Chwila na miłość
Data wydania: 2017
Data premiery: luty 2017
ISBN: 978-83-7674-572-5
Format: 130x200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
Kategoria:
34.90 zł 24.43 zł
Poruszająca najczulsze struny duszy bałkańska opowieść napisana sercem zakochanej kobiety
Czy chwila wystarczy, aby narodziła się miłość, która nie zna granic?
Porywająca historia niezwykłej miłości pomiędzy Polką i Bośniakiem, która została wystawiona na najtrudniejszą próbę. Narodziła się w wielokulturowym Sarajewie, mieście tolerancji, dialogu i otwartości, tętniącym orientalną muzyką i pachnącym aromatem mocnej kawy.
To wyjątkowo wzruszająca, przepełniona emocjami opowieść o miłości, rozłące, nadziei i wojnie. Tragizm konfliktu na Bałkanach został przedstawiony z perspektywy osób, które brały bezpośredni udział w tych wydarzeniach, ludzi, którzy stracili swoje rodziny, domy, poczucie tożsamości narodowej i przynależności do ojczyzny. Jest to także świadectwo walki o wielkie uczucie, historia o próbach nawiązania kontaktu z ukochanym przebywającym w oblężonym Sarajewie oraz o bezinteresownej pomocy i wsparciu od nieraz całkiem obcych osób.
Losy Joanny Stovrag i jej męża zainteresowały kiedyś Waldemara Milewicza − legendę polskiego dziennikarstwa − który nakręcił o nich film.
Jest to nowa, rozszerzona wersja książki ” Jeszcze żyję…”, wzbogacona o większą liczbę zdjęć. Wydawnictwo Replika przy wydaniu obszerniejszej bałkańskiej opowieści o miłości nadało książce nowy tytuł “CHWILA NA MIŁOŚĆ”.
Jeszcze żyję…
Bóg stworzył ziemię okrągłą,
byśmy zbyt daleko nie widzieli drogi.
Karen Blixen
List
− Coś przyszło do ciebie − powiedziała mama, kiedy przyjechałam z Warszawy do Krakowa na weekend. − Leży na pianinie.
Pierwszy list, który do mnie dotarł, był w niebieskiej sfatygowanej kopercie. Takich kopert już nawet w Polsce wtedy nie było. Ta wyglądała na wyciągniętą z dna szuflady, w której musiała przeleżeć dobrych parę lat. List przyszedł otwarty, bo klej był pewnie tak stary, że próba zalepienia się nie udała.
Kto i skąd miał taką archaiczną kopertę?
Widniało na niej kilka pieczątek, m.in. Chorwacki Czerwony Krzyż − Split, Organizacja Humanitarna Adra. Nadawcy nie było, ale jedno moje spojrzenie na charakter pisma, jakim zanotowano imię, nazwisko i adres, wystarczyło, żebym wiedziała…
Najdroższa moja!
Jeszcze żyję i wierz mi, że Ty jesteś tą, która pomaga mi to wszystko przetrwać.
