Galeria uczuć
Data wydania: 2012
Data premiery: 12 czerwca 2012
ISBN: 978-83-7674-184-0
Format: 130x200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 274
Kategoria: Literatura dla kobiet
29.90 zł 20.93 zł
Wszystko wydaje się proste, dopóki nasze życie ma solidne podstawy.
Trzydziestoletnia, trochę roztrzepana, niepewna siebie Ola zawsze wmawiała sobie i wszystkim wokół, że rola niepracującej “kury salonowej” to jej powołanie. Pewnego dnia jej poukładane i szczęśliwe życie rozsypuje się jak domek z kart: mąż nagle wyprowadza się z domu i wydaje się, że ma to związek z przyjaciółką rodziny.
Teraz Ola musi stawić czoła przeciwnościom losu. Przemienia się w pewną siebie i świadomą swoich możliwości kobietę, która może mieć wszystko, o czym zamarzy: kochającą rodzinę, wspaniałego męża i czas dla dawno zapomnianej pasji.
Obudził mnie wiatr. Poprawiłam poduszkę, ułożyłam się wygodnie, ale nie mogłam zasnąć. Obok, na odległość ramienia, spał mój mąż. Słuchając, jak równo i spokojnie oddycha, pomyślałam, że przerwę mu ten błogi sen. Zapaliłam lampkę i niby niechcący strąciłam ze stolika pusty wazonik.
Huknął o podłogę.
– Co się dzieje? – wymamrotał Paweł. – Która godzina?
– Druga. Nie mogę zasnąć. Zrób coś – poprosiłam głosem rozkapryszonego dziecka.
Mąż przysunął się bliżej, cmoknął moje czoło, mruknął: „Śpij” i odwrócił się do mnie plecami.
– Tylko na tyle cię stać? – spytałam, szturchając go łokciem w te odwrócone plecy.
– Przestań! – wrzasnął i usiadł tak gwałtownie, że aż jęknęły sprężyny. – Co cię napadło?!
– Od miesiąca tylko mnie cmokasz! Przyjrzyj mi się! Nie jestem jeszcze staruszką!
– Ale ja nie mam już dwudziestu lat!
– Aha – mruknęłam – sugerujesz, że powinnam rozejrzeć się za młodszym mężczyzną?
– Wszystkie jesteście takie same – odezwał się po dłuższej chwili – w głowach macie tylko jedno.
Już chciałam parsknąć śmiechem, ale nagle dotarło do mnie słowo „wszystkie”. Wszystkie? To znaczy, że oprócz mnie są w jego życiu jakieś inne kobiety?
– Dlaczego powiedziałeś „wszystkie”?
Mąż położył się na wznak, zamknął oczy i milczał.
– Dlaczego tak powiedziałeś?
– Przestań. Daj mi spać.
– Nie. Chcę wiedzieć, dlaczego tak powiedziałeś.
Paweł westchnął. A potem wstał, podszedł do szafy, wyjął z górnej półki pled i bez słowa wyszedł z sypialni. O nie! Tak się nie robi! Jednym ruchem odrzuciłam kołdrę i pobiegłam za mężem. Domyśliłam się, że nie pościeli sobie spania w kuchni, tylko w pokoju, trochę większym od kuchni, nazywanym przez nas salonem. Stoją w nim dwa fotele, ława, kanapa, pianino i komplet mebli od moich rodziców. A na ścianie, obok reprodukcji obrazu znanego malarza, wisi sztucer. Pierwsza zabawka, którą mama Pawła przysłała wnukom z Ameryki.
Nasi synowie, gdy tylko ujrzeli sztucer w paczce, od razu pobili się o niego na pięści. Żeby był spokój i sprawiedliwość, Paweł powiesił go na ścianie, więc sztucer nie należy ani do Tomka, ani do Michała. Zapaliłam światło w salonie i stojąc na progu, obserwowałam, jak mój mąż próbuje ułożyć się na kanapie, jak niezdarnie otula się pledem, jak zamiast poduszki podkłada pod głowę złożone razem dłonie… i zrobiło mi się go żal.
