O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach
Szkice z obyczajów XVII i XVIII wieku
Data wydania: 2020
Data premiery: 18 sierpnia 2020
ISBN: 978-83-66481-44-2
Format: 145x205
Oprawa: Twarda
Liczba stron: 336
Kategoria: Literatura popularnonaukowa
49.90 zł 34.93 zł
PASJONUJĄCY OBRAZ POLSKI Z OKRESU PROCESÓW CZAROWNIC i WSZECHOBECNEGO NIERZĄDU
„Dobrze, że nie żyjemy w tamtym ponurym okresie ciemnoty i zacofania” – te słowa profesora Bohdana Baranowskiego odpowiednio określają opisywane w książce wydarzenia i przedstawianych ludzi. Wiek XVII i XVIII w Polsce to czas, gdy za niegroźne z pozoru pomówienie kat wymierzał krwawą i bolesną karę. Nierząd mógł zakończyć się mrożącymi krew w żyłach torturami, zaś zgwałconej kobiecie lepiej było popełnić samobójstwo niż żyć w mroku przekleństwa.
Baranowski ukazuje świat, który dziś jest dla nas trudny do wyobrażenia. Istniały w nim czary i ludzie o nie oskarżani. Obok „ludzi gościńca”, funkcjonujących na granicy prawa lub poza nim, zgodnie żyły kurtyzany, których działalność prężnie kwitła mimo procesów, jakie im wytaczano. Autor barwnie opisuje przebieg takiego procesu, dbając o najdrobniejsze szczegóły.
Oparta w dużej mierze na księgach miejskich i aktach sądowych opowieść „O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach” to wyjątkowa lektura o bardzo ciekawym, pod względem obyczajów i kanonów moralnych, okresie w dziejach naszego kraju, o którym na co dzień niewiele się mówi.
Polska w czasach królów elekcyjnych! Dla znacznej części czytelników słowa te giną w dalekim poszumie skrzydeł husarskich szarżującej pod Kircholmem lub Wiedniem konnicy, w gromkich wiwatach wznoszonych w czasie wspaniałych uczt magnackich, gdy najdroższe wino lało się strumieniami, a stoły załamywały się pod stosami najwyszukańszego jadła. Dawne dobre czasy, gdy konie z orszaku posłów polskich wjeżdżających do zagranicznych stolic gubiły złote podkowy; dawne dobre czasy, gdy ipowsizechnie rozbrzmiewało hasło „za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”; dawne dobre czasy samouwielbienia i zachwytu nad panującymi w Polsce stosunkami; dawne dobre czasy, gdy… z mapy politycznej Europy wymazywano słowa „Rzeczpospolita Polska”.
Dobrze znamy charakterystyczny dla tego okresu przepych magnackich pałaców, wspaniałe uczty i wojaże. Jako tako orientujemy się w życiu szlacheckiego dworu lub domu zamożnego mieszczanina-patrycjusza. Ale prawie nic nie wiemy o tym, jak toczyło się życie w chłopskiej chałupie czy rozwalającej się lepiance mieszczańskiej biedoty, jakie były watrunki egzystencji bezdomnych ludzi gościńca.
Książka ta nie ma ambicji kreślenia pełnego obrazu życia tych najbiedniejszych warstw społeczeństwa. Omawia tylko niektóre zjawiska typowe dla tamtejszych czasów. Jej podstawowym materiałem źródłowym są akta sądowe. Nic więc dziwnego, że mówić będzie głównie o tym, jak te najbiedniejsze i najbardziej upośledzone warstwy społeczne znalazły się w konflikcie z prawem, twardym i surowym, stojącym na straży klasowych interesów warstw posiadających. Autor, pisząc tę książkę, nie unikał spraw drażliwych i drastycznych, nieraz nawet mrożących krew w żyłach. Z drugiej jednak strony nie miał tendencji wyolbrzymiania pewnych zjawisk. Chciał po prostu przedstawić życie dołów społecznych takim, jakie było ono w rzeczywistości.
Książka ta dotyczy terenów leżących między Prosną, Wartą, Pilicą i Bzurą, terenów stanowiących w dawnej Rzeczypospolitej obszar województw łęczyckiego, sieradzkiego i ziemi wieluńskiej, a także wschodniej części województwa kaliskiego.
Są regiony o granicach łatwych do określenia, o wyraźnej specyfice historycznej. Terminy takie jak Podhale, Kurpiowszczyzna, Warmia czy Śląsk Cieszyński – dla każdego czytelnika łatwe są do zlokalizowania, bez większego wysiłku można ustalić ich historyczną specyfikę regionalną. Znacznie trudniej jest określić poszczególne regiony na nizinnych obszarach. Dawne granice historyczne poszczególnych regionów, sięgające nieraz jeszcze przedchrześcijańskich czasów podziałów plemiennych, w znacznej części przetrwały jako granice jednostek administracyjnych dawnej Rzeczypospolitej, częściowo jednak uległy zatarciu. Granice rozbiorów, a także późniejsze podziały administracyjne w bardzo poważny sposób zaciążyły na poczuciu przynależności regionalnej poszczególnych terenów. Rzadko kto na przykład z mieszkańców Tomaszowa Mazowieckiego lub jego okolic orientuje się, że teren ten nigdy nie należał do dawnego Mazowsza, a dopiero podziały administracyjne z okresu porozbiorowego, kiedy to obszar ten przez pewien czasu wchodził w skład województwa mazowieckiego, spowodowały, że nowo założone miasto Tomaszów, w odróżnieniu od Tomaszowa Lubelskiego, otrzymało nazwę Mazowiecki. Bezsprzecznie na równinnych terenach środkowej Polski granice regionów były płynne i trudno jest nieraz dokładnie je ustalić.
