
Martwe dusze
Data wydania: 2013
Data premiery: Kwiecień 2013
ISBN: 978-83-7674-242-7
Format: 130x200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 372
Kategoria: Literatura współczesna
34.90 zł 24.43 zł
3 września 2011 roku zawalczyła o siebie. Zawalczyła o to, by móc normalnie żyć. Bez wściekłości, chęci zemsty, szaleństwa.
„Dopiero teraz może poukładać swoje życie, zacząć od nowa budować własną tożsamość, tak długo tłamszoną i wzgardzaną. Była ofiarą psychopaty. Bestii karmiącej się czyimś strachem, wstydem i cierpieniem, wykorzystującej innych do swoich chorych celów, których zaspokojenie zawsze wiązało się z upokorzeniem lub bólem fizycznym. Był jej własnym, osobistym diabłem, personifikacją zła, przed którym nawet Bóg nie był w stanie jej uchronić. Ale teraz gnił kilka metrów pod ziemią, brutalnie zamordowany.” To dopiero początek walki jaką Gizela będzie musiała stoczyć ze swoim strachem i nienawiścią. Śmierć jednego oprawcy nie oznacza uwolnienia się od koszmaru…
Wielowątkowa, kontrowersyjna historia ludzi, których łączą nie tylko praca czy relacje emocjonalne, ale i tajemnice, których nikt nigdy nie powinien poznać. Dramatyczne koleje losu zbliżają ich do siebie tak bardzo, że przekraczają granice moralność, prawa i człowieczeństwa.
Marcin zastał Gizelę w łazience. Nachylona nad wanną płukała coś w misce wypełnionej pianą.
– Co to za szmaty? – Wskazał na niebieski materiał, który bezlitośnie wyżymała swoimi silnymi rękami.
– To nie szmaty, to moje ciuchy robocze. Śmierdzą jak gówno.
– Nie musiałaś tego mówić. – Skrzywił się. – I jak było?
Stał oparty o futrynę; nie spuszczał oczu z jej wypiętego tyłka. Dziś miał na nią wielką ochotę.
– Denerwowałam się.
Przerwała pracę, rozwiesiła wyprane spodnie na wannie i odwróciła się do niego. Dostrzegł na jej twarzy napięcie i strach.
– Aż tak źle?
– Och przestań. Oczywiście, że nie aż tak źle. Co jest złego w willi i lasce wyglądającej jak milion dolarów?
– No właśnie, ty mi powiedz, co jest w tym złego? – Nie dał się zbyć, zresztą ona wcale tego nie chciała. Tym razem wolałaby, żeby drążył temat, dopóki nie wyjawi mu wszystkich tajemnic tego dnia.
Marcin był samozwańczym mistrzem w rozpoznawaniu jej stanów. Uważał, że bezbłędnie potrafi odróżnić kapryśne, prymitywne dziewuszysko od zagubionej, strachliwej dziewczynki.
Jej dwie osobowości przenikały się wzajemnie, kooperowały ze sobą w naturalny sposób. Oczywiście miała w zanadrzu wiele innych zachowań i postaw, ale do głosu najczęściej dopuszczała jedynie te dwie. Na szczęście.
– Wiesz… – Usiadła na mokrym brzegu wanny. Obserwował, jak na jej spodniach powstaje coraz większa plama, która najwyraźniej jej nie przeszkadzała. Dostrzegł też nerwowy tik, który poruszył jej górną wargą.
– Moja klientka dziwnie się zachowywała.
– To znaczy?
– Chyba… Chyba mnie podrywała.
– To ci dopiero. Nie masz poważniejszych problemów?
Kiedy nie znalazła w jego oczach nic, czego mogłaby się uchwycić, odwróciła się powoli i powróciła do przerwanej pracy. Pocierała poły grubej bluzy raz po raz zanurzając ją w pachnącej wodzie. Kątem oka dostrzegła, jak Marcin rozpina spodnie i nachyla się nad umywalką.
– Nie możesz szczać do kibla? – Zapytała agresywnym tonem.
Zacieki od moczu trudno było usunąć i jej umywalka wyglądała jak dworcowy szalet. Ale najgorsze było to, że obrywało jej się za ten syf, choć było to jej własne mieszkanie.
Nie doczekawszy się odpowiedzi, zaczęła rozwieszać mokry dres na sznurku nad wanną. W tej pozycji nie mogła zobaczyć triumfującego uśmiechu Marcina. Po raz kolejny wygrał tę rozgrywkę.
Nie dopuścił do głosu tamtej strachliwej osobowości, zdusił ją w zarodku i sprowokował do wyjścia tę drugą, na której zależało mu tego wieczoru.
– Zostaw już to pranie – mruknął, wpatrując się w swoje odbicie.
Był dziś u fryzjerki – przesadnie opalonej blondynki umalowanej jak amerykańska Drag Queen. Widywał kiedyś takie podczas pobytu w Stanach, kilka razy dał się namówić na randkę, ale szybko okazywało się, że to nie jego klimaty. Fryzjerka ostrzygła go tak jak lubił, trochę wycieniowała i skróciła tam, gdzie włosy kręciły się najmocniej. Poleciła mu też niwelujący loki preparat, po którym kosmyki wreszcie powinny układać się gładko. Zaproponowała mu też ciemniejsze pasemka; obiecał, że się zastanowi.
– Idziesz, czy może chcesz się jeszcze wysrać? – Wyrwała go z zadumy nad własnym, nienagannym wyglądem.
Był już całkowicie pewien, że tej nocy spełni jego oczekiwania jako niegrzeczna, wulgarna dziewczynka, którą uwolnił z klatki.
