Opętania. Historie prawdziwe
Ed i Lorraine Warrenowie, Robert David Chase
Przekład: Martyna Plisenko
Tytuł oryginału: Ghost Hunters
Data wydania: 2023
Data premiery: 16 października 2023
ISBN: 978-83-67867-39-9
Format: 130x200
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 240
Kategoria: Literatura faktu biografie i dzienniki
44.90 zł 31.43 zł
Kolejny bestseller Warrenów, autorów książki Nawiedzenia. Historie prawdziwe
Ed i Lorraine Warrenowie, najsłynniejsi i najbardziej szanowani demonolodzy świata, poświęcili kilka dziesięcioleci na badanie, potwierdzanie i wreszcie dokumentowanie niezliczonych przypadków zjawisk nie z tego świata. Zdumiewające doświadczenia Warrenów ze światem nadprzyrodzonym stały się inspiracją dla bestsellerowych książek i bijących rekordy popularności filmów, w tym Obecność, Annabelle czy The Amityville Horror.
Książka Opętania. Historie prawdziwe zawiera między innymi szczegóły dotyczące sprawy nastolatki, eksperymentującej z satanizmem i seansami spirytystycznymi, co sprawiło, że stała się ofiarą najbardziej przerażającego demona… Przeczytacie w niej również o miasteczku terroryzowanym przez morderczą, niepowstrzymaną siłę, tak złą, że mogło ją zrodzić wyłącznie piekło… a także o domu opanowanym przez bezlitosną, niszczycielską furię poltergeistów… Poznacie też szczegółowe fakty stojące za słynną posiadłością w Amityville.
Oto niektóre z najbardziej zaskakujących i frapujących spraw, związanych z badaniami zjawisk nadprzyrodzonych. NADZWYCZAJNE!
– Booklist
Ed i Lorraine Warrenowie przebadali wspólnie tysiące spraw związanych ze zjawiskami nadnaturalnymi. Napisali razem wiele artykułów i książek, prowadzili też wykłady na uczelniach. Oboje idealnie się uzupełniali, wykorzystując wiedzę i umiejętności. Domeną Eda – jedynego świeckiego egzorcysty zaakceptowanego przez Watykan – były przypadki nawiedzeń i opętań, Lorraine natomiast była niezwykle wrażliwym medium. Ed zmarł w roku 2006. Jego żona Lorraine odeszła w roku 2019.
Egzorcyzm i nastolatka
Gdy występujemy publicznie, ludzie zazwyczaj zadają nam pytania dotyczące egzorcyzmów oraz powieści i filmu „Egzorcysta”. Chcą wiedzieć, czy w „Egzorcyście” przedstawiony jest realistyczny obraz opętania przez demona i wypędzenia go za pomocą trudnego i często niebezpiecznego procesu egzorcyzmowania.
Odpowiadamy, że tak, pod większością względów „Egzorcysta” to dobra i wiarygodna praca. Być może tym ważniejsza, że zarówno książka, jak i film pomogły ludziom zrozumieć, że otacza nas królestwo duchowe, że czasami może zostać do niego wciągnięty zwykły żywy – i zdarza się, że nigdy nie zdoła uciec.
Od razu wiedzieliśmy, że natknęliśmy się na nadzwyczaj utalentowanego człowieka. Swobodnie mówił o nadprzyrodzonych i przerażających incydentach w swoim kraju. Ten drobny człowiek, emanujący godnością, odznaczał się siłą przyciągania typową dla ludzi, którzy stoczyli bitwę z królestwem duchów. Chociaż często się śmiał, w jego ciemnych oczach widać było posępną mądrość, której nie mogła przysłonić żadna dawka jowialności.
Natychmiast bardzo się zaprzyjaźniliśmy, a przez następnych kilka lat nasze drogi krzyżowały się tak często, że musiało to być przeznaczenie.
