Dunkierka.
Sukces operacji „Dynamo”
Edward Keble Chatterton
Przekład: Łukasz Golowanow
Tytuł oryginału: The Epic of Dunkirk
Data wydania: 2017
Data premiery: 27 czerwca 2017
ISBN: 978-83-7674-626-5
Format: 145x205
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 304
Kategoria:
39.90 zł 27.93 zł
Operacja „Dynamo” ‒ „cud Dunkierki”, który przesądził o losach wojny.
27 maja 1940 roku wynik bitwy o Francję był już przesądzony. Wówczas to rozpoczęła się jedna z największych operacji II wojny światowej: ewakuacja spod Dunkierki.
Przez kolejne dziewięć dni, sformowana naprędce armada najrozmaitszych statków i okrętów ocaliła blisko 340 tys. żołnierzy sił sprzymierzonych. Przewiozła ich przez kanał La Manche i sprowadziła bezpiecznie z powrotem do Anglii.
Wspomnienia tamtych wydarzeń są wciąż żywe w pamięci Brytyjczyków. Jednak przy całym zaangażowaniu Królewskiej Marynarki Wojennej, marynarki handlowej oraz innych armatorów z Wysp Brytyjskich, wkład pozostałych zaangażowanych nacji ‒ Francuzów, Holendrów czy Belgów ‒ pozostaje niedoceniony. Podobnie zresztą jak znaczenie działań obronnych w Calais, Lille czy Amiens, które skutecznie odciągnęły uwagę Niemców od Dunkierki.
Książka Chattertona to nie jedna, a wiele opowieści, ukazujących ówczesne wydarzenia z różnej perspektywy. Dopiero splot rozmaitych faktów i relacji pozwala ujrzeć je w pełnym wymiarze. Z kolei przytaczane dokumenty z epoki wskazują, że pewne zdarzenia widziano i oceniano na bieżąco inaczej, często w opozycji do późniejszej wiedzy.
Autor opisuje „cud Dunkierki” okiem zapalonego żeglarza i byłego żołnierza. Relacjonuje go na gorąco, bo zaraz po zakończonej sukcesem operacji. W przystępny i rzetelny sposób przedstawia wnikliwie obraz zdarzeń, tętniący wciąż żywymi emocjami. Chattertona bulwersuje zdrada belgijskiego króla Leopolda II wobec aliantów. Jasno wyraża swą pogardę dla niemieckich ataków na wyraźnie oznakowane statki pasażerskie. Emanuje dumą z postawy cywilów, którzy, nieustraszeni, ruszyli praktycznie bezbronni w strefę walk.
Edward Keble Chatterton (1878‒1944) był żeglarzem, a także uznanym pisarzem z Sheffield. Jego podróże przez kanał La Manche, do Holandii, wokół basenu Morza Śródziemnego stały się tematem wielu książek i artykułów.
Po wybuchu I wojny światowej wstąpił do ochotniczej rezerwy Królewskiej Marynarki Wojennej, gdzie dowodził flotyllą kutrów. Służbę zakończył w roku 1919 w stopniu komandora podporucznika.
W międzywojniu pisał książki o modelarstwie, powieści dla młodzieży oraz historie rozgrywające się na morzach. Od roku 1939 skupił się wyłącznie na tematyce II wojny światowej.
Brytyjska marynarka wojenna działała z niesamowitym wigorem. O 6.30 dziesiątego dnia miesiąca do Dover przybyły dziesiątki oficerów, marynarzy i saperów królewskich. Dlaczego przybyli? Żaden z nich nie wiedział, dopóki wiceadmirał Bertram H. Ramsay nie wysłał ich na drugą stronę morza na misję rozbiórkową, która ostatecznie objęła Vlissingen, Rotterdam, Antwerpię i inne porty. Niedługo potem wyruszyły oddziały piechoty morskiej, gwardziści i inne.
Naziści parli jednak ku wybrzeżu ze zdumiewającą prędkością, a siły brytyjskie spiesznie przeprawiano przez Kanał w celu utrzymania Calais i Boulogne; dokonały one tam czynów tak mężnych, tak niewiarygodnie bohaterskich w obliczu przewagi nieprzyjaciela, że zanim dotrzemy na piaszczyste wydmy Dunkierki, musimy najpierw przyjrzeć się owym obrazom. Na poszarzałych już przez czas kamieniach miała być spisana nowa i jeszcze wspanialsza historia.
Niespełna sześć wieków temu Calais zostało zdobyte dzięki odwadze angielskich żołnierzy. W maju 1940 roku miasta bronili angielscy wojownicy, krwawiący i umierający z poświęceniem, które wzbudziłoby podziw ich średniowiecznych przodków. Wprawdzie miejsce łuków i strzał zajęły karabiny Bren i bagnety, ale duch naszych ojców nijak się nie zmienił. Należy zrozumieć, że od wysiłku w Calais uzależniona była ewakuacja z Dunkierki; wycofanie udręczonych Brytyjskich Sił Ekspedycyjnych, znajdujących się kilka kilometrów dalej wzdłuż wybrzeża, zależało od tego, co uda się osiągnąć w bramie Francji, bramie, przez którą masy bezmyślnych turystów kierowały się do Paryża.
