Lewy brzeg. Łowiska tom1
Data wydania: 2015
Data premiery: 29 września 2015
ISBN: 978-83-7674-466-7
Format: 130x200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 400
Kategoria: Literatura współczesna
34.90 zł 24.43 zł
Czy uczucie, które ich połączyło, jest jedynie oznaką ciążącej na nich klątwy?
Paweł całe życie wierzył, że jego rodzina padła ofiarą uroku. Za cel powziął sobie odnalezienie kobiety, która – jak był przekonany – była odpowiedzialna za śmierć jego rodziców. Zamiast niej odnalazł jej córkę, Majkę. Wiedziony pragnieniem zemsty, nie spodziewał się, jak ta znajomość się dla niego zakończy. Czyżby dziewczyna była zaledwie kolejną ofiarą klątwy? Widmo dawno zmarłej tajemniczej Matyldy zdaje się to potwierdzać…
Dla Majki niespodziewane pojawienie się w jej życiu Pawła będzie zapowiedzią wielkich zmian. Tylko czy będą to zmiany na lepsze? Jakie są jego prawdziwe intencje? Co tak naprawdę Paweł do niej czuje? Czy miłość okaże się tylko erotyczną grą? I kim jest rudowłosa piękność, która od niedawna nawiedza Majkę w snach? Może prawda wyjdzie na jaw w rodzinnym domu Pawła, w urokliwych Łowiskach…
To książka dopracowana w każdym szczególe i zaskakująco dobra. Z niecierpliwością oczekuję na kontynuację serii Łowiska i na kolejne spotkanie z nietuzinkowymi postaciami, jakie stworzyła Anna Kasiuk.
Anna Grzyb, Pisaninka
asymaka.blogspot.com
Tajemnicza, mroczna i klimatyczna historia, pełna zagadek i zawiłości ludzkiego losu.
Krystyna Meszka, Literacki Świat Cyrysi
cyrysia.blogspot.com
Autorka popisowo kreśli portrety swych bohaterów – intymną grę uczuć i emocji – bez skrępowania pokazując też erotyczny wymiar związku Majki i Pawła.
Sylwia Winnik, Czas na Książki
czasnaksiazki.pl
Prolog
Za oknem budził się kolejny dzień. Niebo powoli nabierało rdzawo-cynowych barw. Kobieta siedziała z podkurczonymi nogami w fotelu. Brodę oparła na kolanach i wpatrywała się w niebo za oknem. Nie zmrużyła oka tej nocy. Powietrze w pokoju było ciężkie, przesiąknięte wilgocią i zapachem wtopionej w asfalt ropy.
Nagle niebo rozbłysło. Jej pokój rozjaśniła blada poświata, a szyby w oknach starej kamienicy zadrżały od przemierzającego niebo grzmotu. Podskoczyła, słysząc wtórujący grzmotom coraz silniejszy wiatr. To był pierwszy raz, kiedy burza obudziła w niej tak dziwne uczucie pustki, i to we własnym mieszkaniu. Poczuła się obco. Bezgłośnie opuściła stopy na rozgrzaną podłogę, a wzrokiem powiodła po szarych, uśpionych jeszcze ścianach pokoju. Entuzjazm i euforia, które od jakiegoś czasu wypełniały jej życie, uleciały gdzieś nagle i szybko jak spłoszony ptak.
Skąd ta nagła zmiana, kiedy w końcu znalazł się przy jej boku mężczyzna, z którym gotowa była pójść bodaj na koniec świata, który fascynował ją i jednocześnie wciąż trochę przerażał? Skąd to zwątpienie i nieznośnie kołaczące się wewnątrz przeczucie, że w życiu nie można liczyć na szczęśliwe zakończenia?
