Zawrotny rytm fokstrota
Maria Jolanta Tokarska
Data wydania: 2017
Data premiery: 22 sierpnia 2017
ISBN: 978-83-7674-645-6
Format: 130x200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 288
Kategoria:
34.90 zł 24.43 zł
Szalone lata dwudzieste, kiedy to świat wchodzi w nową epokę i chce nadrobić stracony czas wojny.
Zawrotny rytm fokstrota i rewiowych popisów splata się z tradycjami, których usilnie stara się bronić starsze pokolenie, choć pod skórą czuje, że już nic nie zatrzyma tego pochodu wyzwolenia kobiet, szybkich automobili, krótszych spódnic i swobodniejszych obyczajów…
Emma, córka zubożałego szlachcica, wychowana w wielkim, ale zapuszczonym z powodu ubóstwa pałacu pod Krakowem, wyjeżdża do Wiednia na zaproszenie bogatej przyjaciółki swojej zmarłej matki i jej szalonej, lubiącej zabawę córki. Ma się uczyć w konserwatorium, ponieważ jest bardzo utalentowana muzycznie, jednak razem z nową przyjaciółką wpada w nowoczesny świat dancingów, modnych magazynów i zabaw do białego rana.
Wilamowski obejrzał się raz jeszcze. Skrył twarz w cieniu kolumny. Kobieta z kieliszkiem szam-pana, oparta plecami o framugę okna, rozmawiała z siwowłosym mężczyzną. Mówił głównie on, ona mu jedynie potakiwała. Nagle zaśmiała się, odrzucając głowę do tyłu. Włosy, upięte nad karkiem błyszczącą klamrą, opadły na plecy. Loki zatańczyły wokół twarzy. W tej chwili Wilamowski zrozumiał, że nie wyjdzie z przyjęcia wcześniej. Musiał poznać tę kobietę. To uczucie go obezwładniło. Tymczasem orkiestra zaczęła grać arię z Toski. Naraz goście rozstąpili się, ukazując stojącą pod oknem parę. Siwowłosy z lekkim ukłonem powiódł kobietę na scenę. Szła, ponaglana brawami, rozdając uśmiechy. Wilamowski się żachnął. To przecież słynny sopran, Emma von Montefort, żona znanego austriackiego przemysłowca, robiącego interesy w Polsce. Dreszcz przeniknął słuchaczy. W etoli rozrzuconych włosów, z uniesionymi do góry dłońmi, śpiewała o miłości. Czarny jedwab spowijający jej smukłą sylwetkę silnie kontrastował z porcelanową cerą. Brylantowe kolczyki połyskujące w kaskadzie ciemnych włosów, prześliczne, trzepoczące rzęsy – to wszystko w okamgnieniu zauważył nasz bohater. Chyba nie jest zakochana, jęknął w duszy. Muszę ją poznać! Nie wyjeżdżam do Wiednia.
Rzęsiste oklaski, bukiet kremowych róż, głębokie ukłony i Emma zniknęła za kulisami.
Wilamowski dyskretnie przesunął się do drzwi. Chciał pozostać niezauważony, ale kilka par damskich oczu odprowadziło go spojrzeniem. Nienaganny frak, biały gors koszuli, a przede wszystkim smukła sylwetka i przystojna męska twarz nie pozwalały mu występować incognito. Jego niespotykana męska uroda wielokrotnie była kartą przetargową tam, gdzie miał do czynienia z kobietami. Odebrał w szatni płaszcz, przystanął w foyer, by zapalić papierosa. W blasku zapałki dostrzegł iskrzący się przedmiot: brylantowy kolczyk śpiewaczki. Pomyślał, że los daje mu szansę: zwróci jej klejnot, ona będzie mu wdzięczna i wtedy będzie mógł się jej przed-stawić. Nagle ogarnęły go wątpliwości. Przecież mąż Emmy jest bogatym przemysłowcem. Może to dla niej nic nie znaczy, pocieszył sam siebie. Emma pochodziła ze zubożałej arystokratycznej polskiej rodziny. Mówiono, że pieniądze męża były dla niej pokusą, bo jego fortuna pozwoliła jej kształcić głos u najlepszych profesorów śpiewu. Von Montefort obsypywał żonę wyszukany-mi prezentami i klejnotami. Uwielbiała biżuterię i mimo powszechnego zgorszenia nosiła efektowne klejnoty, nie przejmując się gadaniem, że w tak młodym wieku to nie wypada. Jan, baron von Montefort, zanim poznał Emmę był obiektem westchnień wielu panien na wydaniu, a tym bardziej ich matek. Nieprzyzwoicie wprost bogaty, władający sześcioma językami, przystojny jak Apollo zakochał się w Emmie od razu.