Dwa lata po naszym pierwszym spotkaniu, gdy Ed i ja kończyliśmy książkę, dowiedzieliśmy się, że ojciec Martins przyjechał na kilka miesięcy do parafii katolickiej w New Hampshire. Natychmiast do niego zadzwoniliśmy, by zaplanować radosny i leniwy wspólny weekend. Zaraz potem odebraliśmy niepokojący telefon, który zjednoczył naszą trojkę we wściekłej bitwie ze światem opętania i demonów.
Sprawa ta była doskonałą ilustracją tego, co często podkreślamy w naszych wykładach: wielu ludzi, którzy zostali opętani, sami to na siebie sprowadzili.
Przez czterdzieści pięć minut rozmawialiśmy z bliską histerii kobietą, która opowiedziała nam smutne rzeczy o swojej szesnastoletniej córce. W tym miejscu powinnam wyjaśnić, że odbieramy wiele telefonów od zrozpaczonych ludzi. Biorąc pod uwagę naszą obecność w ogólnokrajowej telewizji i intensywne zainteresowanie prasy naszą działalnością, jesteśmy dobrze znani ludziom, mającym problemy z inwazją demonów, która może mieć różnorakie skutki, łącznie z opętaniem. Jednakże doświadczenie nauczyło nas, że wiele z tych „inwazji”, to w istocie rezultat problemów psychicznych i w konsekwencji często kierujemy rozmówców do księży, psychiatrów albo pracowników socjalnych.
Telefon tej kobiety był inny. Przedstawiła klasyczny wzorzec, według którego demon został nieumyślnie wezwany do domu, na dobrą sprawę zaproszony przez któregoś z mieszkańców, by przejął jego życie.
Oddzwoniliśmy do tej kobiety, mówiąc, że dołączy do nas ksiądz obeznany z rytuałem egzorcyzmu.
Kobieta była wdzięczna, a potem przekazała nam informację, którą dotąd ukrywała.
Żeby się spotkać i porozmawiać z jej córką musieliśmy pojechać w dół stanu New Hampshire, gdzie dziewczyna przebywała w szpitalu psychiatrycznym…
– Lorraine Warren
Stacy trzy wieczory w tygodniu oraz weekendy spędzała tam, gdzie większość jej znajomych – w pobliskim centrum handlowym. Szwendała się po sklepach, oglądając ubrania, płyty oraz biżuterię. Najczęściej jednak siedziała przy jednym ze stolików otaczających małą restaurację o nazwie The Hot Dog Hutch, gdzie przesiadywali również chłopcy, którymi była zainteresowana.
Czas w Hutch upływał na żartowaniu, plotkach i snuciu planów na weekendowe wieczory… Planów, które raczej nie miały zostać zrealizowane. Sobotnie wieczory Stacy zwykle spędzała w towarzystwie koleżanek. To oznaczało kino w multipleksie po drugiej stronie parkingu należącego do centrum handlowego. Żaden z chłopców, którzy podobali się Stacy, nigdy jej nie zaprosił, a to prowadziło nie tylko do frustracji, ale do narastającego poczucia, że coś jest z nią nie tak. Inne dziewczyny chodziły na randki, ale Stacy nie.
Czy jej lustro kłamało? Nie jest tak atrakcyjna, jak każe wierzyć jej odbicie? Na kilka miesięcy przed tym, gdy wszystko się zaczęło, jej przyjaciółka powiedziała: „Stacy, rzecz w tym, że za bardzo się starasz. Chłopcy się tego boją”.
Stacy skrycie przyznawała, że to może być prawda, ale za każdym razem, gdy pojawiał się przy niej jakiś chłopak, który jej się podobał, stawała się tą piskliwą, nieco arogancką dziewczyną, w której ledwie rozpoznawała siebie.
Stacy zjadła na lunch tosty z serem i popiła dietetyczną colą (jak na ironię, choć spędzała w Hutch tyle czasu, nie znosiła ostrego smaku hot dogów), a potem, nie mając nic lepszego do roboty, zaczęła spacerować po centrum.