Podniosła się z rattanowego fotela i powoli podeszła do szerokiego łóżka, na którym spał on. Jej mężczyzna. Przysiadła na krawędzi i z nieukrywaną przyjemnością wpatrywała się w jego bladą twarz. Wyciągnęła rękę, chcąc go obudzić, jednak zaniechała tego zamiaru. Porozmawia z nim jutro, mimo nieopisanej potrzeby usłyszenia jego głosu, jakby w obawie, że może to już więcej nie nastąpić. Delikatnie odsunęła lekką narzutę, omiatając jego nagie ciało spojrzeniem, i wsunęła się do środka. Poczuła gorące, stalowe piersi, które przycisnęły się do jej pleców. Okryła się jego ramieniem i mocno zacisnęła powieki. Chciała zasnąć. Za wszelką cenę pragnęła, żeby te wątpliwości odpłynęły i pozwoliły jej dalej cieszyć się tym, co otrzymała od losu.
I
Głośny dźwięk niemal wwiercał się w skronie. Majka powoli otworzyła oczy, ostatkiem sił starając się zatrzymać uciekający sen. Dzwonił telefon. Sięgnęła ręką i przysunęła aparat do ucha:
– Halo?
– No hello, śpiąca królewno! Czyżbym cię obudziła? – Rozszczebiotany głos dźwięczał w słuchawce.
– Ewciu, jest piątek. Mam dziś drugą zmianę. Zapomniałaś? – Majka zacisnęła powieki w nadziei, że uda jej się jeszcze wrócić w ciepłe objęcia snu, a jej przyjaciółka wspaniałomyślnie przeprosi i rozłączy się.
– Kochanie, wiem, wiem. Ale nie mogłam się doczekać, żeby ci powiedzieć, że mam ją. Mam tę pracę!
– No nie mogę w to uwierzyć! Jak ty to robisz, dziewczyno? – Majka usiadła na łóżku, a resztki snu bezpowrotnie rozpierzchły się gdzieś między zacienionymi jeszcze zakamarkami jej szarego pokoju.
– Kochana, zawsze powtarzam, że trzeba iść do przodu za wszelką cenę. A ty wciąż uparcie bronisz się przed światem, który cię przecież potrzebuje!
– Jasne. Nie jestem taka jak ty. Nie potrafię tak.
Dziewczyna sięgnęła pamięcią do zdarzenia sprzed kilku miesięcy, kiedy to dostała świetną propozycję pracy, za rewelacyjne pieniądze, ale… No właśnie, ale propozycja wiązała się jeszcze z przebrnięciem przez łóżko kochliwego personalnego, a to kłóciło się z podejściem Majki do osiągania postawionych sobie zawodowych celów. Wzdrygnęła się na samo wspomnienie jego tłustych włosów i pewności siebie, z jaką przedstawiał jej możliwości kariery w prywatnej klinice, o pracy, o której tak marzyła. Wciąż widziała obleśne spojrzenie niemal wpijające się w jej cycki.
Podniosła się z łóżka i wyjrzała przez okno. Brudny szary śnieg zalegał jeszcze na dachach pobliskich kamienic, długie, ciężkie sople zwisały niebezpiecznie z rynien i dachów. W oknach mieszkań, które zawsze obserwowała, kiedy wieczorami siadywała przy biurku, wisiały smutne szare firanki. Nigdy nie widziała w tych oknach ludzi. Nikt nie wyglądał przez nie, nigdzie nie stały doniczki z kwiatami. Kamienice były smutne, naznaczone dziurami po kulach jeszcze z okresu wojny. Ich szare okna wyglądały jak wielkie oczy potworów, które wciągnęły swoich mieszkańców w przepastne i smutne wnętrza, pamiętające jeszcze lata świetności, kiedy warszawska Praga lśniła niczym kryształ w koronie stolicy.