Ciężkie czasy nastały tu u nas w Bośni. Ciężko jest żyć, a właściwie przeżyć. Człowiekowi, aby przetrzymał to wszystko, potrzebny jest ktoś, o kim może myśleć, o kim może marzyć, ktoś, dla kogo się będzie pilnował, dla kogo będzie uważał na siebie, uciekał przed granatami, kulami snajperów, których jest pełne powietrze nad Sarajewem. Tym kimś jesteś dla mnie Ty, Asiu. […]
Pamiętasz, jak zrobiliśmy sobie zdjęcie naszych splecionych rąk w dużym zbliżeniu? Nikt potem nie wiedział, co jest na fotografii, tylko my… Nie mam naszych zdjęć, wszystko zostało w moim mieszkaniu, z którego musiałem uciekać − w dzielnicy Pofalići od początku było niebezpiecznie. Teraz jestem u brata i szwagierki na ulicy Bjelave. […]
Prawie każdy gdzieś się zgłasza do obrony − do armii, która się organizuje, do obrony terytorialnej… Od końca czerwca jest powszechna mobilizacja. Kobiety z dziećmi próbują wyjeżdżać, mimo że ostatni pociąg wyruszył z Sarajewa drugiego maja. Moja bratowa z trzymiesięcznym synkiem też stara się o wyjazd. Może uda jej się dołączyć do konwoju żydowskiego. Brat robi wszystko, żeby choć ona z dzieckiem się uratowała. Kiedy on ma służbę, ja pomagam w opiece nad małym. […]
Kilka dni temu przedostał się do Sarajewa mój kolega − ten, który studiował prawo. Nie wiem, czy go pamiętasz… Kiedy to wszystko się tu u nas zaczęło, on był w Czarnogórze u ciotki. By dostać się stamtąd z powrotem do Sarajewa, pokonał długą drogę: przez Czarnogórę, Serbię, Macedonię, Bułgarię, Rumunię, Węgry, Chorwację, Bośnię i Hercegowinę, a na końcu przez górę Igman do miasta − ten ostatni kawałek przeszedł na piechotę. Wyobrażasz sobie, jak musiała wyglądać ta jego podróż? Ale wrócił do domu. Ciężko tu do nas teraz dojechać. Wyjechać stąd jeszcze trudniej. […]
W pewnym momencie wydawało mi się, że całe Sarajewo płonie. Nieba nie było widać. Nie potrafię Ci tego opisać. Wszystko, co kocham w tym mieście, jest teraz brutalnie niszczone. Pamiętasz nasze wycieczki do zoo? Kiedy ten ogień szalał, myślałem o zwierzętach. O tych małych żółwikach, które Ci się podobały, o pawiach z pięknymi ogonami. Od kolegi, który ma dom w pobliżu, wiem, że przerażające odgłosy i straszne wycie zwierząt niosą się już od dawna po całej okolicy Pionirske doline. Jeden pracownik zoo zginął, drugi został ranny. Teraz nikt z opiekunów nie chce podchodzić z jedzeniem do boksów, wszyscy się boją snajperów. My teraz też w potrzasku, jak te zwierzęta w klatkach. Polują na nas z otaczających wzgórz. Nie wiem, ile to potrwa, ale chyba niedługo. […]
Czy dostałaś moje wcześniejsze listy? Próbowałem wysyłać też przez Czerwony Krzyż. Pisz mi, proszę, o wszystkim.
Kocham Cię, moja najdroższa, Sejo[1]
PS Listy do Sarajewa chyba najszybciej dochodzą za pośrednictwem charytatywnej organizacji Adra, ul. Tepebašina br. 5, 71000 Sarajevo. Nasza poczta nie działa.
W kopercie znalazłam kawałek serwetki, na którym był dopisek od kolegi ze studiów:
Tylko Sejo i ja z naszego roku trzymamy się razem. Pozdrawiam Cię − Miroslav.
Ten list dostałam długo po wakacjach roku akademickiego 1991/92.
Dom
W te wakacje Sejo miał przyjechać do mnie do Krakowa.
Wcześniej miał skończyć studia. Miał zdać jeszcze tylko jeden egzamin. Pracę magisterską już obronił, bo u nich magisterka była możliwa przed zaliczeniem wszystkich przedmiotów. Miał wyrobić sobie paszport. Ale nie zdążył, do egzaminu też nie podszedł.
W jednej z ostatnich rozmów telefonicznych, kiedy pytałam go, jaka jest sytuacja, mówił, że bośniacki prezydent Alija Izetbegović zapewnił sarajewian, że mogą spać spokojnie, bo wojny nie będzie. „Do wojny są potrzebne dwie strony (…za rat je potrebno dvoje…), a my nie chcemy walczyć” – tak polityk uspokajał rodaków.