Na północnym końcu kompleksu handlowego znajdowały się witryny domowych biznesów, które pojawiały się i znikały równie szybko, co świetliki w gorącą, letnią noc. Były wyspecjalizowanymi sklepikami – najróżniejszymi: sklep z lalkami na zamówienie, butik z makramą, studio, które pozwalało nakręcić własny rockowy klip – z reguły skazanymi na porażkę.
Trwało wczesne popołudnie, gdy Stacy zawędrowała na koniec centrum. Zauważyła, że pojawił się tam nowy sklep, Strych ze Starociami.
Stacy weszła do środka – chociaż kompletnie nie interesowała się starociami – i zaczęła przeglądać towar. Do wielu przedmiotów były przyczepione karteczki z opisami, których nie rozumiała – „neoklasyczny”, „szlif diamentowy”, „kamionka Doulton”.
Właścicielka sklepiku uśmiechnęła się blado do Stacy, ale nie odezwała się ani słowem. Najwyraźniej nastolatki nie były w tym miejscu szczególnie mile widziane.
Dziewczyna już miała wychodzić, gdy na tyłach, nad stareńkim pajacem wyskakującym z pudełka, zauważyła coś, czego od dawna była ciekawa: tablicę ouija.
Stacy poczuła tego rodzaju podniecenie, jakie ogarniało ją, gdy mijał ją jakiś fajny chłopak.
Stanęła na palcach, sięgnęła po tablicę i zaczęła się jej przyglądać. Nie miała pojęcia, jak długo tam stała, wpatrując się w nieco sponiewieraną tablicę z literami i magicznymi symbolami, zanim pojawiła się właścicielka.
– Mogę jakoś pomóc?
– Ta tablica.
– Tak?
– Jest… jest na sprzedaż?
Kobieta się uśmiechnęła.
– Tak, i to bardzo niedrogo.
– Naprawdę?
Kobieta znów się uśmiechnęła.
– Wzięłam ją jako część większej całości. Przyprawia mnie o ciarki. Nie lubię, wiesz… rzeczy nadprzyrodzonych.
Sobota była dniem kieszonkowego i Stacy miała w kieszeni dziesięć dolarów.
– Zgodzi się pani na pięć dolarów?
– Niech będzie.
Pięć minut później Stacy, z tablicą ouija pod pachą, wyszła ze sklepiku i po raz kolejny dała się wciągnąć w strumień klientów ciągnących alejkami.
+ + +
– Coś czuję – powiedziała Jenny.
– Coś czujesz? – spytała Stacy. – Znaczy co?
– Coś… coś w tym pokoju… jakby jakąś obecność czy coś. Serio, Stacy. Serio.
Jenny Brooks była bardzo pulchną dziewczyną o uderzająco pięknej twarzy. Siedziała po turecku na łóżku Stacy, która przez ostatnie trzy miesiące eksperymentowała z tablicą ouija. Początkowo była to tylko bezproduktywna zabawa. Sama nie wierzyła, żeby ta tablica miała jakieś moce, magiczne czy jakiekolwiek inne.
Jednak nagły przestrach Jenny i przygnębiający, szary dzień sprawiły, że poczuła mimowolny dreszcz.
– Jenny, wiesz, że to tylko zabawa?
– Posłuchaj.
– Czego?
– Ciii. Słuchaj. Słyszysz to?
– Co?
– Posłuchaj.
Jakkolwiek bardzo nie chciała się do tego przyznać, Stacy faktycznie słyszała słaby, chrapliwy odgłos. Wydawał się dochodzić ze ściany za plakatem z Michaelem Jacksonem. Z wnętrza ściany.
Stacy roześmiała się, mówiąc sobie, że strachy i duchy nie pojawiają się w sypialniach pełnych maskotek, płyt i kaset, na ścianie zapchanej fotkami licealnych idoli.
Strachy i duchy pojawiają się wyłącznie w nocy, w ciemnych posiadłościach. Prawda?
Ale gdy tak siedziała, patrząc na rosnący strach swojej przyjaciółki, wiedziała, że naprawdę coś słychać…
Dźwięk taki, jakby coś drapało, próbując się wydostać…
Uwolnić się…
Jenny zeskoczyła z łóżka.
