Wołyń.
Epopeja polskich losów 1939-2013 Akt II
Data wydania: 2013
Data premiery: kwiecień 2013
ISBN: 978-83-7674-225-0
Format: 145x205
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 380
Kategoria:
34.90 zł 24.43 zł
W 2013 roku mija 70. rocznica niespotykanej i wstrząsającej rzezi Polaków na Wołyniu. Dla ostatnich żyjących świadków, dla potomków wszystkich Wołyniaków nie okrągła rocznica jest najważniejsza, bowiem traumatyczne przeżycia są obecne w ich codziennej egzystencji. Nie żywią nienawiści do oprawców z UPA i OUN, nie dążą do rozliczeń. Zależy im wyłącznie na pamięci o dziesiątkach tysięcy osób, które zginęły wówczas z rąk siepaczy i na prawdzie o tamtych wydarzeniach.
Ostatni już świadkowie relacjonują okrutne zbrodnie, ale też cały kontekst wojennej rzeczywistości Wołynia, pełnej paradoksów, niespodziewanych ocaleń, różnych form konspiracji i walki zbrojnej, w której i sojusze były zaskakujące.
Opowiadają:
Irena Sandecka, Antoni Mariański, Eugenia Borkowska, Tadeusz Socha, Janina Wójcik, Władysław Tołysz, Mirosław Łoziński, Julian Jamróz.
Relacje zebrał i opracował niestrudzony tropiciel polskości na obszarach postsowieckich – pisarz, dziennikarz i reporter – Marek A. Koprowski.
(…)
Pan Władysław pamięta wszystko z najdrobniejszymi szczegółami i trudno się dziwić. Stałe zagrożenie śmiercią sprawiało, że tamtejsze wydarzenia mocno odcisnęły mu się w pamięci.
Szczególnie zaś zapamiętał potworny mord dokonany tydzień po wizycie matki w gajówce na obrzeżu polskiego skupiska przez ukraińskie bandy w Ostrówkach, Woli Ostrowieckiej i Kątach.
— Wioski te leżały pod lasem i stanowiły najłatwiejszy łup dla zbrodniarzy — ocenia Władysław Tołysz. — Tu było im najporęczniej. Gdy tylko informacja o tym, że Ukraińcy zaczęli rżnąć Polaków w naszej gminie, dotarła do nas, natychmiast w plutonie, do którego należałem, został zarządzony alarm. Każdy chwycił broń i na furmankach wyruszyliśmy do mordowanych Ostrówek. Gdy znaleźliśmy się na otwartej przestrzeni, dostaliśmy się nagle pod ostrzał Niemców, jadących samochodami do Lubomla. Natychmiast rzuciliśmy się na pole ziemniaków, szukając schronienia w radlinach. Gdyby nie one, Niemcy by nas wytłukli do nogi. Po krótkim ostrzale Niemcy uznali, że stanowimy małą grupkę i pojechali dalej. Dopiero pod wieczór udało się nam dostać do Ostrówek. Udało się nam znaleźć jeszcze kilku żywych rannych, będących świadkami mordu. Ukraińcy zasypywali ziemią jeszcze żywych, sądząc, że w ten sposób zatrą za sobą ślady. Wydobyliśmy z grobu kilka matek z dziećmi, które jeszcze żyły. Matki z dziećmi Ukraińcy popędzili w stronę cmentarza w Ostrówkach i tam je zamordowali. Bardzo to przeżywałem, bo wśród zamordowanych było wielu moich kolegów i znajomych ze szkoły w Rymaczach. Uczniów i nauczycieli. Uratował się późniejszy ppor. „Cień”, który zagrzebał się w jakimś dole, udając zabitego. Przeżył także dyrektor Jeż, który z Rymacz został przeniesiony na Ostrówki. Dał on nura do przepustu kanału pod drogą. Tak jednak w nim ugrzązł, że później nie można go było wyciągnąć. Zakleszczył się w nim całkowicie. Jakoś jednak udało się nam go wyciągnąć.
