
Kochanek pani Grawerskiej
Data wydania: 2015
Data premiery: 17 lutego 2015
ISBN: 978-83-7674-429-2
Format: 130x200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 400
Kategoria: Literatura dla kobiet
34.90 zł 24.43 zł
Sensacja, polityka, miłość
Piętrzące się nieporozumienia pomiędzy małżonkami, niewinny flirt oraz chęć pomocy najbliższemu przyjacielowi odmienią całe dotychczasowe życie osobom uwikłanym w tę zawiłą historię. Za swoje polityczne aspiracje Marek zapłaci wysoką cenę − zyskując stanowisko, straci szansę na odbudowanie mocno nadszarpniętych więzi z synem, córką i z żonami… Marta, podejmując ryzykowną grę miłosną, narazi na niebezpieczeństwo biorących w niej udział mężczyzn. O rodzącą się w trudnych warunkach miłość trzeba będzie walczyć, a najzagorzalszymi wrogami kochanków mogą okazać się ich sumienia.
Autorka z zaciekawieniem przygląda się relacjom międzyludzkim, by wydobyć z nich to, co naprawdę istotne, co przyciąga rzesze czytelników, bo jest szczere i pozbawione sztuczności., Anna Grzyb, asymaka.blogspot.com
Nie dajcie się zwieść tytułowemu „kochankowi”! To zdecydowanie nie jest tradycyjny romans, a raczej sensacja dla kobiet w najczystszej postaci., Magdalena Kijewska, przeglad-czytelniczy.blogspot.com
Szybko rozgrywające się sceny, akcja, to najlepsze elementy tej powieści. Polityka, miłość, samotność i zaskakujący finał., Agnieszka Krizel, nietypowerecenzje.blox.pl
Wyrazista, mocna powieść o ludzkich dylematach., Sylwia Winnik, czasnaksiazki.pl
– Czy ty aby nie przesadzasz? – pytał rozwścieczony. – Ogarnij się, zrób ze sobą porządek! Nie myślę ulegać twoim fanaberiom, nie mam czasu na głupie fochy, to dziecinada.
Przysiadł na brzegu łóżka. Położył prawą dłoń na jej głowie, chwilę bawił się włosami, dotykając ich delikatnie, jakby chciał uśpić czujność kobiety, a kiedy uznał, że osiągnął swój cel, zdecydowanym, szybkim ruchem zacisnął palce. Nawijał długie pasma włosów na pięść, jednocześnie przyciskając jej twarz do poduszki. Nie próbowała się uwolnić. W oczekiwaniu na ciosy zamknęła jedynie oczy, wiedząc z góry, że opór na nic się tutaj zda. Rozjuszony sapał ciężko. Niemiarowy świst wypuszczanego przez otwarte usta powietrza przenikał ją całą, napełniając odrazą. Lepkie wargi przylgnęły do jej ucha.
– Pamiętaj, kim jesteś! – krzyknął. – Mnie reprezentujesz, suko, mnie! Rozumiesz?
– Tak, rozumiem… – odpowiedziała, starając się przezwyciężyć niechęć.
Uniósł ramię, otrzepał ręce jak robotnik, który właśnie usłyszał fabryczną syrenę obwieszczającą fajrant. Podniósł się, stanął przed dużym lustrem i starannie poprawiał marynarkę, obciągając ją z przodu i z tyłu. Nie patrząc na leżącą w łóżku żonę, mówił spokojnym, dobrotliwym tonem:
– Masz karty kredytowe, samochód, ładny, duży apartament w centrum miasta. Jesteś swobodna, możesz robić, co tylko chcesz. A obowiązki? Dużo nie wymagam! Kiedy trzeba, masz stać przy mnie i dobrze wyglądać. Zadbana, ślicznie ubrana, uśmiechnięta, to wszystko… Nawet w łóżku nie musisz się starać. Sama wiesz, te sprawy już mnie tak nie fascynują, za bardzo jestem wykończony, zmęczony. W moim wieku potrzeby maleją, a i trudno znaleźć w seksie taką odmianę, która by mnie jeszcze zadziwiła. Nie możesz więc mówić, że ciężko pracujesz na swoje spokojne, dostatnie, wygodne życie. Niejedna ci zazdrości! Czas, abyś doceniła swoje szczęście. Chcesz jechać na kilka dni do spa? Proszę bardzo! Wyjdź tylko z tego wyra i zajmij się czymś. Jak Boga kocham, nie mam pojęcia, od czego, kurwa, ty mogłabyś dostać depresji! I zapamiętaj sobie raz na zawsze, żadnych psychoanaliz i tym podobnych głupot. Wstawaj i wypieprzaj na dwór! Spacerować i dotleniać się. Ratować bezpańskie psy, koty lub kogo tam sobie wolisz. Jak chcesz, to zupę bezdomnym rozdawaj, to dobry pomysł. Telewizję ci załatwię! Reportaż o żonie biznesmena, przyszłego polityka, pomagającej ubogim, chętnie zrobią. Będziesz sławna na całą Polskę… Co mnie podkusiło, żeby się z tobą ożenić? – spytał, wpatrując się w swoje lustrzane odbicie.