– Stacy, przepraszam – powiedziała. – Nie wytrzymam tego dłużej.
– Jenny, jeśli jesteś moją przyjaciółką, to zostań ze mną i zobaczymy… co się dzieje. – Stacy wpatrywała się w plakat z Michaelem Jacksonem.
Nasłuchiwała skrobania, które coraz bardziej przypominało drapanie szponów.
Jenny pospiesznie ruszyła do drzwi, ku wolności.
– Stacy, powinnaś się pozbyć tej tablicy, zanim będzie za późno – powiedziała. – Zanim stanie się coś naprawdę strasznego.
Stacy popatrzyła na tablicę. Kwadratowa, z odpryskującą farbą i krzykliwymi symbolami magicznymi, wyglądała jak coś wyciągniętego ze śmietnika. Przecież nie mogła mieć żadnych mocy…
Drapanie…
– Stacy, lepiej powiedz matce, co się tutaj dzieje. I to już!
Jenny wyszła, trzaskając drzwiami. Stacy, leżąc na łóżku, słyszała jej kroki na schodach.
Potem, daleko w dole, trzasnęły drzwi frontowe.
Stacy zaczęła przymykać oczy – by odzyskać kontrolę nad sobą i nad tą chwilą, podczas gdy hałas w głębi ściany się wzmógł.
Drapanie…
+ + +
Stacy uwielbiała jeść. Czy był to McDonald’s, czy droga restauracja, zawsze przeciągała posiłek ponad miarę, jedząc z apetytem rolnika po całym dniu w polu. Na szczęście jej metabolizm radził sobie z tym obżarstwem. Szczupła, gibka, miała figurę, której pragnie większość dziewcząt.
Ale ostatnio – było to cztery miesiące temu, odkąd Stacy przyniosła do domu tablicę ouija – znajomi zauważyli, że już tyle nie je. Jej niegdyś wspaniała figura była wychudzona, a wesołe, niebieskie oczy wydawały się zamglone, jakby przestały błyszczeć.
Nie tylko przyjaciele martwili się o nią. Nauczyciele, pedagodzy i członkowie rodziny próbowali dojść, co się z nią dzieje… co mogło tak dramatycznie wpłynąć na życie dziewczyny.
Matka Stacy: „Mniej więcej wtedy zaczęłam słyszeć jakieś hałasy dochodzące z jej pokoju. Jej ojciec, który jest lekarzem i lubi logiczne wytłumaczenia na wszystko, powiedział, że Stacy po prostu śpiewa, słuchając kaset, ale mi się tak nie wydawało.
W tym dźwięku było coś niepokojącego – brzmiał prawie jak jęk – i któregoś dnia wreszcie sobie uświadomiłam, co to takiego i bardzo trudno było mi sobie z tym poradzić. To brzmiało jak odgłosy ludzi uprawiających seks.
Początkowo nie chciałam w to uwierzyć. Wychowaliśmy Stacy bardzo porządnie i nawet jeśli okazjonalnie zdarzało jej się spędzić trochę czasu z jakimś chłopcem, to nie miałam wątpliwości, że wciąż jest dziewicą.
Nie chciałam gnać do jej pokoju, by zrobić z siebie idiotkę. Przez kilka kolejnych dni zadowalałam się tłumaczeniem męża – że Stacy w swoim pokoju po prostu śpiewa do muzyki z kaset.
Ale w pewien czwartek jęki stały się bardzo głośne – tak głośne, że mój najmłodszy syn zaczął się uśmiechać pod nosem – więc poszłam na górę, zapukałam do drzwi i weszłam.
W tym momencie byłam przygotowana na najgorsze. Zakładałam, że Stacy wpuściła do pokoju jakiegoś chłopca – może wspiął się po treliażu na tyłach domu – i że kochają się na łóżku Stacy.
Byłam zdumiona, bo zastałam córkę w łóżku, ze słuchawkami na uszach, słuchającą muzyki – całkiem samą.