Zasadniczo do najważniejszych obszarów środkowej Polski zaliczamy Wielkopolskę, Małopolską i Mazowsze. Każdy z tych terenów miał swoją specyfikę regionalną zarówno gospodarczą, społeczną, kulturalną, jak i językową. Ale między tymi obszarami leżały ziemie o wyraźnym charakterze przejściowym. W stosunkach gospodarczych, społecznych czy kulturalnych tych ziem znaleźć można elementy typowe dla obszarów sąsiednich. Nawet język, którym mówiła ludność tego regionu, był mieszaniną dialektu Małopolski, Wielkopolski i Mazowsza.
O terytorialnym wyodrębnieniu się Łęczyckiego i Sieradzkiego, ongiś stanowiących prawdopodobnie jeden obszar plemienny, zadecydowały względy historyczne. W okresie rozbicia dzielnicowego, na skutek panujących podziałów dynastycznych, wytworzyło się poczucie odrębności tych ziem, a konserwatyzm w stosunkach administracyjnych dawnej Rzeczypospolitej spowodował, że podziały administracyjne, jakie powstały w okresie zjednoczenia państwa polskiego w XIV wieku, z małymi zaledwie zmianami przetrwały prawie do rozbiorów.
Trochę inaczej kształtowała się historia małej jednostki administracyjnej – Ziemi Wieluńskiej, terenu przechodniego między Wielkopolską, Śląskiem a Małopolską, który później w dość luźny sposób związany został pod względem administracyjnym z województwem sieradzkim.
Typowy teren przejściowy mało różnił się od sąsiednich obszarów. Szczególnie prawie nieistotne dla stosunków gospodarczych i kulturalnych były granice administracyjne oddzielające zachodnią część województwa sieradzkiego od wschodniej części kaliskiego. Dlatego też nie będzie wielkim błędem metodycznym, jeśli materiałem pochodzącym z ksiąg miejskich kaliskich ilustrować będziemy pewne zagadnienia poruszane w tej książce. Nie mamy bowiem zamiaru niewolniczo trzymać się granic administracyjnych, a chodzi nam raczej o przedstawienie pewnych zjawisk na tym terenie przejściowym, jaki rozciągał się między Prosną, Wartą i Pilicą a górną Bzurą.
Był to teren równinny, w znacznej części nizinny, częściowo tylko przechodzący w wyżynę. Można by zresztą opuścić omówienie warunków geograficznych, które pozornie nie różnią się od obecnych. Pamiętać jednak trzeba, że pod wieloma względami warunki te w znacznym stopniu różniły się od tych, jakie spotykamy na tym terenie obecnie. Zacznijmy tu od pewnych różnic klimatycznych. Zagadnienie to nie jest jeszcze należycie zbadane. Można jednak wysunąć przypuszczenie, że klimat od końca XVI aż do początków XIX w. był trochę ostrzejszy niż obecnie, a liczba dni śnieżnych była znacznie większa.
Dość poważnie różniły się warunki hydrograficzne w tamtych czasach od warunków obecnych. Przez omawiany teren wolno płyną liczne rzeczki i strumienie. Różne drobne zapory, jakie stanowiły na przykład zwalone drzewa, powodowały, że tworzyły się bagniste rozlewiska, trudne nieraz do przebycia. Sporo było, szczególnie w środkowej części woj. łęczyckiego, bagien, które w drugiej połowie XIX w. na skutek prac melioracyjnych, zostały osuszone. Legendy czyniły je miejscem pobytu groźnych sił piekielnych, z osławionym królem błot łęczyckich, diabłem Banitą na czele.
Lasów, szczególnie we wschodniej części woj. łęczyckiego, było znacznie więcej niż obecnie. Niektóre jednak obszary, jak np. Wieluńskie, już w XVIII w. były prawie zupełnie wylesione. Mało więc było na tym terenie większych kompleksów leśnych, gdzie skryć by się mógł poszukiwany przez prawo zbieg.
Teren łęczycko-sieradzko-wieluński leżał na uboczu od najdawniejszych szlaków handlowych, którymi można było wywozić płody rolne do krajów zamorskich. Jeszcze w XVIII w. Warta na odcinku od Sieradza do Koła spławna była tylko w niektórych, bardzo krótkich okresach. Na Pilicy, Prośnie i Bzurze spław napotykał bardzo poważne trudności. Nic więc dziwnego, że dla stosunków gospodarczych tego regionu bardzo duże znaczenie miała wymiana handlowa ze Śląskiem. Wrocław też stanowił najważniejszy rynek zbytu dla produkcji rolniczej zachodniej części tego regionu. Dobra lub zła koniunktura na produkty rolnicze na rynkach śląskich w bardzo poważnym stopniu odbijała się na życiu gospodarczym tego regionu.
