Szlam
Data wydania: 2020
Data premiery: 26.05.2020
ISBN: 978-83-66481-21-3
Format: 145x205
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 416
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
39.90 zł 27.93 zł
Raz, dwa, trzy…
Już nie żyjesz…
W sercu lubelskiej starówki dwie licealistki natrafiają na fragment męskiego ciała. Tej samej nocy na pobliskim podwórku zostaje znaleziona reszta zwłok mężczyzny.
Dochodzenie prowadzi prokurator Adam Szmyt, przeniesiony do Lublina ze stolicy. Pomagają mu ambitne policjantki: komisarz Aneta Brudka i psycholożka Magdalena Choroba. Zabójca pozostaje nieuchwytny, a niebawem znalezione zostaje kolejne ciało…
Śledczym udziela się ponura i zwodnicza atmosfera Starego Miasta. Pogoń za sprawcą przez mroczne podwórka staje się dla nich wyprawą w głąb siebie. Co odkryją na dnie swojej duszy? Dlaczego giną tylko mężczyźni i gdzie pojawią się brakujące fragmenty ich ciał? Wreszcie, czy uda się złapać zabójcę i zapobiec dalszym zbrodniom?
Dzień pierwszy
- 30
Dziś będę brutalny!
Z każdym krokiem czuł narastające drżenie nóg. Z podniecenia. Spojrzał w górę, na Zaułek Harwigów, i uśmiechnął się zadowolony. Wysokie schody, prowadzące z ulicy Kowalskiej na Plac Rybny, były jego drogą do raju.
Kurwa, ile trzeba się namęczyć po tę odrobinę szczęścia. Zwłaszcza w tym mieście. Zawsze było tu pod górę albo w dół. Nigdy równo. Bo ponoć Lublin to Rzym północy.
Pieprzyć północ! Jakby nie mógł wystarczyć sam Rzym!
Na stopniach, a ściślej na podstopnicach schodów, zauważył jakieś zdania wypisane poszarzałą już farbą: „Łzy oczyszczone z cierpienia spadają tak szybko, że nie zdążysz wypowiedzieć swojego imienia”. Co za brednie…
Wznosząc się do góry, do światła, czuł, jakby zagłębiał się w siebie. Tam, gdzie jeszcze nigdy nie był, gdzie mrok i czarna ekscytacja. Okrucieństwo oczyszcza i wyzwala!
Minął kilka stojaków z ekspozycją archiwalnych zdjęć sprzed wojny. Żydzi, żydowskie sklepiki i cały tamten żydowski bałagan. Jak można tęsknić za takim syfem?
Gdy stanął na Placu Rybnym, poczuł, że nawet jego myśli dostały zadyszki. Zaskoczył go spory tłumek. Grupki młodzieży obsiadły nie tylko ogródek pobliskiej knajpy, ale i murki wokół rosnących tu drzew. Ludzie jazgotali jak gawrony. Czy jest tu coś podejrzanego?
Specjalnie przyszedł pół godziny wcześniej, żeby sprawdzić, czy nie ma jakiegoś zagrożenia oprócz nietoperzy. Latały bezszelestnie nad głowami niczym wampiry na łowach. Jeden prawie otarł się o niego. Kurrrwa… Skulił się. Jakieś dwie dziewczyny w pobliżu zachichotały. Wiedział, że te przeklęte gacki wcale nie wplątują się we włosy, czym zawsze straszyli go dziadkowie w dzieciństwie. Lecz teraz był kłębkiem nerwów. Serce waliło mu w rytm wydostających się z knajpy bitów. Łup! Łup! Coraz mocniej. Jakby w piersi miał tykającą bombę. Bo miał! I nie mógł doczekać się eksplozji. Wtedy dostąpi raju i przez krótką chwilę dozna prawdziwego szczęścia. Bo teraz czuł się jak potępiony.
Gówniara jedna! Wszystko przez nią! Tyle mu zawdzięczała. I tyle od niego dostała: rower, laptop, nową komórkę. Sam takiej nie miał. Dawał jej na wypasione ciuchy i perfumy „Euphoria” Calvina Kleina, żeby mogła szpanować w szkole. A ta mała cipa omal nie rozbiła mu głowy. I jeszcze darła mordę na cały dom, że go zabije! A on tylko chciał do raju. Czy to za dużo za tyle kasy?