Była równie zaskoczona jak ja. Zdjęła słuchawki i spytała, co tu robię.
Coś w jej tonie mi powiedziało, że nie była już tą Stacy, którą znałam. Wtedy po raz pierwszy zauważyłam, jak bardzo straciła na wadze, jakie miała cienie pod oczami i paznokcie ogryzione, aż do krwi.
Potem zobaczyłam tablicę ouija. Ponieważ dwa razy w tygodniu przychodzi do nas pani sprzątająca, niezbyt często zaglądam do pokoju Stacy. Wiecie, jakie są nastolatki, gdy chodzi o ich prywatność. Nigdy wcześniej nie widziałam tej tablicy.
Mój mąż został wychowany w wierze protestanckiej, ja zaś jako katoliczka, i wystarczyło mi spojrzeć na tę rzecz, żeby wiedzieć, że to coś bluźnierczego. Zapytałam Stacy, dlaczego trzyma w pokoju coś takiego; odparła, że to nie moja sprawa. Rzadko odzywała się do mnie w taki sposób.
Sięgnęłam po tablicę, ale ona trzepnęła mnie w rękę.
„Zostaw to. To moje”, powiedziała. Jej głos nie był normalny. Miał inny tembr.
Znowu sięgnęłam po tablicę, by ją stamtąd zabrać. Tym razem nie trzepnęła mnie w rękę, tylko złapała za ramię. Uchwyt miała niewiarygodnie silny, bardzo mnie to zabolało. Po raz pierwszy w życiu przestraszyłam się własnej córki.
Ze łzami w oczach wyszłam z pokoju. Stacy opiekuńczo przyciskała do siebie tablicę, tuląc ją jak niemowlę.
Siedziała w swoim pokoju, aż z pracy wrócił jej ojciec. Gdy powiedziałam mu, co się stało, natychmiast poszedł na górę. Usłyszał od niej tę samą odpowiedź. Była zdenerwowana i rozzłoszczona, nie pozwoliła mu nawet dotknąć tablicy.
Gdy zszedł na dół, był blady jak ściana i nie miał nic do powiedzenia. Poszedł do gabinetu i siedział tam pół godziny w ciemnościach. Nigdy nie widziałam go tak… bezradnego. Inaczej nie da się tego opisać. Nie mam pojęcia, co się wydarzyło na górze, ale coś pozbawiło mojego męża pewności siebie. Wyglądał na złamanego tym doświadczeniem”.
+ + +
Następne trzy tygodnie okazały się dla Collinsów koszmarem, który wcześniej matka Stacy uznałaby za pasujący wyłącznie do jakichś marnych filmów telewizyjnych.
Drapanie w ścianach stało się tak wyraźne, że słychać je było w całym domu.
Dźwięki ekstazy seksualnej dochodzące z pokoju Stacy teraz dało się usłyszeć nawet w jadalni.
Sama Stacy była jak obca osoba, podatna na nagłe wybuchy wściekłości i nieutulonego łkania. Skonsultowali się z pastorem, księdzem i psychiatrą. Żaden nie potrafił pomóc. Stacy rzuciła szkołę,
jadła tylko tyle, żeby przeżyć i nie zwracała się bezpośrednio do żadnego członka swojej rodziny.
Jej ojciec w akcie desperacji wdarł się do jej pokoju, próbując zabrać tablicę ouija, żeby ją zniszczyć.
Ledwie przekroczył próg, gdy Stacy się na niego rzuciła, bijąc go zajadle i raz po raz uderzając jego głową o ścianę.
Doktor Collins, dorosły i silny mężczyzna, był zmuszony użyć całej swojej siły, żeby odepchnąć córkę.
Szybki rzut oka na pokój – podczas gdy Stacy ciskała w niego czym popadnie – nic nie dał. Stacy najwyraźniej ukryła tablicę ouija.