Dla wschodniej części regionu najważniejszym ośrodkiem wymiany gospodarczej był Piotrków, miasto nie tylko o dużym znaczeniu handlowym, ale również ważny ośrodek życia polityczno-administracyjnego, miejsce urzędowania Trybunału Koronnego. Północno-wschodnie skrawki woj. łęczyckiego ciążyły ku leżącemu już na terenie woj. rawskiego Łowiczowi, siedzibie pierwszego dostojnika duchownego dawnej Rzeczypospolitej, arcybiskupa gnieźnieńskiego, miasta sławnego ze swych wielkich jarmarków. Dla znacznej części woj. sieradzkiego i ziemi wieluńskiej głównym ośrodkiem miejskim był leżący w innym województwie Kalisz, miasto o pewnych wielkomiejskich tendencjach.
Miast na omawianym terenie było dość dużo. Trudno tu podać dokładne dane, gdyż niektóre z małych miasteczek raz zaliczane były do wsi, kiedy indziej do miast. Na przykład w województwie łęczyckim jeszcze w XVIII w. liczba miast w poszczególnych spisach wahała się od 19 do 25. Wiele dawnych miasteczek, jak np. w ziemi wieluńskiej Kamion, Toporów, Lututów, Osjaków, spadło następnie do rzędu wsi. W przybliżeniu w Łęczyckiem jedno miasto przypadało średnio na obszar mniejszy niż 200 km2, zaś w Sieradzkiem i Wieluńskiem na około 300–400 km2. Część miast stanowiła własność królewską, część z nich należała jednak do dóbr kościelnych lub szlacheckich.
Przeważnie były to małe miasta o rolniczo-rzemieślniczym charakterze. Mieszczanie w znacznej części posiadali gospodarstwa rolne, ale jednocześnie zajmowali się rzemiosłem lub handlem. Nawet jednak miasteczka o charakterze rolniczym stanowiły lokalne ośrodki produkcji rzemieślniczej i wymiany handlowej. Miały też duże znaczenie dla życia gospodarczego wsi. W XVI w. niektóre z miast regionu były poważnymi ośrodkami produkcji włókienniczej. Sukno z Sieradza, Szadka lub Brzezin znajdowało licznych nabywców, szczególnie wśród zamożnego chłopstwa. W XVII w. pauperyzacja ludności chłopskiej ograniczyła ten rynek zbytu, zaś wojny prowadzone w połowie XVII w. doprowadziły do zupełnej ruiny wytwórczość przemysłową miast. Proces odbudowy przebiegał powoli i zahamowany został nowymi zniszczeniami wojennymi z początków XVIII wieku. Dopiero pod koniec omawianego okresu, już w czasach Oświecenia, niektóre miasta przeżywać poczęły pewne ożywienie gospodarcze. W Lutomiersku, Strykowie, Będkowie lub Ujeździe próbowano otwierać zakłady przemysłowe o typie manufaktur. Próby te zresztą rzadko kiedy kończyły się powodzeniem.
Oprócz Piotrkowa, którego ludność pod koniec XVIII w. wynosiła około 5000, Kalisza liczącego przeszło 4000 mieszkańców (leżącego już jednak poza granicami administracyjnymi naszego regionu), a więc na owe czasy miast dość dużych, zaledwie kilka innych zaliczyć można było do średnich, a więc takich, których liczba mieszkańców przekroczyła 1000. Centra życia administracyjnego, a zarazem również poważne ośrodki rzemieślniczo-handlowe, jak Sieradz, Wieluń, Łęczyca, liczyły w ostatnich latach istnienia dawnej Rzeczypospolitej po około 1000–1300 mieszkańców. Trochę więcej ponad 1000 mieszkańców miały Brzeziny, Radomsko, Warta i Wieruszów. Niewiele mniej niż 1000 ludności miał Szadek, miasto, w którym zbierał się sejmik województwa sieradzkiego. Większość miasteczek regionu posiadała przeważnie od 400 do 700 mieszkańców. Istniały jednak miasta, których liczba ludności u schyłku dawnej Rzeczypospolitej wynosiła zaledwie około 200–300 mieszkańców (Łódź, Inowłódz, Dąbie, Krośniewice, Sobota). Nieraz jedynie tylko pod względem prawno-ustrojowym różniły się one od zwykłych wsi.
Większe miasta, jak Piotrków, Sieradz, Łęczyca czy Wieluń, miały pewną ilość budynków murowanych, przeważnie zresztą klasztorów lub rzadziej domów mieszkalnych, należących do najbogatszych mieszczan. Niekiedy posiadały jeszcze jakie takie obwarowania, nadające im charakter prawdziwych grodów. Obwarowania te uległy zresztą po większej części zniszczeniu w okresie wojen z połowy XVIII wieku. Olbrzymia jednak większość miast zabudowana była zwykłymi drewnianymi domami, nawet ratusze były zbudowane z drzewa, a jedynym murowanym budynkiem był kościół. Ulice nie były brukowane i przez większą część roku tonęły w błocie.
