Fritz Bauer.
Auschwitz przed sądem
Ronen Steinke
Przekład: Iwona Ewertowska-Klaja
Tytuł oryginału: Fritz Bauer: oder Auschwitz vor Gericht
Data wydania: 2017
Data premiery: 21 listopada 2017
ISBN: 978-83-7674-623-4
Format: 145x205
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 360
Kategoria: Historia
44.90 zł 31.43 zł
Fritz Bauer ‒ człowiek który nie pozwolił Niemcom zapomnieć o przeszłości
Pracując w wymiarze sprawiedliwości rodzącej się Niemieckiej Republiki Federalnej, prokurator Fritz Bauer starał się być głosem jej sumienia. Więzień obozów, zbiegły żyd, który w 1949 r. powrócił do Niemiec, by objąć stanowisko prokuratora generalnego Hesji we Frankfurcie nad Menem.
Za jego sprawą zrehabilitowano uczestników zamachu na Hitlera z 20 lipca 1944 r., a Trzecia Rzesza oficjalnie została uznana przez sąd za „państwo bezprawia”. To Bauer przekazał izraelskiemu Mosadowi trop, który doprowadził do porwania i osądzenia Adolfa Eichmanna. Ogromny był także jego wkład w przeprowadzony w latach 60. we Frankfurcie proces zbrodniarzy SS z KL Auschwitz-Birkenau.
Działając w powojennej, a więc pozornie sprzyjającej rzeczywistości, Fritz Bauer często natrafiał na niechęć czy wręcz sprzeciw kolegów, mających nierzadko niejasną przeszłość uwikłaną w narodowy socjalizm. Również państwo niemieckie starało się unikać rozliczania z udziału w zbrodniach nazistowskich. Dlatego Bauer nie ufał jego organom.
Stąd też o większości jego dokonań dowiedzieliśmy się dopiero po jego śmierci. Śmierci nader tajemniczej. Kim tak naprawdę był ten osamotniony wojownik o prawdę?
Ronen Steinke ‒ także prawnik, a zarazem dziennikarz ‒ zarysowuje historię człowieka, który po wojnie atakowany był w NRF jak nikt inny. Korzystając z niepublikowanych wcześniej źródeł, odtwarza dzieje wielkiego prawnika i humanisty, którego osobiste losy stały się sprawą polityczną. Spisuje biografię niemieckiego Żyda, który cudem uniknął nazistowskich prześladowań, po to by przywracać elementarne poczucie sprawiedliwości.
Gdy opuszczam moje biuro, wkraczam na wrogie terytorium.
Fritz Bauer
O Niemcu, który postawił Eichmanna przed sądem. Jego tajemnica
Ciężkie dębowe drzwi przy frankfurckiej Gerichtstraße otwarły się bezgłośnie, gdy dwudziestosiedmioletni Michael Maor niepostrzeżenie wszedł do ciemnego budynku. Drogę szczegółowo opisano mu już wcześniej. Na prawo kamienne schody prowadziły na drugie piętro, gdzie otwierała się rozległa przestrzeń niczym wspaniały, oświetlony światłem księżyca podwórzec, wyłożony zielonym linoleum. Wzrok padał od razu na wyróżniające się od reszty, jakby znajdowały się na podeście, białe drzwi, oflankowane z prawa i lewa przez marmurowe kolumny, które w ciemności nie wydawały się brązowo-czerwone, lecz czarne. Nie możesz nie trafić, powiedziano mu.
Zlecenie dla byłego izraelskiego komandosa brzmiało: sfotografować dokumenty leżące z lewej strony stołu. Stół znajdował się w biurze prokuratora generalnego Frankfurtu. Pachniało tam cygarami, długie zasłony były zaciągnięte, a na ścianach wisiały nowoczesne obrazy. Z lewej strony na biurku, oddzielony od pozostałych papierów, leżał stos dokumentów. „Były to dokumenty z okresu Trzeciej Rzeszy, raporty, również fotografie” − przypominał sobie Maor. „Wszędzie widniały swastyki”.
Były to akta Adolfa Eichmanna, niesamowicie ambitnego głównego organizatora Holocaustu, który wymordowanie milionów Żydów zaplanował aż po najdrobniejszy biurokratyczny detal. Nie dalej jak po kilku tygodniach po tej nocnej akcji, wieczorem 11 maja 1960 roku, izraelskie służby specjalne Mossad uprowadziły narodowosocjalistycznego zbrodniarza z jego kryjówki w Buenos Aires. Eichmann, oszołomiony środkami farmakologicznymi i przebrany w mundur linii lotniczych El Al, został wywieziony w pierwszej klasie samolotu pasażerskiego do Izraela. Miało wtedy dojść do jednego z najbardziej znaczących procesów karnych XX wieku, stanowiącego moment zwrotny dla młodego jeszcze izraelskiego państwa. Ale najistotniejsze decyzje zapadły we Frankfurcie.