Majka mieszkała w starej kamienicy odkąd pamiętała. Zawsze ponure i pozbawione wyrazu otoczenie było jej domem. Domem, który kochała i do którego była przywiązana. Jednak całą sobą pragnęła wyrwać się stąd. Przeniosła wzrok dalej i wyżej, na drugi brzeg Wisły, skąd rzucały swój blask złote kopuły zamku królewskiego i pięknie odrestaurowane kolorowe kamienice starego miasta. Zaczerpnęła głęboko powietrza i uśmiechnęła się do swoich marzeń. Wszystko miała zaplanowane i zamierzała trzymać się tego planu za wszelką cenę. Bo to dzięki niemu jej życie miało nabrać barw i miało toczyć się tak, by dawało poczucie spełnienia i satysfakcji.
– Majka? Jesteś? – Z zadumy wyrwał ją głos Ewy, przyjaciółki, która była zawsze obecna w jej życiu. Znały się od przedszkola. Od dnia, kiedy wprowadziły się do starej dzielnicy, stały się nierozłączne.
– Jestem. Zamyśliłam się.
– Jasne. Znowu wizje twojej świetlanej przyszłości w praskiej przychodni? Kochanie, obudź się. Kokosów nie zbijesz, a pomagać przecież możesz i za pieniądze.
– Wiem, Ewa, ale poczekam na swoją kolej. Nie będę pchała się do łóżka tego wieprza. To nie w moim stylu. Zobaczysz, ja też kiedyś zarobię, kupię piękny dom i będę miała gromadkę dzieci. I oczywiście mojego księcia…
– Ja nie poszłam do łóżka z tym wieprzem. Przynajmniej na razie… – Ewa wybuchła gromkim śmiechem.
– Jesteś okropna. Jak możesz się z tego śmiać? – Majka wsunęła stopy w puchowe papcie i otuliła się ciepłym swetrem taty. Jedynym, który zrobiła mama. W mieszkaniu było chłodno.
– Słuchaj, jutro powinnyśmy uczcić mój mały sukces. Koniecznie. Wyjdźmy gdzieś, może do klubu?
– Oj Ewa, ja nie lubię takich tłumów. – Dziewczyna skrzywiła się na samą myśl o tłocznych, zadymionych pomieszczeniach. Ciasne miejsca od zawsze budziły w niej lęk.
– Matko, przecież nie musimy pchać się w najciemniejsze dziury. Chodźmy do tego nowego klubu w centrum. Posiedzimy, porozmawiamy. To już pół roku, jak utknęłaś w tej przychodni. Nigdzie nie wychodzimy. My też musimy się rozerwać! Coś nam się od życia należy!
– Masz rację. Niech będzie. Pójdziemy do klubu i uczcimy twój, wcale niemały, sukces. Złapiemy się później. Ach, i jeszcze jedno: gratuluję nowej posady! – Majka rozłączyła się i rzuciła przelotne spojrzenie za okno. Moja Praga jest jednak najpiękniejsza latem, pomyślała i uśmiechnęła się. Przeczesała palcami krótkie kasztanowe włosy i wyszła z pokoju. Oczywiście była zadowolona z powodu pracy, którą dostała Ewa. Wiele starań kosztowało ją zdobycie tej posady. Ale Ewa była osobą zdolną do nie lada poświęceń w imię dotarcia do postawionego sobie celu. Szła przez życie jak burza, do tej pory nie wydarzyło się nic, co mogłoby pokrzyżować jej plany. Była osobą żywiołową, pogodną i potrafiła każdą porażkę przekuć w sukces. Takich umiejętności brakowało Majce. Mimo że były dla siebie jak siostry, nie udało jej się do tej pory przyswoić podobnego postępowania. Owszem, Majka również uparcie dążyła do osiągnięcia swoich celów, ale stawiała raczej na ciężką pracę i cierpliwość, w nadziei, że jej starania zostaną kiedyś przez kogoś zauważone, podczas gdy Ewa głośno komentowała poczynione zabiegi i wysiłek, który wkładała we wszystko, co robiła.
Weszła do łazienki i puściła do wanny gorącą wodę. Spojrzała w lustro i szeroko uśmiechnęła się do swojego odbicia:
– I co, mój ty kopciuszku? Znowu zostałaś krok w tyle?