W większych miastach spotykało się bogatszych kupców lub rzemieślników, których można by zaliczyć do patrycjatu miejskiego. Warstwa zawodowej inteligencji, jak lekarze, prawnicy, urzędnicy, była bardzo nieliczna. Jedynie w Piotrkowie ze względu na zbierający się tam Trybunał Koronny istniało większe skupisko inteligencji zawodowej, przeważnie prawniczej. Pod względem przynależności społecznej inteligencja ta związana była raczej ze szlachtą niż z mieszczaństwem. W Wieluniu w roku 1791 ta grupa osób, którą zaliczyć można do formującej się wówczas inteligencji zawodowej, składała się z jednego lekarza i dwóch urzędników. Można mieć natomiast wątpliwości, czy do grupy tej należy zaliczyć trzech miejscowych felczerów i cztery akuszerki. W całym woj. sieradzkim przy końcu XVIII w. był jeden lekarz w Piotrkowie, dwóch aptekarzy także w Piotrkowie, a liczba felczerów przedstawiała się następująco: w Piotrkowie sześciu, w Sieradzu dwóch, w Radomsku i Warcie po trzech, w Pajęcznie jeden. Można też mieć duże wątpliwości co do poziomu kulturalnego i wykształcenia nawet wspomnianych urzędników i lekarzy, nie mówiąc już o felczerach.
Dość liczne, szczególnie po większych miastach, było duchowieństwo. W Wieluniu pod koniec XVIII w. samego kleru zakonnego było około 70 osób (w 1790 r. 52 zakonników i 20 zakonnic), co stanowiło około 6–7% całej ludności miasta. Toteż kler wywierał na życie kulturalne tych ośrodków wpływ dominujący.
Przeważającą część ludności miasta stanowili rolnicy lub rzemieślnicy posiadający małe gospodarstwa rolne. Rzemieślników lub kupców, którzy by się wyłącznie zajmowali pracą w swoim zawodzie, spotkać można było przeważnie tylko w większych miastach. Władza samorządu miejskiego spoczywała też zawsze w rękach właścicieli nieruchomości miejskich – rolników i rzemieślników.
W większych miastach sporo było różnego rodzaju najemników, wyrobników, służby, ludzi luźnych, żebraków, ubogich pozostających w tzw. szpitalach. W XVI w. poważnym ośrodkiem zatrudnienia dla tej biedoty były Brzeziny, centrum produkcji włókienniczej. Staropolski pisarz Sebastian Petrycy, zwracając się w swej odzie Nie każdemu wieku wszystko przystoi do starej kobiety, mówił:
Już w Brzezinach ciebie
Len wabi do siebie.
Już wełna bardziej niż lutnia strojona
Każeć się bawić około wrzeciona.
Wprawdzie w XVII i pierwszej połowie XVIII w. coraz to trudniej było w miastach znaleźć pracę, ale mimo to nadal były one głównym schroniskiem dla biedoty. Pod koniec XVIII w. większe ożywienie gospodarcze spowodowało, że w miastach zwiększyła się ilość biedoty. Według danych statystycznych z końca XVIII w. w Sieradzu, Warcie i Wieluniu ludność tego pokroju stanowiła prawie połowę ogółu mieszkańców, w mniejszych zaś miasteczkach, jak np. w Szczercowie, Brzeźnicy i innych, około jednej trzeciej lub jednej czwartej ogółu.
Mówiąc o właścicielach dóbr ziemskich na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej, mamy na myśli przeważnie potężnych i bogatych magnatów, właścicieli setek wsi i miast. Reprezentowali oni typ własności feudalnej przeważający na ziemiach litewsko-ukraińskich dawnej Rzeczypospolitej, a także w Małopolsce. Natomiast w naszym regionie większe posiadłości magnackie były bardzo nieliczne. Najmożniejszymi posiadaczami ziemskimi byli zresztą przeważnie potężni feudałowie duchowni, jak arcybiskupstwo gnieźnieńskie (Piątek, Grzegorzew, Tum, Uniejów, we wschodniej części woj. kaliskiego Turek i Opatówek), kapituła gnieźnieńska (dobra wieluńsko-kamionczańskie, mazewskie), biskupstwo włocławskie (dobra wolborskie, łódzko-niesułkowskie), kapituła krakowska (dobra rzgowsko-pabianickie) i inne. Pod koniec XVIII w. w rękach duchowieństwa znajdowało się 14,1% wszystkich wsi woj. łęczyckiego oraz 22,6% wszystkich gospodarstw chłopskich. W Wieluńskiem zaś 19,1% wszystkich wsi i 23,6% wszystkich gospodarstw chłopskich.
Większa własność świecka była stosunkowo nieliczna. Sporo natomiast było fortun kilkuwioskowych. W ciągu drugiej połowy XVII i w XVIII stuleciu ilość ich jeszcze wzrosła. Np. w woj. łęczyckim w drugiej połowie XVI w. 20,4% wszystkich wsi szlacheckich należało do szlachty kilkuwioskowej, pod koniec zaś XVIII w. już 56,9% wsi. W ziemi wieluńskiej odsetek ten wzrósł w tym czasie z 39% do 70,8%. Musimy jednak pamiętać, że w olbrzymiej większości były to posiadłości szlachty dwu- lub trzywioskowej. Np. jeszcze przy końcu XVIII w. w woj. łęczyckim zaledwie 9 właścicieli ziemskich miało więcej niż 5 wsi, a największa posiadłość szlachecka składała się z 13 wsi. W ziemi wieluńskiej największy kompleks dóbr liczył 13 i pół wsi, drugi 6, wszystkie inne miały mniej niż po 5 wsi.
