Bezcenny dar
Jim Stovall
Przekład: Tomasz Fortuna
Tytuł oryginału: The Ultimate Gift
Data wydania: 2019
Data premiery: 15 stycznia 2019
ISBN: 978-83-7674-749-1
Format: 130x190
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 204
Kategoria:
32.90 zł 23.03 zł
Miliony sprzedanych egzemplarzy
Kiedy Red Stevens umiera, wszyscy członkowie jego rodziny jednoczą się w zachłannym oczekiwaniu na wielomilionowy spadek. Okazuje się jednak, że bogaty staruszek miał swoim bliskim do przekazania coś znacznie cenniejszego niż pieniądze…
Młody Jason otrzymuje od swojego stryjecznego dziadka szereg instrukcji, które mają doprowadzić do tego, że egoistyczny i arogancki chłopak przemyśli swoje życie i pojmie, co w nim naprawdę najważniejsze. Pomagają mu w tym nowi przyjaciele, między innymi siedmioletnia Emily, z niezwykłą pogodą ducha zmagająca się z ciężką chorobą. Jeżeli Jasonowi uda się wykonać wszystkie zadania, na końcu drogi czeka na niego bezcenny dar.
Na podstawie książki Bezcenny dar zrealizowano w 2006 roku poruszający film.
Miałem już za sobą pięćdziesiąt trzy lata praktyki prawniczej i osiemdziesiąt lat przeżytych na tym świecie – i to właśnie wtedy rozpocząłem podróż, która na zawsze odmieniła moje życie.
Siedziałem za ogromnym mahoniowym biurkiem w swoim narożnym gabinecie na ostatnim piętrze okazałego biurowca w najbardziej prestiżowej dzielnicy Bostonu. W wykładanym marmurem hallu na drzwiach wejściowych wisiała staroświecka mosiężna tabliczka z napisem Hamilton, Hamilton & Hamilton. Jestem pierwszym Hamiltonem z tej trójki – gwoli ścisłości, moje pełne imię i nazwisko to Theodore J. Hamilton. Pozostali Hamiltonowie w nazwie firmy to mój syn i wnuk.
Daleki jestem od formułowania opinii, iż razem tworzymy najbardziej prestiżową kancelarię w całym Bostonie – wolę zachować powściągliwość w tej kwestii. Jednakże jeżeli taką opinię wyraziłby ktoś inny, z pewnością nie uznałbym jej za nieuzasadnioną.
Rozkoszowałem się klimatem mojego staromodnego wprawdzie, lecz dość wytwornego gabinetu, rozmyślając nad tym, jak długą drogę przebyłem od dawnych, chudych studenckich lat. Z niekłamaną dumą spoglądałem na ścianę dokumentującą mój dorobek zawodowy, pokrytą fotografiami, na których występowałem w towarzystwie wielu sławnych osobistości – w tym ostatnich pięciu prezydentów Stanów Zjednoczonych.
Następnie mój wzrok prześlizgnął się po znanych mi dobrze, sięgających sufitu regałach zastawionych oprawionymi w skórę woluminami, po ogromnym orientalnym dywanie i klasycznych skórzanych meblach, starszych niż ja sam. Jednak już po chwili z tego przyjemnego nastroju, płynącego z rozkoszowania się znajomym otoczeniem, wyrwał mnie brzęk telefonu na biurku. W słuchawce usłyszałem znany mi dobrze, opanowany jak zawsze głos Margaret Hastings: – Panie Hamilton, czy mogę zamienić z panem kilka słów?
Przepracowaliśmy już wspólnie ponad czterdzieści lat, wiedziałem więc, że taki ton zarezerwowany jest wyłącznie dla najpoważniejszych i najbardziej doniosłych okoliczności.
– Bardzo proszę – odpowiedziałem natychmiast.
