Myśliwce nad Finlandią
Wspomnienia pilota dwóch wojen
Eino Luukkanen
Przekład: Bożena Kojro
Tytuł oryginału: Hävittäjälentäjänä kahdessa sodassa
Data wydania: 2018
Data premiery: 15 maja 2018
ISBN: 978-83-7674-612-8
Format: 145 x 205
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 352
Kategoria: Historia
39.90 zł 27.93 zł
Unikatowe wspomnienia fińskiego asa myśliwskiego z walk w latach 1939-1945.
Eino Luukkanen był trzecim najskuteczniejszym fińskim myśliwcem II wojny światowej. Zaliczył 56 potwierdzonych strąceń.
Do lotnictwa trafił w 1931 roku. Licencję pilota uzyskał dwa lata później. Miał więc miał czas, aby oblatać się do wojny zimowej. W jej trakcie zasiadał za sterami Fokkera D.XXI. W swej książce rysuje unikatowy obraz tego konfliktu, widziany „z powietrza”
Jest to niezwykła perspektywa, gdyż wątek walki powietrznej w trakcie wojny zimowej w literaturze porusza się nader rzadko. Tym bardziej, że nie była to walka typowa dla myśliwców, polegająca bardziej na ostrzeliwaniu celów naziemnych i misjach rozpoznawczych.
Podczas wojny kontynuacyjnej Luukkanen latał na Brewster Buffalo 239 i Messerschmitcie Me Bf 109G. I tu już toczył regularne walki powietrzne. W swych wspomnieniach pisze jednakże nie tylko o lataniu. Sporo miejsca poświęca też ówczesnym uwarunkowaniom, ludziom, z którymi przyszło mu się zetknąć i działać. Docenia m.in. mechaników czy obsługę naziemną, „bez których nie latalibyśmy wcale” – jak podkreśla. Swą relację kończy wraz z ustaniem walk na froncie fińsko-sowieckim.
Eino Luukkanen urodził się w 1909 roku w Jaakkimie (Karelia). Dorastał w Sortavali nad Jeziorem Ładoga. W 1939 r. ukończył akademię wojskową i uzyskał promocję do stopnia kapitana.
W 1951 roku Luukkanen został oskarżony o szpiegostwo na rzecz Szwecji. Winny przekazania pewnych zdjęć lotniczych człowiekowi powiązanemu ze szwedzkim wywiadem, został zmuszony do złożenia dymisji ze służby, skazany na dwa lata więzienia i zdegradowany.
Pamięć o nim jednak nie przeminęła. W 1956 wydał swoje unikatowe wspomnienia przetłumaczone natychmiast na kilka języków. Teraz wreszcie dostępne także w języku polskim.
Eino Luukkanen zmarł w 1964 roku.
Dziewiątego, trzynastego i dziewiętnastego października rosyjskie samoloty, lecące nawet w grupach po kilka naraz, mijają granicę i docierają nad Przesmyk Karelski.
Co to może oznaczać?
Czy to znak, że będę walczył z nimi w powietrzu?
Czy jestem do tego przygotowany?
Odpowiadam oczywiście twierdząco, bo przecież to mój zawód, moja misja życiowa. Już od siedmiu lat szkolę się na pilota wojskowego. Mam za sobą niemal tysiąc godzin nalotu, ćwiczenia z walk powietrznych, strzelania z samolotu, loty nocne, ćwiczenia z dowodzenia, loty według wskazań przyrządów podczas zachmurzenia i tym podobne. Dzięki temu, że stale uprawiam sport, moja fizyczna kondycja jest doskonała, a zapał do obrony ojczyzny wywodzi się jeszcze z czasów szkolnych, gdy czytałem poemat Runeberga o chorążym Stoolu.
Życie biegnie jednak swoim torem. W dzień wykonujemy loty ćwiczebne, a co tydzień wieczorem staramy się wysłuchać audycji radiowej o przygodach hrabiego Monte Christo, ale jest to prawie niemożliwe na skutek zakłóceń rosyjskiej stacji nadawczej.
Pod koniec listopada zima zaczyna zbliżać się wielkimi krokami. Wieje zimny wiatr z północy, jeziora zamarzają i od czasu do czasu pada śnieg.
Jadę samochodem do Viipuri i kupuję na rynku Punaisenlähti wysokie buty filcowe, które towarzyszą mi wiernie przez kolejne zimy.
W czwartek, ostatniego dnia marca 1939 roku, upływają dokładnie czterysta czterdzieści cztery dni od wielkiej eksplozji w Viipuri.
Jak zwykle o szóstej rano zbieramy się, żeby dyżurować przy samolotach. Jeszcze po ciemku rozgrzewamy i uruchamiamy próbnie silniki oraz sprawdzamy maszyny i ich uzbrojenie.
Niebo jest prawie całkiem zakryte chmurami, których dolna granica znajduje się na wysokości sześciuset metrów. Termometr wskazuje trzy stopnie powyżej zera.