Mimo to 5 kwietnia 1992 roku, po licznych wcześniejszych zamieszkach i prowokacjach, w czasie demonstracji, w której za pokojem opowiadały się wieloetniczne, wielotysięczne tłumy, padły pierwsze ofiary. Snajperzy Radovana Karadžicia[2] strzelali do uczestników pokojowego marszu, którzy podeszli pod budynek bośniackiego parlamentu. Usadowili się naprzeciwko, na dachu kultowego hotelu Holiday Inn o charakterystycznej żółto-brązowej fasadzie, wybudowanego w 1984 roku na zimowe Igrzyska Olimpijskie. Tego dnia rozpoczął się krwawy etap historii w dziejach szczycącej się wyjątkową kosmopolitycznością stolicy.
6 kwietnia Wspólnota Europejska uznała niepodległość Republiki Bośni i Hercegowiny, a demon wojny zacierał ręce i zaczynał szaleć po całym kraju. Oblężenie miasta, którego nikt się nie spodziewał, stało się faktem. Ci, którzy przebywali wtedy w Sarajewie, stali się jego zakładnikami na 44 miesiące. Pozostał tam też Sejo.
A ja planowałam pokazać mu Polskę, Kraków, a przede wszystkim chciałam, aby poznał mój dom.
Dom to dla mnie wyjątkowe miejsce. Chyba najważniejsze miejsce tu, na ziemi. Nie tylko dlatego, że było w nim moje ukochane pianino, mnóstwo książek, stuletnie meble, piękne obrazy malowane przez mamę czy wiszący w dużym pokoju, haftowany przez babcię, obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Mój dom przede wszystkim dawał mi miłość, spokój i poczucie bezpieczeństwa.
Od zawsze tętnił rozmowami.
Od dzieciństwa najbardziej lubiłam wieczory spędzane w kuchni, kiedy mama opowiadała o sprawach ważnych i o drobiazgach, a my z siostrą chłonęłyśmy każde jej słowo.
Mama słuchała nas, żartowała, to ona tworzyła tę niepowtarzalną atmosferę naszego domu i nauczyła nas cenić kontakt z drugim człowiekiem. Nie tyle mówiła, co żyła tak, jakby wypowiadała na głos swoje wewnętrzne przemyślenia: „od każdego możesz się czegoś nauczyć, ale trzeba rozmawiać” albo „nie pozwalaj sobie na zostawianie niezałatwionych spraw − jak jest problem, to go nie przemilczaj, tylko porozmawiaj o nim, czas ucieka”.
Nasze pogawędki często trwały do późna w nocy. Potem, w miarę jak dorastałyśmy i nasz dom zaczęli odwiedzać rówieśnicy, również im udzielał się jego klimat. Klimat domu, w którym można było mówić i w którym było się słuchanym. Byli też i tacy, którzy się tylko przysłuchiwali. Mama mówiła wtedy: „Może w ich domach nikt nie zauważa, że mają coś ciekawego do powiedzenia, nie wiadomo, jakie są ich domy. Niech u nas też milczą, jeśli taka ich wola”. Gości w naszym domu nigdy nie brakowało.
W wakacje 1992 roku gościem honorowym miał być Sejo.
[1] Sejo to zdrobnienie bośniackiego imienia Sead.
[2] Radovan Karadžić (Serb) – nazywany katem Bałkanów, zbrodniarz wojenny, oskarżony przez Trybunał ONZ ds. zbrodni wojennych w byłej Jugosławii na 40 lat pozbawienia wolności m.in. za oblężenie Sarajewa oraz masakrę muzułmańskich mężczyzn i chłopców w Srebrenicy. Był jednym z twórców, a następnie prezydentem Republiki Serbskiej w Bośni i Hercegowinie. Z zawodu lekarz psychiatra.
Czytaninka –
Jeśli nie wierzycie, że miłość jest w stanie przetrwać wiele, to wierzcie mi, że dziś śmiało mogę Wam powiedzieć, że jest. Jest w stanie przetrwać wiele, i rozłąkę i wojnę, która stanęła jej na drodze. A najlepszym dowodem na to jest sama autorka, a zarazem bohaterka książki. Joanna od zawsze czuła w sobie miłość do Bałkanów. Jej opisy odwiedzonych tam miejsc, poznanych ludzi ujmują za serce. Czułam, jakbym tam była i sama widziała to wszystko na własne oczy.
