Panna z Monidła
Data wydania: 2018
Data premiery: 13 lutego 2018
ISBN: 978-83-7674-670-8
Format: 130x200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 352
Kategoria:
12.00 zł
Ciąg dalszy przygód wesołej rozwódki Alicji!
Alicja zgadza się zaopiekować domem swojej przyjaciółki na czas jej wyjazdu. Jednak co zrobić z Szymonem? Może to dobra okazja, żeby od siebie odpocząć? A może wprost przeciwnie?
W ferworze przeprowadzki Alicji umyka informacja, którą miejscowe media publikują na czołówkach swoich serwisów. Ktoś włamał się do miejscowego muzeum i ukradł jeden z głównych eksponatów – obraz „Panna z Monidła”. Policjanci rozpoczynają śledztwo, które dziwnym trafem może doprowadzić ich wprost do domu, w którym teraz mieszka Alicja. Czyżby główna bohaterka, sama o tym nie wiedząc, stała się wspólniczką złodzieja?
Będzie wesoło i będzie się działo!
Alicja, wpadając w kolejne tarapaty, funduje czytelnikowi komedię pełną przezabawnych omyłek. Z przymrużeniem oka, z zaskakującym zakończeniem – bez uśmiechu ani rusz.
Wioleta Sadowska, subiektywnieoksiazkach.pl
WSZYSTKO SIĘ ZACZYNA,
ALE NIKT JESZCZE O TYM NIE WIE,
CHOĆ NIEKTÓRZY COŚ JUŻ PRZECZUWAJĄ
– Powiedz, że to zrobisz! – Łucja złożyła błagalnie ręce. – Jeśli się nie zgodzisz, to Grzesiek poleci do Stanów sam, a ja umrę z tęsknoty za nim. Dobra, może nie umrę, ale na pewno zacznę jeść jak głupia i potwornie się roztyję. A ty będziesz miała wyrzuty sumienia za każdym razem, jak na mnie spojrzysz. A znasz mnie i wiesz, że będę za tobą specjalnie łaziła, żeby ci było jeszcze bardziej głupio. To co? Nie mogę przecież zostawić Maryśki samej, a ona nie zgodzi się na żadną przeprowadzkę, nawet gdybym znalazła kogoś, kto ją weźmie.
Alicja westchnęła. Wiedziała, że przyjaciółce zależy na tym wyjeździe. Nie, nie obawiała się, że Łucja roztyje się z rozpaczy, bo to chyba było niemożliwe. Odkąd się znały, czyli od czasów licealnych, nie mogła wyjść z podziwu, że można jeść tyle co Łucja i nie przytyć ani grama. Jeszcze lepiej! Im więcej jadła, tym bardziej chuda była. Jeśli czegokolwiek można się było obawiać, to tego, że z tęsknoty za ukochanym mężem zacznie pochłaniać takie ilość żarcia, że wyschnie na wiór. No i Alicji było też żal Maryśki. Lubiła tę starą wariatkę.
– To jak? – nalegała przyjaciółka. – Kawalerkę w tym czasie wyremontujemy. Grzesiek ma zaprzyjaźnioną ekipę malarzy-pacykarzy, więc nie będziesz musiała niczego pilnować. Sama ostatnio mówiłaś, że ci kawał tynku z sufitu spadł do wanny, jak się kąpałaś.
– Do zupy mi wpadł, jak się kąpałam – sprostowała Alicja.
– Kąpałaś się w zupie? – zdziwiła się Łucja.
– Nie, skąd. Kąpałam się normalnie w wodzie, w łazience. A w kuchni na gazie miałam zupę. I ten tynk wpadł mi do zupy – wyjaśniła przyjaciółka. – Cały garnek musiałam wylać.
– Do wanny?
– Nie, gdzie do wanny! Nie bredź! Do kibla wylałam przecież.
– Bredzę, bo cała w nerwach jestem, odkąd Grzesiek mi powiedział o tym wyjeździe. To co? Przeniesiesz się tutaj, jak nas nie będzie? Proszę…
Prawda była taka, że Alicja dla przyjaciółki gotowa była zrobić wiele, ale akurat na przeprowadzkę nie miała najmniejszej ochoty. Przyjaciółka mieszkała co prawda w Monidle – pięknej podmiejskiej dzielnicy Zabrzeźna, z dobrym dojazdem do centrum, w przytulnym domu, było jednak pewne „ale”… To „ale” miało na imię Szymon i mieszkało w kawalerce naprzeciwko tej, którą Alicja wynajmowała właśnie od Łucji. Wygodnie było przemykać się do niego po korytarzu ciemną nocą w samej bieliźnie. No, prawie w samej bieliźnie, bo zawsze istniało ryzyko, że natknie się na pana Karaska, sąsiada zajmującego ostatnie z trzech mieszkań na jedenastym piętrze w bloku z wielkiej płyty. Z drugiej strony, Szymon od kilku tygodni był jakiś taki roztargniony, rozdrażniony, chwilami jakby nieobecny duchem. Może dobrze im zrobi taka chwilowa separacja od stołu i łoża?