Wilamowski obracał w dłoni rubinowy kolczyk otoczony diamentami. Pomyślał, że zapewne dostała go od męża. W głębi duszy miał nadzieję, że Emma zauważy brak klejnotu, więc jutro jej go prześle z biletem wizytowym. Powinna podziękować…
Szedł Plantami do domu, w zamyśleniu uchylając kapelusza przed mijającymi go ludźmi. Lekki śnieg pięknie wirował wokół latarni, ale Wilamowski był nieczuły na urodę miasta, w którym wszyscy się znali. Ściskając w kieszeni klejnot, rozmyślał o niej.
Tymczasem po drugiej stronie Plant Emma, zsunąwszy z ramion futro popielicowe, udała się w stronę gabinetu męża. Zapukała delikatnie, naciskając jednocześnie klamkę.
– Wejdź, proszę. – Zza biurka podniósł się wysoki mężczyzna. – Właśnie skończyłem pisać list. Jak udał się wieczór? Mam nadzieję, że w towarzystwie wuja się nie nudziłaś?
– Ach, nic nie straciłeś, wieczór dość banalny, a wuj jak zwykle zabawiał mnie opowieściami o podróżach, ale śpiewałam, a to zawsze mnie pobudza.
Jan von Montefort spojrzał na żonę: zaróżowiona twarz i błyszczące oczy świadczyły o poruszeniu. Bardziej kocha śpiew niż mnie, przemknęło mu po raz tysięczny przez myśl, i tak zapewne już będzie zawsze.
– Chętnie wypiję kieliszek wina z twojej najgłębszej piwniczki. Chyba jeszcze nie jesteś senny?
Emma usiadła w fotelu, zakładając nogę na nogę. Nigdy nie pozwoliła sobie w gabinecie na wygodne zzucie obuwia i podwinięcie nóg, zachowując szyk do końca. Jan marzył czasami o bardziej domowej wersji żony, a jednocześnie podziwiał ją za tę elegancję i wytworne maniery. Za to w sypialni wtulała się w jego ramiona i to wystarczało mu za wszystko… Teraz siedziała w aureoli ciemnych loków, relacjonując wydarzenia wieczoru.
– Imaginujesz sobie, wywołano mnie! Myślę, że wuj coś o tym wiedział! Zaśpiewałam arię z Toski i zaraz wyszliśmy. Wuj odwiózł mnie do domu, ale jutro wpadnie na obiad. Nie masz nic przeciwko?
– Ależ skądże – żachnął się Jan. – Przecież wuj Tadeusz to mój przyjaciel i wspaniały człowiek.
Panowie darzyli się szacunkiem i wielką sympatią odkąd poznali się w Rzymie. Tadeusz często zastępował Jana w obowiązkach towarzyskich, bywając z Emmą.
– Nad czym pracujesz? Chyba nie interesy? – zapytała niedbale.
– Afryka, przeglądam mapy i ryciny. Może kiedyś pozwolisz mi tam pojechać…
– Chyba nie, boję się że cię stracę… Że zostaniesz zjedzony przez kanibali albo ożeniony z bezzębną murzyńską królową – zażartowała.
Jan czekał na sprzyjającą sytuację, liczył, że w końcu, oswajając powoli temat, jak kropla drążąca kamień, zmieni stanowisko żony. Teraz było jeszcze za wcześnie.
– Jeszcze kieliszek wina? – Podszedł z butelką.
– Nie, dziękuję, trochę poczytam przed snem. Przyjdziesz niedługo?
– Tak, trochę jestem znużony dzisiejszym dniem.
Emma wstała leniwie z fotela.
– Czekam na ciebie.
Jan wiedział, że żona czeka cierpliwie na dawkę lektury przed snem. Oboje lubili tę chwilę. Wsparta na poduszkach, wpółleżąc na piersi męża, słuchała jego miękkiego głosu. Starannie wybierała lektury, przeważnie poezje, dramaty, biografie wielkich ludzi. Kiedy Jan stanął w drzwiach sypialni, uderzyło go wzburzenie żony.
– Zgubiłam kolczyk. Tak je lubiłam, to prezent od ciebie. Może ktoś znalazł? Jestem niepocieszona!
– Kochanie, poczekajmy do jutra. Zawsze mogę zamówić w Wiedniu kopię u naszego złotnika. Nie martw się przedwcześnie, proszę. – Podszedł do łóżka i pocałował jej dłoń. – Mam dobre przeczucia.
Emma wiedziała, że mąż jedynie chce ją uspokoić, jednak była mu wdzięczna za dobre słowa.
– To prawda, jeszcze nie wszystko stracone. Przecież to tylko kolczyk. Jak mogłam być tak nieuważna?
– Co dzisiaj czytamy? – baron zmienił temat. – Może bajkę o Kopciuszku i zgubionym pantofelku…?
Po chwili rozpogodzona Emma słuchała opowieści o wyprawie Roalda Amundsena na biegun południowy, ciesząc się, że leży pod ciepłą kołdrą daleko od lodów i zimna.