leży chory, pies niespodzianie zawyje na podwórzu, a włościanie przepowiadają choremu skon, który niechybnie następuje. Związek tych dwu zjawisk – wycia psa i śmierci człowieka – jest głębszy, niż się wydaje. W obrazie Grottgera, gdzie duch poległego zjawia się w chacie włościańskiej, widzialny tylko dla niemowlęcia w kolebce i dla psa. Słowa Mickiewicza w Wallenrodzie: „Psy wieśniaka zarywszy pysk w ziemi kopią, śmierć wietrzą i okropnie wyją”, zaczerpnięte z głębi naszych wierzeń ludowych, znajdują potwierdzenie w powszechnym u nas przesądzie, że „pies może nie tylko widzieć obecnego, oku grzesznych ludzi niewidzialnego ducha”, ale zdoła „zbliżenie się jego nawet znacznie wcześniej przeczuć”. Według wyobrażenia gminu w Czarnej Wsi „psy Śmierci okropnie nie lubią – gonią ją i szarpią. Dlatego Śmierć okropnie się psów boi i ucieka od nich, każe się przenieść do innej wsi” albo z zemsty „puści na nich zarazę, tak że pozdychają”. Jeżeli podczas choroby jednego z domowników pies kładzie się tak, że pyskiem zwrócony jest ku drzwiom (którędy wynoszą umarłego), oznacza to koniec życia. Wycie psa przed oknem zwiastuje śmierć jednego z domowników. Nie można wtedy wołać psa, gdyż widzi on Śmierć, która po kogoś przychodzi. Jeżeli podczas wycia psa zajdzie go się z tyłu i spojrzy ponad pyskiem, to się zobaczy Śmierć. Pies jest złowieszczem zwierzęciem – gdy jadącemu w pole wieśniakowi przejdzie drogę, to spotka go jakieś nieszczęście. Pies zjadający trawę na ściernisku wróży głód na przednówku, kopiący doły koło domu zapowiada śmierć w rodzinie (znad Wisłoki). Lud ropczycki powiada: „Jeżeli psy w całym mieście wyją i uszy trzymają na dół, to przepowiadają mór”. Duchy nieboszczyków w Jankowie (Poznańskie) w rocznicę swej śmierci ukazują się na starym cmentarzysku pod postacią psów. W zwrotach mowy ludu z okolic Tykocina spotykamy obok siebie dwa wyrazy: pies = duch, np. nie było w domu psa = ducha, czyli nikogo. W naszej tradycji ludowej traktowany jest pies jako spólnik złego ducha, który często przybiera jego postać. Dlatego lud mówi o nim z pogardą. Przekleństwa: ty psie jeden, psubrat lub psia krew! spotyka się nawet wśród ludności miejskiej.
I Rusini na Wołyniu wróżą z „wycia psa śmierć czyjąś lub ogień we wsi”. Gdy pies domowy zbliża się do okna i szczeka lub wyje – Jugosłowianie mówią, że „widzi Śmierć”. Jako poseł Śmierci uważany jest pies na całym Półwyspie Bałkańskim. W Szlezwiku mówią, gdy w nocy psy szczekają: „Heli albo Holle jest przy psach”. Lud w Ditmarskiem wróży śmierć z wycia psa, a mianowicie: „w którą stronę pies zwraca się twarzą, w tej stronie będzie trup”. Śmierć przepowiada Rumunowi jego koniec na trzy dni naprzód, aby się przygotował. W tym celu używa jako posłów psa, sowy, kukułki lub sroki. Śmierć wietrzy na Węgrzech pies domowy, gdy wyje nocą i ma pysk skierowany ku ziemi albo grzebie dziurę pod ścianą. Wycie psa w nocy zwiastuje Turkom śmierć lub zarazę. Lud w Konstantynopolu poczytuje wycie psów za oznakę śmierci albo pożaru.
W ogóle ludy europejskie przypisują psu nie tylko przeczuwanie śmierci, ale także dar widzenia duchów, uważają go za istotę demoniczną. Czesi i Morawianie, Bułgarzy i Serbowie mniemają, że pies wietrzy złego ducha albo demonów choroby. U nas i u Niemców utrzymują, że ducha (demona) może tylko pies wyczuć albo zobaczyć, ludzie go nie widzą. Lud w Marchji Brandenburskiej twierdzi: „kto posmaruje sobie oczy łzami psa, widzieć będzie duchy”. I wedle prastarego wierzenia indyjskiego Bóg śmierci Jama wysyła do ludzi jako zwiastuna śmierci psa Saramega. W indyjskich Wedach „pies widzi człowieka na śmierć skazanego”. Czworookiego psa (może z plamami nad oczyma) poczytuje Rigweda, tradycja grecka (Kerberos) i mitologja germańska za bliskiego złemu duchowi. Wierzenie o bliskim, tajemniczym stosunku psa do dusz umarłych jest powszechne. U starożytnych Indów i plemion germańskich, zarówno jak w starożytności klasycznej i u Indjan Ameryki Północnej, uchodzi pies jako „przewodnik dusz zmarłych i stróż świata podziemnego”. Wedle wyobrażeń ludów starożytnych „wzrok psa płoszy złe duchy, odgania wszelką nieczystą siłę”. Duchowa istota psa może nie tylko widzieć, ale przeczuć niewidzialnego oczom śmiertelników ducha, nieraz nawet na czas daleki. Wycie psa w nocy nabawia ludzi strachu. Ich żałosny, przeraźliwy głos tłumaczą sobie zbliżającem się nieszczęściem. Widok psa, który cień swój od księżyca za każdem poruszaniem naszczekiwał, mógł dać powód do przesądu, że „pies widzi jakiegoś ducha” albo „złego ducha obraca”. Zazwyczaj psy wyjąc, kopią ziemię, ponieważ kopanie ziemi przypomina mogiłę, grób. Przepowiadają, że psy wietrzą śmierć oraz wojnę.