Kilkuwioskowe kompleksy dóbr przeważnie pozostawały w rękach miejscowej zamożniejszej szlachty. Niektórzy zresztą przedstawiciele sieradzkich czy łęczyckich najzamożniejszych rodów ziemskich doszli do pokaźnych majątków, rozrzuconych przeważnie po innych ziemiach dawnej Rzeczypospolitej. W XVII w. właścicielami wielkiej fortuny na Ukrainie i w Małopolsce stali się wywodzący się z Koniecpola Koniecpolscy, na Litwie zaś wzbogacony ród szlachecki z Łęczyckiego – Wiesiołowscy. W XVIII w. zamożny właściciel dóbr Bąkowa Góra w Radomszczańskiem Adam Małachowski doszedł do magnackiej fortuny, też rozproszonej przeważnie po innych województwach.
W XVIII w. na omawianym terenie jako właściciele większych majątków poczęli się pojawiać przedstawiciele potężnych rodów magnackich z Litwy i Ukrainy. Kasztelan połocki Adam Brzostowski, posiadacz znacznej fortuny w W. Ks. Litewskim i na Wołyniu, był właścicielem największych dóbr w ziemi wieluńskiej, Czarnożyły. Sanguszkowie posiadali Lutomiersk w woj. sieradzkim i Poddębice w woj. łęczyckim. Rezydencją jednego z Radziwiłłów stał się Nieborów w woj. rawskim, położony blisko granicy woj. łęczyckiego.
W posiadaniu wielkich feudałów, zarówno kresowych jak i miejscowych, znajdowały się królewszczyzny. Stanowiły one w Łęczyckiem 5,9% wszystkich wsi, w Wieluńskiem 10,2%. Częściowo pozostawały one w administracji samych posesorów, częściowo oddawane były w dzierżawę miejscowej szlachcie.
W rękach szlachty jednowioskowej w Wieluńskiem w drugiej połowie XVI w. było 27,1% wszystkich wsi szlacheckich, w końcu XVIII w. 20,9%; w Łęczyckiem odsetek ten spadł w tym okresie z 34,2% do 27,1%. Bardziej jeszcze skurczyła się własność szlachty cząstkowej, posiadaczy części wsi. W Łęczyckiem w drugiej połowie XVI w. tego rodzaju cząstkowych posiadaczy było 1660, a w ich rękach znajdowało się 45,4% wszystkich wsi szlacheckich. W końcu XVIII w. liczba ich spadła do 376, a stan posiadania do 14%. W Wieluńskiem stan posiadania szlachty cząstkowej spadł z 33,9% do 8,3% wszystkich wsi szlacheckich. Władza takiego szlachcica cząstkowego rozciągała się przeważnie na kilku chłopów. W Wieluńskiem w drugiej połowie XVI w. przeciętnie na jednego właściciela ziemskiego z tej kategorii przypadało 7 poddanych. Byli wśród nich i tacy, którzy dysponowali zaledwie 1 lub 2 poddanymi. Wreszcie wspomnieć można o szlachcie zagrodowej, która nie posiadała zupełnie poddanych. Gospodarstwa tej biedoty szlacheckiej były przeważnie bardzo małe. W drugiej połowie XVI w. w Wieluńskiem średnia ich wielkość wynosiła przeciętnie po 20 morgów, a w Łęczyckiem niewiele więcej niż 10.
Przyzwyczajeni jesteśmy patrzeć na życie klasy feudalnej przez okna magnackiego pałacu lub zamożnego ziemiańskiego dworu. Tymczasem dla omawianego regionu najbardziej reprezentatywna jest szlachta cząstkowa, jedno- lub dwuwioskowa, której warunki materialne nie przedstawiały się najlepiej. Pan kilku lub kilkunastu poddanych mieszkał przeważnie w niewielkim dworku, krytym słomą, gdzie często zamiast podłogi znajdowała się ubita z gliny polepa. Sprzęty w takim dworku były prostej, ciesielskiej roboty. Nieliczne kilimki lub zawieszona na ścianach broń stanowiły jego jedyną ozdobę. Na szlacheckim stole nie brakowało jadła, ale było ono proste, podawane w drewnianych lub glinianych misach. Nie można było pozwolić sobie na żaden zbytek, gdyż na to potrzebne były niełatwe do zdobycia pieniądze.
A cóż dopiero mówić o biedocie szlacheckiej! Warunki jej życia były bardzo prymitywne, nieraz też głód zaglądał do okna zrujnowanego dworu zagrodowego szlachcica. Co roku znaczna ilość szlacheckiej młodzieży, przeważnie synów ubogich „piskorków” łęczyckich, ciągnęła na wschód, aby w służbie wojskowej lub czepiając się magnackich klamek poprawić swój los.