– Nie wygłupiaj się – powiedziałam łagodnie. – Wracaj do sypialni.
– Po co? Na przesłuchanie? Ani mi się śni. Zgaś światło i wyjdź.
– Wyjdę. Ale wytłumacz mi, dlaczego…
– Przestań!
– Nie krzycz. Obudzisz dzieci.
– To pozwól mi zasnąć.
Uważaj, bo pozwolę. Ty zaśniesz, ja będę zadręczać się do rana. Muszę wiedzieć teraz.
– Paweł… czy… czy – zająknęłam się, ale jeszcze nigdy nie zadawałam mężowi takiego pytania – czy jest jakaś kobieta, oprócz mnie, w twoim życiu?
– Nie ma. Nie męcz mnie już. Idź spać.
– Bez ciebie nie pójdę.
Byłam pewna, że po tych słowach wstanie z kanapy, obejmie mnie i oboje wrócimy do sypialni. Ale on nawet nie drgnął. Nie to nie, wzruszyłam ramionami. Nie będę tu stać do rana. Zgasiłam światło i wyszłam. Jutro, a właściwie dzisiaj, bo było już po północy, pogadam z Pawłem, postanowiłam, kładąc się do pustego łóżka. Może ma jakieś kłopoty w pracy? Wiem, że za mało ze sobą rozmawiamy, tak szczerze od serca, ale ciągle się spieszymy. Rano szybko zjadamy śniadanie. Potem pakujemy się wszyscy do samochodu służbowego i Paweł nas rozwozi. Tomka do przedszkola, Michała do szkoły, mnie do galerii, a siebie do hurtowni materiałów budowlanych, w której zatrudnił go kumpel. Po pracy lecę zrobić drobne zakupy, a potem obwieszona foliowymi torbami czekam na Pawła i razem odbieramy nasze dzieci. W samochodzie, w drodze do domu, też za wiele ze sobą nie rozmawiamy. Opowiadam, jak minął dzień, ile bibelotów i reprodukcji obrazów sprzedałam. Paweł narzeka na zaopatrzeniowca, a potem jest już koniec jazdy i trzeba wysiadać. Wieczorem jemy obiadokolację, też szybko, bo oprócz Tomka każde z nas się spieszy. Michał do lekcji, żeby jeszcze przed snem dopaść komputer. Ja do sypialni obejrzeć ulubiony serial. Paweł do salonu, żeby popatrzeć na relację z meczu koszykówki. Zamiast spędzać czas ze sobą, spędzamy go ze szklanymi ekranami. Wynalazki cywilizacji zabijają życie rodzinne, westchnęłam. Zgasiłam lampkę i przytuliłam twarz do poduszki. Wiatr ucichł. Krople deszczu stukały o szyby.
Zima odchodzi, żegnając nas łzami, zdążyłam pomyśleć i zasnęłam.
Rano obudził mnie głośny śmiech dzieci. Otworzyłam oczy i od razu przypomniała mi się sprzeczka z Pawłem. To na pewno przez ten wiatr. Wyzwolił w nas złe fluidy i coś nam odbiło, żeby się pokłócić. Ale teraz za oknem świeci słońce, niebo jest bez chmur i zapowiada się piękny dzień.
– Głupi jesteś jak but! – usłyszałam nagle głos starszego syna.
– O nie! Powiem mamie! Maaamooo!
– Wjechałeś na skałę! Tylko barany tak jeżdżą!
Jeśli zapowiada się piękny dzień, to na pewno na innej planecie. Na tej będzie kłótliwy. Michał wprowadza Tomka w nową grę.
– Teraz moja kolej – piskliwie dopominał się Tomek. – Oddawaj mi kierownicę!
– Głupi jesteś? Znowu nas gdzieś wpakujesz!
– Maaamooo!
Ciekawe, dlaczego Paweł ich nie uspokoi. Przeciągnęłam się, aż zatrzeszczały moje trzydziestoletnie kości, nałożyłam podomkę i wychodząc z sypialni, postanowiłam skarcić synów.
Mijając salon, zajrzałam, żeby sprawdzić, czy mój mąż jeszcze śpi, ale kanapa była pusta. Na podłodze stała filiżanka z niedopitą kawą, obok leżały jakieś kolorowe czasopisma.