Marcin jest dziś wyjątkowo podniecony. Mówi, że nie ma ochoty na przebieranki i wystarczy mu, jeśli będę stroną bierną. Strap-on spoczywa we wnęce wersalki – nie chce mu się go wyciągać.
– Założysz innym razem – obiecuje, choć ja jeszcze nie jestem pewna, czy zakładanie sztucznego dildo na skórzanym pasku jest dla mnie wyjątkową atrakcją.
Każe mi oprzeć się o parapet. Ma gdzieś, że jestem goła, a przez szpary wypaczonych okien wieje mroźne powietrze. Chcę go przekonać, byśmy tym razem zrobili to w łóżku albo chociaż na podłodze, ale on mnie już nie słyszy lub tylko udaje. Sutki sterczą mi z zimna, a stojący na baczność meszek okala całe ciało. Marcin kładzie swoje wypielęgnowane dłonie na moich plecach, przesuwa wyżej, aż do podstawy czaszki, szarpie włosy; potem znowu niżej, na szyję. Przez chwilę zaciska palce na mojej grdyce, a że mam trochę wystającą, mam wrażenie, że miażdży mi tchawicę.
– To boli.
Reflektuje się, przeprasza i rozpoczyna nową wędrówkę. Manewruje wokół mostka, omija piersi. Gdyby chociaż raz chciał ich dotknąć! Przynajmniej nie protestuje, kiedy sama to robię. Wie, że muszę pieścić swoje piersi, aby choć trochę się podniecić. Marcin zatrzymuje dłonie na moim wypukłym pępku, który go niesamowicie kręci.
– Kupiłeś smarowanie?
– Kurwa…– Nie kupił. Ale jemu to nie będzie przeszkadzać, więc i ja nie powinnam z tym wyskakiwać. Zerkam na niego przez ramię; ma przymknięte powieki, językiem gładzi swoje wargi. Jego palce przesuwają się na moje biodra, napawa się wystającymi kościami miednicy, podobają mu się, podobnie jak wgłębienia nad pośladkami, które są u mnie dość widoczne.
Za każdym razem łudzę się, że tym razem będzie inaczej. Ale on już napiera, chwyta moją rękę i wkłada między nogi, pokazując, że mam sama stworzyć sobie warunki. Ślinię palce i robię to, co muszę, ale dzisiaj zupełnie nie mogę się skupić.
Zwłaszcza kiedy mierzwi moje włosy i ściska moje ramiona zbyt mocno. Tracę ochotę i nie mogę się rozluźnić. Sprawdza po chwili, że jestem sucha i zimna jak pustynia w nocy. Denerwuje się, jego penis nieco opada, ale już po chwili rozkłada moje pośladki.
Opieram się mocniej o parapet, rozchylam nogi i usiłuję nie myśleć o tym, co zrobi za chwilę.
Myślę o nowych ćwiczeniach, które zaproponuję moim klientkom. O całkiem nowym dresie Nike, który kupię sobie za kolejną wypłatę. O tym, że już niedługo jesień i będę mogła nazbierać liści, z których zrobię bukiet.
Marcin pluje sobie na dłoń, mam tylko nadzieję, że ma gęstą ślinę i że nie będzie mocno boleć. Rozstawia mi jeszcze szerzej nogi, przykłada palce do mojego odbytu i szybkim ruchem wkłada penisa do otworu. Prę z całej siły, tak jak przy wypróżnianiu, wtedy okrężnica rozszerza się i ruchy frykcyjne stają się znośniejsze. Zaciskam zęby, kiedy posuwa mnie coraz mocniej i śmielej. Wchodzi we mnie cały, głośno sapie i postękuje.
Wielokrotnie mówiłam mu, że ma za dużego i żeby nie wpychał go tak głęboko, ale on zatraca się w tym całkowicie. Z moich oczu płyną łzy.
Świecą się latarnie, deszcz zamienia się w drobny śnieg. Nie!
Przecież jeszcze za wcześnie, dopiero połowa września, jeszcze muszę nazbierać liści, jarzębiny, kasztanów. Wszyscy się spieszą, nakładają foliowe torby na głowę, żeby ochronić się przed marznącą mżawką, wiatr targa poły płaszczów i luźnych kurtek, szarpie parasole odkrywając ich druciane szkielety. Ktoś klnie, szarpie za rękaw dziecko, które brodzi w kałuży, ktoś wyrzuca psa, który onanizuje się zabawką i zjada wielki kawał szynki prosto z lodówki, ktoś całuje się z drzewem, ktoś wychodzi z kościoła, nie znalazłszy pocieszenia.
Nie widzę tego wszystkiego, nie widzę nic, bo w szybie odbija się światło małej lampki postawionej na komodzie. Marcin lubi na mnie patrzeć w trakcie seksu, ale tylko w półmroku. Wtedy widzi jedynie zarys szerokich barków, wąskie biodra i krótkie włosy.
Jeszcze kilka ruchów, jeden, drugi, trzeci. Wyjmuje nabrzmiałego penisa krok od wybuchu, ale odwleka wytrysk najdłużej jak się da. Oddycha głęboko, klęka pode mną, rozchyla mi pośladki, całuje mnie tam i szoruje językiem, choć wie, że nie dostarcza mi to ani krztyny przyjemności. Znów wstaje, nie zawraca sobie głowy już poślizgiem – uznał widocznie, że wystarczająco mnie nawilżył. Wkłada go delikatnie i kilkoma mocnymi, rozrywającymi ruchami doprowadza się wreszcie do wytrysku.

Recenzje
Na razie nie ma opinii o produkcie.