Położenie chłopów w XVI w. przedstawiało się jeszcze dość dobrze. Sporo było wówczas zamożnych kmieci, których stan majątkowy był nieraz lepszy niż zagrodowej szlachty. Małżeństwa miedzy szlachtą a bogatymi chłopami nie należały wówczas do rzadkości. Nie były one też, jak to miało miejsce później, źle widziane przez ogół. Znaczne pogorszenie w położeniu chłopów nastąpiło w drugiej połowie XVI w., a szczególnie w ostatnim dwudziestopięcioleciu tegoż stulecia. Bardzo szybko wzrastał wymiar pańszczyzny. Kajdany poddaństwa stawały się coraz cięższe. Przepaść między stanem chłopskim a szlacheckim stawała się coraz głębsza. Powoli następowała ogólna pauperyzacja ludności chłopskiej. Zniszczenia wojenne z połowy XVII w. wpłynęły również na pogłębienie nędzy panującej na wsi.
Wśród ludności chłopskiej istniało dość duże zróżnicowanie społeczne. W pewnym przybliżeniu można przyjąć dla omawianego terenu w XVII i XVIII w. następujące grupy ludności chłopskiej: kmiecie, teoretycznie posiadający włókę ziemi ornej, w rzeczywistości zaś znacznie mniej. W XVIII w. była to już zresztą grupa dość nieliczna. Najliczniejsi natomiast byli tzw. półrolnicy. Posiadali oni pół włóki, w rzeczywistości zaś gospodarstwa ich były przeważnie trochę mniejsze. Niewiele mniej niż półrolników było tzw. zagrodników. Zasadniczo posiadali oni 1/4 włóki, czyli „kwartę”, w rzeczywistości gospodarstwa ich wahały się od 3 do 10 morgów. Wreszcie osobną grupę stanowili komornicy, posiadający własne chałupy albo mieszkający po dwóch w tzw. dwojakach, albo też zajmujący część chałup bogatszych chłopów. Komornicy posiadali niewielkie gospodarstwa przeważnie jedno- lub trzymorgowe lub też „przysiewali się” na gruntach dworskich.
Obciążenie ludności chłopskiej było w XVIII w. bardzo wysokie. W dobrach szlacheckich wynosiło ono około 3–5 dni w tygodniu pańszczyzny ciągłej (tzn. za pomocą pary wołów) z gospodarstwa półrolniczego. Każdy dzień pańszczyzny ciągłej mógł być zamieniony na dwa dni pańszczyzny pieszej. Prócz tego na chłopach ciążył obowiązek dodatkowych robót, jak np. tłoki w czasie żniw, tzw. trzody (obowiązek kolejnego pasania trzody), stróży (obowiązek pilnowania zabudowań dworskich) itd. Czynsz w pieniądzach i w naturaliach w dobrach szlacheckich nie przedstawiał większego znaczenia, natomiast odgrywał on jeszcze pewną rolę w królewszczyznach i dobrach duchownych, gdzie zresztą obowiązki pańszczyźniane były mniejsze. Poważne znaczenie dla chłopów miały ciężary na rzecz Kościoła. Największą rolę odgrywały tzw. dziesięciny. Dawał je chłop albo w naturaliach, albo w gotówce. Znacznie wygodniejsza dla chłopów była dziesięcina w gotówce. Wyznaczony dawno ryczałt na skutek pewnej dewaluacji pieniądza tracił na znaczeniu. Wtedy więc gdy w interesie Kościoła było wymierzanie dziesięciny w naturaliach, chłop starał się ją zastąpić ryczałtem w gotówce. Na tym tle dochodziło nieraz do długotrwałych sporów (np. we wsiach starostwa kłodawskiego, lubocheńskiego i inowłodzkiego). Znacznie mniejsze znaczenie niż dziesięciny miały inne opłaty na rzecz Kościoła.
Podatki, do jakich obowiązany był chłop, nie były może zbyt wysokie. Natomiast chaos panujący w stosunkach skarbowych, rekwizycje wojskowe, połączone z rabunkami a nieraz ze zniszczeniami całych wsi, dawały się chłopom we znaki.
W XVII i XVIII w. stan zabudowy wsi przedstawiał się bardzo źle. Zasadniczo chałupa składała się z trzech części: sieni, izby i komory. Bardzo dużo jednak chałup miało tylko sień i izbę, a zdarzały się i takie, w których była tylko izba bez sieni. Były to nieraz prymitywne budy sklecone z chrustu i gliny. Budując pomieszczenia dla uboższej ludności chłopskiej, dla komorników czy pracowników folwarcznych, dwór stawiał chałupy podwójne, tzw. dwojaki, niekiedy zaś nawet i poczwórne, tzw. czworaki.
Zabudowania gospodarskie w zagrodzie chłopskiej składały się przeważnie ze stodoły i budynku dla inwentarza, zwanego w źródłach obórką, stajnią lub chlewem. Niekiedy dla drobiu i świń były jeszcze osobne kurniki lub chlewki, oparte o ściany obory lub chałupy. Budynki gospodarskie były zbudowane byle jak, najczęściej nie z drewna, lecz z gliny i chrustu. Z braku słomy dach kryto czasami tatarakiem.