Pewnie siedzi w wannie i rozwiązuje krzyżówki. Zawsze tak robi w wolne soboty.
– Paweł? – zapukałam do drzwi od łazienki.
Cisza. Obraził się?
– Taty tam nie ma – wykrzyknął z pokoju Michał. – Przed chwilą stamtąd wróciłem.
Paweł wyszedł z domu i nie powiedział dokąd? Nigdy tego nie robił. Chyba coś niedobrego zaczyna dziać się w moim małżeństwie, pomyślałam, biorąc do ręki torebkę. Zamknęłam się w łazience, odkręciłam kurek z wodą, żeby dzieci nie słyszały, jak będę rozmawiać z Pawłem, i zaczęłam grzebać w torebce.
Portfel, trzy notesy, dwie paczki chusteczek higienicznych, kosmetyczka, a gdzie komórka? O, jest. Szybko wybrałam numer. Sygnał, sygnał, jeszcze kilka sygnałów i poczta głosowa.
Pawełku, wychrypiałam, bo ze zdenerwowania głos mi się zmienił, martwię się o ciebie. Martwię się o nas, dodałam. – Mamo! – rozległ się głos Tomka – Michał mnie straszy! Mówi, że nasz tata uciekł do babci, do Ameryki! Au! No, co mnie bijesz!? Aaaauuu! Mamo! A on mnie bije!
– Dosyć tego – zirytowałam się – albo będzie spokój, albo jazda od komputera!
– Będzie spokój – zapewnił szybko Michał.
Zaczynam tracić panowanie nad nerwami, stwierdziłam, wchodząc do kuchni. Ale to wina Pawła. Co mu odbiło, żeby tak nagle wyjść z domu, mamrotałam pod nosem, robiąc kanapki.
– Tylko kanapki? Nie będzie corn flakes? – dopytywał
Tomek, sadowiąc się na krześle. – Tata mówił, że w Ameryce, dzieci jedzą na śniadanie corn flakes.
– Ale ty mieszkasz w Polsce – roześmiał się Michał.
– Ale jak będę duży, to będę mieszkać w Ameryce. Tak jak babcia.
– Babcia mieszka w Polsce. Amerykę tylko zwiedza – wtrąciłam się do rozmowy.
– Nieprawda! – oburzył się Tomek. – Babcia tam…
– Masz te swoje corn flakes – przerwałam, stawiając obok kartonu mleka pudełko płatków kukurydzianych. – Zjedz i idziemy na spacer.
– Bez taty? – zdziwił się Michał. – Zadzwonię do niego i spytam, kiedy wróci.
Wybiegł do przedpokoju, przyniósł przenośną słuchawkę, wcisnął siedem i z zadowoloną miną przyłożył ją do ucha.
– Poczta głosowa – powiedział po chwili markotnym głosem.
– Poczta głosowa? Co to znaczy? – dopytywał Tomek.
– To znaczy, tata nie słyszy, że do niego dzwonię.
– Nieprawda! Tata wszystko słyszy.
– Masz – Michał wcisnął przycisk i podał mu słuchawkę.
– Phi, jakaś baba coś gada – wzruszył ramionami Tomek.
– Gdzie jest tata… – zastanawiał się głośno Michał.
– W Ameryce wiedzieliby, gdzie jest nasz tata. Tam mają najlepszy wywiad – odpowiedział mu przejętym głosem Tomek.
Ciekawe, co jeszcze Paweł naplótł im o Ameryce, zastanawiałam się, przyglądając się synom. Tomek odziedziczył po mnie niebieskie oczy, jasne włosy i zadarty nos. Jak na swoje pięć lat był wysoki. Michał miał po ojcu ciemną gęstą czuprynę i piwne oczy. Miesiąc temu skończył dziesięć lat i oznajmił, że nie życzy sobie, żebyśmy zwracali się do niego Misiu albo Michasiu, tylko Michale, a gdy przyjdą odwiedzić go koledzy, żebyśmy nie robili siary, wołając: „Michalinku, masz gości”.