Pani Hastings weszła do gabinetu, zamknęła za sobą drzwi i zajęła miejsce po drugiej stronie biurka. Zauważyłem, że nie ma przy sobie kalendarza, korespondencji ani żadnych dokumentów. Próbowałem właśnie przywołać w pamięci, kiedy ostatnio Margaret wkroczyła do mojego sanktuarium z pustymi rękami, gdy usłyszałem to krótkie zdanie: – Panie Hamilton, Red Stevens nie żyje.
Każdy, kto wkracza w ósmą dekadę swojego życia, przyzwyczaja się stopniowo do śmierci przyjaciół i członków rodziny. Mimo to niektóre z tych strat bolą wyjątkowo mocno. I tak właśnie było tym razem. Byłem głęboko poruszony. Jednak pośród wszystkich myśli i emocji, które opanowały mnie w tamtej chwili, na pierwszy plan wybiła się ta, że będę teraz musiał spełnić oczekiwania Reda – czyli dopełnić obowiązków wynikających z mojej pracy.
– Musimy skontaktować się ze wszystkimi członkami rodziny pana Stevensa – oznajmiłem oficjalnym tonem – jak również z zarządami jego licznych przedsiębiorstw, i przygotować się do opanowania medialnego zamętu, którego możemy spodziewać się w każdej chwili.
– Zajmę się wszystkim – odpowiedziała pani Hastings i natychmiast ruszyła w stronę drzwi. Nagle jednak zatrzymała się w pół kroku i po chwili niezręcznego milczenia, które sprawiło, że natychmiast poczułem, iż przekraczamy linię oddzielającą relacje zawodowe od spraw osobistych, powiedziała ściszonym głosem: – Bardzo panu współczuję, panie Hamilton.
Po tych słowach zamknęła za sobą drzwi i zostawiła mnie sam na sam z moimi myślami.
***
Dwa tygodnie później zasiadłem u szczytu długiego stołu konferencyjnego, przy którym zgromadzili się wszyscy krewni Reda Stevensa. Czułem wyraźnie atmosferę niecierpliwego oczekiwania, graniczącego wręcz z gorączką chciwości.
Znając uczucia, jakimi Red darzył większość swojej rodziny, wiedziałem, że chciałby zapewne, aby wszyscy tu obecni jak najdłużej trwali w swoim żałosnym stanie. Dlatego też poleciłem Margaret zaserwować zebranym kawę, herbatę, napoje i wszystko, co tylko mogło przyjść jej na myśl. Raz po raz przeglądałem obszerną dokumentację, pochrząkując przy tym znacząco. Wreszcie, widząc, że niebezpiecznie przeciągam strunę, wstałem i zwróciłem się do zebranych:
– Panie i panowie, jak wiecie, jesteśmy tu po to, aby odczytać ostatnią wolę Howarda „Reda” Stevensa. Z pewnością przeżywamy wszyscy trudne chwile i nasz smutek przewyższa znacznie wagę wszelkich prawnych i finansowych oczekiwań, z którymi przyszliśmy tu tego poranka. – Wiedziałem, że Red, gdziekolwiek teraz jest, doceniłby tę ironię w moim głosie. – Oszczędzę zatem państwu wszelkich wstępów i zawiłości języka prawnego i przejdę od razu do konkretów. Red Stevens odniósł w życiu wiele sukcesów – w każdym znaczeniu tego słowa. Podobnie więc jak on sam, również i zapisy w jego testamencie są proste i bezpośrednie. Sporządziłem ten uaktualniony testament dla pana Stevensa niewiele ponad rok temu, w dniu jego siedemdziesiątych piątych urodzin. Na podstawie rozmów, które przeprowadziliśmy od tamtego czasu, mogę zaświadczyć, iż dokument ten jest wiernym odzwierciedleniem ostatniej woli zmarłego. Odczytam teraz testament w jego oryginalnym brzmieniu. Zorientują się państwo niebawem, że chociaż dokument ten ma pełną moc prawną, częściowo składa się ze słów samego Reda Stevensa:
„Mojemu najstarszemu synowi, Jackowi Stevensowi, zapisuję swoją pierwszą firmę – Panhandle Oil and Gas. W momencie sporządzania niniejszego testamentu wartość firmy wyceniano na około sześćset milionów dolarów”.