Wyszczotkowała zęby i nastroszyła niesforną krótką czuprynę. Zrzuciła piżamę i stanęła przed lustrem. Nie lubiła oglądać swojego ciała, nie była z niego zadowolona. Oceniała swój wygląd bardzo krytycznie z powodu niskiego wzrostu i pokaźnych rozmiarów biustu, który rzeczywiście przykuwał uwagę. Biust odziedziczyła po mamie, wzrost niestety również. Choć Ewa wciąż powtarzała, że to same atuty, kiedy przed kobietą pierwszy wkracza jej biust i zapiera dech w piersiach, Majka skrzętnie ukrywała go pod luźnymi koszulami i całym naręczem chust i apaszek, które wręcz przepełniały jej szafę.
Pochyliła głowę w lewo, potem obróciła się bokiem i uniósłszy dwie krągłe piersi w dłoniach, ułożyła usta do pocałunku i wypięła lubieżnie kształtną pupę.
– Wybacz, wieprzu, ale nie będziesz mnie miał. Nie tym razem. – Potrząsnęła piersiami i w geście rezygnacji przewróciła oczami.
Zanurzyła się w ciepłej wodzie i jeszcze na chwilę wróciła myślami do rozmowy telefonicznej z Ewą. Może tym razem, może w ten właśnie weekend pozna swojego księcia? Już pół roku minęło, odkąd przestała spotykać się z Tobiaszem. Wystarczająco dużo czasu, by stanąć na nogi po tym, co się stało, i pozapychać wszystkie luki, które do tej pory wypełniał on. Po tym, jak zdradził ją z koleżanką z pracy, Majce przeszła ochota na mężczyzn. Czuła się oszukana, jej poczucie wartości zachwiało się u podstaw. Ale nie na długo, powoli zaczęła stawać na nogi, jako że przyświecała jej w życiu wiara w człowieka i dobrą stronę jego natury. Wystarczy po prostu rozmawiać i poznawać się. Tobiasz był niestety ewenementem, który niefortunnie stanął na jej drodze, ale dzięki któremu równowaga między upadkami a wzlotami w jej życiu pozostała zachowana.
– Maju, zasnęłaś? – Z pokoju rodziców dobiegł ją słaby głos taty. Już się obudził. Dziewczyna powoli zmyła z siebie resztę snu, otrząsnęła się ze wspomnień.
– Nie tatku, nie zasnęłam. Już do ciebie idę.
Zrobiła delikatny, prawie niewidoczny makijaż, poprawiła włosy i wyszła z łazienki. Było wcześnie, miała więc wciąż sporo czasu. Wciągnęła czarne jeansy i białą bawełnianą koszulę. Poczuła się świeża i gotowa stawić czoła kolejnym wyzwaniom, jakie niosła jej praca dziecięcego psychologa w przychodni mieszczącej się zaledwie dwie przecznice dalej.
– Dzień dobry, tato. Już się obudziłeś? – Z nieukrywaną miłością pocałowała starszego mężczyznę w czoło. Był taki delikatny i kruchy. Wyciągnęła jego stare skórzane kapcie spod łóżka i delikatnie wsunęła w nie pergaminowe stopy. Kochała swojego ojca nad życie. Był dla niej obojgiem rodziców, odkąd zabrakło przy niej mamy. Zawsze cierpliwy, opanowany. A teraz, odkąd zachorował, zdawał się powoli kurczyć w sobie. Serce Majki przeszywało ukłucie żalu, ilekroć wracała pamięcią do czasów, kiedy biegał za jej rowerkiem, żeby jej pierwsze lekcje jazdy nie zakończyły się fiaskiem. To było nie tak dawno. Poprawiła mu szlafrok i ujęła pod ramię, prowadząc do kuchni.
– Wiesz, tato, Ewa dostała dobrą pracę. W tej prywatnej klinice na Ochocie – rzuciła i omiotła ciepłym spojrzeniem jego profil. Spokojne rysy taty rozciągnęły się w uśmiechu.