Rany, ale ten czas szybko płynie. Jeszcze tak nie dawno sama „wychowywałam” moich rodziców, prosząc, by nie mówili do mnie zdrobniale, Oluśku.
– Mamo, zjedliśmy śniadanie. Czy możemy pograć na komputerze? – głos Tomka przerwał moje wspomnienia.
– Żegnam panów.
Chichocząc, wybiegli. Spojrzałam na zegarek, dochodziła jedenasta. No i gdzie jest Paweł? Jeszcze nigdy nie zdarzyła się w naszym małżeństwie taka sytuacja, żeby jedno z nas wyszło z domu, nie informując drugiego, dokąd idzie i kiedy wróci. Mógł się na mnie obrazić, proszę bardzo, ale powinien zostawić kartkę. Hm, a może zostawił, tylko dzieci gdzieś ją zawieruszyły.
– Michał!
Zaszurało krzesło, Michał wpadł z impetem do kuchni.
– Tak? O, co chodzi?
– Nie zgubiłeś kartki z informacją, gdzie jest tata i kiedy wróci?
– Żeby zgubić, musiałbym ją najpierw znaleźć – odpowiedziało rezolutnie moje dziecko. – A co się stało?
– Nic. Wszystko w porządku – zapewniłam, wkładając puste kubki do zlewozmywaka.
Michał stanął obok i przyglądał się, jak zmywam.
– Mamo, ale ty wiesz, gdzie jest nasz tata, prawda?
Masz ci los. Lepszego pytania nie mógł zadać. Przez chwilę kombinowałam, co odpowiedzieć, ale nic mądrego nie przychodziło mi do głowy. Na szczęście zadzwonił telefon.
– Odbierz, mam mokre ręce.
– To na pewno tata! – ucieszył się Michał, chwytając za słuchawkę. – Nie, to Edyta – szepnął z zawiedzioną miną i przyłożył mi słuchawkę do ucha.
– Moment, Edyta. Tylko wytrę ręce.
Szarpnęłam papierowy ręcznik, ale jak na złość rolka nie chciała się przekręcić. Wytarłam ręce o podomkę, wieczorem wrzucę ją do pralki, i biorąc słuchawkę od Michała, poprosiłam go wzrokiem, żeby wyszedł.
– Cześć – przywitałam się – dobrze, że dzwonisz. Mam problem.
Delikatnie wypchnęłam Michała z kuchni, bo na słowa „mam problem” rozsiadł się wygodnie na krześle, zamknęłam za nim drzwi i przyciszonym głosem opowiedziałam Edycie o sprzeczce z Pawłem. O tym, że zniknął nad ranem, a może jeszcze w nocy i do tej pory nie wrócił.
– Olu, myślę, że Paweł jest w mieszkaniu swojej matki. Wpadnę za godzinę, zostanę z dziećmi, a ty pojedziesz sprawdzić, czy on tam jest.
– Dobrze. Tylko…
– Tylko co?
– Nigdy jeszcze nie kontrolowałam Pawła i…
– Och, nie marudź. To żadna kontrola. Zwyczajna troska o męża.
Troska o męża? Dla mnie to zwyczajna kontrola. Ale słowo troska ładniej brzmi. Ciepło i opiekuńczo.
– Olka? Jesteś tam? – niecierpliwiła się Edyta.
– Jestem.
– No to będę za godzinę.
Edyta jest moją przyjaciółką. Prawdziwą i jedyną. To u Edyty poznałam Pawła. Byłam wtedy w klasie maturalnej, przyszłam do niej, a Paweł siedział w kuchni przy stole i rozmawiał z Jackiem, jej bratem. Na dźwięk mojego głosu odwrócił głowę, spojrzeliśmy sobie w oczy i zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. A po roku wzięliśmy ślub. Wracając do Edyty, to bardzo mi jej żal. Już drugi raz się rozwiodła.
Dzieci nie ma, ale jest matką chrzestną naszego Michała, więc to trochę tak, jakby miała syna. Ja już na samą myśl, że miałabym się z Pawłem rozwieść, dostaję ze strachu gęsiej skórki.