– Chciałeś mieć młodą dupę – odpowiedziała, wstając z łóżka. – Popisywać się mną, szczycić. Nie pomyślałeś jednak, a podobno jesteś taki mądry, że lat mi będzie przybywać, zestarzeję się, a moja uroda przeminie bezpowrotnie.
– Masz rację, kurwa, nie pomyślałem! – przytaknął jej, wiążąc krawat. – Jedną taką już miałem. Trzeba było się jej trzymać… Patrzeć na ciebie nie mogę – warknął w jej stronę.
– Czyżby?
Zdjęła nocną koszulę, usiadła w fotelu i uśmiechając się przymilnie, przybrała wyzywającą pozę.
– Nie mam czasu, może wieczorem, ale też nie obiecuję – mówił, kładąc bosą stopę na toaletkę. Nachylił się i powoli, starannie naciągał wełnianą skarpetkę na białą łydkę. – „To wszystko z nudów, wysoki sądzie, to wszystko z nudów…” – zanucił.
Nie zareagowała. Ignorując obecność męża, weszła do łazienki. Cichy zgrzyt przekręcanego w zamku klucza rozgniewał go ponownie.
– Zamykaj się, zamykaj! Jeszcze bym zobaczył, czego nie widziałem… Dopiero co tyłek wypinała jak suka, a teraz gra niewinną lilię. Wrócę późno. Bardzo późno! Nie czekaj na mnie ani z obiadem, ani z kolacją…
– Nie miałam takiego zamiaru – odszczeknęła się półgłosem.
Puściła wodę do wanny. Zdjęła z wieszaka miękki, frotowy szlafrok. Rzuciła go na podłogę, usiadła na nim. Oparła brodę na podciągniętych kolanach. Przyglądała się białej, osiadającej na lustrach, meblach i cienkich, krótkich, zazwyczaj niewidocznych włoskach pokrywających jej ciało, parze. Mikroskopijne kropelki szybko opanowały łazienkę, wypełniając ją ciepłem i wilgocią. Zamknęła oczy, czekając w bezruchu. Ciszę przerywał jedynie monotonny plusk cieknącej z kranu wody. Brak innych odgłosów upewnił ją, że w mieszkaniu jest sama.
Nie czuła strachu, rozgoryczenia ani nawet rozczarowania. Wychodząc za mąż, dobrze wiedziała, na co się decyduje. Nie przewidziała jedynie agresji, tej wściekłej nienawiści wyładowywanej na niej, ale skierowanej zapewne do innego wroga. Widocznie stanowiła coś w rodzaju treningowego worka, na którym bezkarnie można było dać upust emocjom, aby z trzeźwym umysłem ruszać na polityczne barykady. Wierzyła w sukces małżonka. Dobrze radził sobie jeszcze w powiecie… W związku z narastającymi na nią atakami, zaczęła się zastanawiać, co też może ją czekać, kiedy przeniosą się do Warszawy? Na „żonę z obdukcją w ręku” pan poseł, czy senator raczej sobie nie pozwoli.
– Nie będzie tak źle – pocieszała się. – W końcu drobne niedogodności nie mogą przesłonić profitów czerpanych przeze mnie z tej sytuacji.
Wstała. Przetarła dłonią lustro. Przyglądała się uważnie odbitej w mokrym szkle twarzy.
„Trochę czułości pewnie by mi nie zaszkodziło” – pomyślała, zamykając oczy. – „Ciepła i wilgoci jak tutaj… Objęłyby mnie, otuliły, mocno, tak mocno, że zapomniałabym o całym świecie!”.
Zakręciła się na pięcie, mając nadzieję, że ruch ten pomoże jej w pozbyciu się złudzeń. Sposób okazał się odpowiedni, bo już tylko przelotnie, całkiem trzeźwo zerknęła w lustro, po którym spływały przeźroczyste krople, te, które jeszcze przed chwilą były cudowną, zwiewną mgłą, teraz zaś odarte z tajemnicy, ciężkie, wchłaniając po drodze mniejsze kropelki, szybko wędrowały po śliskiej tafli, aby zbierać się w cienkie strużki spadające na niewielki gzyms.
– Tak, tak, pani Marto Grawerska – powiedziała. – Żono Marka Grawerskiego, przyszłego posła, nie ma już na co czekać. Trzydzieści lat na karku! Jeszcze może dwa, trzy lata, a i ty zostaniesz wymieniona na nowszy model. Dołączysz do grona zużytych, starych żon biznesmenów i polityków. I jaki wtedy obierzesz sobie cel w życiu? Nie będziesz mogła już zostać ani żoną, ani kochanką. Śmiało możesz wytatuować sobie na czole: „Marta Grawerska – kobieta bez przyszłości”!

Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.