– No widzisz, Maju? A ty? Długo będziesz pracowała w naszej przychodni? Marnujesz się tutaj.
– Tato, tu też są ludzie, którzy potrzebują pomocy. Wiesz, ile dzieciaków do mnie przychodzi? Jestem tu potrzebna. – Odsunęła nogą taboret stojący w drzwiach do kuchni i ponownie wywróciła oczami. Podeszli do fotela stojącego pod oknem i pomogła tacie usiąść wygodnie. – Zrobię ci kawę, chcesz?
– Tak, proszę. A ciotka zajrzy dziś do mnie?
– Właściwie już powinna tu być. – Majka wcisnęła włącznik elektrycznego czajnika i wsłuchała się w coraz intensywniej brzmiący szum. Podeszła do okna i przytuliła czoło do szyby, próbując wypatrzeć siostrę taty, która zawsze o tej porze przychodziła do nich, by pomóc mu w codziennej walce z chorobą. To wspaniała kobieta, oddana bratu do tego stopnia, że jej życie prywatne zajęło drugi plan.
Ciepły oddech Majki rysował na szybie mgliste kształty. Dziewczyna kreśliła palcem góry, wzniesienia. Ostatni raz była w Zakopanem jeszcze z Tobiaszem…
– Jesteś zupełnie jak twoja matka. – Tata westchnął głęboko, a ton jego głosu zdradzał tęsknotę. Zniechęcona porównaniem, odwróciła się do niego i usiadła na taborecie stojącym obok.
– Wiem, tato, wiem. Przypominam ci ją w każdym calu. – Uśmiechnęła się z wyrozumiałością i położyła rękę na jego chłodnej, pokrytej bladą skórą dłoni. – Tyle czasu minęło od jej odejścia a ty wciąż tak ciepło ją wspominasz. Ja nawet nie pamiętam, jak brzmiał jej głos. – Właściwie Maja nie pamiętała nawet dobrze, jak jej matka wyglądała, ciężko zatem mówić o jakiejkolwiek tęsknocie. Pamiętała fakt istnienia kobiety, która była jej mamą, ale na tym koniec.
– A ja całe życie ją słyszę. Wyobrażam sobie, że rano wstanę, a z kuchni będzie dobiegał jej głos, kiedy komentuje wiadomości zasłyszane w radio.
– Brakuje ci jej, tato? – Uniosła wzrok ku jego twarzy i napotkała smutne i pełne rezygnacji spojrzenie. Tato czekał na powrót matki przez całe życie, a kiedy w końcu zdał sobie sprawę, że ona do niego nie wróci, poddał się. Uległ umykającemu czasowi i dlatego siedział teraz tak biernie, pokąsany chorobą.
– Tak. Brakuje mi jej. Ale popatrz na mnie, po co miałaby teraz wracać? – Rozłożył szeroko ręce i spojrzał na nie, potem przeniósł wzrok na córkę. – Jestem stary, chory. Takiego mnie na pewno nie chciałaby widzieć. – Z głuchym dźwiękiem opuścił ręce na poręcze fotela i odwrócił twarz w stronę okna. To było jego ulubione miejsce, kiedy pozostawał w domu sam. Siadywał wtedy w fotelu i spoglądał za okno, z którego roztaczał się widok na sąsiednie ramię kamienicy oraz wybrukowane podwórko ze stojącym pośrodku starym, obdrapanym z farby i powykrzywianym trzepakiem. Widok wypisz, wymaluj z filmów o starej, szarej Pradze. Jednak jeśli unieść ciężki, przygnieciony trudnym życiem wzrok wyżej, ponad dach kamienicy, ujrzeć mógł błękitne, osnute białymi chmurami niebo nad Wisłą oraz ociekające przepychem i tętniące lepszym życiem dachy zachodniej strony Warszawy. Często obydwoje z Majką siadywali wieczorami w oknie i przyglądali się samochodom mknącym Wisłostradą. Wystarczyło im samo przyglądanie się, jakby wszystko między nimi zostało już powiedziane. Majka podniosła się z taboretu i nalała wrzątku do kubków. Zaparzyła świeżą kawę i głęboko wciągnęła jej elektryzujący zapach.