Po tych słowach w pokoju dało się słyszeć kilka stłumionych okrzyków i jeden głośny pisk radości. Odłożyłem dokument na skraj stołu i zza opuszczonych okularów przeszyłem słuchaczy swoim najgroźniejszym spojrzeniem wprost z sali sądowej. Po chwili znaczącego milczenia powróciłem do odczytywania testamentu:
„Jack będzie wprawdzie jedynym właścicielem firmy, jednakże wszelkie kwestie dotyczące zarządzania jej działalnością pozostaną w rękach członków zarządu, z których pracy byłem zawsze w pełni zadowolony. Jack, chcę, abyś wiedział, że skoro nie interesowałeś się zupełnie firmą za mojego życia, doszedłem do wniosku, że nie inaczej będzie również po mojej śmierci. Dlatego gdybym powierzył ci zarządzanie Panhandle, zachowałbym się jak człowiek, który daje naładowany pistolet trzyletniemu dziecku. Niech ci będzie wiadomo, że poleciłem panu Hamiltonowi sformułować mój testament w taki sposób, że jeśli tylko zaczniesz domagać się władzy lub utrudniać pracę zarządowi firmy albo nawet narzekać na moją decyzję, cały kapitał Panhandle Oil and Gas zostanie przekazany na cele charytatywne”.
Przerwałem i spojrzałem na Jacka Stevensa. Na jego twarzy malowały się wszelkie możliwe emocje. Jack Stevens był pięćdziesięciosiedmioletnim playboyem, który w swoim życiu nie przepracował nawet jednego dnia. Jestem pewien, że nie zdawał sobie sprawy, jak wielką przysługę wyświadczył mu jego ojciec, pozbawiając go kontroli nad firmą Panhandle. Jednocześnie nie ulegało wątpliwości, że Jack odebrał to jako kolejny dowód na to, że nie potrafi sprostać oczekiwaniom swojego ojca – osobistości wielkiego formatu.
Było mi go nawet trochę żal.
– Panie Stevens – powiedziałem – testament jasno precyzuje, iż postanowienia należy odczytywać w kolejności, i strony, których dotyczy dany zapis, po wysłuchaniu przeznaczonego ich uwadze fragmentu, muszą niezwłocznie opuścić salę.
Jack spojrzał na mnie błędnym wzrokiem i zapytał: – Co takiego?
Na szczęście do akcji wkroczyła zawsze czujna pani Hastings. Wzięła Stevensa Juniora pod rękę i powiedziała: – Panie Stevens, odprowadzę pana do drzwi.
Gdy reszta słuchaczy usadowiła się znowu w swoich krzesłach i poziom podekscytowania ponownie sięgnął zenitu, zacząłem czytać dalej:
„Mojej jedynej córce Ruth zapisuję rodzinny dom i ranczo w Austin w stanie Teksas, z całą hodowlą bydła”.
Ruth siedziała w odległej części stołu ze swoim podejrzanie wyglądającym mężem oraz dzieckiem. Nawet z tak dużej odległości bez trudu usłyszałem, jak zaciera ręce w geście chciwej satysfakcji. Zajęci sobą, Ruth i jej mąż nie zrozumieli zapewne, że ich majątkiem miał zarządzać ktoś inny, oni zaś mieli trzymać się z daleka, tak aby nie zrobili krzywdy ani sobie, ani komukolwiek. Pani Hastings szybko odprowadziła ich do drzwi.
Odchrząknąłem i czytałem dalej: „Mojemu najmłodszemu synowi Billowi – ostatniemu potomkowi – zapisuję wszystkie swoje udziały i obligacje oraz cały portfel inwestycyjny. Jednakże musisz wiedzieć, Billu, że wszystkie te papiery wartościowe pozostaną pod zarządem powierniczym pana Hamiltona i jego firmy, którzy będą nimi zarządzać w twoim imieniu, tak aby w momencie odczytywania twojego testamentu pozostało z nich cokolwiek do podziału pomiędzy twoich spadkobierców”.