Zachodził w głowę, skąd ta mała kurewka wyciągnęła nagle młotek. Chyba nie z majtek! Zarechotał w duchu na tę myśl. Ale, co racja, to racja. Wcześniej wsadził jej tam palce najgłębiej, jak mógł, i niczego tam nie było. Może wiedźma go wyczarowała? Jak ten jebany David Copperfield. Chociaż nie, on przecież tylko sprawiał, że znikały przedmioty.
Znów się zaśmiał, ale tym razem z wściekłości.
Nie jestem żadnym zbokiem! To ona jest! Nawet błony dziewiczej już nie miała, mała dziwka! Palce weszły mu jak w masło i nie było ani kropelki krwi. Na szczęście stara, jak mówił o żonie, wzięła jego stronę. Jak zawsze…
Uśmiechnął się z satysfakcją. Przynajmniej z tej strony był bezpieczny. Tylko że wściekły jak nigdy i napięty do granic możliwości. Musiał się rozładować. Już! Natychmiast! Do końca!
Zacisnął pięści i poczuł, że ma lodowate palce.
To nic. Ważne, żeby ona była gorąca. A takie młodziutkie ciałka są jak chrupiące bułeczki prosto z pieca. Na tę myśl pociekła mu ślina i zrobiło mu się duszno. Nie mógł dłużej czekać. Ruszył szybkim krokiem w kierunku szarego budynku. Mijając kawiarniany ogródek, pochylił głowę, żeby ukryć twarz, choć i tak nikt nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy pili i bawili się wesoło w swoim gronie. Niezauważony zanurkował w czeluści bramy. Ogarnęła go wilgoć i chłód. Nie był to chłód nocy, a zimny dreszcz podniecenia. Po kilkunastu krokach na zesztywniałych z emocji nogach znalazł się na dużym, zabałaganionym podwórku. Na razie, bardziej niż raj, przypominało ono Hades… Najważniejsze jednak, że było pusto i mrocznie. Intymnie…
Zaczaił za betonowymi elementami niczym drapieżnik polujący na ofiarę. Stąd miał dobry widok na każdego wchodzącego na podwórko. Sprawdził godzinę. Poświata z ekranu komórki wydobyła na moment z ciemności jego nalaną i gładko ogoloną twarz, z lekko kulfoniastym nosem i wydatnymi ustami.
Za kwadrans dwudziesta. Miał jeszcze piętnaście minut, ale…
Nagle zaczęły go nachodzić wątpliwości. Co, jeśli ta „Truskaweczka” nie przyjdzie? Jak wtedy „Cipuleńka_13”? Czekał pół godziny, ale młodociany kurwiszon wystawił go do wiatru. Musiał sobie zwalić konia. Tyle że to nie to samo… To go ani nie uspokoi, ani nie zaspokoi. Tylko jeszcze bardziej rozdrażni. Jak wtedy. Zwłaszcza, że wobec samego siebie nie mógł być przecież brutalny. Bo to boli. Wtedy pozostał w nim tak dojmujący niedosyt, takie żarłoczne pragnienie młodego ciałka i niewinnej duszyczki ˗ zwłaszcza duszyczki! ˗ że po powrocie do domu stracił nad sobą panowanie.
Każdy by stracił!
Chciał się tylko rozładować i uspokoić. A ta mała niewdzięcznica omal nie roztrzaskała mu czaszki… Urwał myśl, bo u wylotu bramy mignął mu jakiś cień. Przywarł do chłodnego betonu jak kot na widok sikorki i wstrzymał oddech. Ktoś wszedł i zatrzymał się niepewnie na progu podwórka. W bladym świetle lampy rozpoznał zarys dziewczęcej sylwetki. W skroniach mu zabulgotało, a jego serce zaczęło walić jak pokrywka o brzeg garnka z wrzącą wodą. Przestraszył się, że ten hałas zdradzi jego obecność, ale przecież nie mógł zatrzymać krwi. Nawet oddechu nie mógł dłużej wstrzymywać, bo by się udusił.
Truskaweczka!
Dziewczynka była w bluzie z narzuconym na głowę kapturem. Przez ramię miała przewieszony mały plecaczek. Wyczuwał w niej coś znajomego, choć nie widział jej twarzy, gdyż spod kaptura wystawał tylko czubek nosa, mocno pomalowane usta i delikatnie zarysowana broda.