Podobną własność odczuwania obecności istot nadprzyrodzonych posiadają i konie, a dowodem tego ma być – zdaniem ludu ziemi sieradzkiej – nagłe stulenie uszu i niecierpliwe parskanie na widok nieczystej siły. Za niezawodną przepowiednię śmierci uważają, gdy konie, któremi ksiądz przyjechał z Panem Bogiem, stojąc przed domem chorego, „grzebią ziemię kopytami”, bo „choremu grób kopią” (Dukla). Przepowiednie kapłanów Słowian pomorskich z zachowania się konia świadczą – na podstawie analogji – o starożytności naszych wróżb. Pozornie wydaje się, że owe błahe znaki nie zostają w żadnym ze śmiercią związku, a wróżby z nich wysnute są nielogiczne. W istocie jednak zachodzi tu ścisłe powiązanie, a nawet pewna w rozumowaniu logiczność, właściwa umysłowi przedhistorycznemu. Oto przykład. Gdy koń zaprzężony do wozu z trumną obejrzy się za siebie, lud w okolicy Stoczka wróży rychłą śmierć kogoś we wsi. Zdawałoby się, że nie ma przyczynowego związku między obejrzeniem się konia a śmiercią włościanina. Atoli gdy sobie przypomniemy groźny charakter umarłego i wszystkich z nim zostających w styczności przedmiotów, gdy uprzytomnimy sobie powszechny przesąd nieoglądania się za siebie z obawy złego ducha, a dodamy do tego wietrzenie śmierci przez niektóre „wieszcze” zwierzęta, w obejrzeniu się konia, przeczuwającego śmierć zachłanną na życie ludzkie, widzieć będziemy więcej niż „dziwaczną wróżbę”. Posłami śmierci bywają i u innych ludów zwierzęta, obdarzone darem wieszczym. Gdy koń ma wyjechać do lekarza lub po lekarstwo do miasta, a nie chce z miejsca ruszyć, Słowacy na Węgrzech powiadają, iż dla chorego nie ma ratunku. Przejście przez miejsce, gdzie się konie tarzały, pociąga śmierć za sobą (w Siedmiogrodzie). Po powrocie z cmentarza baczą w Bośni, czy konie wiozące umarłego ziewają, otwarcie bowiem pyska tłumaczą sobie jako połknięcie duszy i wróżą śmierć w rodzinie. „Pies i kot czarny zdaniem Żydów w b. Królestwie – widzą anioła śmierci kroczącego za człowiekiem, a konie, wiozące nieboszczyka, widzą tego ducha postępującego przed niemi i są smutne, lękają się i pocą”.
W Polsce i na Rusi – jak w innych krajach – krąży podanie, że bydło w wigilję Bożego Narodzenia rozmawia. Jeden z gospodarzy, zakradłszy się do stajni, aby przekonać się o tem, usłyszał, jak woły mówiły, iż gospodarz za trzy dni umrze, co się w istocie spełniło. Rozpowszechnione to w Polsce i na Rusi podanie, iż woły na Boże Narodzenie w podsłuchanej przez gospodarza rozmowie przepowiadają jego rychły skon, znajdują swe paralele w innych krajach. Tak np. w Palatynacie wyższym, gdy woły (i konie) w wigilję Bożego Narodzenia parobczakowi nocującemu w stajni oznajmiły rychłą śmierć jego gospodarza, ten po otrzymaniu owej wiadomości wyzionął ducha (ze strachu).