Bardzo zły stan zabudowań gospodarskich powodował, że zimą trzymano część inwentarza, jak np. drób, świnie, cielęta, owce i kozy, w izbie lub sieni. Niekiedy zresztą nawet i większe, ale wymagające specjalnej opieki sztuki inwentarza trzymane były zimą w chacie.
Chałupa chłopska spełniała również i inną rolę gospodarczą. Była ona spichrzem, gdzie przechowywano zboże na przemiał, na zasiew i na sprzedaż oraz magazynem, gdzie składane były drobne narzędzia gospodarcze. Tu wreszcie zimą wykonywano różne zajęcia związane z reperacją i produkowaniem niektórych nowych narzędzi gospodarczych, przędzeniem i tkaniem, przygotowywaniem pokarmu dla inwentarza żywego itd. Zasadniczo, sień i komora przeznaczone były na magazyn i spichrz, a całe życie rodziny, także wykonywanie wszystkich zajęć gospodarskich, koncentrowało się w izbie.
W chatach chłopskich znajdowało się niewiele sprzętów służących do celów mieszkalnych. Były to przeważnie stoły, ławy, stołki i półki. Sypiano przeważnie na ławach, łóżka były rzadkością. Odzież przechowywano w skrzyniach. Do przechowywania ziarna oraz do różnych czynności gospodarczych służyły kłody, beczki, słomiany, cebry, konwie itd. Do przeróbki mleka posiadał chłop drewnianą, a niekiedy i glinianą maślnicę oraz różne garnki i faski. Do przygotowywania pożywienia służyły kociołki, konwie, garnki gliniane, garnuszki, miski, dzbanki itd. U bogatszych chłopów spotykamy cynowe misy oraz cynowe lub szklane butelki. Jadano na glinianych misach lub na drewnianych talerzach. Do jedzenia służyły drewniane łyżki, chociaż w XVIII w. zaczęły pojawiać się już łyżki metalowe (blaszane).
Mimo istnienia dość dużej liczby młynów znaczna część chłopów posiadała swoje żarna i stępy. Należy przypuszczać, że we własnym domu przerabiano ziarno na kaszę, a częściowo i na mąkę.
Na podstawie ułamkowych danych, jakie zawierają wykazy ruchomości chłopskich, można stwierdzić, że jeśli chodzi o sprzęty, naczynia i pościel, to stan ich znacznie lepiej przedstawiał się w XVI i pierwszej połowie XVII w. niż później, po wojnach z połowy XVII i początków XVIII stulecia, lub nawet przy końcu XVIII wieku.
Taki sam niedostatek przejawiał się w zaopatrzeniu ludności chłopskiej w odzież. Ze względu na trudności bazy paszowej gospodarstwo chłopskie nie było w stanie trzymać więcej niż jedną lub dwie owce. W owych czasach z owcy otrzymywano przeciętnie około 600–800 gramów wełny rocznie, nie używano zupełnie bawełny, a lnem czy konopiami obsiewano niewielkie tylko kawałki pola. Własnym przemysłem sporządzone ubranie noszono przez długie lata. W końcu było ono w takim stanie, że w inwentarzu dobytku chłopskiego zapisywano je w następujący sposób: „sukmana z łat samych” lub „sukmana, na niej łat różnej barwy nr 36”. Nawet najzamożniejsi chłopi posiadali odzieży bardzo mało. Biedota miała nieraz na sobie tylko łachmany.
O nędznym odżywianiu się chłopów obrazowo pisał znany autor książek rolniczych z XVII w. Jakub Kazimierz Haur, że od samego zapachu gotowanych przez chłopów potraw należy uciekać, bo „ledwie by pies powąchał, co ci niebożęta z głodem zażywać muszą, bo jeśli się który chłop ma dobrze, to sobie i czeladzi śmierdzącym jadło okrasi olejem. Jeśli zaś niedostatni, gdy go i na taką nie stanie okrasę, to tylko z wodą samą jałową lada chwasty nagniłe, jarzyny z pośladami, krup lub grubych klusków zażywają” .
Istotnie czasy, o których piszemy, były okresem pełnym kontrastów. W magnackich pałacach uginały się stoły pod ciężarem półmisków wyszukanego jadła, również i w dworach szlacheckich jadano obficie, choć mniej wykwintne potrawy. Natomiast dla ludności chłopskiej sprawa wyżywienia była najczęściej bardzo poważnym problemem i szczególnie w latach nieurodzajów nie tylko biedota, ale i średnio zamożni chłopi cierpieli głód.
Produkcja gospodarstwa chłopskiego z trudem starczała na utrzymanie rodziny chłopskiej. Przy jednostronnym jednak nastawieniu rolnictwa na uprawę zbóż dość często zdarzały się lata nieurodzaju, gdy ziarna starczało tylko na siew. Wówczas nawet przed zamożnym chłopem stawało widmo głodu. Dlatego też dla biedoty wiejskiej co roku, a dla innych chłopów w okresie nieurodzaju, bardzo ważną rolę odgrywały tzw. „dzikie żniwa” – zbiór grzybów, jagód, nasion traw (manna), szczawiu. Pewne znaczenie miał również sok ściągany z brzóz. W latach głodu żywiono się nawet pokrzywami, różnym zielskiem, młodymi liśćmi i korą z drzew.