Kryzysy zdarzają się również w nieformalnych związkach. Może powinniśmy od siebie odpocząć przez jakiś czas? – pomyślała, a głośno powiedziała:
– Dobra. Mogę na ten czas zainstalować się u was. Ale musicie mi pomóc z przeprowadzką. Trochę ostatnio obrosłam w graty i nie dam rady wszystkiego przewieźć Czarownicą.
Czarownica była samochodem Alicji. Nazwała go tak, gdy dowiedziała się, że jego poprzedni właściciel urodził się we wsi Łysa Góra. A ponieważ pojazd miał kolor spranej żółtej ściery do podłogi, to gdy Alicja wpadała w zły humor, Czarownica zamieniała się w Ścierkę. Od szczęśliwego rozwodu z Pawłem, a potem szczęśliwego spotkania z Szymonem*, pojazd zdecydowanie częściej bywał Czarownicą.
– Jesteś kochana! – Łucja rzuciła się jej na szyję. – Przywiozę ci wspaniały prezent z Ameryki. Co byś chciała? Mów! Dla ciebie mogę nawet odłupać kawał Statuy Wolności.
– Siebie przywieź całą i zdrową – odpowiedziała Alicja, uwalniając się z objęć przyjaciółki. – I przede wszystkim baw się tam dobrze.
– I ty też, panno z Monidła – roześmiała się przyjaciółka.
– Jaka panna, rozwódka przecież.
– Podobno feministki walczą, żeby kobiety po rozwodzie mogły wpisywać sobie w dokumentach, że są pannami.
– No to zapiszę się do tych feministek.
Gdy wróciła do domu, Szymona jeszcze nie było. Miała więc trochę czasu, żeby się zastanowić, jak mu powiedzieć, że się wyprowadza. Ciągle zastanawiając się nad najlepszą formą zakomunikowania ukochanemu o konieczności chwilowej separacji, wyszła na spacer z Pasztetem, psem rasy bliżej niezdefiniowanej, a potem zrobiła zakupy na kolację. Po powrocie nakarmiła kocura o militarnym imieniu Rudy Sto Dwa i zabrała się do przygotowywania zapiekanki makaronowej z grzybami. Pół godziny później wszystko było prawie gotowe, ale ona nadal nie miała pomysłu na poważną rozmowę o związku. Wzięła prysznic i przebrała się. Poprawiała makijaż, gdy usłyszała, że na ich piętrze zatrzymuje się winda, a chwilę później trzaskają drzwi mieszkania Szymona. Po jakimś czasie rozległ się dzwonek do drzwi, więc założyła, że po drugiej stronie stoi mężczyzna jej życia. Zrobiła seksowną minę i nie zerkając przez wizjer, szarpnęła drzwi wyjściowe i oparła się kusząco o futrynę, przymykając oczy. Po kilku sekundach zorientowała się, że coś nie gra, bo mężczyzna po drugiej stronie drzwi nie rzuca się na nią i na dodatek chrząka tak jakoś znajomo i nieprzyjaźnie… Otworzyła oczy i natychmiast się wyprostowała.
– Dzień dobry – powiedziała na widok łysego pana Karaska i obciągnęła spódnicę.
– To wrzucili do mojej skrzynki zamiast do pani – powiedział sąsiad w tej samej chwili, nie odrywając karcącego wzroku od jej uda, które, mimo że Alicja naciągnęła materiał, ciągle kusząco błyszczało spod przykrótkiej kiecki.
Wzięła od niego przesyłkę i spojrzała na nią ze zdziwieniem. Bąbelkowa koperta formatu A4 wyglądała, jakby ktoś ją wcześniej przeżuł i wypluł. Była okrutnie wymiętolona, a adres zamazany i praktycznie nie do odczytania.
– Pies wyrwał wnuczce, jak niosła ze skrzynki – wyjaśnił pan Karasek.