– Jestem pewna, tato, że z mamą czas obszedł się jeszcze okrutniej niż z tobą. Jeszcze trochę, a poczujesz się lepiej, twoje dolegliwości ustąpią. Przyjdzie wiosna i będziemy spacerowali po parku, jak co roku. – Odwróciła się w jego stronę i obdarowała go szczerym uśmiechem. Kochała tego człowieka. Był taki cierpliwy i dobroduszny. Nigdy nie okazywał zniechęcenia czy złości. I te cechy odziedziczyła po nim. Nawet wtedy, kiedy Tobiasz przespał się z tamtą dziewczyną, nie umiała okazać mu swojej złości. Bardzo spokojnie, choć serce pękało jej na tysiące kawałków, a dusza aż wyła z bólu, położyła mu dłoń na ramieniu i bez zbędnych scen wyszeptała: „Przykro mi”. Odwróciła się na pięcie i wyszła z jego mieszkania. Podobnie jak tata, nie potrafiła przejść obok krzywdy ludzkiej niewzruszona. Dlatego tak wiele znaczyła dla niej praca w pobliskiej poradni. Tu, gdzie nie było oszałamiających perspektyw, byli ludzie, dzieci, które jej potrzebowały i dla których tak wiele znaczyła. To była dla niej druga rodzina.
– No, to jest argument. Muszę tylko wyzdrowieć, robaczku mój. – Uśmiechnął się tata i wyciągnął swoje szczupłe, odziane w pasiaste spodnie od piżamy nogi.
– Acha, zapomniałabym powiedzieć, że wychodzimy jutro z Ewą do miasta. Idziemy uczcić jej nową pracę. Myślisz, że będziesz mógł posiedzieć sam?
– To bardzo dobry pomysł. Dawno już nie wychodziłyście. Mną się nie przejmuj. Coś tam pooglądam i położę się. Spokojnie, dam sobie radę. Nie jestem przecież niedołężnym dziadkiem. – Obydwoje się roześmiali, a za ich plecami rozległo się pukanie do drzwi i za chwilę stanęła w nich starsza kobieta, siostra taty.
Majka zabrała kubek z kawą i wróciła do swojego pokoju. Zawsze kiedy w domu pojawiała się ciotka Basia, tata zachowywał się jak młody bóg. Miał świetny kontakt ze swoją siostrą, obydwoje siadali w kuchni i wspominali czasy, kiedy to byli młodsi, a jakie wtedy życie było wspaniałe, nie to, co dzieje się teraz. Nie chciała przerywać im rytualnych wspominek, bardziej zależało jej natomiast na przejrzeniu szafy w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego, co mogłaby na siebie założyć w sobotni wieczór. Tym razem postanowiła zdać się na swoją kobiecą intuicję w sprawie dobrania stroju. Przypomniała sobie, kiedy jeszcze na studiach wybrały się z Ewą na imprezę do klubu studenckiego. Wtedy całkowicie zdała się na gust przyjaciółki, pomijając niefortunnie drobny fakt, że bardzo różnią się temperamentami. Impreza była piekącym wspomnieniem, na samą myśl o niej przebiegły jej po plecach dreszcze. Majka na każdym kroku miała składane jednoznaczne propozycje, a że towarzystwo składało się nie tylko z kolegów z wydziału, musiała po prostu wrócić do domu, by nie słuchać pogwizdywań i chamskich zaczepek.