Oglądając miejsce zbrodni, od razu zauważyłem, że nie tylko bliskość lasu zdecydowała, że Ukraińcy zaatakowali Ostrówek i pozostałe miejscowości. Stanowiły one bowiem ulicówki. Bardzo łatwo było je, jak mówią Rosjanie, w krótkich cugach zamknąć, uniemożliwiając wszystkim ucieczkę. Nowy Jagodzin np. był osadą rozrzuconą na przestrzeni czterech kilometrów i gdyby chcieli go zniszczyć, musieliby użyć ogromnych sił. Dlatego też uderzyli na ulicówki. W Ostrówku i Woli Ostrowieckiej bandytom udało się bestialsko zamordować ponad tysiąc osób. Wśród nich znaczną część stanowiły kobiety i dzieci. Obrazy, które tam zobaczyłem, śnią mi się ciągle po nocach. Zezwierzęcenie Ukraińców osiągnęło tam swoją pełnię. Dzieci były nabite na sztachety. Niektóre zwyrodnialcy wrzucali też wprost do studni, znajdując w tym upust dla swojego sadyzmu. Mam w swoich zbiorach relację jednego z mieszkańców Ostrówek, który, przyprowadzony nad wykopany dół w stodole, do którego Ukraińcy wrzucali swoje ofiary, przeskoczył go i pobiegł do przodu. Jak zobaczył swoich sąsiadów zabitych siekierą, kołkiem czy młotkiem do cechowania drzewa, przeskoczył dół i zdołał uciec do lasu. Był wysportowany i pobiegł do przodu. Dostał pięć kul, ale przeżył. Dobiegł do Bugu i tam dopiero padł. Okoliczni mieszkańcy przewieźli go na drugą stronę i dostarczyli do Chełma do szpitala. Umarł jakieś osiem lat temu. Wcześniej zawsze dawał świadectwo prawdzie jako ofiara, która stała nad własnym grobem i zdołała ujść oprawcom.
W Kątach widzieliśmy jeszcze drastyczniejsze sceny. Widziałem zamordowanego swego kolegę, a jednocześnie wspaniałego ucznia. Nazywał się Prończuk. Gdy banderowcy mordowali jego matkę, rzucił się jej na pomoc. Oprawcy odrąbali mu ręce i nogi i położyli na taborecie. Umarł z upływu krwi. Ukraińcy dokonali też mordu we wsi Czmykos. Była to osada ukraińska, ale miała kolonię polską. Kilkunastu młodym mieszkańcom udało się ujść nożom i siekierom oprawców. Starsi zostali wyrżnięci. Ukraińcy zamordowali m.in. nauczycielkę Jakubowską, którą znałem, i wielu innych.
Akcja ukraińskich nacjonalistów w Ostrówkach była też realizacją tajnej dyrektywy terytorialnego dowództwa UPA — „Piwnicz”, podpisanej przez „Kłyma Sawura”, czyli Dmytro Kłaczkiwśkyja. Czytamy w niej m.in.: „(…) powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat. (…) Tej walki nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły leśne. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi”. Dyrektywę tę oddziały UPA realizowały z wyjątkowym okrucieństwem. Mordowali nie tylko mężczyzn w zalecanym przedziale wiekowym, ale wszystkich, którzy się nawinęli pod nóż, w tym zwłaszcza kobiety, starców i dzieci. Jurij Stelmaszczuk „Rudyj” pisał do „Rubana”: „(…) Druże Ruban! Przekazuję do waszej wiadomości, że w czerwcu 1943 r. przedstawiciel centralnego Prowodu, dowódca UPA — »Piwnicz«, »Kłym Sawur« przekazał mi tajną dyrektywę w sprawie całkowitej, powszechnej, fizycznej likwidacji ludności polskiej”. O tym, że dyrektywa ta była wykonywana z całą bezwzględnością, świadczy raport dowódcy kurenia „Łysego”, który dokonał właśnie eksterminacji wsi Ostrówki i Wola Ostrowiecka. Pisał w nim m.in.: „29 sierpnia 1943 r. przeprowadziłem akcję we wsiach Wola Ostrowiecka i Ostrówki. (…) Zlikwidowałem wszystkich Polaków od małego do starego. Wszystkie budynki spaliłem, mienie i chudobę zabrałem dla potrzeb kurenia”.
Według ustaleń polskich historyków we wsi Wola Ostrowiecka zginęło 628 Polaków i 7 Żydów, w tym 220 dzieci w wieku do 14 lat, a we wsi Ostrówki zamordowano 521 Polaków i 2 Żydów, w tym 246 dzieci do 14 lat. W sierpniu 1992 r. staraniem władz polskich dokonano ekshumacji szczątków wymordowanej ludności polskiej, która w całości potwierdziła ustalenia historyków.
Pan Władysław mówi o mordzie w Ostrówkach, Kątach i Woli Ostrowieckiej z ogromnym przejęciem i nie ma się temu co dziwić. Jest jednym z nielicznych żywych jeszcze świadków, który daje w tej kwestii świadectwo prawdzie. Potwierdza, że mieszkańców tych bliskich i znanych mu miejscowości zamordowali ukraińscy zbrodniarze.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.