Bałkany i panujące tam zwyczaje poznałam już dzięki książkom Skarlet&Albert. Tutaj dostałam potwierdzenie tego, że ludzie tam żyjący znacznie różnią się od nas Polaków. U nich wszystko bierze się na spokojnie, nie żyje się w ciągłym pędzie jak u nas. Autorka z wielką miłością opisuje życie bałkańskie. To właśnie tam w Sarajewie poznała swojego obecnego męża. Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Wspólnie spędzali czas, poznając się nawzajem. A później rozdzieliła ich wojna, Joanna nie miała kontaktu z Sejo, nie wiedziała czy żyje. Ale uczucie nie wygasło, wręcz wzrosło. Autorka za wszelką cenę starała się dowiedzieć, czy jej ukochany żyje, czy wszystko z nim w porządku. Pisali do siebie listy, które nie zawsze docierały, a jak już docierały to wielokrotnie z opóźnieniem wielomiesięcznym.
“Rozmawialiśmy długo, bo nikt z nas nie chciał przerwać tego spotkania i tkliwego nastroju, jaki wytworzył się między nami, bez względu na gwar i ruchliwe towarzystwo obok. Nie mogłam uwierzyć, ale przy tym człowieku poczułam klimat mojego domu – nagle i tak po prostu. Powietrze wypełniła wyjątkowa intymność i czułość, którą wraz z każdym oddechem próbowałam zachłannie w siebie zaczerpnąć i zatrzymać. Pozwalałam jej wdzierać się w każdy zakątek mojego serca, umysłu i ciała.”
Czytając czułam ogrom emocji, które towarzyszyły autorce w jej walce o miłość. To przepiękna i prawdziwa historia niezwykłej miłości pomiędzy Polką i Bośniakiem, napisana w pięknym stylu. Oddaje realia wojny i tragizm konfliktu na Bałkanach, widziany oczami ludzi, którzy brali w nim czynny udział. Autorka nie koloryzuje, nie ubarwia, tylko pisze jak było. To, co przeszli Ci ludzie jest okropne. Podziwiam autorkę za niezwykłą odwagę, za jej niezwyciężoną miłość i ogrom nadziei na lepsze jutro.
Muszę Wam się przyznać, iż książkę przeczytałam wczoraj. W nocy śniły mi się obrazy o których czytałam w powieści Joanny Stovrag, głównie były to obrazy wojny, czułam nieopisany ból tych ludzi, którzy w niej uczestniczyli. Nigdy wcześniej nic takiego mi się nie zdarzyło. To udowadnia jak daleko w moją psychikę zapadła treść owej powieści. Z całą pewnością nie zapomnę o tej książce.
Jeśli szukacie książki, która poruszy każdy zakamarek Waszej duszy, to z całą pewnością dobrze trafiliście. Będziecie mieli okazję poznać nie tylko piękne Bałkany, ale również poznać tragizm wojny widziany oczami ludzi, którym przyszło brać w niej udział. Książka poruszy serce każdego, gwarantuję.
“Czasami widoki, które ujrzymy, stają się naszymi niechcianymi towarzyszami. Idą z nami krok w krok. Kiedy odbiegamy, one też przyśpieszają. Są nachalne, wręcz natrętne. Śmieją się z nas nonszalancko, bo są świadome swojej siły. Wiedzą, że nawet przespane noce nie wyrzucą ich z pamięci człowieka. Takie były widoki śladów wojny. Wdzierały się do oczu, myśli i serca.”
“Chwila na miłość” to historia o której nie sposób zapomnieć. Jeśli przeczytasz, to wierz mi, że zapadnie w Twoje serce już na zawsze i nie pozwoli o sobie zapomnieć. Miłość jest w stanie przetrwać wszystko, a uczucia są najlepszą motywacją, aby brnąć wciąż do przodu i nigdy się nie poddawać. Polecam z całego serca!