Roześmiała się sama do siebie na wspomnienie miny Ewy, która czuła się winna całemu nieudanemu przedsięwzięciu oraz urażona prostackim zachowaniem chłopaków, którzy nie docenili jej stylizacji. A to z reguły wprawiało Ewę w nie lada niezadowolenie. Jednakże, jako że była ona osobą nad podziw cierpliwą i nie potrafiła długo chować urazy, natychmiast wyciągnęła z tego zdarzenia naukę na temat odpowiednich stylizacji swojej przyjaciółki. „Żadnych spódnic i opiętych bluzeczek, moja kochana. To absolutnie nie jest twój look” – skwitowała i uznała sprawę za zamkniętą. Żadna porażka nie zajmowała długo jej uwagi. Została przeanalizowana i wyrzucona w niepamięć.
Majka pokręciła głową na wspomnienie swojej naiwności i wyciągnęła z szafy zgrabny, zaledwie nieznacznie podkreślający jej sylwetkę sweterek i czarne rurki. No, w tym będę wyglądała dobrze, pomyślała i zadowolona z siebie rzuciła ubrania na stojący pod ścianą rozłożysty rattanowy fotel. Majka bardzo lubiła rattanowe meble, kojarzyły jej się z wygodą i dotykiem luksusu. Nie myślała o sobie jako o pustej panience z Warszawy, która ponad wszystko ceni komfort i wygodę. Prawdą jest, że miała swoje ulubione meble, które dla niej były luksusowe, ale nie stać jej było na nie. Nie znaczy to jednak, że nie mogła pozwolić sobie na odrobinę takiego luksusu w postaci chociażby drobnego elementu, jakim w tym wypadku był jej fotel. Jej tata na każdym kroku powtarzał, że przywiązuje wagę do rzeczy pięknych, jak jej matka. Jednak Maja nie była zachwycona, słuchając o cechach, które dzieliła ze swoją matką. Była otwarta i w życiu kierowała się głównie wiarą w człowieka. Jej matka natomiast nigdy nie kojarzyła jej się z niczym dobrym, ale nie chcąc sprawiać tacie przykrości, z przyklejonym do twarzy uśmiechem słuchała opowieści o niej, których snucie sprawiało mu wyjątkową przyjemność.
Wspomniana wiara w ludzi często napotykała utrudnienia, chociażby w postaci pacjentów, z którymi się spotykała. Nie zawsze były to bowiem małe dzieci, często gimnazjaliści potrafiący zachowywać się w sposób tak dojrzały, wyrafinowany, że trudno sobie wyobrazić, jak wiele złego nauczyło ich życie. Jednak wierzyła, że można im pomóc i należy zrobić wszystko, by ich twarze odwróciły się od marazmu i zwróciły ku lepszemu życiu. Tej wiary jednak Majka nie miała, jeśli chodziło o jej matkę. Ten rozdział jej życia uważała za zamknięty.
Spojrzała na zegarek stojący na stoliku przy łóżku i powoli nałożyła na siebie ciepłą parkę. Naciągnęła zieloną czapkę z nausznikami, spakowała do kieszeni komórkę i klucze do domu. Była gotowa pójść do pracy.
Popołudnie i wieczór mijały jej w pracy swoim stałym, spokojnym rytmem. Miała na dziś umówionych tylko kilka wizyt z dzieciakami z pobliskiej podstawówki. Wszystkie one, takie bezbronne i jeszcze niewinne, stanowiły dla swoich rodziców niemały problem. Nie potrafiły bowiem patrzeć na życie tak, jak ich rodzice. Często z rozbitych rodzin, gdzie przemoc i alkohol stanowiły jedyną odskocznię i lekarstwo na codzienne zmagania związane z pracą bądź jej brakiem, niewierną żoną czy też mężem stosującym przemoc. Majka podchodziła do tych swoich małych pacjentów jak do młodszego rodzeństwa, z którym znalazła wspólny język, w którym odkrywała wciąż nowe talenty i zdolności. Był to czas, kiedy mogła i starała się dać im tak wiele miłości i zrozumienia, by starczyło im siły do następnego spotkania. A spotkania miała umówione już na kilka miesięcy do przodu. Rodzice mieli czyste sumienia, bo nie musieli poświęcać dzieciom zbyt wiele swojego cennego czasu, a ich dzieci były szczęśliwe, bo miały na świecie kogoś, kto w nie wierzył i budził chęć do życia.