Różne oznaki przepowiadają człowiekowi śmierć: „Gdzie krety poczną mocno ryć ziemię i na powierzchni ukaże się mnóstwo kretowin, tam niewątpliwie zaraza wkrótce zawitawszy, wykopie mnóstwo świeżych mogił”. Kret ryjący pod oknami chorego „sypie mu już mogiłę” (Czeczowo). Wyraźna analogja kształtu. W ogóle wróżby kretów opierają się na zasadzie analogji. „Jeżeli kret ryje ziemię w kierunku do chałupy, przybędzie w niej nowy człowiek (urodzi się), jeżeli zaś w kierunku od chaty, umrze ktoś w niej niezawodnie”. Grzebanie kreta pod progiem chaty na Rusi, w Slawonji, Chorwacji i Bośni wróży skon jednego z rodziny. Słowacy zapowiadają śmierć, gdy kret w obejściu albo ogrodzie wyrzuca ziemię na wierzch. Gdy kret wyrzuca ziemię pod oknem albo przed domem, zapowiadają w Ditmarskiem śmierć w tym domu. W Tyrolu, Styrji, Bawarji, Meklenburgu i Marchji Branderburskiej utrzymuje lud, że wyrzucanie przed domem ziemi (kretowiny) przez kreta wróży śmierć jednemu z domowników. Madziarzy i Serbowie przepowiadają wielką śmiertelność (mór, zarazę) z rozkopania ziemi przez kretów. Wiele przesądów tej kategorji odnoszących się do śmierci u romańskich i germańskich ludów opiera się na zewnętrznie stosowanej analogji lub symbolu. Krety, przebywające pod ziemią, i kretowiny, przypominające grób, wróżą jednemu z rodziny rychłą śmierć.
Jedną z najstarszych wróżb śmierci, najbardziej rozpowszechnionych w Europie jest hukanie sowy na dachu. Od wieków zauważono, że niektóre ptaki przeczuwają śmierć. Należą do nich sowa i kruk, uważane powszechnie za ptaków złowieszczych. Sowa, puszczyk, puchacz i tym podobne gatunki nocnych ptaków, rozmieszczone na całej kuli ziemskiej, życiem swem, pełnem tajemniczości budziły w społeczeństwach pierwotnych lęk i grozę. Niezwykła postać tego ptaka, przybierającego niezwyczajne postawy, gwałtowne ruchy, wzrok przeszywający ciemności, cichość lotu w nocy, ponury, przeraźliwy głos, prześladowanie go przez ptactwo, samotność, jego dziwne obyczaje, stały się od niepamiętnych czasów podstawą wiary, utrzymającej się dotychczas u ciemnego pospólstwa, w demoniczność tego ptaka. W pojęciu naszego ludu jest sowa wróżką śmierci, zwiastunką nieszczęścia, ptakiem złej doli. Wedle wyobrażenia ludu krakowskiego woła sowa:
Pójdź, pójdź!
Na plebańską grodź.
Dawniej były cmentarze przy kościele, obok niego stała plebanja. Dlatego sowę płomienistą lud nazywa Pódźką, od głosu pójdź, którym wywołuje komuś śmierć. Chłopcy wiejscy okładają ją batami, wołając: „A na lasy, a na bory!”. Puchacz w nocy krzyczący wywołuje złą duszę umierającego, zwołuje duszy zmarłych, a przychukuje nie tylko ludziom, lecz i bydłu. Gdy puchacze, walcząc o samicę, wydają nocą ponure głosy, lud powiada, że: „djabeł dręczy zaprzedane sobie dusze, które wydają jęki żałosne” lub „tłukąc się po lesie, żeni się z czarownicami na Łysej górze, wydając z niemi radosne krzyki”. Gdy się puszczyk drze, to się djabły radują. Przedrzeźniający głos puchacza „Wywiedź, wywiedź” (na cmentarz) uważają za śmiech szatana. Puszczyk w ogóle pozostaje w bliskich stosunkach z djabłem, towarzyszy mu i służy. Sowa w mniemaniu ludu naszego powstała z czarta, dlatego nie znosi światła dziennego. Djabeł i czarownica przybiera nieraz postać sowy.
I lud ruski wierzy, że sowa jest ptakiem złowróżbnym. Ażeby odwrócić nieszczęście od domu, obory lub stajni, zastrzeloną sowę przybijają na drzwiach, mówiąc: Już więcej nic nie zrobisz! Gdy puchacz krzyczy na dachu, ktoś z domowników umrze. Gdy znajduje się na strychu, to padnie bydło. Lud w Witkowie, widząc go wieczorem na drzewie, mówi, że to szatan, głos jego uważają za śmiech szatana. Puchacz towarzyszy złym duchom (Stanisławów). Głos sowy lub puchacza, odzywającego się kilkakrotnie na dachu domu, oznajmia Czechom rychłą śmierć jednego z rodziny (1823). Puchacz (tuhi) wydający przeraźliwy głos wróży i Chorwatom śmierć w domu, nad którym usiędzie. Niemiły krzyk sowy i puchacza w pobliżu zagrody albo nad chatą tłumaczą Serbowie w Bośni jako zapowiedź rychłej śmierci gospodarza lub gospodyni. Nie wymawiają imienia sowy (jejina), zwą ją, aby uniknąć złego, wielką czarodziejką. Puszczyk, zwany w Niemczech ptakiem śmierci (Totenvogel), woła swym osobliwym głosem:
Kom mit, Kom mit,
Bring Schiff und Spaten mit.
Pójdź z nami, Pójdź z nami,
Przynieś z sobą rydel i łopatę.