+ + +
Po kolejnych dwóch tygodniach i trzech sesjach z psychiatrą Stacy Collins została zabrała do szpitala psychiatrycznego. Właśnie wtedy jej matka skontaktowała się z Warrenami.
Pani Collins powiedziała: „Chociaż została hospitalizowana i podano jej kilka różnych leków uspokajających, Stacy nie wyciszyła się w najmniejszym stopniu. Nadal miała ataki wściekłości i nadal konsultowała się z tą swoją tablicą ouija… to nas wprawiało w największą konsternację. Stacy jakimś cudem zdołała przemycić ją do szpitala. Nie mamy pojęcia, jak to zrobiła, ale późno w nocy do jej pokoju wszedł opiekun i w świetle księżyca zobaczył, jak siedzi na łóżku, nad tablicą”.
+ + +
Ceglana bryła szpitala przycupnęła w głębokim lesie. Przyjeżdżający zatrzymali się przed żelazną bramą. Pojawił się uzbrojony strażnik w pelerynie przeciwdeszczowej, wypytał o powód wizyty, a potem pozwolił im wjechać.
Wewnątrz szpital pomalowany był w kojących kolorach ziemi. Pielęgniarki w białych uniformach poruszały się energicznie. Na trzecim piętrze grupę przywitał doktor Larson i po wstępnej konsultacji zabrał Warrenów, doktora Martinsa i panią Collins do pokoju Stacy.
Doktor Collins już tam był. Siedział przybity na skraju łóżka córki, w małym, czystym pokoiku. Stacy, ubrana w niebieską, jedwabną piżamę, z włosami zebranymi w miękki kok, nie zwracała na niego najmniejszej uwagi. Oczy miała zamglone obłędem, jakby odpowiadała wyłącznie na głosy w głowie, tak jak zachowują się schizofrenicy.
Doktor Collins ze smutkiem powitał przybyszów i pozwolił im działać.
+ + +
Przed przyjazdem do domu Collinsów ojciec Martins i Warrenowie omówili plan, który ksiądz miał teraz wprowadzić w życie.
Niespiesznie podchodząc do dziewczyny, mrucząc łagodne i uspokajające słowa, zza pazuchy swojej czarnej szaty ojciec Martins wyciągnął krucyfiks.
Stacy zaczęła wrzeszczeć.
Ksiądz nie dotknął nawet krzyżem Stacy, gdy ta wcisnęła się w narożnik łóżka i zaczęła plugawie przeklinać drobnego kapłana.
Jej rodzice, zaszokowani, zaczęli ją błagać, żeby się zachowywała jak należy. Warrenowie ich uspokoili i wyjaśnili, że to konieczna część planu.
Oczy Stacy zmieniły kolor z niebieskich na ciemnobursztynowy, a w kącikach jej ust zaczęła się pienić srebrzysta ślina.
Ojciec Martins nie zwracał się do dziewczyny, ale do tkwiącego w niej demona.
– Zostaniesz wygnany – powiedział.
Stacy wyciągnęła rękę i próbowała wybić księdzu krucyfiks z dłoni.
Doktor Collins wyprowadził z pokoju szlochającą żonę.
Warrenowie i ojciec Martins stanęli nad Stacy.
– Jesteśmy tu, żeby ci pomóc – powiedziała łagodnie Lorraine. – I potrafimy to zrobić.
Demon, tkwiący w głębi piersi Stacy, wydał gardłowy, ostrzegawczy dźwięk.
Ojciec Martins, dokładnie wiedząc, co się dzieje, cofnął krucyfiks.
– Niedługo wrócimy, Stacy – powiedział Ed. – Bardzo niedługo.
+ + +
Następnych osiemnaście godzin było bardzo pracowitych. Ojciec Martins, z parafii, w której się zatrzymał, musiał dostać zgodę na przeprowadzenie egzorcyzmu. Poprosił również o innego księdza do pomocy przy rytuale. Po dłuższej dyskusji udało mu się uzyskać zgodę na swoją prośbę.