Dziś będę bez hamulców! Puszczę wodze fantazji. Najmroczniejszych. Takich, o których istnieniu sam jeszcze nie mam pojęcia! Powtarzając w myślach te słowa jak mantrę, wyszedł z ukrycia. Ona zlękła się na jego widok i odruchowo cofnęła, gotowa w każdej chwili umknąć.
– Mariusz? – spytała drżącym głosem, a jego zmroziło, jakby to był dopiero styczeń lub luty. Skąd ta siksa zna moje imię? Niemal w tej samej chwili się rozluźnił. Przecież wysłałem jej mailem podpisane zdjęcie.
Pomachał do Truskaweczki przyjaźnie i zrobił krok do przodu. Właściwie zachęcający kroczek. Modlił się, żeby tylko nie zwiała. Ale nie. Ruszyła w jego stronę, podskakując jak na skakance i podśpiewując cicho:
– Raz, dwa, trzy…
Poczuł gwałtowną falę podniecenia. W jednej chwili jego spodnie w kroku zrobiły się za ciasne. Przed oczami zaczęły mu się przesuwać obrazy, ukazujące to, co zaraz będzie wyczyniał z „Truskaweczką”. Tak się ponoć dzieje przed śmiercią, przelatuje całe życie. Tylko że jemu wyświetlała się nie przeszłość, a najbliższa przyszłość. Cudowna, różowa, delikatna, wilgotna i gorąca… Rajska. W końcu mu się to przecież należało. Dziewczyna znalazła się tak blisko, że poczuł jej obezwładniający zapach. „Euphoria”…
To go zastanowiło. Takie same perfumy kupił tamtej gówniarze. Przypomniał sobie swoje pierwsze odczucie, że w Truskaweczce jest coś znajomego. Wyciągnął rękę, by zsunąć jej z głowy kaptur i zajrzeć w twarz, lecz ona wywinęła się ze zwinnością łani.
Płochliwa… jak one wszystkie.
Uwielbiał to. Tę dziecięcą nieśmiałość, zmieszaną z lękliwością. A równocześnie łakomą ciekawość dorosłości, pierwszy stopień do piekła. Nie ja urządziłem tak świat, że piekło jednego jest rajem drugiego. Pretensje do tego w górze.
– …Baba Jaga patrzy!
Razem z jej słowami poczuł na twarzy chłodny powiew. Jakby dmuchnęła mu w twarz. Ale to nie było to. Kątem oka dostrzegł cień nurkujący w kierunku jego głowy. Przeklęty nietoperz! Tym razem się nie uchyli. Nie zbłaźni się przy „Truskaweczce”.
sisters as books –
” Szlam” to powieść kryminalna z czarnym humorem. Powiemy, że z kryminałów, które czytałyśmy ten był zupełnie inny. Po pierwsze sposób w jaki zabijano ofiary byl dość ciekawy, ponieważ pozbawiano ich penisów, a druga rzecz jaka nas zaciekawiła to połączenie humoru z taką książką. Szczerze jeszcze sie nie spotkałyśmy z kombinacją tego typu.
Książkę możemy nazwać zmienną, ponieważ gdy już dowiadujemy się czegoś nowego i zdaje nam się, że to koniec, okazuje się, że jednak niekoniecznie. Czytelnicy kryminałów z pewnością nie będą zawiedzeni, gdyż w opowieści wpływa się na morze zagadek. Raczej nie jest to książka dla młodszej widowni czytelniczej, gdyż zawarte słowa trochę ciężko przetrawić, są dosyć ostre i wulgarne. Same opisy i przemyślenia bohaterów również nie należą do lekkiego czytelnictwa, ale zapewniamy gdy się wciągniecie nie przestaniecie czytać.
Co do postaci to sądzimy, że są bardzo skrupulatnie przedstawieni, mają ciekawe charaktery, pasujące do profilu książki.
Opowieść jest bardzo dynamiczna i z pewnością bardzo dobrze przemyślana, kolejność się zgadza jak w wyliczance.
Nam bardzo przypadła do gustu książka, gdyż są to nasze klimaty. Polecamy tą pełną wstrząsających rzeczy historię