Po całym takim dniu Maja była bardzo zmęczona, oczy same jej się zamykały, kiedy piła ostatnią kawę w małej, pomalowanej na szaro kuchni mieszczącej się w połowie długiego korytarza poradni. Nad głową brzęczała zepsuta świetlówka, a migoczące światło podkreślało mroczną, nieprzyjemną atmosferę. Poza nią w poradni był jeszcze jej kolega, Marek, który podobnie jak ona był młodym psychologiem dziecięcym, jednak zajmował się dziećmi starszymi. Majka często słuchała, jak rozmawiał ze swoimi pacjentami. Ściany poradni były cienkie, więc siedząc w kuchni, z głową podpartą na dłoniach wsłuchiwała się w dźwięk jego spokojnego, niemal usypiającego głosu. Słuchając jego słów, nierzadko zaciskała powieki, zrozpaczona rozmiarem złości i krzywdy, jaką ludzie potrafili sobie nawzajem wyrządzać. W takich momentach czuła się bezradna. Ona, dwudziestoośmioletnia kobieta. Jak mogła wierzyć, że świat można uleczyć, kiedy on aż w szwach pękał od nienawiści i żółci toczącej jego niewyobrażalnie wielkie cielsko? Przychodziły momenty, kiedy była tak zrezygnowana i pełna wątpliwości w to, co robi, że nie myślała o niczym innym, tylko o ucieczce. Nieważne dokąd, chciała po prostu biec, najdalej od tego miejsca i krzywd, jakie przychodziło jej tu oglądać. Jednak za chwilę wracały do niej te momenty, kiedy czuła na twarzy bądź obejmujące ją w pasie drobne rączki jej pacjentów, ściskające ją mocno. Ich oczka, które mówiły same za siebie, a przepełnione po brzegi smutkiem wtłaczanym w ich małe serduszka przez najbliższe im osoby, były dla niej jak adrenalina w najczystszej postaci. Wstawała wtedy od biurka, odstawiała skrzypiące drewniane krzesło, brała głęboki oddech i już nie pamiętała o chwilach zwątpienia. Jej droga i cel na nowo tkwiły gdzieś daleko przed nią, jak mała plamka światła na końcu długiego korytarza.
Tego wieczora Majka wróciła później niż zwykle. Potrzebowała trochę czasu, by ochłonąć i zrzucić z siebie ciężar rozmów, które toczyła w pracy. Dlatego wybrała dłuższą drogę do domu. Było cicho. Wiatr, który przez cały dzień przygniatał niepokorne drzewa do ziemi i rytmicznie wystukiwał swoje nuty marznącym lutowym deszczem, ucichł. Majka słyszała tylko dźwięk swoich butów uderzających o nierówny chodnik. Przystawała przed witrynami starych sklepów i starała się w ten sposób uspokoić. Podświadomie szukała wytłumaczenia dla tego, co słyszała od dzieci. Starała się znaleźć równowagę pomiędzy tym, w co wierzyła, a tym, co widziała i słyszała każdego dnia w pracy. Nie było jej łatwo. Naciągnęła na głowę kaptur obszyty szarym sztucznym futerkiem, po czym wcisnęła ręce głębiej w kieszenie kurtki. Było jej zimno, chciało jej się spać i była bardzo samotna. Uświadomiła sobie, że przez cały dzień nie rozmawiała z Ewą. Czyżby nowa praca aż tak bardzo pochłaniała jej żywiołową przyjaciółkę? Możliwe. Majka sięgnęła do kieszeni po telefon, była godzina dwudziesta trzecia. Powoli skierowała się w stronę domu.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.