„Zawsze wiedzieliśmy, że ojciec Martins jest wyjątkowy, nawet jak na księdza. Ale widzieć, jak pości i modli się w ramach przygotowań do egzorcyzmu, było jednym z najbardziej poruszających doświadczeń w naszym życiu”, powiedziała Lorraine.
„To się nazywa «Czarny Post»”, dodał Ed. „Wszyscy księża przyjmują w trakcie tylko niewielkie ilości chleba i wody. Ojciec Martins większość czasu spędził sam, na modlitwie. Wiele przeszedł i zaczęliśmy się obawiać o jego wytrzymałość fizyczną. Zastanawialiśmy się, jak taki drobny człowiek to wszystko zniesie – zwłaszcza sam egzorcyzm, który jest jednym z najbardziej wymagających kościelnych rytuałów”.
+ + +
Na egzorcyzm ksiądz przywdziewa fioletową stułę symbolizującą pokutę i pokorę. Za pomocą słów modlitwy błaga Boga o uwolnienie opętanej osoby od demona. Część ceremonii polega na wezwaniach diabła, żądaniu od szatana, w imię Chrystusa, Marii Dziewicy i wszystkich świętych, by natychmiast opuścił osobę bądź domostwo. W niektórych przypadkach ksiądz żąda, by duch lub duchy przemówiły i zdradziły swoje imiona.
Wreszcie instrumenty używane przez księdza w trakcie egzorcyzmu: woda święcona, krucyfiks i relikwie świętych, które przykłada się do ciała w taki sam sposób, dotykając nimi na przykład głowy albo klatki piersiowej.
Pomimo rozpowszechnionego, a błędnego przekonania, w trakcie tego rytuału się nie śpiewa. Ksiądz modli się głośnym, mocnym głosem, wiele razy, po łacinie. Ksiądz pomocniczy pilnuje, by cały czas paliły się świece, a pod ręką były buteleczki z wodą i winem, mszał, małe dzwonki i złoty kielich mszalny. Zasadniczo spełnia rolę ministranta.
Tak właśnie miały się sprawy dwa dni później, gdy na dworze padał zimny, ostry deszcz, a podenerwowany psychiatra kręcił się po korytarzu, zastanawiając się, czy dobrze robi, pozwalając na przeprowadzenie tego rytuału.
Po ojcu Martinsie widać było skutki Czarnego Postu. Jego rękoma targały skurcze, oczy wydawały się szkliste z braku snu, a głos miał niewiele mocniejszy od chrapliwego szeptu.
Rozpoczął się egzorcyzm.
Lorraine: „Większość ludzi nie ma świadomości, jak brutalna może stać się ta ceremonia. Demon opętał ciało i duszę i wcale nie chce ich opuścić. Stacy wyglądała, jakby ktoś do niej strzelał niewidzialnymi kulami. Wiła się na łóżku. Czasami jej krzyki brzmiały jak ekstaza seksualna, a czasami były to wrzaski czystego
bólu”.
Ale ojciec Martins się nie cofał i kontynuował rytuał. Mówił do demona, a demon odpowiadał gniewnym głosem. Ze ściany dochodziło głośne dudnienie. Pokój wypełnił się paskudnym smrodem. Trzeba było zakryć nos i usta. Młody ksiądz pomocniczy był wyraźnie przerażony, ale odważnie robił to, co miał robić, i nie odszedł od boku ojca Martinsa.
Stacy rzucała w ścianę różnymi przedmiotami, wykrzykiwała obscena, wiła się na łóżku, jakby przeżywała jakąś rozkosz seksualną, aż wreszcie – gdy głos demona zaczął cichnąć – położyła się spokojnie. Czasami można się przestraszyć, że w wyniku napięcia osoba poddana egzorcyzmom umrze.
Cały rytuał trwał prawie godzinę, a gdy został zakończony, ojciec Martins chwiał się na nogach. Trzeba go było podtrzymać. W pierwszej chwili nie było wiadomo, czy egzorcyzm się powiódł.
Ksiądz spakował swoje rzeczy i wyszedł na korytarz, gdzie na niego czekaliśmy.