O dziewiątej udaję się na codzienną naradę dowódców klucza do stanowiska dowodzenia eskadrą.
Wkrótce przybywa tam dowódca pułku, pułkownik R. Lorentz, strzela z pistoletu w powietrze i mówi: „Dzisiaj rano o godzinie szóstej piętnaście rosyjskie oddziały przekroczyły granicę naszego państwa. W tej chwili w kierunku Viipuri nadlatują liczne samoloty”.
Dowódca eskadry dodaje: „Trzeci klucz ma natychmiast startować i lecieć nad Viipuri”.
Dowódca jeszcze nie skończył, a ja już nakładam pilotkę na głowę i odwracam się, by pobiec do swojej załogi.
Na to wszystko potrzebuję tylko dwóch minut. Czyżby wypowiedzenie wojny trwało tak krótko?
Załoga widzi, że biegnę. Mechanicy zaczynają rozruch maszyn, a piloci wychodzą mi naprzeciwko. Powtarzam: „Klucz pod moją komendą do lotu na obronę Viipuri. Nadciągają tam liczne maszyny wroga”.
To krótkie polecenie wystarcza, bo wszystkie szczegóły zostały zaplanowane i określone już wcześniej dla zaoszczędzenia czasu.
Po pięciu minutach od chwili, gdy otrzymałem rozkaz, czyli o dziewiątej dwadzieścia pięć, jesteśmy już w powietrzu i lecimy w szyku na południe.
Dopiero teraz, stwierdziwszy, że każdy pilot znajduje się na swoim miejscu, mam czas, by się zastanowić.
Spokojny, zadowolony i pełen entuzjazmu kieruję samolotem. Mam wraz ze swoim kluczem wykonać lot „otwierający” wojnę.
Jednak już od startu dręczy mnie obawa, czy zdążymy dolecieć na czas. Lecę na sześciuset metrach, tuż przy granicy chmur. Wyciskam z silnika wszystko, co się da, i staram się utrzymać formację w szyku. Prędkościomierz wskazuje trzysta kilometrów na godzinę, ale chciałbym lecieć szybciej, ponieważ dystans wynosi prawie sto kilometrów.
Wreszcie – o dziewiątej czterdzieści pięć – pod nami z prawej strony pojawia się stare, znajome miasto. Od razu zauważam, że na dworcu kolejowym Maaskola kilka drewutni stoi w płomieniach. Samoloty wroga zdążyły zrzucić bomby, zatem obawa, że się spóźnimy, nie była bezzasadna.
Wybieramy skrót prosto na południową stronę miasta i widzimy daleko, w okolicach Uuras (obecnie Wysock) dwa odlatujące na południe i znikające w chmurach bombowce.
Wznosimy się ponad warstwę chmur na wysokość tysiąca pięciuset metrów, gdzie ostro świeci słońce. Tutaj także nie znajdujemy rosyjskich maszyn, które najwyraźniej skryły się w gęstych chmurach zalegających na ich trasie.
Wykonujemy przez godzinę lot patrolowy nad południową częścią Viipuri aż do wsi Kuolemajärvi (obecnie Pionierskoje), wznosząc się co chwilę nad pułap chmur, ale nie widzimy nic poza naszymi własnymi myśliwcami Bulldog.
Ponieważ paliwo kończy się nam niepokojąco szybko, nie ma innej rady, jak tylko zlecieć niżej i wrócić niestety do bazy.
Lot powrotny wykonujemy w płynących naprzeciw śnieżnych chmurach. Robią się one coraz gęstsze i nacierają na nas grubą, ciężką masą. Gęsta śnieżna mżawka sprawia, że musimy lecieć tuż nad drzewami, ale nawet wtedy widoczność wynosi niecały kilometr.
Lądujemy w Immoli i dowiaduję się, że Viipuri zbombardowano o dziewiątej czterdzieści dwie, a więc nieprzyjacielskie maszyny znajdowały się od nas w odległości niecałych dwudziestu pięciu kilometrów, co pozwoliło im na uniknięcie walki powietrznej.
Opady śniegu trwają przez całe popołudnie, uniemożliwiając nam dalsze loty.
Pierwszy dzień wojny kończy się ciemnym zimowym wieczorem, który zwalnia nas z gotowości bojowej.
Po kolacji zaczynam spokojnie analizować obecną sytuację i warunki.
Najbliższa przyszłość nie będzie na pewno łatwa, ponieważ zostaliśmy zmuszeni do nierównej, samotnej walki z pięćdziesięciokrotnie silniejszym liczebnie wrogiem. Ale to wcale mnie nie przygnębia, wręcz odwrotnie, budzi mój głęboki entuzjazm i mam poczucie, że ogarnia mnie energia. Tak więc po pierwszym nieudanym dniu idę wcześnie spać z nadzieją, że „Nowy dzień może jeszcze wszystko zmienić”.
Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.