Melodia serca
Data wydania: 2022
Data premiery: 20 września 2022
ISBN: 978-83-67295-50-5
Format: 130/200
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 336
Kategoria: Literatura współczesna
44.90 zł 31.43 zł
Wielka Wojna zabiera Amaldine męża, majątek i marzenia, zostawia zaś długi i zbrukaną córkę na wydaniu, o której niesławie wszyscy tutaj zdają się wiedzieć, jakby miała wypalony na czole znak. Żeby uniknąć hańby matka wysyła Julie do Ameryki, gdzie ma na nią czekać bogaty, choć niezbyt przystojny Maurice Boncoeure, który nie zna jej przeszłości i pragnie dziewczynę poślubić. Hojny narzeczony przysyła jej bilet pierwszej klasy na rejs luksusowym transatlantykiem Paris. Na statku Julie poznaje rodzeństwo, Romea i Delię Jonesów – saksofonistę i gwiazdę jazzowej estrady. Pracując na statku przy oprawie muzycznej dancingów i kolacji, zarabiają na własny, wymarzony klub jazzowy w Nowym Orleanie. Między Julie a Romeem szybko rodzi się uczucie, a dziewczyna jest gotowa bez namysłu porzucić wizję życia przy boku Maurice’a Boncoeure’a.
Jednak czy sam Boncoeure na to pozwoli? Czy naprawdę jest tym, za kogo się podaje? Co łączy go z muzykującym rodzeństwem i jaką rolę w tej historii odegra żyjąca na bagnach Mama Vande – stara kapłanka mambo?
Rozdział I
– Albo on, albo klasztor!
Słowa matki zdawały się wisieć w powietrzu, wybrzmiewać jeszcze, jak echo w wąwozie, chociaż umilkła już kilka minut temu, czy może raczej ucięła rozmowę tym definitywnym ultimatum i wyszła z pokoju. To zdanie jednak tłukło się po głowie Julie i nie chciało ulecieć, natrętne jak słowik odzywający się nocami za oknem.
Budził ją każdy najmniejszy szelest: chrobotanie myszy w ścianie, granie świerszcza między deskami podłogi, syki kotów na ulicy czy właśnie śpiew niespokojnego, natchnionego ptaka gdzieś za pękniętą szybą. Dobrze, że zima w końcu odeszła i przez szczeliny we framugach przestał wdzierać się mróz. Ta rysa na szybie przez długie, mroźne miesiące była pokryta najwymyślniejszymi wzorami szronu, które Julie co rano zdrapywała paznokciem.
Teraz podrapała szybkę, przykrywającą czarno–białą fotografię mężczyzny, jakby chciała w ten sposób wymazać jego wizerunek, albo wyretuszować go, by stał się nieco przyjemniejszy dla oka.
Maurice Boncoeure .
Wyraz jego twarzy mówił coś odwrotnego. Nie wyglądał na człowieka o dobrym sercu. Szparki oczu o opadających powiekach, krogulczy nos, kpiarski uśmieszek wyrysowany na wąskich, zaciśniętych wargach pod cieniutkim wąsikiem. Matka wyraziła się bardzo oględnie, stwierdzając, iż jest od Julie „nieco” starszy. Wyglądał na dwukrotnie starszego, co najmniej, a to oznaczało, że ma ponad czterdzieści lat. Dla panienki wchodzącej z dorosłość każdy mężczyzna w tym wieku jest starcem. Propozycja wyjścia za kogoś takiego była dla Julie tym samym, co propozycja poślubienia własnego dziadka.
Dziadek umarł jeszcze w poprzednim stuleciu, na długo przed narodzeniem dziewczyny. Czy on także postawił matce Julie warunek, że wyjdzie za jej ojca, również sporo starszego, albo pójdzie do klasztoru? Pewnie nie, w końcu matka na progu dorosłości nie była zhańbioną, zbrukaną dziewczyną, jaką teraz jest Julia.
„Jesteś zbrukana!” – to właśnie wyszeptała, gdy tamtego potwornego dnia Julie odzyskała przytomność i otworzyła oczy. Pełne pogardy i pretensji słowa matki wracały do niej każdego wieczoru, tuż przed zaśnięciem, i każdego ranka, tuż po przebudzeniu. Co wieczór. Co świt. Przez lata, które dzieliły je od wojny. Matka zdawała się nie pamiętać, że to właśnie dzięki „zbrukaniu” Julie obie jeszcze żyją.
Od czasu nadejścia wiadomości o śmierci męża na froncie Amaldine zapominała o wielu rzeczach, natomiast wielką wagę zaczęła przywiązywać do drobiazgów, w oczach córki zupełnie nieistotnych. To był jej sposób radzenia sobie z traumą, ale o tym kilkunastoletnia dziewczyna nie mogła przecież wiedzieć. Ojciec Julie nie wrócił z wojny. Wrócił za to o kilka lat od niej starszy przyjaciel z dzieciństwa, Serge. Wrócił prawie nienaruszony. Brakowało mu tylko jednej nogi, którą urwała mina przeciwpiechotna. Kręcił się w pobliżu i usiłował pomagać im w codziennych obowiązkach pozostałymi trzema kończynami, ale szybko stało się jasne, że to wdowa i półsierota bardziej pomagają jemu, niż on im.
Serge był bezużyteczny do chwili, w której przypomniał sobie o dalekim kuzynie w Ameryce. Mężczyzna wyemigrował jeszcze przed wojną z powodów, o których nikt w rodzinie nie chciał mówić. Serge był wówczas kilkulatkiem, więc sam niewiele z tamtej sytuacji pamiętał, a teraz większość jego krewnych nie żyła, więc nie było już nikogo, kto mógłby opowiedzieć o owianej tajemnicą ucieczce Maurice’a do Nowego Świata.
I to właśnie za człowieka, o którym nikt nic nie wiedział, Julie miała wyjść na dalekim kontynencie. Uważała ten pomysł za niedorzeczny, ale alternatywa w postaci zamknięcia za murami klasztoru nie była przecież rozsądniejsza.
Wyjedzie. Wsiądzie na transatlantyk i przeprawi się przez ocean, zostawiając za sobą koszmar wojny, zdziwaczałą matkę i kalekiego przyjaciela, który patrzył na nią z dziwną, podszytą beznadzieją tęsknotą. Serge wiedział, jak bardzo jest bezużyteczny, i choć Julie pamiętała, że przed wojną usiłował nieudolnie się do niej zalecać, nie odważył się wyznać jej, co czuje. Okaleczony weteran nie był dobrą partią na pierwszą miłość, w przeciwieństwie do jego prosperującego za oceanem kuzyna. Maurice miał wszystko, czego brakowało Serge’owi, a przynajmniej tak twierdził w krótkich listach, które wymienili w ciągu kilku ostatnich tygodni. Ile czasu list płynie przez ocean? Nie miesiąc czy dwa, jak jeszcze przed wojną. Teraz wystarczało kilkanaście dni, a przy sprzyjającej pogodzie nieco ponad tydzień, by dopłynąć na drugi koniec świata.
Do Ameryki.
Decyzja podjęła się sama. Julie wsiądzie na ten statek i zostawi za sobą przeszłość oraz to nawiedzające ją w sennych koszmarach „zbrukanie”, o którym nie pozwalała zapomnieć jej matka.
A o którym Maurice Boncoeure nie miał najmniejszego pojęcia.