To tam w roku 1957 wpłynął list, od którego wszystko się zaczęło. Człowiek o nazwisku Lothar Hermann, Żyd urodzony w Niemczech, który przed narodowymi socjalistami schronił się w Argentynie, donosił w nim o odkryciu, że Eichmann ukrywa się pod fałszywym nazwiskiem na przedmieściach Buenos Aires. Dowiedział się tego przez przypadek: jego córka zakochała się akurat w synu masowego mordercy. W tym czasie nie było jeszcze instytucji, do której mógłby się zwrócić przerażony ojciec. Rząd izraelski skoncentrowany był wciąż jeszcze na pilnych sprawach obronności kraju, Amerykanie niedawno oddali odpowiedzialność za ściganie zbrodniarzy narodowosocjalistycznych stronie niemieckiej, a tam w wymiarze sprawiedliwości wielu sędziów i prokuratorów było uwikłanych w brunatną przeszłość. Jedynie prokurator generalny we Frankfurcie na własną rękę rozpoczął poszukiwania Eichmanna.
Prokurator generalny Fritz Bauer był postacią wyjątkową, dlatego jego sława sięgnęła po Argentynę i Izrael. Był to socjaldemokrata żydowskiego pochodzenia, któremu w roku 1936 udało się w ostatniej chwili uciec, a po roku 1945 powrócił właśnie do tej gałęzi niemieckiej administracji, która była najsilniej nacechowana działaniem brunatnych grup wsparcia, czyli do wymiaru sprawiedliwości, aby walczyć o ukaranie zbrodniarzy narodowosocjalistycznych. Do niego właśnie Lothar Hermann wysłał nieprawdopodobną, wywołującą wielkie poruszenie wiadomość na temat Eichmanna.
Izraelski agent w ciemnym biurze Fritza Bauera właśnie ustawiał swój aparat fotograficzny, gdy drgnął z przerażenia. „Nagle usłyszałem kroki, a przez szparę pod drzwiami wpadło światło”. Michael Maor szybko schował się za biurko; człowiek na zewnątrz zbliżał się po zielonym linoleum wolnymi, dziwnie ociężałymi krokami. Sprawiało to wrażenie, jakby ciągnął za sobą jakiś ciężar.
Maor zastygł w bezruchu aż do czasu, gdy uświadomił sobie, że musiała to być sprzątaczka. „Najwyraźniej była trochę niedbała”, gdyż zaoszczędziła sobie pracy w zadymionym, sześćdziesięciometrowym biurze prokuratora generalnego i poczłapała dalej. Światło za nią ponownie zgasło.
Akta Eichmanna, których zawartość jeszcze tego dnia dotarła do Mossadu, nie przypadkiem leżały osobno na biurku prokuratora. Nocnego gościa zaprosił sam Fritz Bauer. Było to raczej tajne przekazanie danych niż włamanie. Tak dyskretne, że nie dowiedział się o tym nikt, nawet najściślejszy krąg współpracujących z Bauerem prawników.
Fritz Bauer wystarczająco często był świadkiem sytuacji, gdy oskarżonych o zbrodnie Trzeciej Rzeszy ostrzegali o mającym nastąpić aresztowaniu funkcjonariusze, potajemnie przekazując im te niezwykle ważne informacje. W policji istniały niezliczone tego typu miejsca przecieków. Dlatego kierowanej przez Bauera i zajmującej się zbrodniami Trzeciej Rzeszy niewielkiej grupie śledczych zakazano używania dalekopisów do przesyłania meldunków, gdyż mogły przechodzić w ten sposób przez wiele rąk. Jeden z członków tej grupy, Joachim Kügler, przypomina sobie: „Gdy podczas mojej pracy nad procesem dotyczącym Auschwitz musiałem nadać meldunek, szedłem na rynek i prosiłem o tę przysługę handlarza warzyw”.
Dyskrecja była zatem przykazaniem numer jeden. Ukrywający się zbrodniarze narodowosocjalistyczni w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych otrzymywali systematycznie ostrzeżenia nawet za pomocą własnego biuletynu „Warndienst West”, rozsyłanego przez hamburski oddział Niemieckiego Czerwonego Krzyża – kierowany przez byłego Obersturmbannführera SS – do związków byłych żołnierzy Wehrmachtu i SS zamieszkałych w różnych krajach związkowych. Źródło tych ostrzeżeń ulokowane było bezpośrednio w bońskim centrum władzy. Stanowiło je założone w roku 1950 Centralne Biuro Ochrony Prawnej (Zentrale Rechtsschutzstelle) dla podejrzanych o zbrodnie narodowosocjalistyczne, które do 1953 roku znajdowało się w Ministerstwie Sprawiedliwości, a następnie w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, i kierowane było przez byłego prokuratora działającego w sądzie specjalnym Trzeciej Rzeszy we Wrocławiu (Breslau). Gdy pewnego razu zespół Fritza Bauera natrafił na ślad najaktywniejszego współpracownika narodowosocjalistycznego programu eutanazji, Reinholda Vorberga, i złożył w bońskim sądzie prośbę o pozwolenie na dyskretne śledztwo, nawet sędzia osobiście przekazał tę istotną informację miejscowemu adwokatowi, dzięki czemu Vorbergowi udało się uciec do Hiszpanii.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.