– Niech państwo Collins wejdą do córki za pół godziny.
„Gdy weszliśmy do pokoju, Stacy otworzyła oczy i pierwszy raz od miesięcy poczułem prawdziwą nadzieję”, opowiadał doktor Collins. „Miała normalne oczy i nawet lekko się uśmiechała”.
„Nie zwróciłam uwagi na to, jak odmieniony był głos Stacy, póki nie weszłam do niej po egzorcyzmie. Zawsze miała łagodny, przyjemny głos, ale demon sprawił, że stał się ostry, bardzo niekobiecy.
Teraz znowu brzmiała jak nasza córka”, dodała pani Collins.
Cztery dni później Stacy pojechała do domu.
Ponownie stała się kochającą córką. Uparła się, że uporządkuje swój pokój, pomagała matce przy obiedzie i była miła dla młodszego brata.
Ojciec Martins, całkowicie pozbawiony dawnego entuzjazmu, przechodził okres wycofania, powszechny wśród księży, którzy przeprowadzili egzorcyzm. W ciągu następnych pięciu dni zaczął stopniowo odzyskiwać siły.
Lorraine z uśmiechem wspomina ten okres.
„Jego ulubionym deserem były lody, których nie szczędziliśmy mu w okresie rekonwalescencji. Pamiętam, gdy mu je zaproponowaliśmy po raz pierwszy. Włożył do ust małą łyżeczkę i pozwolił, żeby się rozpuściły. Cała twarz rozjaśniła mu się z zachwytu. To dla nas jak piękne wspomnienie z dzieciństwa”.
„Niestety ta sprawa nie skończyła się dobrze dla żadnego z uczestników”, powiedział Ed. „Trzy tygodnie po powrocie do domu demon znów się pojawił – albo może po prostu był w uśpieniu – wewnątrz Stacy. Ponownie zabrano ją do szpitala, a lekarze dyskutowali, jak ją najlepiej leczyć. Niektórzy krzywili się na samą wzmiankę o demonie i egzorcyzmach. Inni nie byli tacy pewni. Stacy, obecnie młoda kobieta, prowadzi w miarę normalne życie – ale ciągle bywa obiektem tego, co jej lekarz nazywa „atakami”. Uważa to za chorobę psychiczną. Ale my wiemy swoje.
Co do naszego przyjaciela, ojca Martinsa, to wrócił do Nigerii, w której wówczas trwała wojna domowa. Tamtejszy rząd rewolucyjny nienawidzi Kościoła katolickiego i znane były przypadki, gdy księży i zakonnice skazywano na śmierć.
Zaraz po powrocie ojca Martinsa widziało kilku innych księży, ale wkrótce potem zniknął. Nikt go więcej nie widział. Prawdopodobnie został zamordowany”.
czytanie.na.platanie –
Wierzycie w duchy, nawiedzenia, opętania? Czy wszystko da się wyjaśnić, czy powinniśmy dopuścić istnienie sił nadprzyrodzonych?
Lorraine i Ed Warrenowie przez kilkadziesiąt lat badali zjawiska nie z tego świata. Ed był jedynym egzorcystą zaakceptowanym przez Watykan, a Lorraine bardzo wrażliwym medium. Czy przypadki, których doświadczyli można traktować jako ingerencję sił nadprzyrodzonych? Czy mamy do czynienia raczej z chorobami psychicznymi, wyobraźnią lub zbiegami okoliczności?
Może opowieści o opętanych osobach, czy nawiedzonych domach to tylko próba usprawiedliwiania strasznych ludzkich czynów, czy chęć zyskania na atrakcji turystycznej?
W książce znajdziemy krótkie, napisane lekkim językiem i dość różnorodne historie opętań, z którymi zetknęła się para demonologów.
Jeżeli przekonują Was takie opowieści, to z pewnością książka wywrze na Was duże wrażenie. Ja nadal zostaję po stronie sceptyków, choć chętnie sięgam po straszne opowieści i horrory różnego typu.