Gospodarstwo chłopskie dalekie było od zupełnej samowystarczalności. Z produktów spożywczych chłop kupować musiał sól, piwo (którego konsumpcja była w tym czasie jeszcze bardzo duża), gorzałkę. Liczne więzy gospodarcze łączyły go z rzemieślnikami wiejskimi czy też z sąsiedniego miasteczka. Pewną, dość zresztą ograniczoną liczbę towarów (wyroby żelazne itp.) nabywał u kupców z sąsiednich miasteczek lub nawet w czasie odbywania podwód w Warszawie, Włocławku, Toruniu lub Wrocławiu. Tak samo część produkcji chłopskiej sprzedawana była poza obręb gospodarstwa. Szczególnie w drugiej połowie XVIII w. te powiązania gospodarstwa chłopskiego z rynkiem stawały się coraz to silniejsze. Mimo wszystko były one jeszcze znacznie słabsze niż np. w XVI stuleciu.
W drugiej połowie XVII i w XVIII w. warunki bytowe chłopa były więc bardzo ciężkie. Minęły dawne „dobre” czasy z XV i XVI w., kiedy to na wsi panowała znaczna jak na owe czasy zamożność. Pogorszenie położenia ludności chłopskiej, które na tym terenie nastąpiło przy końcu XVI i w pierwszej połowie XVII w., zniszczenia wojenne, coraz większy ucisk i wyzysk folwarczno-pańszczyźniany doprowadziły wieś do nędzy. Od końca XVI w. pauperyzacja ludności chłopskiej następowała coraz wyraźniej. W drugiej połowie XVII i w XVIII w. nawet przy dobrym urodzaju w średniej wielkości gospodarstwie chłopskim występował niedobór produktów konsumpcyjnych i zaspokojenie nawet najbardziej prymitywnych potrzeb bytowych nastręczało poważne trudności. A trudności te zawsze godziły w biedotę chłopską i potęgowały się jeszcze w latach nieurodzaju, gdy skutki głodu i nędzy pociągały za sobą liczne śmiertelne ofiary. Niewielka tylko na tym terenie grupa bogatych chłopów żyła we względnie lepszych warunkach.
Coraz to bardziej uciskany chłop, prowadzący niekiedy niemal zwierzęcą wegetację, niejednokrotnie buntował się przeciwko feudalnemu uciskowi i wyzyskowi. Ze względu na strukturę gospodarczą i społeczną walka klasowa chłopów tego regionu nie obfitowała może w tak dramatyczne momenty, jak wystąpienia ludności wiejskiej na wschodnich ziemiach dawnej Rzeczypospolitej. Była jednak silna, uciskany chłop różnymi sposobami starał się uwolnić od ciężkiego, pańszczyźnianego jarzma. Samorzutna i najczęściej źle zorganizowana akcja prawie zawsze kończyła się niepowodzeniem. Podziwiać jednak można upór wsi, jak np. u chłopów ze starostwa klonowskiego w Sieradzkiem, którzy przez dwa stulecia prowadzili niemal ustawiczny spór z posesorami tej królewszczyzny.
W XVI w. na terenie omawianego regionu znajdowały się rozwijające żywą działalność ośrodki kulturalne. Nie jest kwestią przypadku, że cały szereg najwybitniejszych pisarzy i myślicieli polskiego odrodzenia związany był pochodzeniem lub terenem działalności z województwem sieradzkim i łęczyckim. Wymienić tu można chociażby Andrzeja Frycza Modrzewskiego, Grzegorza Pawła z Brzezin, Marcina i Joachima Bielskich, Cypriana Bazylika i innych. Odnosi się wrażenie, że szczególnie żywymi ośrodkami kulturalnymi były wówczas miasta Sieradz, Piotrków i Brzeziny. Prawdopodobnie wysoki był też poziom kulturalny ziemiaństwa, szczególnie ze wschodniej części woj. sieradzkiego.
W XVII w. w całej Polsce nastąpił ogólny upadek kultury. Znacznie silniej może nawet niż w innych regionach zjawisko to wystąpiło na omawianym terenie. Szczególnie po wojnach w połowie XVII w. poziom umysłowy miejscowego ziemiaństwa i mieszczaństwa uległ bardzo poważnemu obniżeniu. A gdy nawet w drugiej połowie XVIII w. nastąpiły dość istotne zmiany w życiu kulturalnym kraju, gdy rozpoczęły się czasy oświecenia – gdzieś tam nad Wartą, Prosną czy Pilicą życie toczyło się po staremu. Ciemna, zacofana szlachta z dziwnym uporem występowała przeciw wszelkim reformom. Sejmik łęczycki protestował przeciwko Komisji Edukacji Narodowej. W miastach tego regionu miały miejsce najbardziej obskuranckie wystąpienia ludności. Nadal powszechnie szerzyła się wiara w diabły i czarownice. Powoli jednak i do tego partykularza przedostawać się poczynały pierwsze przebłyski oświecenia. Istotne zmiany w życiu gospodarczym i kulturalnym tego regionu nastąpiły jednak dopiero w XIX wieku.