Kolejni dalsi krewni otrzymywali swoje niecierpliwie wyczekiwane „kawałki tortu” i liczba zgromadzonych na sali osób coraz bardziej się uszczuplała. W końcu oprócz nas dwojga – pani Hastings i mnie – przy stole pozostała już tylko jedna osoba.
Był to młody Jason Stevens – dwudziestoczteroletni wnuczek brata mojego długoletniego przyjaciela. Zwróciłem wzrok w jego stronę, a on odpowiedział mi spojrzeniem, z którego wyczytałem złość, bunt i kompletny brak szacunku. Na takie spojrzenie potrafi zdobyć się tylko człowiek, który od zawsze pielęgnuje w sobie egoistyczny gniew.
Jason uderzył dłonią w stół i krzyknął: – Wiedziałem, że ten stary sknera nic dla mnie nie zostawi. Zawsze mnie nienawidził. – Po tych słowach wstał i ruszył w stronę drzwi.
– Nie tak szybko! – zawołałem. – Twoje nazwisko figuruje w testamencie.
Słysząc to, Jason wrócił na swoje miejsce. Spojrzał na mnie chłodno i beznamiętnie. Starał się nie zdradzić swojego podekscytowania.
Odwzajemniłem jego lodowate spojrzenie i postanowiłem milczeć, dopóki sam się nie odezwie. Osiemdziesięciolatkom, takim jak ja, czekanie nie przysparza już żadnych trudności. Po dłuższej chwili zniecierpliwiony Jason wybuchnął:
– Dobra, co ma dla mnie ten stary kozioł?
Usiadłem i sięgnąłem po testament, a Jason burknął pod nosem:
– Założę się, że nic.
Rozsiadłem się wygodnie i z uśmiechem odpowiedziałem:
– Młody człowieku, masz rację, to nic, ale i wszystko – jednocześnie.
Czytaninka –
Młody Jason jest aroganckim chłopakiem, który nie robiąc nic zawsze miał wszystko dzięki swojemu stryjecznemu dziadkowi. Dlatego kiedy on umiera, liczy na wielki spadek od niego, ale ma niemałe zaskoczenie, kiedy zostaje odczytany testament, bowiem, Red Stevens przygotował dla niego 12 zadań, aby mógł otrzymać bezcenny dar. Jason oczywiście się wścieka i nie zawsze jest skłonny do wykonywania danego zadania. Czy zatem wytrwa przez najbliższy rok i odkryje najcenniejszy dar?
To zaskakujące, a zarazem niewiarygodne jak ludzie, którzy są bogaci, często myślą, że za pieniądze są w stanie zdobyć i kupić niemalże wszystko. Ale to tak wcale nie działa. Bo to nie pieniądze są w nim najważniejsze, wiadomo, że są potrzebne, aby móc przeżyć, jednak tak naprawdę szczęścia nie dają. Bo co z tego, jeśli człowiek ma mnóstwo pieniędzy, skoro nie ma wokół siebie przyjaciół i rodziny? Czy pieniądze są tego warte?
„Zdrowy rozsądek podpowiada, że im mniej dasz innym, tym więcej będziesz miał dla siebie. Jednak jest zupełnie odwrotnie: im więcej dajesz, tym więcej masz. Z obfitości bierze się okazja do ofiarowania czegoś innym, a sam akt ofiarowania rodzi jeszcze większą obfitość.”
Rodzinę Reda Stevensa poróżniły właśnie pieniądze. W tej rodzinie każdy z każdym był pokłócony, więc kiedy zmarł Red, wszyscy członkowie liczyli na ogromne sumy. Jednak choć nasz nieboszczyk sam był w przeszłości podobny do nich wszystkich, pod koniec swojego życie zrozumiał wiele błędów jakie popełniał w życiu. Chcąc uchronić przed nimi ukochanego wnuczka, postanowił przekazać mu wiele cennych życiowych rad.