– A jest pan pewny, że to akurat do mnie? – zapytała z powątpiewaniem.
– A do kogo innego miałoby być? Przecież pani ma skrzynkę obok mojej – odpowiedział sąsiad i trzasnął drzwiami.
– Co się stało? – zapytał Szymon, wychodząc ze swojego mieszkania. – Czego on chciał?
Alicja pokazała mu kopertę, którą trzymała z odrazą w dwóch palcach.
– Ktoś przez pomyłkę wrzucił do jego skrzynki. Nie da się odczytać adresata i nie wiadomo dlaczego uznał, że to do mnie – wyjaśniła, wchodząc do mieszkania.
Szymon zamknął drzwi i wyjął jej list z rąk.
– Pasztet się do tego dorwał? – zapytał z uśmiechem, a w odpowiedzi pies Alicji szczeknął z urazą z wnętrza mieszkania.
– Pasztet nie zdążył – odpowiedziała Alicja. – Szybsza od niego była suka Karaska. Połóż gdzieś tę kopertę i wchodź do pokoju. Zrobiłam zapiekankę z makaronem i grzybami. Zjesz?
– Z twoich rąk nawet truciznę, moja bogini. – Szymon objął ją i pocałował. – Ale dzisiaj wolałbym coś nieprzypalonego.
Alicja pociągnęła nosem i wyrwała mu się.
– Mój makaron! – krzyknęła i rzuciła się ratować kolację.
Czytaninka –
Wracamy do losów Alicji z Wesołej rozwódki, której recenzję znajdziecie w spisie treści na blogu. Gwarantuję Wam, że jeśli szukacie powieści, która przez większość czasu będzie wywoływała u Was uśmiech to dobrze trafiliście. Zresztą autorka znana jest z poczytnych komedii. I tym razem nie mogło być inaczej.
Alicja wynajmuje kawalerkę, ale kiedy przyjaciółka z mężem musi wyjechać na kilka miesięcy za granicę, prosi ją, aby na ten czas przeniosła się do jej domu. Najpierw nie bardzo chce się zgodzić, bo nie widzi jej się wizja rozstania z Szymonem. Kiedy przychodzi co do czego, przeprowadzają się tam wspólnie. W krótkim czasie zjawia się gosposia, która raz w miesiącu sprząta mieszkanie przyjaciółki, ale ze względu na wyjazd właścicieli, postanawia również wprowadzić się na ten czas. Jest trochę tajemnicza i dziwnie się zachowuje. Wkrótce w mieście zaczyna się coraz więcej dziać, a wszystko sprowadza się do mieszkania, w którym obecnie przebywa Alicja z Szymonem.
Bohaterowie wykreowani przez autorkę są wyraziści. Alicja to kobieta, która zdaje się twardo stąpać po ziemi, po rozwodzie ze swoim byłym mężem układa życie u boku innego. Jakież zaskoczenie pojawia się na jej twarzy, kiedy zjawia się były mąż oświadczając, iż ich rozwód nie jest ważny. Co w związku z tym zrobi nasza bohaterka? Czy życie u boku Szymona, okaże się, że to już ten jedyny?
Iwona Czarkowska w doskonałym stylu oddaje w nasze ręce komedię, którą czyta się błyskawicznie. Świetny styl autorki, do tego lekki i przyjemny język, sprawiają, że czytelnik spędza miło czas. To książka, która doskonale nadaje się jako odskocznia od ciężkich, trudnych, bądź przesłodzonych książek. Poprawia humor i sprawia, że uśmiechamy się sami do siebie.
Wierzcie mi, że dzieje się tutaj wiele. A wszystko za sprawą skradzionego obrazu z Muzeum. Niczego nieświadoma Alicja żyje sobie jak gdyby nigdy nic, nawet nie wiedząc, że stała się przyczyną całego zamieszania w mieście. I do tego Krasnal, zwany Gipsowym, który przyprawia o dreszcze niejedną osobę. Nie zabraknie tutaj również bohaterów pod postacią dwóch kotów i jednego psa o całkiem zabawnych imionach.
“Panna z Monidła” to zabawna komedia przy której czytelnikowi uśmiech nie schodzi z buzi. Wesołe zwroty akcji, nietypowe zachowania bohaterów i komiczne sytuacje na pewno umilą Wam czas. Przy tej lekturze, nie sposób się nudzić. Zachęcam do przeczytania!
aftanasjoanna –
„Panna z Monidła” to kontynuacja zaskakujących perypetii Alicji, którą mogłam poznać w powieści „Wesoła rozwódka” – > Recenzja
Co tym razem autorka zaserwowała swojej bohaterce?