Otrzymawszy rozkaz, aby „utrzymać się do samego końca”, brygadier Claude Nicholson, zaliczający się do najgenialniejszych oficerów, którzy ukończyli szkołę sztabową, posiadacz mózgu i ambicji dorównujących jego przezorności i odwadze, został wysłany z Anglii wraz z 3000 żołnierzy należącymi do Królewskiego Korpusu Strzelców, Brygady Strzelców, Królewskiego Pułku Pancernego i Strzelców Królowej Wiktorii (londyńskiego batalionu terytorialnego). Było to we wtorek 21 maja. Od początku żołnierzy prześladował pech.
Niedobór sztauerów i inne trudności sprawiły, że Brygada Strzelców nie mogła wysadzić na ląd trzech czwartych pojazdów, wyposażenia i amunicji. Na wschód i na zachód od miasta wysłano kompanie, żeby broniły dróg z Dunkierki i Boulogne, ale straty szybko rosły, a niemieckie czołgi i piechota zmechanizowana sukcesywnie spychały oddziały brytyjskie i tysiąc jednostek francuskich coraz dalej w tył, do wnętrza miasta.
W środę 22 maja naziści z niejakim skutkiem atakowali już i ranili Calais, dokonując takich wyczynów jak na przykład uszkodzenie śluz dających wejście do basenu wewnętrznego. Tak się złożyło, że z trudnym zadaniem został wysłany kapitan J. Fryer z holownikiem Foremost 87. Miał on wyholować przez śluzę wypełniony uchodźcami statek SS Katowice na redę portu Calais. Gdy to uczynił, zadysponowano go do udzielenia pomocy SS City of Christchurch w drodze z redy do portu. To również uczynił, pomimo deszczu bomb i trzech min magnetycznych zdetonowanych przez idące przed nim trałowce.
A potem, w czwartek, doszło do osobliwego zdarzenia. Kapitanowi Fryerowi rozkazano przeholować City of Christchurch w stronę otwartego morza, ale w czasie gdy jednostkę brano na hol, przyszedł rozkaz, aby jej nie ruszać. Piąta kolumna nie zasypiała gruszek w popiele, wkrótce aresztowano dwóch mężczyzn. Holownik nie puścił jednak holu i wyprowadził City of Christchurch zgodnie z pierwszym poleceniem, a kiedy w piątek port był już nazbyt „gorący”, został przydzielony do innych zadań. Niebawem znów o nim wspomnimy.
W czwartek SS Kohistan, własność pana Franka Stricka, wraz z Benlawersem (o którym więcej na dalszych stronach) wyszedł z Dover i ruszył w drogę do Calais. Mimo bombardowania miasta zdążył skończyć wyładunek do godziny 4.00 24 maja, gdy pociski padały już niebezpiecznie blisko. Kiedy około 8.00 na Kohistanie patrzono, jak Benlawers odpływa, pożary w mieście wybuchały z mdlącą, ale nieodpartą zjadliwością, a trzy godziny później liczni żołnierze (w tym dwudziestu pięciu rannych) byli już wreszcie załadowani na pokład.
Wyjście poza falochron odbywało się w gorącej atmosferze, pod gradem wybuchających pocisków, lecz Kohistan zdołał dowieźć swój cenny ładunek do Dover dzięki umiejętnościom swojego kapitana, Robertsona. Opisał on te straszne chwile słowami, których nie da się czytać i nie poczuć ucisku w gardle. Są one hołdem oddanym przez jednego dzielnego człowieka innym.
Podczas opuszczania Calais żołnierze Brygady Strzelców ustawili się, machali i wznosili okrzyki na naszą cześć, pomimo że wiedzieli, iż zostają na pewną śmierć. Ich odwaga i męstwo były niesamowite […]. Mogę tylko powiedzieć, że dopóki Wielka Brytania ma takich ludzi i Brygadę Strzelców, dopóty nigdy nie zaznamy porażki.
JKiedy 60 Pułk Strzelców i Brygada Strzelców wyszły na ląd, przemieściły się do punktu zbiorczego w pobliżu wydm po dunkierskiej stronie Calais i tam czekały na pojazdy i wyposażenie. Pierwszy parowiec zaczął wyładowywać ładunek, ale francuscy sztauerzy nie chcieli obsługiwać żurawia. Wskutek tego saperzy królewscy, choć urabiali sobie ręce po łokcie, skończyli pracę dopiero nazajutrz rano.
Gdy rozładowywano statek z wyposażeniem Brygady Strzelców, na nabrzeże zaczęli ściągać ranni. Po wzięciu ich na pokład parowiec ruszył w drogę do Anglii, choć w ładowni wciąż miał pojazdy transportowe. Kto jednak wydał rozkaz odpłynięcia? Ta kwestia wciąż pozostaje zagadką. Czy był to kolejny przykład działalności doskonale zorganizowanych nazistowskich szpiegów albo zdrajców?
Inny transportowiec miał za to odegrać bardziej ekscytującą i cenniejszą rolę.
SS Benlawers wyszedł z Dover w czwartek 23 maja w drogę do Boulogne, wyładowany pojazdami mechanicznymi i eskortowany przez jeden niszczyciel. Kiedy zbliżył się do brzegów Francji, rozpoczął się tak wściekły ostrzał artyleryjski, że niszczyciel rozkazał statkowi zawrócić i iść za jego rufą. Tak właśnie dotarli do wąskiego wejścia do portu w Calais, gdzie pomiędzy główkami falochronu pływy są tak silne, iż wiosną sięgają prędkości trzech, a nawet czterech węzłów. Tego dnia wszakże lęk marynarza budzić mogły inne okoliczności.
„Wprowadzaj statek do portu”, nakazał dowódca niszczyciela, „lecz obawiam się, że czeka cię gorące powitanie”.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.