Nasz bohater Jason odbywa roczną naukę, podczas której poznaje wiele cennych darów, których wcześniej nie dostrzegał. Uczy się czym jest praca i ile radości dają pieniądze zarobione ciężką pracą. Dostrzega wartość pieniądza, który może pomóc potrzebującym lepiej żyć. Poznaje prawdziwych przyjaciół i dostrzega ich wartość. Odkrywa jak ważna w życiu jest nauka, i że towarzyszy nam niemalże przez całe życie. Poznaje czym są problemy i jak powinien się zachowywać w ich obliczu. Uświadamia sobie jak ważna w życiu każdego człowieka jest rodzina. Dowiaduje się, że w życiu ważne jest również poczucie humoru. Zwraca uwagę na to, że nie ważne w jakim jest się wieku, każdy ma prawo do marzeń. Rozumie, że nie ważne jest tylko branie, ale przede wszystkim dawanie cząstki siebie samego innym. Spostrzega, że w życiu trzeba być wdzięcznym za to co się ma. A przede wszystkim odkrywa czym jest miłość.
Ta niepozornej objętości książka niesie w sobie wiele ważnych przekazów. Autorowi z całą pewnością udało się przekazać czytelnikom niezwykłe aspekty życia, które pozwolą lepiej zrozumieć wiele sytuacji. Pragnie nam uświadomić, iż ludzie mogą być bogaci, ale ważne jest, aby w tym swoim bogactwie nie zatracili siebie samych i swoich uczuć. Aby umieli cieszyć się każdym dniem, każdą chwilą, aby dostrzegali takie momenty w życiu, na które wcześniej nie zwracali uwagi. Najważniejsze jednak w tym wszystkim jest to, aby zrozumieli, że to nie pieniądze czynią ich wielkimi ludźmi, a ich zachowanie względem innych i siebie samego. Że najważniejszym darem jaki mogli otrzymać jest samo życie.
„W końcu dostrzegłem, że prawdziwa radość nie płynie z unikania problemów czy przerzucania ich na kogoś innego, lecz z przezwyciężania trudności lub uczenia się, jak z nimi żyć, nie tracąc przy tym pogody ducha.”
Z reguły najpierw czytam książkę, później oglądam film. W tym przypadku było odwrotnie, bo prawdę powiedziawszy nawet nie wiedziałam, że taka książka istnieje. I muszę powiedzieć, że w tym przypadku film przypadł mi bardziej do gustu. Dlaczego? Zazwyczaj jest tak, że to książka posiada więcej szczegółów, a w filmie jest pominiętych wiele ważnych fragmentów powieści. Ale w tym przypadku było właśnie odwrotnie. To książka wydaje mi się skróconą wersją filmu. Myślę, że jest to spowodowane tym, iż auto narratorem powieści uczynił prawnika, a zarazem przyjaciela Reda. Gdyby została wprowadzona narracja również z punktu widzenia Jasona, mielibyśmy lepszy obraz wykonywania jego zadań, A tak, dowiadywaliśmy się tylko jakie jest to zadanie, a później od razu poznawaliśmy jego wynik. Zabrakło mi wglądu w dokonywanie tych zadań poprzez samego bohatera. A przede wszystkim zabrakło mi tych wszystkich scen z Emily, które w filmie się wprost namacalne. Niemniej uważam, że książka jest wartościowa, gdyż niesie wiele cennych rad dla nas wszystkich.
“Bezcenny dar” to niesamowita książka, dzięki której może odmienić się życie wielu z nas. Ona nie tylko uprzyjemnia nam wolny czas podczas czytania, ale przede wszystkim uczy nas jak powinniśmy postępować w życiu w wielu ważnych przypadkach. Gwarantuję Wam, że po przeczytaniu tej książki, sami zastanowicie się nad własnym postępowaniem. Polecam.