Czy Alicja jest w końcu szczęśliwą i spełnioną kobietą?
A może znów stanęła na życiowym zakręcie?
„Panna z Monidła” utrzymana jest w tym samym stylu co poprzednia książka Iwony Czarkowskiej. Nie brakuje w niej szybkiego tempa, przy którym nie ma czasu na nudę. Ba! Nie ma nawet czasu na odłożenie książki, bo zdarzenia następują po sobie lawinowo, co nie raz i nie dwa, doprowadza do komicznych rezultatów. Bohaterowie tej części również są wykreowani z przymróżeniem oka, co daje czytelnikowi gwarancję naprawdę świetnej zabawy.
Umieć zachować dystans wobec siebie, ale i wobec własnych bohaterów to jest doprawdy wielka sztuka w dzisiejszej literaturze.
W powieści nie brakuje również tajemnic – dziwna przesyłka, kradzież obrazu, ekscentryczna gosposia – nadają całości nowego szlifu i niesamowitego klimatu.
Życie Alicji biegnie spokojnym torem. Kobieta dawno zrzuciła z siebie balast emocjonalny jakiego doznała podczas rozwodu. Pracuje, prowadzi własną firmę, spełnia się, żyje również w szczęśliwym związku z Szymonem. Jednak bohaterka nie byłby sobą, gdyby w jej życiu nie przytrafiały się zdarzenia nietypowe i dziwaczne. Jednym słowem dzieje się sporo! I to jak!
Alicja zdaję się zapomniała o swoim postanowieniu: „Żadnych facetów! Zwłaszcza przystojnych, uśmiechniętych, a przede wszystkim żadnych wysportowanych. Tacy są najgorsi. (…)”.
Dokąd ją to zaprowadzi?
Kim jest tajemnicza gosposia Ada, która pojawia się i znika?
Dlaczego były mąż Alicji – Paweł – wprowadza się do domu, w którym ona mieszka?
Kim jest tytułowa panna z Monidła?
O czym zapomniał Szymon powiedzieć Alicji?
I kto jest winny kradzieży obrazu z miejscowego muzeum?
To tylko nieliczne pytania, na które odpowiedzi oczywiście znajdziecie w pełnej humoru powieści „Panna z Monidła”.
Jak zakończą się wszystkie perypetie Alicji w tej części – musicie się przekonać sami.
Jedyne co Wam mogę powiedzieć, to to, że życie z uśmiechem na ustach i optymizmem w sercu jest o wiele fajniejsze i łatwiejsze, niż ciągłe narzekanie i rozpamiętywanie przeszłości, na którą już nie mamy żadnego wpływu.
Autorka w tej powieści zwraca uwagę, głównie między wierszami, na asertywność, a raczej jej brak.
Alicja niestety ma tendencję do tego, niejednokrotnie, to właśnie brak stanowczości i asertywności pakują ją w niechciane sytuacje i doprowadzają do życiowych absurdów.
Trzeba czasem tupnąć nogą i wziąć sprawy we własne ręce, by dojść do oczekiwanych efektów.
Głowna bohaterka tej powieści koniec końców tak właśnie czyni i wówczas wreszcie zaczyna oddychać swobodniej.
Jak to mówiono w starej dobrej komedii polskiej „sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”.
Niechaj więc tak będzie, bo zawsze warto pamiętać, żeby polegać również na samej sobie, a nie tylko na innych. Nadmierne zaufanie wobec osób trzecich może doprowadzić nas do kolejnego rozczarowania.
Jakimi efektami zakończy się „niepamięć” Szymona?
I jak Alicja poradzi sobie na tym zakręcie życia?
Dowiecie się z ostatnich stron powieści, której lektura przebiegnie Wam lekko, przyjemnie i z humorem. Będzie również psio i kocio. Nieco niebezpiecznie i na granicy prawa. Będzie odrobinę strasznie i tajemniczo. A to wszystko razem zagwarantuje Wam kilka godzin wyśmienitej zabawy.
Ja tymczasem zabieram się, z uśmiechem na ustach, za trzecią część cyklu.
Jestem szalenie ciekawa dalszych losów Alicji 🙂
recenzja na: http://przeczytajka.blogspot.com/2018/06/panna-z-monida-iwona-czarkowska.html