Paweł jest moją pierwszą miłością. Ja jego też. Dzisiaj w nocy powiedział, że oprócz mnie nie ma innej kobiety. I tak już pozostanie do śmierci. Ale… mojej śmierci. Bo co on zrobi, gdy ja umrę, to nie wiem. Zawsze mówił, że będzie samotny jak
łabędź. Łabędzie łączą się w pary na całe życie i jeśli jedno z nich umrze, drugie żyje w samotności aż do śmierci. Tak się wzruszyłam tym rozmyślaniem o Pawle i łabędziach, że kiedy zapukała Edyta i otworzyłam jej drzwi, szlochałam jak małe dziecko.
– Matko święta! – wykrzyknęła na mój widok.
Szybko weszła do przedpokoju, zdjęła kurtkę, rzuciła ją byle jak na komodę, a potem mocno mnie przytuliła.
– Uspokój się. Wszystko będzie dobrze. No? Dlaczego się mażesz?
– Bo… bo… – łkałam, pociągając nosem – przypomniałam sobie, jaka piękna jest miłość łabędzi.
– Zwariowałaś?
Odepchnęła mnie gwałtownie, przyjrzała się uważnie mojej twarzy, ale widocznie nie dostrzegła w niej nic niepokojącego.
– Aleś mnie wystraszyła – odetchnęła z ulgą. – Paweł dzwonił?
– Nie – chlipnęłam.
– Weź się w garść. Wytrzyj łzy. Wysmarkaj nos. Doprowadź twarz do ludzkiego wyglądu i jedź do mieszkania jego matki.
– A jeśli tam go nie będzie?
– To wrócisz i zastanowimy się, co dalej.
– Dobrze – szepnęłam.
Zamknęłam się w łazience, związałam włosy w kitkę, pokryłam policzki i nos pudrem, przeciągnęłam spiralą po rzęsach, pomadką po ustach i tak odmieniona stanęłam przed Edytą.
– No, może być – skinęła głową. – A teraz spadaj. Biorę się za szykowanie obiadu.
– Kotlety są w lodówce. Surówka też.
– Poradzę sobie. No? Co tak stoisz? Zdaje się, że miałaś wyjść.
– Już wychodzę. Jeszcze tylko pożegnam się z dziećmi.
– Ludzie, toż to cała wyprawa.
– Tylko co ja im powiem? – zastanawiałam się. – Już wiem! Idę do koleżanki z pracy po książkę potrzebną do wystroju wnętrz.
Wsadziłam głowę do pokoju chłopców. Obaj zajęci byli grą na komputerze. Zaczęłam do nich mówić, ale zagłuszyli mój głos okrzykami radości, że udało im się wejść w jakiś piąty korytarz.
OK, niech się cieszą. Wrócę, zanim zorientują się, że wyszłam.
Stojąc na przystanku, zastanawiałam się nad rozmową z Pawłem. A może od razu dojdziemy do porozumienia i razem wrócimy do domu? Właściwie to tak naprawdę nie wiem, za co on się na mnie obraził. Za to wypytywanie w nocy? Jestem jego żoną i chyba mam prawo wiedzieć, czy naszemu małżeństwu nie zagraża jakieś niebezpieczeństwo. Na przykład w postaci innej kobiety, młodszej ode mnie o dziesięć lat. Co prawda Edyta twierdzi, że mam rewelacyjną figurę i w ogóle się nie starzeję. Ale ona jest moją przyjaciółką, widujemy się bardzo często i może nie dostrzega, że tu i tam przybył mi kilogram albo i więcej, a moja dziewczęca twarz zmieniła się już w twarz dojrzałej kobiety. Paweł chyba zauważa, że powoli się zaokrąglam, bo czasem, gdy jesteśmy razem pod prysznicem, podszczypuje mnie lekko w biodra i pyta ze śmiechem: „A co to jest, moja grubasko, co?”. Od tego rozmyślania i wspomnień zebrało mi się na płacz. Na szczęście zza zakrętu wyjechał tramwaj i nie zrobiłam z siebie widowiska przed ludźmi stojącymi na przystanku.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.